Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

Animizm - Dusze i duchy

 

HENRYK CUNOW
Pochodzenie religii i wiary w Boga

*
II. Powstawanie wyobrażeń o duchach i bogach

Karol von den Steinen, znany podróżnik i etnolog, opowiada w swym dziele „Pomiędzy pierwotnymi ludami Środkowej Brazylii", iż gdy rozmawiał z Bakairam i na temat że „każdy musi umierać", to spierali się z nim. Byli zdania, że człowiek może umrzeć, lecz co do musu umierania nie dawali się przekonać.

Twierdzenie to dla nich było tak samo spornym, jak dla nas byłoby np. zdanie: „wszyscy ludzie muszą być zamordowani". „Wtedy przekonałem się, mówi zdziwiony Karol von den Steinen, że Bakairi nie zna konieczności; nie dożył on jeszcze do tego, ażeby z szeregu wciąż powtarzających się zjawisk wyprowadzić konieczność powszechną; zwłaszcza nie rozumie on tego, że człowiek musi umierać. Daleka jest od niego myśl, wpajana w nas w najniższych klasach gimnazjalnych: „Nemo mortem effugere potest" — (nikt nie może uniknąć śmierci)".

To co się wydawało tak dziwne Karolowi von den Steinowi u Bakairów z nad Kulisehu i Batovy (rzeki będące źródłami wielkiej rzeki Xingu), odnajdujemy u wszystkich ludów pierwotnych, nawet u takich, które jak mieszkańcy Melanezji i Polinezji osiągnęły już względnie wysoki stopień rozwoju. Że człowiek umrzeć może, to doświadczenie oni posiadają; że umierać musi, że śmierć jest normalnym, nieuniknionym zakończeniem każdego życia, tego nie rozumieją.

Ze sposobu ich myślenia jak i z zakresu ich doświadczeń jest to zupełnie zrozumiałe. Dziki prowadzi ciasno ograniczone i nader proste życie odruchowe. Podrażnienie i czyn są u niego związane bezpośrednio. Jego myśl zaledwie wychodzi poza obręb jego materiału zmysłowego. Nie ma on żadnego wyobrażenia o faktach ogólnych i stosujących się do pewnego prawa, gdyż do poznania prawdy ogólnej, podlegającej prawom, potrzeba, ażeby liczne i rozmaite zjawiska poszczególne objęte były ideą wspólną; przy tym uogólnianiu zaś należy uwzględniać jednakowe właściwości i stosunki tych zjawisk, a inne odrzucać.

Człowiek pierwotny myśli, że tak rzekę, tylko intuicyjnie, na podstawie szczupłego zakresu swych wrażeń zmysłowych. W zupełnie innych warunkach niż my, ogląda dziki — np. murzyn australijski — śmierć. My żyjemy w wielkich środowiskach, w których wypadki śmierci są częste. Na cmentarzu widzimy setki i tysiące grobów ludzi zmarłych, a nasze opowiadania dziejowe mówią nam o milionach, które zmarły w ciągu niezliczonych pokoleń; tak więc poznanie, uzyskane z doświadczeń wielu wieków poucza nas: wszystko co żyje, przemija.

Murzynowi australijskiem u brak tego całego kompleksu doświadczeń. Wie on, że w jego małej hordzie, a także i w innych zmarł nie jeden, ale ilu i od jak dawna, o tym sądzić nie może. Przecież on liczyć umie tylko do dziesięciu, rzadko od dziesięciu do dwudziestu, a o rachubie czasu na lata, dziesiątki lat i wieki nie ma pojęcia. Być może, znał on jeszcze swych dziadków, lecz co było dawniej, to ginie w m roku niewiadomego i mówi on o tym wszystkim:—dawno, bardzo dawno. W małej hordzie z 40-50 głów, w której rozgrywa się jego życie stosunkowo rzadko ktoś umiera, śmierć nie jest zjawiskiem codziennym, i gdy kto umiera, ginie przeważnie w walce lub kończy wskutek jakichś uszkodzeń, doznanych na polowaniu lub w podróży. Śmierć z uwiądu starczego jest czymś niezwykłym.

Tak więc dla Australijczyka, chociaż nie rozumie on związku wewmętrzncgo, jest łatwo zrozumiałe, że ktoś umiera wskutek zranienia, gdyż widywał nieraz, jak umierali ugodzeni oszczepem lub maczugą. Zwierzęta, na które poluje, kończą też w ten sposób. Lecz żeby śmierć mogła być rozwiązaniem naturalnym , przez wyczerpanie organizmu, aby przyszła bez ran broczących, tego on nie rozumie. Według jego pojęcia, brak tu przyczyny śmierci; a nie mogąc jej znaleźć, poszukuje on przyczyny ukrytej, nadprzyrodzonej, t. j. sprowadza śmierć naturalną do działania jakichś nieznanych wpływów, do czarów.

Fakt ten potwierdza John Fraser, opowiadając o krajowcach Nowej Południowej Walii:

„Gdy krajowiec zostanie zabity w walce, lub gdy zostanie śmiertelnie rańmy i umrze, gdy zostanie na śmierć przygnieciony walącym się drzewem, lub gdy w ogóle zginie w skutek jakiegoś widocznego wypadku, towarzysze jego nie dziwią się, gdyż przyczyna śmierci jest wyraźna; rzecz się ma zupełnie inaczej, gdy bez takiego widocznego powodu ktoś zachoruje i umrze. W tym wypadku zawsze za przyczynę jego śmierci uważają ukrytą złośliwość jakiegoś złego ducha, podstępnego czarownika lub guślarza, który albo ma własną rękę, albo też z czyjegoś podszeptu, czarami w prowadził do ciała chorego coś, co wywołuje jego charłactwo i śmierć. Według powszechnie przyjętej wiary naszych krajowców człowiek umiera nie dlatego, że jego maszyna życiowa zużyła się, lecz dlatego, że został om zaczarowany przez jakiegoś nieprzyjaciela”.

Podobnie wyrażają się Baldwin Spencer i F. I. Gillen o mieszkańcach środkowej i południowej Australii:

„Mniemanie, że ktoś może umrzeć śmiercią maturalną , jest dla hord krajowców środkowej Australii rzeczą zupełnie nieznaną. Choćby jakiś mężczyzna lub kobieta byli najstarsi i najbardziej wycieńczeni, to w razie ich śmierci, zaraz zjawia się  przypuszczenie, że śmierć ta jest następstwem czarów jakiegoś nieprzyjaciela ”.

Jak jednak powstaje śmierć? Dziki widzi, że ciało człowieka, albo upolowanego zwierzęcia — dotychczas ruchliwe i ożywione — z chwilą, gdy wypłynęła z niego krew i gdy ustał oddech, stało się sztywne, zimne, nieruchome. Odpowiednio do swoich spostrzeżeń zmysłowych wnioskuje on, że wraz z krwią lub oddechem uszło z ciała coś, co tym ciałem dotąd poruszało.

Lecz gdzie jest owo życie? Że życie jest tylko czynnością ciała i wraz z nim ginie, to jest dla dzikich niezrozumiałe. Tego rodzaju wyobrażenie może powstać dopiero wtedy, gdy ciało ludzkie zostanie dokładnie zbadane, i gdy zostaną poznane warunki życia i czynności jego organów zewnętrznych i wewnętrznych.

Wszystkie ludy pierwotne i półpierwotne są z natury rzeczy dualistami. Ciało i życie (duch) są dla nich czymś zupełnie odrębnym, istniejącym jedno obok drugiego, przy tym ciało jest samo przez się pozbawione ruchu i nieczynne, dopiero gdy w nie wejdzie życie (duch) i je ożywi, staje się żyjącym. Tak więc dziki z góry przypuszcza, że życie, opuszczające człowieka umierającego, trwa nadal osobno i że wszystkie siły życiowe i duchowe, które przedtem posiadał zmarły, trwają dalej w życiu, czyli w duszy, która opuściła martwe ciało.

Te wyobrażenia znajdują w umyśle dzikiego jakby potwierdzenie w tym, że dziki często we śnie — a większość ludów pierwotnych śni często — przestaje ze swymi zmarłymi krewnymi, i nieraz śni mu się, że wykonywa różne czynności: wędruje, poluje i t. p.

Dla niego jednak widziadła senne nie są igraszką jego wyobraźni, lecz rzeczywistością. Jak niejeden zabobonny człowiek kulturalny wierzy, że zmarli krewni, którzy mu się przyśnili, w rzeczywistości go odwiedzili, tak i człowiek pierwotny wierzy, gdy we śnie ujrzy zmarłego, że odwiedził go błąkający się jego duch.

A gdy mu się przyśni, że on sam gdzieś przebywał iub coś czynił, tłumaczy to sobie w ten sposób, że podczas snu zamieszkująca w nim dusza opuściła ciało, ażeby gdzie indziej wykonywać te czynności, które mu się przyśniły. Australijczykowi, który w nocy śnił sam o sobie, nikt nie wytłomaczy, że jego dusza nie błąkała się w nocy. Dlatego u niektórych plemion nie wolno budzić człowieka, pogrążonego w głębokim śnie, gdyż dusza jego może wtedy być na wędrówce i nie znajdzie dosyć czasu, ażeby wrócić do ciała. A. W. Howitt, jeden z najlepszych znawców tych szczepów australijskich, opowiada, że pewien Kurnai, który rozmawiał o duszach zmarłych, w ten sposób udowadniał swoją wiarę w duszę: „A jednak tak jest; bo często, gdy śpię, idę w dalekie kraje, widzę innych ludzi, a także widzę i mówię z takimi, którzy już dawno umarli".

Tak samo opowiada misjonarz australijski — George Taplin o szczepie Narrinyerów nad dolnym biegiem rzeki Murray, że dzicy jego okręgu misyjnego nie mogli w żaden sposób zrozumieć, że sny są tylko widziadłami. Nie mogli oni odróżnić snu od rzeczywistości. To co się im przyśniło, było według ich przekonania rzeczywistym przeżyciem ich duszy.

Do wzmocnienia wiary krajowców w duchy przyczynia się częstość wśród nich objawów gorączkowych i odrętwienia. Nie rzadko zdarza się, że krajowiec wskutek znacznego upływu krwi, uderzenia maczugą w głowę, otrucia lub długiego głodowania wpada w stan nieprzytomności lub odrętwienia i pomimo wszelkich starań krewnych i znachorów dłuższy czas nie daje się ocucić, później jednak wraca do przytomności. Dziki, nie rozumiejący tych objawów, wnioskuje, że dusza już opuściła ciało, ale w końcu czy to z własnej woli czy też zniewolona przez gusła znachora, wróciła do swego opuszczonego ciała.

Stąd powstało mniemanie, że w najbliższych dniach po śmierci duch chętnie przebywa obok swego martwego ciała i może do niego wrócić. Dlatego u tych szczepów nieraz chowają zmarłych dopiero wtedy, gdy się rozpocznie rozkład ciała. A le i wtedy nie grzebią ich natychmiast, lecz na razie zawijają ciało w maty lub skóry i umieszczają na drzewach lub kobylicach, ażeby dusza łatwiej mogła się dostać do ciała; wreszcie — ażeby umożliwić duszy złączenie się z martwym ciałem, nawet po tygodniach i miesiącach, starają się możliwie zachować ciało przez suszenie, wędzenie lub tym podobne operacje.

Jeżeli w hordach australijskich, — które nawet w okolicach najżyźniejszych i najbogatszych w zwierzynę rzadko kiedy liczą więcej, niż 50—60 osób łącznie z kobietami i dziećmi — umrze ktoś, to trupa nie grzebią zaraz, ponieważ wciąż istnieje możliwość, że błąkająca się w pobliżu duszia zapragnie wrócić do ciała.

Zawijają więc trupa w skóry, maty, suche trawy, korę lub gałęzie i umieszczają w rozgałęzieniach drzew; lub też ustawiają wysokie kobylice i do nich przywiązują trupa. Po kilku miesiącach, a niekiedy latach, najbliższa rodzina zdejmuje szkielet, na nowo zawija go i, albo grzebie, albo też — w okolicach górzystych, gdzie kamienie przykryte są tylko bardzo cienką warstwą ziemi, — umieszcza w jaskiniach lub skalnych rozpadlinach.

Charakterystycznym dla pojęć Australijczyków jest stawianie obok zawiniętego trupa nieco surowej albo upieczonej żywności i drewnianego naczynia z wodą, i to bez różnicy, czy zmarły jest pogrzebany zaraz, czy też na razie umieszczony na drzewach lub na kobylicy, gdyż dusza zmarłego, o ile nie ma zmarnieć, wymaga pokarmu tak jak za życia. Dusza potrzebuje też i ciepła. Dlatego we wschodnich górzystych okolicach Australii, gdzie nocą bywają dotkliwe chłody, w ciągu kilku dni rozniecają na noc ogień. Tę samą potrzebę ochrony przed nocnym chłodem, jak żywy człowiek, który rozpala ogień w obozowisku, odczuwa i dusza.

U niektórych bardziej rozwiniętych szczepów Nowej Południowej Walii lub Queenslandu również i w okolicy jezior Południowej Australii, a więc w okolicach o wilgotnym i gorącym klimacie i obfitującym w muchy, gdzie z tego powodu rozkład trupa następuje bardzo szybko, krajowcy wynaleźli jeszcze jeden nowy sposób, ażeby umożliwić duszy powrót do ciała w pierwszym zaraz czasie po śmierci — wędzą trupa.

Gdy tylko zaczyna się Rozkład ciała, zginają trupowi nogi pod brzuch, a ramiona rozpościerają i przywiązują do kobylicy, wysokiej koło dwuch metrów, zaopatrzonej u góry w rodzaj rusztu; pod spodem przez dwa trzy dni podtrzymują niewielki mocno dymiący ogień. Naturalnie nie wystarcza to do zupełnego zmumifikowania, lecz bądź co bądź powstrzymuje rozkład na przeciąg 2 do 3 tygodni.

Gdzie jednak w ciele żywego człowieka jest siedlisko duszy? Według pojęcia najniżej stojących współczesnych ludów pierwotnych — przeważnie w ciepłej krwi, lub w oddychającej piersi. Łatwo zrozumieć ten pogląd dzikiego, który opiera się na spostrzeżeniach codziennych. Gdy na polowaniu zabije on zwierzę, lub w walce ciężko zrani przeciwnika, z ran płynie ciepła czerwona krew, i o ile krwawienie się nie zatrzyma, ciało sztywnieje, a ciepła brocząca krew gęstnieje i stygnie—więc życie, dusza, przebywała przedtem we krwi i wraz z krwią opuściła ciało: wreszcie wraz z ostygnięciem krwi dusza z krwi wyszła. Pozostała tylko bezduszna materia. Wiara ta odpowiada w zupełności codziennemu doświadczeniu szczepów myśliwskich oraz niższych pasterskich, które hodują bydło więcej na rzeź, niż dla otrzymywania mleka; codziennie przy polowaniu lub biciu bydła mogą one czynić zawsze te same spostrzeżenia.

Inny pogląd znajdujemy u pierwotnych ludów wyspiarskich lub mieszkańców wybrzeży, gdzie pożywienie mięsne składa się wyłącznie z ryb, skorupiaków, płazów, a więc ze zwierząt zimnokrwistych.

Wprawdzie i tam spotykamy miejscami pogląd, że dusza mieści się we krwi, przeważnie jednak ludy te umiejscowiają duszę w piersiach, rozszerzających się za każdym oddechem — także i podczas snu; ze śmiercią jednak piersi stają się nieruchome a więc ostatnim tchnieniem umierającego uszła jego dusza, jego życie.

Wyżej i już stoi pogląd, napotykany u różnych szczepów Nowej Gwinei i wysp Salomona, Nowej Kaledonii, Polinezji, że dusza (duch) człowieka przebywa w czaszce, zwłaszcza zaś w oczach lub poza oczami.

Pogląd ten, jakby to można przypuścić, nie pochodzi z poznania, że myśl jest czynnością zawartego w czaszce mózgu, lecz te spostrzeżenia, że wszelkie wzruszenia, lub mówiąc odpowiednio do pojęć tych ludów, wszelkie objawy duszy ludzkiej odbijają się na twarzy, a zwłaszcza w oczach, po śmierci zaś oko traci blask i wyraz i jest nieruchomo utkwione w dal. Dlatego też przeważnie ludy zamieszkałe pod słonecznym niebem Polinezji, niesłychanie łatwo przechodzące od niepohamowanej radości do śmiertelnego smutku, hołdują poglądowi, że dusza ludzka przebywa w oczach lub poza nimi: — gdy człowiek się śmieje, to się śmieje jego dusza, a gdy on płacze, to dusza taje w smutku. U mieszkańców wysp Hawai gruczoły łzowe, którymi „płacze dusza , noszą poetyczną nazwę „lauhane“, t. j. jaskinia duszy.

U ludów, stojących jeszcze wyżej, np. u starożytnych amerykańskich narodów kulturalnych siedział duszy mieści się w sercu; jest to pogląd znacznie późniejszy, gdy już poznano, że serce jest ośrodkiem krwiobiegu, i że zaburzenia czynności serca, czy to wskutek jego zranienia, czy też innych przyczyn, pociągają za sobą śmierć — ucieczkę duszy.

Bardzo wyraźnie rozświetlają ten świat myśli ludów pierwotnych ich wyrazy na serce, duszę, ruch. często niżej stojące ludy mają ten sam wyraz na siłę życiową, ruch, duszę, ducha, cierń, oddech. U Australijskich Narrinyerow wyraz „pangari” oznacza jednocześnie działalność życiową i cień rzucony przez ciało ludzkie. U Kurnajów „yambo“ znaczy cień i dusza.

Wiradżurowie nazywają wyrazem „iir“ — ducha zmarłego i siłę życiową. U Rigambulów „matu” znaczy również duch i cień. U Dieyerów „mura“ znaczy duch i życie. Lecz u niektórych plemion australijskich wyraz duch oznacza jednocześnie „siłę“ zmarłego, a u Yuinsow duch nosi nazwę ,,tulu-gal“, co znaczy „przynależny grabowi”.

Dusza więc czyli duch, jak widać z tych wyrazów, jest jakoby lotnym widmem, rzeczą bezcielesną, nie złożoną ze stałej, uchwytnej lub widzialnej materii, i dlatego może się ona pomieścić nie tylko w piersiach, lecz nawet we krwi lub ciasnej czaszce.

Lecz wyobraźnia, która wyszła nawet poza obręb prostego odtwarzania zwykłych zmysłowych obrazów poglądowych, nie może sobie przedstawić ducha, t j. istoty bez ciała, lecz mającej formy cielesne; bez narządów zmysłu, lecz mogącego widzieć, wąchać, czuć i myśleć.

Nawet nasi współcześni wywoływacze duchów ujrzeli się zmuszeni wyposażyć swoje duchy w ciało chociażby tylko astralne — ten sam wyraz na to samo nic. I jeżeli się ich zapytać, w jaki sposób poznali, że duch, który im się ukazał, jest zmarłej osoby takiej a takiej, krewnej lub znajomej, odpowiedzą wtedy, że duch miał te same rysy twarzy, to samo miłe lub przenikliwe spojrzenie, te same jasne lub ciemne włosy, tę samą brodę i wąsy jak i zmarły.

Nawet i odzież uważają duchy, oglądane i pokazywane przez naszych spirytystów, za potrzebną do okrycia swej nagości, gdyż jako duchy współczesne posiadają wysoko rozwinięte poczucie wstydliwości, i dlatego, gdy będziemy się rozpytywać o wygląd duchów, to usłyszymy, że miały na sobie powiewne płaszcze lub zarzutki, niekiedy długie koszule, mundury lub komże. Tylko frak i smoking nie są dotąd modne u duchów. Jeżeli dalej zapytamy się, jak się te duchy zachowywały, to dowiemy się, że robiły różne błazeństwa; wywoływanym na posiedzeniach spirytystycznych duchom robi szczególną przyjemność klepanie obecnych po twarzy, rzucanie im na głowę kwiatów, przesuwanie krzeseł i stołów i hałasowanie w najrozmaitszy sposób.

Jeżeli cofniemy się aż do średniowiecza, do legend o świętych i czartach, dowiemy się, że duchy świętych płaczą, broczą krwią i ryczą, jak ziemscy ludzie, a złe duchy (czarty) trącą smołą i siarką, mają rogi, nogi kozie lub końskie, walczą z ludźmi i mocują się i nieraz bywają przez nich poranieni lub pobici. Mają te same własności co i ludzie, biją i borykają się z sobą, zadają sobie wzajemnie rany, mają swój zapach, cierpią na głód i pragnienie, a specjalnie lubują się w jadle, napoju i tańcach.

To pojęcie o duchu znajdziemy nie tylko u Australijczyków, lecz także u stojących daleko wyżej od nich kulturalniej krajowców Nowej Gwinei, Nowej Brytanii, wysp Salomona, Banksa i Nowych Hebrydów, Karolińskich i t. d. Wszędzie w mitach tych ludów napotykamy pogląd, że wałęsające się duchy zmarłych zachowują dokładnie ich dawną postać ciała, właściwości i przyzwyczajenia.

Jeżeli kobieta za życia była kłótliwa i niechlujna, to jej duch jest kłótliwy i niechlujny. Jeżeli mężczyzna umarł w późnym wieku, gdy już był słaby i niedołężny, to i duch jego jest słaby i niedołężny. Jeżeli zmarły cuchnął za życia, to i duch jego cuchnie. Nawet ułomności i okaleczenia, nabyte za życia wypadkiem w walce, przechodzą na ducha.

Tak np. wyspiarze z Pelau wierzą, że duch człowieka, który na wojnie utracił rękę lub nogę, tak samo i w dalekiej niewidzialnej krainie duchów uwija się o jednej ręce lub nodze. I to zrozumiałe, gdyż ducha nie mającego ciała ani postaci, lecz posiadającego wszystkie zdolności ciała ludzkiego, nikt nie może sobie wyobrazić. Prócz tego śpiącemu zmarli jego krewni przedstaw iają się oczywiście w tej samej postaci, w jakiej on ich kiedyś znał i w jakiej przechowuje ich wspomnienie.

Ludy pierwotne nieraz do tego stopnia utożsamiają ducha z ciałem, które on niegdyś zamieszkiwał, że nawet uważają procedury, dokonane na trupie po śmierci, jak gdyby za dokonane na duchu. Tak np., ażeby przeszkodzić duchowi jakiegoś mściwego człowieka „chodzić“ po swych żyjących krewnych i nękać ich swą zemstą, u niektórych australijskich plemion związują z sobą kończyny trupa, ręce mocno przywiązują do brzucha, trupowi łamią kręgosłup, albo nawet odcinają głowę.

Tak opowiada misjonarz Siebert, że w hordach Dierów zmarłemu przed pogrzebaniem mocno związują oba paluchy nóg, ręce zaś zawiązują na plecach, i aby się nie mógł rozwiązać, oba paluchy rąk wiążą z sobą tak mocno, że niekiedy postronek wrzyna się do kości. Prócz tego naokoło grobu oczyszczają ziemię na kilka stóp szeroko od trawy i krzaków i w ciągu pierwszego tygodnia po pogrzebie codzień wieczór sypią na to miejsce piasek i popiół, a nazajutrz rano sprawdzają, czy nie ma na nim śladów stóp. O ile się im wydaje, że się takich śladów do patrzyli, wyjmują trupa z grobu, mocniej związują i grzebią w innym dole, gdyż według mniemania Dierów ślady nóg dowodzą, że zmarły duch nie jest zadowolony z miejsca swego spoczynku.

Podobne zwyczaje znajdujemy także u mieszkańców wysp, położonych w cieśninie Torresa (między północną Australią i Nową Gwineą), jak również u niektórych szczepów Papua; powszechnie też wiadomo, że jeszcze dziś na Ukrainie, w południowych Węgrzech i na półwyspie Bałkańskim istnieje zabobon, że są tacy zmarli, którzy w nocy tajemnie wstają z grobów jako wampiry, ażeby wysysać krew żywym (jak już wiemy — krew jest u wielu ludów siedzibą duszy). Ażeby unieszkodliwić tych wampirów, jest jeden tylko środek: wykopać trupa, przebić mu serce zaostrzonym kołem lub odciąć głowę, albo wreszcie spalić trupa.

Sprzeczności, tkwiące w tych wszystkich poglądach, jak wskazuje porównanie wyobrażeń o duchach u Australijczyków, nie rażą naiwnego umysłu dzikiego.

Pytanie, w jaki sposób duch o postaci ludzkiej zupełnie wykształconej może się zmieścić we krwi lub w piersiach człowieka, dla niego nie istnieje, tak samo jak pytanie, w jaki sposób duch tak sformowany może wydostać się z zamieszkałego przez siebie ciała wraz z oddechem lub krwią. Lecz już wcześniej zjawiają się wątpliwości, czy dusza znajdująca się w ludzkim ciele ma od razu postać ludzką. Coraz wyraźniej wytwarza się pogląd, że dusza, dopóki przebywa w ludzkim ciele, jest rodzajem powietrza, czy też pary, przeważnie niewidzialnej, czasami jednak święcącej lub połyskującej i ciepłej, a która dopiero po opuszczeniu ciała zagęszcza się w ducha o ludzkiej postaci.

Początki tego rozróżniania duszy w postaci powietrza lub pary, przebywającej w ciele ludzkim, od duszy, oddzielonej od ciała i błąkającej się jak duch w ludzkiej postaci, znajdujemy już u niektórych więcej rozwiniętych plemion australijskich.

Niektóre plemiona Wiktorii i Queenslandu a po części Południowej Australii wierzą, że duszę po opuszczeniu przez nią ciała ludzkiego w postaci „ciepłego wiatru“ można wyczuć, schwytać, utrzymać w ręce i nawet ścisnąć, lecz że narazie nie ma ona jeszcze żadnej postaci. Odnajdujemy nawet osobne nazwy dla duszy, przebywającej jeszcze w ciele, i dla duszy uwolnionej z ciała np. u niektórych plemion australijskich. U Kurnajów (Gipsland, wschodnie pobrzeże Wiktorii) dusza w ciele nazywa się „yambo“, t. j. cień. Wolno błąkający się duch nazywa się „mrart“, t. j. postać. U ludów Arunta dusza w ciele człowieka nazywa się „guruna“ (życie), a duch w postaci ludzkiej: „itanana“ (istota duchowa).

W ogóle jednak, o ile można sądzić z mitów, wyobrażenia plemion pierwotnych Australii o duchu i duszy są nieokreślone i rozlewne. Jeżeli się jednak przenieść na wyspy Melanezji i Polinezji, napotykamy tam coraz wyraźniejsze odróżnianie duszy, ożywiającej ciało ludzkie, od duszy, która je opuściła, z niego się zwolniła; zarazem zaś używane w tym celu wyrazy na obadwa pojęcia wskazują sposób, w jaki wyobrażają sobie to przejście od jednej postaci duszy do drugiej.



*
 

Całą książkę można przeczytać w bibliotece Polona pod adresem:
https://polona.pl/preview/78133b77-1d9f-4a4e-9a1e-c1a46c7d48f9


Data utworzenia: 29/02/2024 @ 02:39
Ostatnie zmiany: 29/02/2024 @ 03:43
Kategoria : Animizm
Strona czytana 11470 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
62-menora.jpg62-Hanukkah.jpg62-skull-cap.jpgtorah-verse.jpg62-tefilimTallit.jpg62-torah.jpg62-korona.jpg62-szofar.jpg62-hasyd.jpg62-mezuzah.jpg62-gwiazda.jpg62-chalka.jpg62-judaizm.jpg62-hanuka.jpg62-tallit-prayer.jpg62-menora-2.jpg62-talit.jpg62-Hasidic chicken.jpg62-tanah.jpg62-tora.jpg62-shofar.JPG62-hebrew.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 9008269 odwiedzający

 234 odwiedzających online