Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

Germanie - Saga o Nibelungach

Saga o Nibelungach

Saga o Nibelungach, Das Nibelungenlied, przekładana na opowieść prozą, na gawędę, lub nawet, z zapożyczeniami z innych sag germańskich, na dramat muzyczny, jak to uczynił Ryszard Wagner w głośnym cyklu operowym Pierścień Nibelunga, powstawała jako zespół wierszy czy też pieśni, by po długim czasie ukształtować się w dość jednolity poemat epicki, zaliczany przez niemieckich historyków kultury i literatury do rzędu sag bohaterskich.

Powstawanie sagi o Nibelungach w tym kształcie, w jakim przetrwała ona do naszych czasów, zakończyło się w latach 1190-1210. Można to dokładnie określić, gdy się studiuje najbliższe w czasie warstwy treściowe poematu i porównuje je z innymi przekazami historycznymi, zwłaszcza zawarte tutaj odniesienia do życia towarzyskiego i stosunków lokalnych w Wiedniu z przełomu wieków XII i XIII. Gleba intelektualna naddunajskiej krainy, jeśli tak można powiedzieć, lub też stan świadomości historycznej bliskiej występującym tutaj trubadurom dworskim spowodowały, że nastąpiło przesunięcie akcentów w dawnym reńskofrankońskim micie powiązanym z upadkiem państwa Burgundów. Dotyczy to także Attyli, wodza Hunów, w którym nie widziano tutaj tyrana i okrutnika, jak to było nad Renem, nienawiścią darząc raczej złą frankońską Krymhildę.

Pieśn Pieśni o Nibelungach
manuskrypt z ok. 1220
Pozostały jednak w poemacie fragmenty dawniej stworzonych pieśni i opowieści ze swoim nie odpowiadającym już temu czasowi przesłaniem mitycznym. Przypuszcza się, że twórca Pieśni Nibelungów pochodził ze stanu rycerskiego, znając się na dworskim ceremoniale i będąc również rozmiłowany w przemianach życia. Można się zatem zastanowić, czy przy kolekcjonowaniu lub wręcz adaptacji różnych wiekiem cząstek narracyjnych uczynił to świadomie. Trudno to potwierdzić, choć byłby to może dodatkowy liść do jego laurowego wieńca, gdybyśmy bodaj znali jego imię.

Raz po raz badacze poematu i historycy tego okresu  kultury średniowiecza przypisywali autorstwo poematu austriackiemu minnesangerowi, znanemu jako Herv von Kürenberg, którego pieśni były anonimowe, z wyjątkiem jednej, w której zachowało się jego nazwisko („...oto słyszę rycerza, jak pięknie śpiewa w sposobie Kürenberga”). Współcześnie dobry znawca sagi Walter Hansen za jej autora uważa Konrada von Fussenbrunnena, znanego jednak raczej jako twórca legendy o dzieciństwie Jezusa.

Hansen ma jednak pewną zasługę: oto w najnowszej swojej książce Die Spur der Helden (Ślad bohaterów) postanowił skonfrontować postacie z Nibelungów z ich prawdziwymi życiorysami, dowodząc dość skutecznie, że król Gunther identyczny jest z królem Gundaharem, za którego regencji nastąpił upadek Burgundów, Brunhildę umiejscowił w epoce Merowingów, czyniąc z niej ofiarę morderczej kabały rodu, prześledził też żywot Krymhildy jako księżniczki bawarskiej i zrelacjonował odkrycie zwłok uchodzącego za postać legendarną Rüdigera von Bechelarena w roku 1975 pod kościołem w Traismauer, miejscowości odgrywającej znaczną rolę w sadze Nibelungów.

Zachęcając do ponownej lektury sagi Nibelungów zastanawia się również Hansen nad postacią Zygfryda, pytając dość figlarnie, czy był on kimś w rodzaju ówczesnego playboya i Jamesa Bonda Germanów, z chciwości stającym się zabójcą dwóch książąt i siedmiuset ich towarzyszy, czy też archetypem, swego rodzaju ponadczasowym bohaterem tragicznym.

Poszukiwanie autora sagi Nibelungów jest oczywiście próżnym zajęciem i z detektywistycznych prób może powstałaby nowa o nich książka, ale przecież wnikliwy czytelnik, wrażliwy na zamierzchłe piękno, autorowi czy też tylko komuś, kto skolacjonował pokrewne wątki literackie, może być wdzięczny za inną przysługę. Przede wszystkim za to, że z sagi, która była niezwykle żywotna przekraczając kręgi geograficzne i jako dzieło kolektywne, niczym łódź płynąca przez wzburzone odmęty okresu wędrówki ludów, gromadziła wciąż nowe zastępy herosów czy nawet wyróżniających się statystów, wybrał niewielkie tylko grono głównych bohaterów. Zachował ich ludzkie kontury, nie przemieniając ich w potwory, choć ociekali cudzą i własną krwią, ani w błahe alegorie, jeśli nawet ich archetypiczne cechy nie odpowiadają naszym gustom.

Można niektóre z tych cech częściowo usprawiedliwić, posługując się na przykład słowami Fryderyka Engelsa, który w Pochodzeniu rodziny, własności prywatnej i państwa, zastanawiając się nad miłością w literaturze starożytnej i średniowiecznej, pisze: „Jeśli nawet porzucimy swawolne ludy romańskie i przejdziemy do cnotliwych Germanów, znajdujemy w pieśni o Nibelungach, że Krymhilda, co prawda po cichu, kocha się w Zygfrydzie nie mniej niż on w niej, jednak na oznajmienie Gunthera, że ją zaprzysiągł rycerzowi, którego nie wymienia, wprost odpowiada: «Nie macie mnie o co prosić; zawsze chcę być taką, jaką mi każecie, chętnie zaręczę się z tym, kogo mi, panie, dajecie za męża». Nie przychodzi jej wcale na myśl, że jej miłość może tu być w ogóle brana pod uwagę.

Gunther stara się o Brunhildę, Etzel o Krymhildę, których nigdy przedtem nie widzieli...” I dalej, szkicując inną sytuację: „Północni Francuzi, a także «poczciwi» Niemcy przejęli również ten rodzaj sztuki poetyckiej wraz z odpowiadającą jej manierą miłości rycerskiej. Nasz stary Wolfram von Eschenbach pozostawił na ten drażliwy temat trzy prześliczne pieśni, które wolę niż jego trzy długie poematy bohaterskie”.

Jedna z nieszczęśliwych córek Karola Marksa, Eleonor Marx-Aveling, wspominała, że wszystkim im jeszcze w wieku dziecięcym ojciec prócz Homera i Szekspira („był on naszą biblią domową”) czytywał Sagę o Nibelungach. Engels, by raz jeszcze wrócić do jego refleksji i zwierzeń, żył Nibelungami tak mocno, że już jako dwudziestolatek w krótkim artykule dla „Telegraph für Deutschland” pisał: „... Czujemy wszyscy to samo pragnienie czynów, ten sam w nas opór przeciwko temu, co nadchodzi, który pędził Zygfryda z ojcowskiego zamku; z całej duszy jest nam wstrętne to wieczne rozważanie, ów filisterski lęk przed świeżym czynem, chcemy wyjść na wolny świat, biegiem minąć opłotki roztropności i walczyć o koronę życia, o czyn”. Zaś mając lat sześćdziesiąt sześć pisał z Londynu do Augusta Bebla o radości, jaką mu sprawił stary przyjaciel swymi odwiedzinami: „To postać z naszej reńsko-frankońskiej sagi, jaką w pieśni Nibelungów ucieleśnia, wypisz-wymaluj, ów skrzypek Volker”.

Nie bez znaczenia jest owa przydawka do sagi: reńsko-frankońska. Kiedy bowiem rodziły się te pieśni, nazywane dzisiaj „deutsche Heldensage”, niemiecką sagą bohaterską, przymiotnika „niemiecki” nie znano jeszcze wtedy, nie nazywano tak ani języka tych utworów, ani krain, w których je rozpowszechniano, ani też ludów, które krainy te zamieszkiwały. Niektóre z powstałych podówczas sag, których nie przejęła ani pamięć ludzka, ani później pismo, zaginęły wraz z plemionami, których własnością duchową były. Uczeni badacze w poszukiwaniu ich początków twórczych stwierdzają obiektywnie, iż składały się one z rzeczowych relacji, bardzo oszczędnych w wypowiedzi i obrazie, obywały się bez smutku, bez wzruszenia i bez patosu. Podobne inspiracje pojawiły się później.

Wraz z nimi dość owocne okazały się dążenia do nadania wyższej narodowej rangi również i sadze o Nibelungach. Nacjonalistyczny historyk literatury Adolf Bartels powitał wiek XX wydaniem bardzo później popularnej dwutomowej Geschichte der deutschen Literatur, w której porównał Das Nibelungenlied z Faustem Goethego pisząc, iż pierwsza „wędrówce ludów i starzejącemu się światu dodała nowej niemieckiej krwi”, podczas gdy Faust dokonał tego „wobec reformacji, kiedy Niemcy dały światu nowego ducha”. Zresztą i sam Goethe bardzo wysoko postawił Nibelungów w hierarchii oświeceniowej Niemców pisząc o nich, że „podnoszą siłę wyobraźni, pobudzają uczucie, budzą ciekawość i, aby jej zadość uczynić, zmuszają nas do wyrokowania”.

Prostota w charakteryzacji postaci podniesiona została do programu, każde wiążące się z nią określenie ma być miarą ideału: dzielny, śmiały, piękny. Choć są to słowa romantycznego poety Ludwiga Uhlanda, który w ten sposób starał się również usprawiedliwić dość prymitywny warsztat poetycki utworu, powtarzali je później politycy i publicyści, starający się dostrzec w tym ograniczeniu cechę godną najwyższego uznania: prostotę i bezpośredniość języka wojskowego.

Miłośnicy sagi o Nibelungach – a jest ich przecież sporo nie tylko w niemieckim kręgu kulturowym – poczynając od połowy wieku XIX podzielili się i wyraźnie się różnią w widzeniu piękna tego niewątpliwego arcydzieła literatury średniowiecznej. Dojdzie do takiej różnicy zdań i postaw nawet wówczas, gdy raz jeszcze, zainteresowani recepcją Pieśni o Nibelungach wśród samych Niemców, na nowo poczytamy sobie uwagi Friedricha Hebbla, znakomitego dramaturga, teoretycznie zajmującego się również problemami tragizmu człowieka. Nic dziwnego, iż zainteresowała go szczególnie Krymhilda, twórczyni całego mechanizmu zemsty, który niezależnie od skutków psychicznych w niej samej moglibyśmy dzisiaj nazwać mechanizmem społecznym ze wszystkimi jego zbrodniczymi składnikami. Friedrich Hebbel pisał, iż autor sagi – bez względu na to, jak jawi nam się jej postępek – „prowadzi ją stopień po stopniu, ani jednego nie przeskakując, i na każdymi serce jej rozdzierając nieskończonym, wciąż nabrzmiewającym lamentem, aż dotrze ona na chwiejny szczyt, gdzie zmuszona jest dołączyć do nie dających się ożywić ofiar jeszcze jedną, tę ostatnią, najbardziej niesamowitą, czy też na szyderstwo jej demonicznych wrogów zrezygnować ze swojego żywota. I tak autor doprowadza do całkowitego z nią pojednania, gdyż jej własny wewnętrzny ból podczas okropnego aktu zemsty o wiele większy jest niż ów zewnętrzny, zadawany przez nią innym”.

Miłość i zbrodnia, zapiekła pamięć i zemsta sąsiadują ze sobą nie w oparach głębokich rozważań filozoficznych, lecz w zwykłych ludzkich wymiarach. Tyle Das Nibelungenlied zdołała unieść przez stulecia od swego powstania, od czasu do czasu bezpiecznie w warsztatach filologicznych badana na okoliczność starzenia się, czego nie zauważono. Tragedia zaczęła się, kiedy poczynając od połowy wieku XIX w przyśpieszonym tempie zaczęto doszukiwać się w poemacie źródeł „niemieckiej duszy” i „niemieckiej istoty”, kiedy poszczególne jego słowa, postacie lub sytuacje podciągano pod sztandary „niemieckiej wierności” i „niemieckiej dzielności”, kiedy rycerską siepaninę, tak częstą w średniowieczu, podnoszono do rangi symbolu „uczestniczenia w doskonaleniu świata” przez „wodzostwo” i konieczne wobec niego posłuszeństwo. Krew przed wiekami przelana, od dawna zastygła na przepisanych lub wydrukowanych kartach poematu, zaczęła znowu szumieć. Nagle to, co stało się już tylko kategorią literacką, a więc „deutsche Heldensage” – przemówiło obcym, nieprzyjemnym językiem.

Jeśli przywołamy jednego z Niemców takim właśnie językiem mówiących, odnajdziemy go w pierwszym szeregu tych, którzy ujarzmili Niemcy, by potem ujarzmić narody Europy Wschodniej. Był nim Alfred Rosenberg, który jako zbrodniarz wojenny zawisł na szubienicy w Norymberdze 16 października 1946 roku.

Jako wysoki dostojnik hitlerowski z ambicjami pisarskimi rozpoczął tego rodzaju karierę już w roku 1919 jako pamflecista antysemicki, by w roku 1930 opublikować swoje główne dzieło Der Mythus des zwanzigsten Jahrhunderts, które ze względu na swój ponad milionowy nakład, druga po książce Adolfa Hitlera Mein Kampf osobliwa „biblia” III Rzeszy, narobiło więcej szkód niż profesorskie rozprawy pisane według miar wytyczanych przez Adolfa Bartelsa. Mimo iż było ono dyletancką w istocie mieszaniną poglądów na filozofię i nauki społeczne, zalecane było jako lektura kierunkowa dla nauczycieli i uczniów poczynając od edukacji gimnazjalnej.

Kilkanaście stron tej książki poświęcił Rosenberg sadze Das Nibelungenlied. Dla niego starzy Germanie byli prawdziwymi Aryjczykami, których system wartości, ukazany w Das Nibelungenlied, odtwarzał wyższość „Rassenseele”, czyli duszy rasy. Honor, osobowość, wolność i szlachectwo były tej przewagi zewnętrznymi atrybutami. Porównując sagę Nibelungów z Iliadą Homera – czynili to już przed nim niektórzy germaniści – starał się przekonać czytelników, że Nibelungowie wewnętrznie odznaczali się o wiele bardziej żywotnym bytem, że ich czyny wynikały z woli wewnętrznych mocy i konfliktów z „odpowiednio ukierunkowaną duszą”. Jak zawiła była jego retoryka, dowodzi tego zdanie, które w tym kontekście tłumaczyć ma również tragizm poematu: „Splot zrodzonych z osobistego wnętrza czynów wiąże dopiero tragiczne przeciwieństwo, prowadzące do katastrofy”. Dla. Rosenberga jest saga Nibelungów „jednym z największych objawień germańskiej istoty, pieśnią o miłości, wierności, nienawiści i zemście”.

Swoją interpretację utworu nasycił Rosenberg tak wielką ilością nowych, uświęconych terminów, które opanowały język propagandy i szkolenia partyjnego, że właściwie niewiele zostało z żywej wciąż jeszcze tkanki poematu. Ale i ona ginie pod naporem słów, które odrywają postacie od ich ludzkiego tła, by na wzór monumentalnych pokazów propagandowych kreować oszałamiające swym blaskiem świętości. Tak się stało pod piórem Rosenberga z Zygfrydem, w którym dostrzega najdoskonalszą genialność o kształtach umierającego boga wiosny czy boga słońca, a więc o kształtach dla oczu ludzkich niewyobrażalnych.

Alfred Rosenberg był ostatnim, który z tak  niewielkim wysiłkiem intelektualnym zyskał dostęp do milionów obywateli niemieckich, by sprezentować im tak bardzo zafałszowanych Nibelungów. Gretel i Wolfgang Hechtowie, którzy przed kilku laty wydali w NRD swoje Deutsche Heldensagen, przełożywszy raz jeszcze na prozę sześć najgłośniejszych sag z Nibelungami na czele (przy czym przekład ich odznaczał się potoczystością i wiernością, nie przynosząc żadnych wątpliwości interpretacyjnych), przypomnieli w przypisach, że w wieku XIX próbowano nie tylko podnieść Das Nibelungenlied do rangi narodowego eposu, ale i zaprząc do imperialistycznej polityki. Zwrócili uwagę na to, iż do dzisiaj funkcjonuje jako tak zwane słowo skrzydlate pojęcie „Nibelungentreue” (wierność Nibelungów), w odniesieniu do sojuszniczej Austrii, a więc na szczeblu wysokiej polityki użyte w roku 1909 przez kanclerza Rzeszy Bernharda von Bülowa. I dodali: „Jeszcze wcale nie zostało rozwiązane zadanie, aby. uwolnić Das Nibelungenlied i Sagę o Nibelungach od tych zniekształceń, żeby nie rzec zafałszowań”.

Służyć temu mają właśnie tłumaczenia  owego starego eposu germańskiego na współczesną literacką niemczyznę. Pozwalają one nie tylko zachować w pamięci wydarzenia i postacie tego poematu, znane jedynie wyrywkowo z lektury szkolnej, ale i uniemożliwić świadome lub pochopne interpretacje, do których nie brak pokusy już w samym określeniu tych sag jako bohaterskich. Jednakże, zdaniem Gretel i Wolfganga Hechtów, nie jest wcale tak łatwo przekładać z języka redniowysokoniemieckiego; zresztą podobne trudności istnieją również przy przekładach z żywych wciąż gwar niemieckich, które wskutek przedziwnej koniunktury z roku na rok zwiększają swoje zasoby literackie.

Das Nibelungenlied w obszernych, zachowanych fragmentach pierwotnego tekstu mówionego stała się zabytkiem literackim. Utwór ten upowszechniany w przekładach, nierzadko w dość swobodnych adaptacjach literackich, stwarzał możliwości zafałszowań, co się dość często zdarzało. Śmiałość do tego rodzaju poczynań zyskiwali adaptatorzy od dość licznych historyków literatury niemieckiej, wśród których nie brakowało również wybitnych przedstawicieli germanistyki. Saga o Nibelungach nie przestała być lekturą popularną, świadczą o tej popularności również odniesienia do bohaterów Nibelungów w mowie potocznej. Po doświadczeniach interpretacyjnych, jakie wobec tego poematu zaistniały w ostatnich przeszło stu latach, każdy nowy przekład niemiecki tamtego zabytkowego, szacownego tekstu budzi zrozumiałe zainteresowanie.

Pozostała jednak Saga o Nibelungach w dziejach kultury i literatury interesującym dokumentem obyczajowym. Może dlatego zawsze chętnie się ją czyta w przekładach na języki obce w krajach, gdzie nigdy nie mogłaby ona rozbudzać tylu fałszywych emocji, jak to się stało w Niemczech. Owszem, pewne niezwykłe emocje podczas lektury mogą się zdarzać, pobudza do nich warstwa obyczajowa tej zamierzchłej opowieści. Rozreklamowanie Zygfryda jako playboya, pięknej Brunhildy jako kobiety o demonicznym charakterze, zaś Krymhildy jako bezwzględnej mścicielki, która we wnęce okna liczy swe ofiary, czy którejś nie brakuje – wszystko to mogłoby się złożyć nawet na zarys jakiejś sensacyjnej brukowej opowieści z dzisiejszego świata literackiego.

Można i tak czytać Sagę o Nibelungach, jak czytuje się niektóre bajki braci Grimmów – czytać i dodawać dydaktyczne uwagi o charakterze starych Germanów. Bywają prawdy zaistniałe w ludzkich konkretach i – zwłaszcza w literaturze od niepamiętnych czasów – prawdy wysnute z wyobraźni, przed których sprawdzeniem w ludzkiej rzeczywistości odczuwamy nieraz wielki lęk. Saga o Nibelungach w swym poetyckim pomieszaniu rzeczywistości historycznej z płodami wyobraźni ma jednak także swoje liryczne zakątki, które – jak to bywało w średniowieczu i bywa niestety do dzisiaj – sąsiadują z mrokiem i strachem. Poprawianie tej sagi w przekładach, jak to sugerowali niektórzy niemieccy germaniści, na przykład przez próby znalezienia motywacji psychologicznej dla poczynań Krymhildy, nikomu nie jest potrzebne. Pozostawmy ją taką, jaką się stała: przedziwną baśnią z zamierzchłej przeszłości.

Wilhelm Szewczyk

 

Od autora


Około 150 lat po narodzeniu Chrystusa rozpoczął się nad Renem i nad Dunajem spór Rzymian z plemionami germańskimi, które wtargnęły na terytorium rzymskie, aby szukać miejsca do osiedlenia się. Po przeszło dwóchsetletnich zmaganiach, w trakcie ustawicznie zmieniających się kolei wojny, która toczyła się pod hasłem wędrówki ludów, uległo na koniec Imperium Rzymskie w 476 r. po Chrystusie. W owych czasach zamieszkiwali Germanie nie tylko tereny Niemiec, kraje skandynawskie. Wyspy Brytyjskie i Islandię, lecz także wybrzeże całej zachodniej połowy Morza Śródziemnego przeszło pod panowanie ludów narodowości niemieckiej.

Skąpe są jedynie historyczne przekazy o tym, co wydarzyło się wówczas w głębi Niemiec i w państwach nordyckich, ale o czynach wybitniejszych bohaterów owych czasów powstawały liczne legendy i rozprzestrzeniały się w wielu wersjach poszczególnych pieśni z pokolenia na pokolenie. Dopiero w czasie wypraw krzyżowych pewien wielce uzdolniony poeta niemiecki, którego nazwiska nie jesteśmy pewni, dokonał próby stopienia tych licznych podań w jeden wspaniały poemat, Pieśń o Nibelungach.

Wiedzie nas ponad dolnym Renem do Zanten, skąd wyruszył najznamienitszy z niemieckich bohaterów Zygfryd, syn Siegmunda i Siegelindy, pogromca smoka i zdobywca skarbu Nibelungów, aby posiąść Krymhildę, która mieszkała w Worms w Burgundii wraz ze swą matką Ute i trzema królewskimi braćmi. Zygfryd dopomógł królowi Guntherowi zwyciężyć i przywieźć do domu mocarną Brunhildę z Islandii, a sam ożenił się z Krymhildą, którą sprowadził do Zanten. W dalszym ciągu pieśń głosi o wizycie Zygfryda i Krymhildy w Worms, waśniach królowych i o zamordowaniu Zygfryda przez Hagena z Tronje na polowaniu w Lesie Odeńskim. Pogrążoną w żałobie Krymhildę ograbiają Gunther i Hagen ze skarbu Nibelungów, który następnie topią w Renie.

Druga część poematu przedstawia nam możnego króla Attylę, starającego się o rękę wdowy po Zygfrydzie; ta pojmuje go, żywiąc potajemnie nadzieję pomszczenia śmierci Zygfryda na jego mordercach. Za jej namową zaprasza Attyla Burgundów na swój dwór. Wbrew ostrzeżeniom Hagena przyjmują oni zaproszenie, jadą jednak uzbrojeni w liczbie 1060 rycerzy i 9000 pachołków poprzez zamczysko Bechlar w kraju Hunów, gdzie w trakcie morderczych walk wszyscy ponoszą śmierć. Także Krymhilda zostaje zabita przez Hildebranda.

Spośród licznych bohaterów na dworze króla Attyli jako najdzielniejszy występuje najbardziej szacowny gość króla, Dietrich z Berna, wokół którego bohaterskiej postaci osnute są dalsze wątki legendy, obejmujące streszczenie skandynawskich sag. Do kręgu opowiadań należy również Pieśń o Hildebrandzie, w swojej pierwotnej wersji najstarszy tekst niemieckich podań, jaki do nas dotarł.
 

Przygoda 1

Jak Zygfryd przybył do Mima i zabił smoka


Na zamku w Zanten nad dolnym Renem panował już od wielu lat potężny i obdarzony szczęściem dumny ród królewski Walsungów, który wywodził się od Wotana, najwyższego z bogów. Także panowanie Siegmunda i Siegelindy było pełne blasku. Wtedy to na ich dom spadło nieszczęście. Siegmund padł w walce ze znienacka wdzierającymi się wrogami, którzy napadli na Zanten. Siegelinda schroniła się w głębokim borze, gdzie jeszcze wydała na świat urocze chłopię, lecz przypłaciła to śmiercią.

Ku biednemu, opuszczonemu chłopcu, który bezradnie leżał na ziemi krzycząc z głodu, zbliżyła się łania, chwyciła go w pysk i zaniosła do legowiska, gdzie czekały na karmiącą matkę dwa młode zwierzątka. Zesłał ją chyba kierujący losami bogów i ludzi sam Wotan, który ostatniemu ze szlachetnego rodu Walsungów przeznaczył krótki wprawdzie, lecz chlubny żywot.

Tak to przez dwanaście miesięcy chłopiec żył karmiony przez łanię i prędko zyskał niepospolitą urodę, moc i krzepę.

Daleko od legowiska zwierzęcia prowadził dobrze prosperujący warsztat znany i popularny kowal, zwany Mimem. Żył on tutaj wraz ze swą żoną i wieloma czeladnikami, lecz ku wielkiemu ubolewaniu nie miał dzieci.

Gdy pewnego razu Mim zapuścił się w głąb lasu w poszukiwaniu drzew, które chciał ściąć do kuźni, nagle z zarośli wyszedł mu naprzeciw młodziutki, nagi chłopczyna, za którym podążała łania liżąc go ufnie po twarzy i rękach. Chłopiec nie był zdolny wymówić słowa. Jednak Mim, pełen radości z powodu tak niespodziewanie zdobytego dziecka, wziął je do domu i nazwał Zygfrydem.

Pod troskliwą opieką kowala i jego żony wyrastał silny młodzian, i kiedy skończył dwanaście lat, pokonał wszystkich czeladników Mima, a gdy go drażnili, nierzadko dawał im poznać swą siłę, ba, pewnego razu tak ich poturbował, że ledwie mogli pracować.

Przybrany ojciec rozgniewał się. – Skoro mi poraniłeś czeladników, powinieneś sam zabrać się do pracy.

– Czemu nie – odparł Zygfryd – dajcie mi tylko narzędzia i żelazo, a chętnie je wykuję. – Gdy po raz pierwszy stanął przy kowadle, tak potężnie uderzył w żelazo, że aż się rozprysnę-ło, a kowadło pogrążyło się głęboko w ziemi. Ze zgrozą patrzyli wszyscy na to, co zrobił młody Zygfryd, a Mim zaczął się go bać. Podstępnie, zgodnie ze swą naturą, zastanawiał się, w jaki sposób mógłby się go pozbyć. Miał brata imieniem Fasner, który ze względu na nikczemny charakter i jeszcze gorsze uczynki został zamieniony w smoka i przebywał w mrocznym wąwozie w kraju Nibelungów. Mim udał się do niego i zapowiedział, że przyśle chłopca. Smok cieszył się już z góry na obiecany łup.

Jeszcze jako chłopiec Zygfryd beztrosko spędzał lata ciesząc się siłą i zdrowiem i ten oto wspaniały młodzieniec o wdzięcznej postaci udał się na polecenie ojczyma do mieszkającego w odległych stronach węglarza, aby mu pomagać w wypalaniu węgla na najbliższą zimę. Mim dokładnie opisał mu drogę, którą miał się udać; ta jednak wiodła młodego bohatera przez tak srogie niebezpieczeństwa, że kowal spodziewał się jego zguby.

Nocą, nim jeszcze wybrał się w drogę, by spełnić polecenie majstra, rozniecił Zygfryd w kuźni tak potężny ogień, że Mim wraz z czeladnikami umknęli ze strachu, że spłonie cała kuźnia. Tymczasem Zygfryd z najlepszej sztaby żelaza, jaką udało mu się znaleźć, wykuł sobie beztrosko ostry miecz, który miał mu towarzyszyć w wędrówce.

Pokrzykując i przyśpiewując wędrował następnego dnia przez las. Mim i czeladnicy słyszeli, jak śpiewa. – Ten już do nas nie wróci – powiedział szyderczo kowal. – Jeżeli nawet ujdzie cało przed żmijowiskiem, to już na pewno uśmierci go straszliwy smok.

Z radosnym sercem, w lśniących promieniach słońca wyruszył młody bohater w daleką drogę; teraz chciał odpocząć i pokrzepić się jadłem i napitkiem. Kowal suto zaopatrzył go w żywność i wino na dziewięć dni. ale Zygfryd był tak zgłodniały i spragniony. że nie spoczął, póki nie spałaszował całych zapasów do ostatniej okruszyny.

Pokrzepiwszy się. wyruszył w daleką drogę, którą mu wskazał Mim i która, jak mniemał nikczemnik. winna go zawieść ku niechybnej śmierci. Wiodła przecież bezpośrednio do głębokiego parowu, gdzie wiły się po ziemi niezliczone jadowite żmije. Ich odrażające, splątane w węzeł ciała uderzały o siebie. Nie przeczuwając nic złego, Zygfryd zbliżył się do parowu. Nagle spostrzegł, jak gady, głowa przy głowie. prężyły się. sycząc. Wkroczył między nie bez lęku i ściął wiele głów ostrym mieczem. Jednak wytępienie wszystkich było niepodobieństwem. – Poczekajcie. zaraz was rozgrzeję! – zakrzyknął ku nim młodzieniec. Wspiął się na wzniesienie, wyrywał z korzeniami drzewo za drzewem i rzucał je na gady, aż cały parów wypełnił się zwalonymi pniami po brzegi i przykrył żmijowe plemię.

Hen, w lesie, ujrzał wznoszący się dym; tam zapewne mieszkał węglarz, do którego wysłał go Mim. Po krótkim kluczeniu odnalazł chatę i wyprosił u węglarza płonącą głownię. Z nią powrócił do żmijowiska i obrócił spiętrzone drewno w jasny ogień. Podczas gdy płomienie buchały z hukiem i rozprzestrzeniały się, żmije kłębiły się w otchłani, szukając ucieczki przed śmiercią i zniszczeniem, jednak wkrótce straszliwy żar wytępił wszelkie życie w parowie. Gdy Zygfryd, badając najgłębsze miejsce mijał wąziutkie wyjście z parowu, wionął na niego niezwykle silny, odrażający fetor, i dojrzał pośród ciemnego pogorzeliska połyskujący strumień wyciekającego żmijowego tłuszczu. Zaciekawiony umoczył w ukropie palec, a ten natychmiast tak zrogowaciał, że nie przeciąłby go nawet jego ostry miecz. Jeżeli się wykąpię w tym sadle, nie będzie można mnie zabić ani zranić, pomyślał młodzieniec i zaraz wprowadził zamysł w czyn. Rozebrany obracał się w płynącym sadle, i całe jego ciało pokryło się nieprzenikliwym zrogowaceniem. Jedynie pomiędzy łopatkami przykleił się mu lipowy liść, i w to miejsce, gdzie tłuszcz nie zetknął się z ciałem, można go było zranić; tu miał mu podstępny zdrajca zadać przedwcześnie śmiertelną ranę.

Powróciwszy do węglarza, który wieść o zniszczeniu żmijowiska powitał okrzykiem radości, Zygfryd poprosił go, aby mu wskazał drogę do smoka.

– Tego nie wyrządziłbym nikomu – sprzeciwił się węglarz – to równałoby się wysłaniu ciebie na pewną śmierć. Gdy jednak Zygfryd z radosną ufnością obstając przy zwycięskiej walce ponawiał prośby, węglarz uległ. Tak więc zgodnie ze wskazówkami węglarza, wymachując głownią, wstępował uzbrojony bohater między coraz ciaśniej zwierające się skalne ściany, gdzie zamieszkiwał okrutny smok.

Powstał straszliwy potwór, gdy tylko spostrzegł nadchodzącego.

I na Walsungów syna w lot
Ze smoczej paszczy zionął płomień.
Smok spowił go w ogona splot
Silniejszy niż mocarne dłonie.

Mimo to Zygfryd śmiało wywinął trzaskającą głownią i zdzielił nią smoka. Straszliwy cios nieomal zgruchotał mu głowę. Naonczas dobył Zygfryd swego przedniego miecza i wkrótce dziewięcioma ciosami pozbawił szkaradne cielsko resztek życia. Walczący ze śmiercią potwór wydał przeraźliwy ryk, który poniósł się hen daleko poza jaskinię. Natenczas ostatni cios oddzielił łeb od tułowia i Zygfryd wziął go ze sobą na znak zwycięstwa.

Gdy Eckart, ten z czeladników Mima, który najbardziej wadził się z Zygfrydem, ujrzał go beztrosko zbliżającego się z budzącym grozę łbem smoka, pobiegł co tchu do domu i ostrzegł majstra i czeladników. Czeladnicy usłuchali rady i czym prędzej uciekli do pobliskiego lasu, natomiast Mim, gdy ujrzał stojącego przed nim zdrowego i całego młodzieńca, którego, jak sądził, wysłał na pewną śmierć, skrywając przerażenie udał przyjaźń i wyszedł wychowankowi naprzeciw, pozorując radość z jego szczęśliwego powrotu. Wszelako Zygfryd nie pozwolił się już dłużej oszukiwać. – Nieładnie ze mną postąpiliście i nie mogę dłużej z wami pozostać. – Mim chętnie się z nim zgodził. – Skoro chcesz odejść, nie mogę cię dłużej zatrzymywać. Ale na pożegnanie chcę cię uzbroić. Nie mogę ci oczywiście podarować rumaka, lecz mogę doradzić, żebyś się udał do Islandii, gdzie panuje niezwykle silna i urodziwa królowa Brunhilda. Tam znajdziesz Grana, najwspanialszego ze wszystkich ogierów.

Zygfryd ucieszył się z tych wieści, w dodatku dostał od kowala przepyszną broń, hełm, tarczę i zbroję wykutą z jasnego złota. Gdy kowal wskazał mu drogę wiodącą do Islandii, bohater z radosną otuchą wyruszył na spotkanie zamczyska Brunhildy.

 

*

Fragment książki: Karl Treumund - Saga o Nibelungach


Data utworzenia: 08/01/2024 @ 22:20
Ostatnie zmiany: 08/01/2024 @ 22:58
Kategoria : Germanie
Strona czytana 380 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
Bali-arts-festival.jpgbali-rice fields offering.jpgtrunyan-2-300x300.jpgbali01.jpgTari Jauk Manis-bali.jpgbali-water.jpgBali-Mask-1.jpgagung-temple-bali.jpgbali9.jpgBali - Pura Kehen Bangli.jpgbali-04.jpgBalinese_Legong_Dance.jpgbali-8.jpgbali-cult.jpgbali-Batukaru Temple.jpgBali-Cremation.jpgBali-A.pngBali demon.jpgtemple-dance.jpgbali-driver-private-tours.jpgbali-aga.jpgbali-mask.jpgbali-b457.jpgwatu-kecak-dance.jpgtari-ktis.jpgbali-c2.jpgbali-mask5.jpgbali-ttunyan.jpgbali.jpgbali-gebogan-offering.jpgbali-6a.jpgbali-flower-offering.jpgbali-art-festival-traditional-dresses.jpgbali-kapliczka.jpgbali-temple-rice-field.jpgbali3.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 6577345 odwiedzający

 156 odwiedzających online