Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

=>> HEREZJE - Ariusz

Ariusz i Arianizm
Po ogłoszeniu edyktu o tolerancji, przywracającego chrześcijanom spokój i wolny czas, w starożytnej siedzibie platonizmu, uczonej i bogatej Aleksandrii, rozgorzał na nowo spór o Trójcę Świętą. Płomień niezgody religijnej ze szkół teologów błyskawicznie udzielił się duchowieństwu, ludowi, ogarniając całą prowincję i Wschód.

Abstrakcyjne pojęcie wieczności Logosu zaczęto roztrząsać na konferencjach kościelnych i w kazaniach publicznych i wkrótce znane się stały ogółowi nieprawowierne poglądy Ariusza, co było skutkiem zarówno jego własnej gorliwości, jak i gorliwości jego przeciwników. Z tych ostatnich nawet najbardziej nieubłagani uznają uczoność i nienaganne życie tego wybitnego prezbitera, który w niedawnych wyborach zrzekł się, być może wspaniałomyślnie, swoich pretensji do tronu biskupiego. Pozycję sędziego w jego sprawie przyjął jego współzawodnik, Aleksander. Chociaż na początku zdawał się wahać, przecież w końcu ogłosił ostateczny wyrok jako absolutne prawidło wiary.

Nieustraszony prezbiter, który odważył się opierać powadze swego rozzłoszczonego biskupa, został wykluczony ze wspólnoty Kościoła. Pycha jego znalazła jednak poparcie w poklasku bardzo licznego stronnictwa. Do swoich bezpośrednich zwolenników zaliczał dwóch biskupów egipskich, siedmiu prezbiterów, dwunastu diakonów i (co się może wydawać prawie niewiarygodne) siedemset dziewic. Wyraźnie też popierali jego sprawę bądź jej sprzyjali bardzo liczni biskupi azjatyccy, przy czym ich krokami kierował Euzebiusz z Cezarei, najbardziej uczony z chrześcijańskich duchownych, oraz Euzebiusz z Nikomedii, który zdobył sobie reputację męża stanu, wcale przez to nie tracąc reputacji świętego. Synodom egipskim przeciwstawiały się synody w Palestynie i w Bitynii. Wielki ten spór teologiczny, przyciągający uwagę władcy i ludu przez całe sześć lat, przedłożono wreszcie do rozstrzygnięcia najwyższej powadze powszechnego soboru nicejskiego.

Gdy tajemnice wiary chrześcijańskiej zostały tak niebezpiecznie wydane pod publiczną dysputę, dało się zauważyć, że rozum ludzki potrafił wytworzyć sobie aż trzy odrębne, chociaż niedoskonałe systemy tyczące natury Trójcy Świętej, przy czym, jak orzeczono, żaden z tych systemów nie był całkowicie wolny od herezji i błędu.

I. W myśl pierwszej hipotezy, podtrzymywanej przez Ariusza i jego uczniów, Logos był zależnym tworem powstałym z niczego dzięki woli Ojca. Ten Syn, który stworzył wszystko, został zrodzony wtedy, gdy jeszcze żadnych światów nie było, i w porównaniu z ciągłością Jego istnienia nawet najdłuższy okres astronomiczny jest tylko przelotną chwilą; niemniej to istnienie nie jest nieskończone i był przecież czas poprzedzający niewysłowione narodziny Logosu. W tego to jedynego Syna Wszechmocny Ojciec przelał obfitość swego ducha i Jego to oblekł w jasność swojej chwały. Widzialny obraz niewidzialnej doskonałości miał nieskończenie niżej u stóp swoich trony najjaśniejszych archaniołów, a przecież jaśniał tylko światłością odbitą i, tak jak synowie cesarzy rzymskich obdarzeni tytułem cezara bądź augusta, zarządzał światem posłuszny woli swego Ojca i monarchy.

II. W myśl drugiej hipotezy Logos posiadał wszystkie zawarte w sobie i nieprzekazywalne doskonałości, które religia i filozofia przyznają Najwyższemu Bóstwu. Boska Istota składała się z trzech odrębnych i nieskończonych umysłów albo substancji oraz z trzech współrównych i współwiecznych istot, sprzecznością by więc było twierdzenie, jakoby którykolwiek z tych elementów nie istniał albo kiedykolwiek przestawał istnieć. Rzecznicy tego systemu, zdającego się ustanawiać trzy niezależne bóstwa, usiłowali jednak zachować jedność Pierwszej Przyczyny tak widocznej w planie i ładzie świata, głosząc jedność rządów Trzech Bóstw i zasadniczą zgodność ich woli. Wykazywali, że słabe podobieństwo takiej jedności działania można odkryć w społecznościach ludzkich, a nawet zwierzęcych. Przyczynami zakłócenia harmonii mogą być tylko niedoskonałość i nierówność ich uzdolnień, gdy tymczasem wszechmoc kierowana przez nieskończoną mądrość i dobroć nigdy nie omieszka wybrać sobie jednakich środków dla osiągnięcia jednakich celów.

III. W myśl trzeciej hipotezy trzy istoty, które wskutek zaczerpniętej z samych siebie konieczności swego istnienia posiadają wszystkie cechy boskie w stopniu najdoskonalszym i które są wieczne w trwaniu, nieskończone w przestrzeni i ściśle związane ze sobą nawzajem oraz z całym wszechświatem, nieodparcie narzucają się zdziwionemu umysłowi jako jedna i ta sama Istota mogąca w porządku Łaski i w porządku Natury objawić się pod rozmaitymi postaciami i być rozważana pod rozmaitymi aspektami. W ten sposób Trójca została pozbawiona realnej substancji i uzyskała czystą formę nominalną i abstrakcyjną, podporządkowaną tylko pojmującemu ją umysłowi.

Logos nie jest już osobą, ale cechą, przy czym tylko w znaczeniu przenośnym można miano Syna zastosować do wiecznego rozumu, który był w Bogu od początku i który - nie jako Istota, ale jako rozum - stworzył wszystko. Wcielenie Logosu sprowadza się do zwykłego natchnienia mądrości bożej napełniającej duszę i kierującej wszystkimi czynami Jezusa-człowieka.

Tak więc po dokonaniu pełnego obrotu koła teologicznego ze zdumieniem stwierdzamy, że sabelianin kończy na tym, od czego zaczął ebionita, i że wzbudzająca w nas uwielbienie, niepojęta tajemnica wymyka się wszelkim naszym badaniom.

Gdyby biskupom soboru nicejskiego wolno było pójść za bezstronnymi nakazami sumienia, to Ariusz i jego wspólnicy nie mogliby sobie pochlebiać nadzieją uzyskania większości głosów na rzecz hipotezy tak skrajnie przeciwnej dwóm najbardziej popularnym poglądom świata katolickiego.

Jednak arianie, rychło się zorientowawszy, w jak niebezpiecznym są położeniu, roztropnie przybrali owe skromne cnoty, rzadko kiedy wśród zaciekłej wściekłości sporów świeckich i religijnych praktykowane czy choćby zachwalane przez kogokolwiek z wyjątkiem członków stronnictwa słabszego. Zalecali więc ćwiczenie chrześcijańskiego miłosierdzia i umiaru, powoływali się na niepojętą naturę sporu, wypierali się używania wszelkich słów i określeń, których nie można było znaleźć w Piśmie Świętym, i wysuwali propozycje zadowolenia swoich przeciwników na drodze bardzo hojnych ustępstw, nie odrzekając się wszakże nienaruszalnej spoistości własnych zasad.

Zwycięska fakcja przyjmowała ich wszystkie propozycje wyniośle, podejrzliwie i wciąż szukała jakichś oznak niemożliwej do pogodzenia różnicy poglądów, których odrzucenie mogłoby ściągnąć na arian winę i skutki herezji. Publicznie odczytano i obelżywie podarto list ich protektora, Euzebiusza z Nikomedii, zawierający szczere wyznanie, że przyjęcie homouzjon, czyli konsubstancjalności, słowa dobrze już znanego platończykom, jest sprzeczne z ariańskimi zasadami. Biskupi, którzy kierowali postanowieniami soboru, ochoczo skorzystali z tej pomyślnej sposobności i, zgodnie z barwnym wyrażeniem Ambrożego, aby ściąć łeb znienawidzonemu potworowi, użyli tego samego miecza, którego dobyła z pochwy sama herezja.

Sobór nicejski uznał konsubstancjalność Ojca i Syna, która została jednomyślnie uznana za podstawowy artykuł wiary chrześcijańskiej przez Kościół grecki, łaciński, orientalny i protestancki. Ale samo to słowo nie wystarczyłoby do osiągnięcia celów większości, wprowadzającej je w prawowierne wyznanie wiary, gdyby nie posłużyło do napiętnowania heretyków i zjednoczenia katolików.

Owa większość dzieliła się na dwa stronnictwa o wręcz sobie przeciwnych skłonnościach do przyjęcia poglądu tryteistów i poglądu sabelianów. Ale ponieważ wydawało się, że te biegunowo różne stanowiska obalają podwaliny religii zarówno naturalnej, jak objawionej, obie strony wspólnie się zgodziły złagodzić surowość swoich zasad i razem zażegnać słuszne, a przecież szkodliwe konsekwencje, jakie mogliby z tego wyciągnąć ich przeciwnicy. Wzgląd na wspólną sprawę nakłonił je do połączenia swych szeregów i ukrycia dzielących je różnic; ich wzajemna zaciekłość złagodniała pod wpływem zbawiennych rad wzajemnej tolerancji, spory ustały z chwilą przyjęcia tajemniczego słowa homouzjon, które każda ze stron mogła wykładać dowolnie, zgodnie ze swymi dogmatami.

Znaczenie przypisywane temu słowu przez sabelianów, będące mniej więcej pięćdziesiąt lat przedtem znaczeniem potępionym przez synod w Antiochii, uczyniło je drogim dla tych teologów, którzy żywili potajemną, a przy tym stronniczą sympatię do Trójcy nominalnej. Ale bardziej modni święci z czasów ariańskich, tacy jak nieustraszony Atanazy, uczony Grzegorz z Nazjanzu i inne filary Kościoła, podtrzymując umiejętnie i z powodzeniem naukę nicejską, uważali, jak się zdaje, słowo "substancja" za jednoznaczne ze słowem "natura" i odważali się ilustrować znaczenie tych słów twierdzeniem, że trzej ludzie należący do tego samego wspólnego gatunku są wobec siebie konsubstacjalni, czyli zachodzi między nimi homouzjon.

Ta czysta i wyraźna równość miarkowana była z jednej strony przez związek wewnętrzny oraz przenikanie się duchowe, które nierozerwalnie jednoczy osoby boskie, a z drugiej strony przez zwierzchnictwo Ojca uznane w tej mierze, w jakiej da się ono pogodzić z niezależnością Syna.

W takich to granicach wolno było się kręcić nieomal niewidocznej, rozedrganej kuli prawo wierności. I z jednego, i z drugiego skraju poza poświęconym gruntem czaili się w zasadzce heretycy wraz z demonami, w każdej chwili gotowi zaskoczyć i pożreć zbłąkanego nieszczęśnika. Ale ponieważ stopień nienawiści teologicznej zależy nie tyle od doniosłości sporu, ile od ducha wojowniczości - heretyków, którzy poniżali osobę Syna, traktowano z większą surowością niż tych, którzy ją unicestwiali.

Atanazy strawił życie na nieprzejednanym sprzeciwie wobec bezbożnego obłędu arian, ale zarazem przez lat dwadzieścia z górą bronił sabelianizmu Marcellusa z Ancyry i gdy w końcu tego ostatniego zmuszono do wycofania się z jego społeczności, nadal bagatelizował jego herezję, z dwuznacznym uśmiechem nazywając ją grzechami powszednimi swego szacownego przyjaciela.

Powaga soboru powszechnego, której arianie, sami dając przeciwnikom broń do ręki, musieli się podporządkować, wypisała na sztandarach stronnictwa prawowiernego tajemnicze litery słowa homouzjon, co w sposób zasadniczy, pomimo pewnych niejasnych sporów i potajemnych walk, przyczyniło się do podtrzymania jednolitości wiary czy już przynajmniej jednolitości języka.

Konsubstancjaliści, którzy otrzymali zasłużony dzięki swemu sukcesowi tytuł katolików, zaczęli się chlubić prostotą i stałością własnego wyznania wiary i znieważać wypływające raz po raz różnice w poglądach swoich przeciwników, pozbawionych jakiegokolwiek pewnego credo. Szczerość czy też może chytrość przywódców ariańskich, ich strach przed prawem i ludem, ich cześć dla Chrystusa i nienawiść do Atanazego - owe wszystkie przyczyny ludzkie i boskie, które wpływają na wytyczne fakcji religijnej i wprowadzają w nie zamęt, wprowadziły między sekciarzy ducha niezgody i niestałości z takim skutkiem, że w ciągu kilku lat powstało osiemnaście różnych wzorów religii i wreszcie doszło do pomszczenia pogwałconej godności Kościoła.

Gorliwy Hilary, chociaż z racji swego szczególnie nieszczęsnego położenia raczej bagatelizował, niż wyolbrzymiał błędy duchowieństwa Wschodu, oświadcza, że na całym obszarze dziesięciu prowincji Azji, gdzie przebywał na wygnaniu, znajdą się tylko bardzo nieliczni biskupi, którzy jeszcze zachowują wiedzę o prawdziwym Bogu. Pod wpływem ucisku, jaki Hilary odczuwał, i zamieszek, jakich był świadkiem i ofiarą, złość jego na krótki czas przycichła, ale w cytowanym poniżej ustępie ten biskup Poitiers niebacznie popada w styl chrześcijańskiego filozofa.

"Rzeczą tak samo ubolewania godną jak niebezpieczną - powiada Hilary - jest to, że tyleż wyznań wiary, ile opinii utrzymuje się wśród ludzi, i tyle doktryn, ile skłonności, i tyle źródeł bluźnierstwa, ile błędów wśród nas, my sami bowiem samowolnie tworzymy sobie credo i samowolnie też je sobie tłumaczymy. Homouzjon odrzucają, przyjmują i tłumaczą kolejne synody. Częściowe czy całkowite podobieństwo Ojca i Syna to główny przedmiot sporu w naszych nieszczęsnych czasach. Każdy rok - nie, każdy miesiąc nawet przynosi nam nowe credo, które tworzymy, aby określić niewidzialne tajemnice. Żałujemy tego, cośmy zrobili, bronimy tych, którzy żałują, po czym rzucamy klątwy na tych, których broniliśmy. Potępiamy teorie cudze w nas samych albo teorie własne w ustach innych i, nawzajem rozdzierając się na strzępy, nawzajem dla siebie jesteśmy przyczyną zguby."

Nikt chyba nie oczekuje, zresztą może by tego i nie zniósł, abym tę dygresję teologiczną rozszerzył drobiazgową analizą wszystkich osiemnastu wyznań wiary, których twórcy przeważnie się odrzekali nienawistnego imienia własnego rodzica, Ariusza. Jest rzeczą dość zabawną naszkicować kształt jakiejś rośliny i śledzić jej wzrost, ale wdawanie się przy tym w nudne szczegóły liści bez kwiatów i gałęzi bez owoców rychło by wyczerpało cierpliwość i rozczarowało ciekawość pracowitego badacza. Możemy tu jednak zwrócić uwagę na jedno zagadnienie, które stopniowo wyłoniło się ze sporu ariańskiego i wpłynęło na powstanie i zróżnicowanie się trzech sekt zjednoczonych jedynie wspólnym wstrętem do homouzjonu soboru nicejskiego.

1. Na pytanie, czy Syn jest podobny do Ojca, negatywną odpowiedź dawali heretycy trzymający się zasad Ariusza czy też nawet zasad filozofii, która przecież zdaje się ustanawiać nieskończoną różnicę pomiędzy Stworzycielem a najdoskonalszym z Jego stworzeń. Wyraźnego tego wniosku bronił Aecjusz, przezwany przez gorliwych przeciwników "ateistą". Jego niespokojny, ambitny duch nakłaniał go do szukania szczęścia w każdym niemal zawodzie. Był on kolejno niewolnikiem czy już przynajmniej wyrobnikiem na roli, wędrownym kotlarzem, złotnikiem, lekarzem, nauczycielem w szkole, teologiem i w końcu apostołem nowego Kościoła, wspieranego zdolnościami jego ucznia, Eunomiusza.

Uzbrojony w teksty Pisma Świętego i podchwytliwe sylogizmy zaczerpnięte z logiki Arystotelesa, chytry Aecjusz pozyskał sławę niepokonanego dysputanta, którego nie można było ani uciszyć, ani przekonać. Talenty te zjednywały mu przychylność biskupów ariańskich, dopóki konieczność nie zmusiła ich do odrzeczenia się, a nawet prześladowania niebezpiecznego sprzymierzeńca, który dokładnością swego rozumowania zaszkodził ich sprawie w opinii ludu i obraził pobożność ich najbardziej oddanych zwolenników.

2. Pojęcie wszechmocy Stworzyciela podsuwało na pozór słuszny i pełen uszanowania wniosek, że Ojciec i Syn są do siebie podobni, przy czym wiara pokornie przyjmowała to, czemu rozum nie miał śmiałości zaprzeczyć, a mianowicie, że Najwyższy Bóg mógł przekazać swoją nieskończoną doskonałość i stworzyć istotę podobną tylko do Niego samego. Arianie ci mieli potężne poparcie w powadze i zdolnościach swoich przywódców, którzy objęli kierownictwo po Euzebiuszu i zajmowali główne trony Wschodu. Okazywali, być może, z pewną afektacją, odrazę do bezbożności Aecjusza i wyznawali albo bez żadnych zastrzeżeń, albo zgodnie z Pismem Świętym, że Syn różni się od wszystkich innych stworzeń i podobny jest tylko do Ojca. Ale zaprzeczali temu, że jest On z tej samej bądź podobnej substancji, czasem zuchwale swoje negatywne stanowisko uzasadniając, a czasem sprzeciwiając się zastosowaniu słowa "substancja", które zdaje się wystarczająco, a już przynajmniej wyraźnie określać pojęcie o naturze Bóstwa.

3. Najliczniejsza, przynajmniej w prowincjach azjatyckich, była jednak sekta podtrzymująca doktrynę o podobieństwie substancji. Gdy więc przywódcy obu stronnictw zgromadzili się na synodzie w Seleucji, opinia tej sekty przeważyła stosunkiem stu pięciu głosów biskupich do czterdziestu trzech. Greckie słowo, które wówczas wybrano na wyrażenie owego tajemniczego podobieństwa, tak minimalnie różni się od symbolu prawowiernego, że profani każdego wieku szydzą z wściekłych sporów, jakie rozniecała pomiędzy homouzjanami a homojuz Janami różnica jednej jedynej litery. Często się jednak zdarza, że dźwięki i litery, przez przypadek najbardziej do siebie zbliżone, określają pojęcia najbardziej sobie przeciwne, więc zwrócenie na to uwagi samo w sobie byłoby wręcz śmieszne, gdyby tylko możliwym było zaznaczenie jakiejkolwiek rzeczywistej i dostrzegalnej różnicy pomiędzy doktryną semi-arian, jak ich niewłaściwie nazywano, a doktryną samych katolików. Biskup Poitiers, który na swoim frygijskim wygnaniu w sposób bardzo mądry zmierzał do sprzymierzenia stronnictw, usiłuje udowodnić, że na zasadzie pobożnej i wiernej wykładni homojuzjon można sprowadzić do znaczenia konsubstancjalnego. A przecież wyznaje, że słowo to ma aspekt niejasny i podejrzany; i jak gdyby niejasność sprzyjała sporom teologicznym, semi-arianie, podsunąwszy się do drzwi Kościoła tak blisko, osaczyli je z tym bezwzględniejszą zaciekłością.

Prowincje Egiptu i Azji pielęgnujące język i obyczaje Greków wchłonęły jad sporu ariańskiego głęboko. Dzięki oswojeniu się z badaniami systemu platońskiego, jak również dzięki próżnemu i skłonnemu do sporów usposobieniu oraz bogatej i giętkiej mowie duchowieństwo i lud Wschodu dysponowały niewyczerpanym potokiem słów i rozróżnień, przy czym wśród zaciekłości gwałtownych polemik z łatwością zapominały o konieczności wątpienia, tak zalecanej przez filozofów, oraz o uległości nakazywanej przez religię.

Natomiast mieszkańcy Zachodu byli ducha mniej wnikliwego; nie rozpalały w nich tak silnych namiętności przedmioty niewidzialne, umysły mieli mniej wyćwiczone przez nawyk toczenia sporów i taka była błoga nieświadomość Kościoła galijskiego, że sam Hilary w trzydzieści lat z górą po pierwszym soborze powszechnym jeszcze nie znał nicejskiego wyznania wiary.

Latynowie przyjęli promienie wiedzy o Bogu za ciemnym i wątpliwym pośrednictwem przekładu. Ubóstwo i sztywność ich ojczystej mowy nie zawsze pozwalały na znalezienie odpowiedników, aby przetłumaczyć greckie słowa i terminy techniczne platońskiej filozofii,poświęconej przez Ewangelię bądź przez Kościół dla wyrażania tajemnic wiary chrześcijańskiej; toteż jakaś niedokładność słowna mogła wprowadzić do teologii łacińskiej cały szereg błędów albo niepewności. Ale mieszkańcy prowincji zachodnich, ponieważ mieli to szczęście, że czerpali prawdy swojej religii ze źródła prawowiernego, zachowywali niewzruszenie naukę, którą przyjęli z całą uległością. Gdy więc zaraza ariańska przywlokła się do ich granic, zdążyli się już zaopatrzyć w środek ochronny, homouzjon, dzięki ojcowskiej pieczy swego rzymskiego biskupa. Poglądy ich i usposobienie uwidoczniły się podczas pamiętnego synodu w Rimini, który pod względem liczebności przewyższył nawet sobór nicejski, ponieważ zjechało się wtedy do Rimini ponad czterystu biskupów z Italii, Afryki, Hiszpanii, Galii, Brytanii i Illyricum.

Sądząc z pierwszych obrad wydawało się, że tylko osiemdziesięciu biskupów trwa przy stronnictwie Ariusza, chociaż udawali oni, że wyklinają jego imię i pamięć. Ale tę niższość liczebną wyrównała przewaga biegłości, doświadczenia i karności. Na czele ich stali Walens i Ursacjusz, dwaj biskupi z Illyricum, którym życie mijało na intrygach dworskich i synodach i którzy pod sztandarem Euzebiusza wyszkolili się w prowadzeniu religijnych wojen na Wschodzie. Swoją argumentacją i rokowaniami wprawiali w kłopot, pognębili i wreszcie zwiedli uczciwą prostotę łacińskich biskupów tak dalece, że ci ostatni pozwolili sobie wydrzeć palladium wiary na drodze nie tyle otwartej przemocy, co oszustwa, a raczej natręctwa.

Synodowi w Rimini pozwolono się rozjechać dopiero wtedy, gdy wszyscy jego członkowie nieroztropnie podpisali chytre credo, w którym słowo homouzjon zastąpiono pewnymi wyrażeniami dającymi się wykładać w sposób heretycki. W tych to okolicznościach, jak pisze Hieronim, zaskoczony świat stwierdził nagle, że cały jest ariański. Ale biskupi prowincji łacińskich odkryli, że popełnili pomyłkę, i gorzko jej żałowali, jeszcze zanim dojechali do swoich diecezji. Haniebnej tej kapitulacji wyparli się z pogardą i wstrętem i w rezultacie sztandar homouzjon, wstrząśnięty, a przecież nie obalony, osadzono jeszcze silniej we wszystkich kościołach Zachodu.

Taki był początek i rozwój i takie były naturalne obroty owych sporów teologicznych, które zakłócały spokój chrześcijaństwa pod rządami Konstantyna i jego synów. Ale ponieważ ci władcy odważali się rozciągać swój despotyzm tak samo na wiarę jak na życie i losy swoich poddanych, waga ich głosów przechylała nieraz kościelną szalę, i prerogatywy Króla Niebios ustalano bądź zmieniano czy modyfikowano w gabinecie ziemskiego monarchy.


*
Fragment książki: Edward Gibbon -Zmierzch Cesarstwa Rzymskiego

Data utworzenia: 25/06/2013 @ 23:43
Ostatnie zmiany: 10/12/2017 @ 23:21
Kategoria : =>> HEREZJE
Strona czytana 23330 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
62-gwiazda.jpg62-chalka.jpg62-shofar.JPG62-tanah.jpg62-torah.jpg62-hanuka.jpg62-hebrew.jpg62-menora.jpg62-talit.jpg62-judaizm.jpg62-szofar.jpg62-tallit-prayer.jpg62-korona.jpg62-Hasidic chicken.jpg62-Hanukkah.jpg62-menora-2.jpg62-mezuzah.jpg62-hasyd.jpg62-skull-cap.jpg62-tora.jpgtorah-verse.jpg62-tefilimTallit.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 8984832 odwiedzający

 238 odwiedzających online