Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

Magia - Czarownice Litewskie

Czarownice Litewskie

Czarownice Litewskie - Tadeusz Łopalewski (wyd. Rój) Czarodziejstwo uważane było w dawnych wiekach za jedną z największych zbrodni. Wyrazem poglądów średniowiecznego społeczeństwa na tę sprawę jest odnośny artykuł prawa magdeburskiego, obowiązujący w miastach Rzeczpospolitej przedrozbiorowej. Artykuł brzmi:

„Dowód przeciw czarownikom i tym wszystkim, którzy się z czarodziejstwa a z gusły obchodzą. Gdy się pokaże, iż kto takowych rzeczy (t. zn. czarów) innego chciał uczyć, abo że komu groził, a temu, któremu grożono, żeby się stąd co złego przydało, abo też, żeby w tym podejrzanym się być okazał słowy, obyczajami, postawą i inszymi sprawami, które się w takowych ludziach (t. zn. w czarodziejach) najdują a których takowi ludzie uzywają – takowemu każdemu ma być o to wina dana, i za takim znakiem może być i na mękę skazań. Ponieważ takowe wszystkie umiejętności, które są naprzeciw Panu Bogu i też ludziom chrześcijańskim, mają być prawem zabronione i srogo karane. Jeszcze też prawo Boże o czarownikach, trzecie księgi Mojżesza, tak mówi: jeśli kto między wami byłby wieszczkiem i czarownikiem (bądź mąż, bądź niewiasta) niech na gardle karzą i kamieniują – bo to jest winien śmierci.”

Prawo to przez Władysława Jagiełłę nadane zostało Wilnu, późniejsi królowie rozciągają jego moc na inne miasta W. X. Litewskiego i odtąd zaczynają się liczne procesy czarownic. Szczegółowe relacje z tych osobliwych rozpraw sądowych zachowały się do dziś e archiwach.
Pławiono więc, torturowano i palono na Litwie czarowników i czarownice w ciągu czterech wieków, bo dopiero Konstytucja 3 maja znosi prawo magdeburskie. Nieco wcześniej, w r. 1766, uchwała sejmu zabrania karać śmiercią za czary i gusła.
Trudno wyliczyć, ile nieszczęsnych ofiar średniowiecznej ciemnoty, usankcjonowanej w cytowanym prawie magdeburskim, zginęło na stosie e ciągu tych czterystu lat. Musiała to być jednak liczba poważna, skoro np. w Widuklach na Żmudzi spalono w r. 1680 w ciągu jednego tylko miesiąca pięć osób, oskarżonych o praktyki czarodziejskie.
Nagrobek mogłyby sobie zamówić u znakomitego poety ówczesnego Wespazjana Kochanowskiego, który z całym przekonaniem takim epigramem piętnuje jakąś niewymienioną z nazwiska czarownicę:

„Tu leży sławna wiedźma (i wspomnieć ją groza),
Która jak z krowy – mleko doiła z powroza.
Jak swe czary najczęściej pod próg zakładała,
Tak pod progiem piekielnym pogrzeb będzie miała.”

Egzekucje przeważnie były wieloosobowe, gdyż – po nitce do kłębka: od jednej baby, podejrzanej o czarowanie, wymuszano torturami wskazanie wspólników, czyli kompanij. Baba, wzięta na mękę plotła trzy po trzy i rzucała oskarżenia na Boga ducha winne sąsiadki i kumoszki, do których kiedykolwiek żywiła urazę. Te poszlaki wystarczały sądowi, by i tamte rzekome wspólniczki oddać w ręce katowi.

Tak się działo głównie w wieku XVII, kiedy to, jak pisze prof. Bruckner, „epidemja czarownicza rozbujała się po całej Europie.” Z tego też okresu datuje się dokument, będący pyszną ilustracją obyczajów wileńskiego mieszczaństwa. Był to wypadek o tyle wyjątkowy, że nad podziw – nie zakończył się, jak wszystkie, skazaniem na śmierć poszlakowanych o czary.

Przebieg tego epizodu był następujący:
Na Zielone Świątki 1662 roku rajca wileński Samuel Filipowicz, wróciwszy po kilkuletniej nieobecności do Wilna, zastał w kamienicy swej przy ulicy Subocz dwie lokatorki: Janową piekarkę i Mikołajową pastuszkę, „białogłowy e czarodziejstwie podejrzane”. Wypowiedział im przeto mieszkanie, które wynajął zaraz imć pan Koszewski. Eksmitowane białogłowy prosiły pana Filipowicza o pozwolenie dalszego zamieszkania. Gdy im właściciel tego odmówił, zwróciły swoją złość przeciwko nowej lokatorce, żonie pana Kostrzewskiego, złorzecząc jej temi słowy:
- Kto tu będzie mieszkał, nigdy mu dobrze nie będzie. Nie nacieszyła się szewcowa, co nas z monastyrskiego mieszkania wykurzyła.
A widząc pogrzeb, który akurat przechodził ulicą, Janowa piekarka taką jeszcze klątwę na nowego lokatora rzuciła:
- Bodaj go niesiono jak tego trupa !
I na odchodnem, wyprowadzając się z mieszkania, obie kobiety przylepiły woskiem do ściany przy oknie worek z surowego płótna uszyty. Pani Koszeska, ujrzawszy to przy sprzątaniu izby, oderwała worek i wyrzuciła za okno. Podejrzewając jednak, że to czary, zanim sama wprowadziła się do tej izby, wpuściła tam przedtem kokoszkę na próbę. Kura na trzeci dzień w pustej izbie zdechła. Wtedy pani Koszewska doniosła o tem panu rajcy Filipowiczowi.
Ów, dowiedziawszy się o przekleństwie, zasięgnął języka u szewcowej, mieszkającej w monasterze św. Ducha. I cóż się okazuje ? Oto Janowa piekarka, wynosząc się pod przymusem z moanastyrskiego mieszkania, przez złość – jak powiada szewcowa – wszystkie cztery kąty izby klinami pozabijała, co miało ten skutek, że nowa lokatorka, a więc szewcowa, wprowadziwszy się tam, długo czas ciężko chorowała. Dlatego ostrzega szewcowa Koszewską, by w kamienicy, na którą piekarka klątwę rzuciła, nie mieszkała.
Pan Filipowicz jednak lekce sobie ważył te czary, póki sam nie zapadł na zdrowiu. Dostał mianowicie duszności, kaszlu i mdłości. Wtedy oznajmił o tem burmistrzowi miasta Wilna, panu Klimczewskiemu, warując sobie, że gdyby choroba ta nie ustąpiła, on odpowiedzialnymi za nią czyni Janową piekarkę i Mikołajową pastuszkę.
Uwolnienie warunkowe przez burmistrza poszły dziękować panu Filipowiczowi, a w ten sposób, że pastuchowa nagle „ztyłu dwukrotnie go za nogi uścisnęła a trzeci raz za odzież mocno pociągnęła ku dołowi. Pan Filipowicz, odwróciwszy się powiada:
- Po judaszowsku mnie ty, zdrajczynio, obłapiasz. Na coś mnie za suknię ku dołowi pociągnęła ?
A baba rzecze :
- Na siebie to, panie, biorę !”
Znaczyć to miało: tę chorobę. Mimo to jednak po czesowem polepszeniu, pan Filipowicz, przebywając w majątku pod Wilnem, powtórnie zapadł na zdrowiu. Wysechł bardzo a nogi mu spuchły tak, że nie mógł chodzić o własnych siłach. Zimą więc 1663 kazał się przywieść saniami do Wilna i przed panem burmistrzem protestację przeciwko onym czarownicom założył, domagając się sprawiedliwej kary. Protestacja jego zapisana zaostała formalnie w księdze aktów magistratu wileńskiego pod datą 17 stycznia 1663 r.

Jak już nadmieniłem, wyjątkowo nie miało to oskarżenia tragicznych następstw dla obu czarownic. Może pan Filipowicz w końcu wyzdrowiał, a może w stołecznym mieście Wielkiego Księstwa sąd magistracki mniej był pochopny do palenia czarownic, niż sądy ziemskie na prowincji.

Tam gorzej, znacznie gorzej działo się czarownicom, pochodzącym zawsze z niewolnego stanu chłopskiego. Ponieważ oskarżycielami, poszkodowanymi byli z reguły panowie szlachta, a często magnaci, podsądnymi zaś ciemne chłopy, poddani włościanie, wynik każdego procesu o czary zgóry był przesądzony.
Leży przedamną wypis z księgi rosieńskiego sądu ziemskiego z roku 1680. Szlachetnie urodzony imć pan Krzysztof Blinstrub oskarża czeladnicę swoją dworną, Zuzannę Slechiniową o jawne czarodziejstwo doznane za zdrowiu swojem, małżonki i trojga nieletnich dziatek, które skutkiem stwierdzonych przez niego czarów zmarły w krótkich odstępach czasu po sobie.
Zuzanna Slechinowa „bez żadnych torturnych mąk – powiada protokół sądowy – dobrowolnie mówić i jawnie przyznawać się do czarowania zaczęła.„ Przyznała się, że praktyki czarodziejskie uprawia już od lat dwudziestu pięciu i wymieniła swoje nauczycielki: niejaką Sorokową z Poszułtunia oraz Dawidową Stasiukańcową poprzednio już spalone.
Czarowała „na dręczenie kości, bolenie i tęsknice”. Ponadto przyznała się do utrzymywania stosunków z djabłem, który ma na imię Paweł. Na ofiarę djabłu udusiła wieprza w chlewie pana Blinstruba. Część krwi tego wieprza wypił djabeł, reszta krwi Slechinowa polała cała podwórze. Następnie w wigilję Bożego Narodzenia 1679, dobrawszy sobie do pomocy Michała Budreckiego z żoną, oraz dwie baby – Łukowiczową i Lipciową – oskarżona zaniosła padło wieprzowe do sadzawki i tam je pod lód wsunęła.

Czarami swemi spowodowała Slechiniowa śmierć trojga dzieci pana Blinstruba, a to w sposób następujący:
Teofilę Bilinstrubiankę czarowała tak, by to dziecko przez dwa lata usychało, a potem umarło. W tym celu „brud brawszy do wody lała, a odchwytywając z tego miejsca, trzykroć wody poczerpawszy, na ziemię lała”.
Drugą córkę Blinstruba zaczarowała na śmierć ten, że wodą ją oblewała zaczerpniętą z ruczaju, na którym miewała schadzki z wymienionym djabłem, potem na piersiach dziewczynki położyła haczyk, oderwany od swej haftki.
Wreszcie zaczarowała ze śmiertelnym skutkiem nieletniego syna Blinstrubów, oraz czarowała „na wszystkie złe” szereg poddanych pana Blinstruba, za pomocą jej kokoszych. W innych praktykach czarodziejskich Slechiniowa wespół z babami, których nazwiska podaje sądowi do wiadomości, posługiwała się skórą wężową, albo też przedmiotami, ukradzionymi osobom, mającym paść ofiarą czarów.
- Umiem duchem i uczynkiem czarować – zeznała dosłownie.
Wymieniając nazwiska wspólników, szczególnie obciążyła wymienionych tu już małżonków Budreckich oraz niejakiego Samuela, vel Salomona Puzajtisa i Kurmielisa.
- Oni bowiem, - mówiła – są najstarsi i najmocniejsi pośród czarowników. Najwięcej umieją czarodziejstwa i chowają u siebie ingrediencje od djabłów swoich.
Zapytana, czy do kościoła i do spowiedzi chadzała w szczerej intencji, odpowiedziała, że zachowywała się tam niesprawiedliwie i nieszczerze. „Najświętsze Sakramenta przyjmując w kościele, wypuszczała je z gęby”.
Nie kończy się jednak na tem lista okropnych przewinień Zuzanny Slechiniowej i kompanij.
Kompanija ta, a więc budreccy, Kurmielis, Łukowiczowa i Salomon Puzajtis zlatują się w postaci srok na górze nad rzeką Szołtunią. Czynią to po kilka razy w roku. Leci też Slechiniowa. Przedtem spotyka się z djabłem na umówionem miejscu przy ruczaju w ogrodzie. Djabeł, „pan ich wszystkich” wychodzi z bagna razem z dwojgiem sług swoich: Piotrem i Jakubem i wszystkich obmywa „wodą d lecenia”.
Wówczas ona jak i tamci z kompanij, zostawiwszy ciało swoje na miejscu, leci przemieniona w srokę na spotkanie na górze. Co tam wszyscy robią – o tem niema wzmianki w zeznaniach. Możemy się tylko domyślać, że zaczyna się wtedy znany skądinąd sabat czarownic.
„A tak widząc takową jawność czarodziejstwa pomienionej czarownicy Zuzanny – czytamy dalej w tym sensacyjnym dokumencie – uznali wszyscy i osądzili jednostajnie dać do mistrza na tortury i spalenie”.
Posłano jednocześnie po małżonków Budreckich i Łukowiczową, aby przyszli przysłuchać się temu, co Sliechiniowa na mękach będzie mówić, i oczyścić się – jeśli potrafią – z jej oskarżeń.
„A gdy mistrz Zuzannę potrzykroć na tortury brał w oczach ich, żadnej ani żadnego nie uwolniła, prócz jednej młodej, która zacząwszy uczyć się (czarów) odrzekła się i w bractwo św. Anioła Stróża wpisała się.
I tak tę Zuzannę spalił mistrz”, - notuje pisarz sądowy, pan Michał Żylewicz.

Wtedy rozpoczął się proces przeciwko wskazanym przez Slechiniową czarownikom.
Przedewszystkim sprawdzono jedną z nauczycielek tamtej, babę Sorokową. Przyznała się do czarowania bydła na szkodę pana Władysława Osakowicza. Sorokowa, znowu wskazując swe wspólniczki, a sądowi nowe ofiary, opowiadała szczegółowo, jak to krowy w dłoń doiły, a mleko na mogiły wylewały, jak to krowie jednej sierść miedzy rogami wystrzygli, jak to w celach czarodziejskich żaby na drodze zakopywały, aby przechodząc tamtędy bydło padało i.t.p.
Poszła Sorokowa na tortury i na spalenie. Zkolei zabrano się do wymierzenia sprawiedliwości Salomonowi Puzajtisowi. Ten czarownik „mocny i nad wszystkich starszy”, zarazem chłop poddany imć pana Uzmeckiego, dużo sądowi przysporzył kłopotu swoją osobą.
Gdy pan Uzumecki wydał go sądowi, a oskarżony „za zapytaniem dobrowolnem do niczego się nie przyznawał i kompanij nie wydawał, uznano go dać na próbę do wody, gdzie w oczach wszystkich po wierzchu pływał. Potym z wody onego mistrzowi na tortury dali.”
Przez niemały czas na torturach potrzykroć będąc począł się przyznawać...
Do czegóż się przyznawał torturowany Salomon ? Do niewinnych z dzisiejszego punktu widzenia praktyk znachorskich a to: że zioła ludziom chorym daje, że strzelby umie zamawiać – i to wszystko.
„Potym – notuje skrzętnie skryba sadowy – począł mówić niezrozumianą mową, ni grecką, ni łacińską ani niemiecką”. A gdy go się dopytywali „o kompanję, z którymi przestawał, tego nie chciał powiedzieć doskonale i z tą mową go spalono, które to spalenie z podziwianiem wszystkiego zgromadzenia (odbyło się). Stos nie chciał się palić, a czarownik w ogniu wołał niezrozumiałym głosem i mową i sroki nad nim się wieszali i tak go ledwie spalono z wielką trudnością”.
Odbyło się to dnia 22 marca 1680 roku.

W cztery dni później poszła na stos jeszcze jedna ofiara zabobonu, czarownica Budrecka, i tak zakończył się ten typowy dla XVII wieku proces o czary, w którym mówi się szczegółowo nietylko i różnych praktykach czarodziejskich, lecz i o stosunkach z djabłami i o lataniu na Łysą Górę.

Czy nie było jednak wyjątków? Czy obraz tej epoki całkowicie jest pozbawiony jaśniejszych świateł? Czy nie spotykało się umysłów wolnych od psychozy czarowniczej?

Owszem, były nieliczne wyjątki. Na ciemnem, posępnem tle tamtych czasów, skroś dymy stosów katowskich promienieje dziwnie postać człowieka, humanitarysty, wolnego od przesądów i nie lękającego się czynnie przeciwstawić potężnej, wszechobecnej fali bezmyślnego okrucieństwa. Człowiek ten odważył się bronić publicznie przed sądem miejskim kobietę, oskarżoną o czary. I jak bronił!...

Ta heroiczna w swej daremności, otwarta walka jednostki z opinją i obyczajem powszechnym, usankcjonowanym przepisami prawa, to niezwykłe wystąpienie przeciw popierającemu oskarżenie możnowładcy litewskiemu, zasługuje na wydobycie z zapomnienia. Epizod ten z roku 1631 wiąże się z wcześniejszą sprawą o czary, przeto relację zaczniemy od opisu procesu z roku 1630.

Z oskarżenia mieszczanina słonimskiego, Tomasza Kruhelskiego sąd w Nowogródku badał babę Annę Pawlukową, zwaną „Krotką”, poddaną wojewody wileńskiego, lecz od lat ośmiu zamieszkującą w Słonimie.

Pawlukowa, oskarżona o czary na szkodę żony Krehelskiego, zaczęła pleść na mękach o czarach, czynionych przez inne baby przeciwko samemu p. marszałkowi litewskiemu, Janowi Stanisławowi Sapieże. Celem czarów było : nie dopuścić do ożenienia się Sapiehy. Jako na najgroźniejszą czarownicę wśród tych bab wskazała Pawlukowa na żonę popa Marcina Hromyki z parafji wysockiej. O tej popadji Pawlukowa zeznała co następuje:
- Choćbyście mnie spalili, nic to nie pomoże. A jeśli ją weźmiecie – wszystko się dobrze jego mości panu marszałkowi ułoży i choćby z królewną się ożenił. Bo ta popadja połową świata trzęsie, a ja za cudze sprawki w ręce się wam dostałam...

Czary popadji sprawiły, że pan marszałek sypiać nie mógł po nocach, a tęsknica go męczyła. Na zamku zaś jego w Słonimie dziwy się działy. Oto pewnego razu pachołcy, którzy na straży stali, widzieli jak z komina wyskoczyły trzy rozpalone węgle. Jeden upadł blisko rusztu, drugi na izbę wyleciał i po ziemi się potoczył, a trzeci w belkę pułapu strzelił i tam utkwił. Dopiero pachołek drewnem go stamtąd wyrzucił.

Mimo że Pawlukowa wszystko na wysocką popadję chciała zwalić, sama zaś do niczego się nie przyznała, sąd, opierając się na zeznaniach mieszczan słonimskich, a więc wspomnianego już Kruchelskiego oraz Lejby Mejorowicza, który pomawiał babę o zaczarowanie mu domu, Annę Pawlukową „wskazał na próby”.

Wtedy przyznała się do zaczarowania Kruhelskiej, tłumacząc, że ją inna niewiasta namówiła do tego występku. Ale nie czarowała pani Kruhelskiej na śmierć, będzie więc zdrowa. W sprawie Lejby Mejorowicza powiedziała, że rzuciła czary na jego dom z pewnością szynkarka Inikiejewa, która skarżyła się kiedyś, że u Lejby ludzie piją, a u niej nic. I potem jeszcze to wyznała na torturach :
- Kiedy mnie wypuścicie, uczynię to, że jego miłość pan marszałek będzie zdrów, wesoły i prędko się ożeni.

A na odczarowanie taki dała przepis :

- Kiedy jego miłość przyjedzie, niech weźmie w stodole na stronie dziewięć kłosów żyta. Z każdego kłosa wziąć dziewięć ziaren. Potem wziąć dziewięć bułek chleba i z każdej bułki urżnąć po kawałku chleba zwierzchu. Te kawałki wymoczyć w winie albo w piwie, naczynie z tem zachować. Następnie inne naczynie nabrać wody bieżącej „pod prąd”. Potem obadwa naczynia w łaźni ustawić między deski podłogi i niech marszałek w nie wstąpi, a później niech się tą wodą od głowy d nóg oblewa. Potem wodę ową wraz z kawałkiem chleba na wodę puścić, niech sobie popłyną. Ziarna zaś, oprócz tych z pierwszego kłosa, które stale przy sobie trzeba nosić, wszczepić w jabłoń albo jakie inne drzewo. I woskiem dziurę zalepić. Kiedy potem będzie miał jego miłość w drogę jechać, niech nad wrotami, pod któremi będzie przejeżdżał, bochem chleba położą. Kawałek tego chleba ma pan marszałek przy sobie nosić i strzec go jkanajpilniej. -

Pomimo tych szczerych i pięknych zeznań spalono Annę Pawlukową i przyszła kolej na wysocką popadję, Rainę Hromyczynę z domu Mieńkowską.

Sprawa jej ciągnęła się bardzo długo i obfitowała w szereg sensacyjnych momentów. Zawiły przebieg tego procesu, w którym jako powód występuje przez swych pełnomocników marszałek wielki litewski Jan Stanisław Sapieha, a jako pozwana – chorowita, prosta kobieta, zdaje się świadczyć o tem, że oskarżenie o czary zbudowane było na bardzo wątłych fundamentach(co stwierdza, jak dalej zobaczymy, obrońca oskarżonej). Być może chodziło poprostu o zgładzenie w legalny sposób niemiłej panu marszałkowi, lub któremuś z jego dworzan popadji.

Głównym rzecznikiem oskarżenia był dworzanin Sapiehy, Stanisław Aleksander Borkowski. On to zajął się aresztowaniem oskarżonej i dostawił ja w kajdanach sadowi w Nowogródku. Na jego głównie zeznaniach (oprócz zeznań Pawlukowej) oparty został akt oskarżenia.
A więc :
Na rozprawie w dniu 2 września 1631 roku Borkowski zeznał, że popadja Hromyczyna, gdy ją konwojował do sądu, proponowała mu po drodze łapówkę za uwolnienie. Miała powiedzieć tedy :
- Panie Borkowski. Czemu ty mnie nie przestrzegł? Dałbym ja tobie złotych sto. Choćbym miała w jednej koszuli zostać, tedy bym ci to nagrodziła, żebyś był kontent. I teraz mi popuść, narodzęć to.
Oczywiście, pan Borkowski nie popuścił. Wiózł Hromyczynę z Wysocka do Słonima, stamtąd do zamku sapieżyńskiego w Cimkowiczach, gdzie zatrzymano się dłużej. O tem, co się działo w czasie tego postoju, opowiada dworzanin Sapiehy tak :
- Ledwśny stanęli z nią przed tym domem gdzie miała siedzieć, zaraz omdlała, gdy ją z wozu zsadzili. Ledwom się jej docucił. Kiedym ją pytał, co się z nią dzieje, powiedziała:
„Coś mnie w pół głowy uderzyło i połowy ciała nie czuję.”
W nocy zamknięta w Ciemkowicach wołała :
„Panie Borkowski, każ mnie strzec, bo wylecę kominem.”
Przestraszony dworzanin pobiegł po wodę święconą i zaczął popadję kropić, a ta do wody się wydzierała, chcąc się jej napić. Nie pozwolił na to, bojąc się żeby z tego czarów nie było. Aby nie wyleciała, zakuto ją w kajdany i postawiono przy niej straż. Po pokropieniu woda święconą popadja zasnęła, mrucząc coś sobie pod nosem.
Wtedy zobaczył Borkowski „agnusek” (szkaplerz) na jej piersi i powiedział o tem nazajutrz księdzu kapelanowi.
- Ksiądz, – zeznaje dalej szlachcic – kazał mi agnusek odjąć od niej. Nie chciała mi go dać zaraz, ale z lamentem nierychło mi go dawszy, mówiła :”Ej panowie. Bójcie się Boga, nie kładzcie m weń czego.”
Ksiądz, obejrzawszy agnusek, „narzekał bardzo, że ten agnusek zwiotkowany i powiedział, że oni też używają na czary kości świętych.”
I wreszcie zaczęły się dziać w Cimkowicach rzeczy osobliwe, które wywołała z pewnością uwięziona tam czarownica. Widział pan Borkowski, wracając pewnej nocy do domu, jak węgiel rozżarzony, wyleciawszy ze starego domu, leciał mimo świrona, kędy obroki rozdają i nad samemi wrotami nisko padł w ogród.
- Strach mnie ogarnął, - zeznał świadek, - poszedłem niej izbę pokropić. Calusieńką moc wtedy nie spała, płacząc i narzekając. Kiedym jej pytał, czego się frasuje, powiedziała :”Nudno mi, a nie wiem czemu.”
Potem zaklinała się, „alić żydowską klątwą, nie tak jako trzeba,” że jest niewinna i jego miłości panu marszałkowi nic złego nie uczyniła.
Z każdym dniem opadała z sił, daremnie błagając o wypuszczenie na wolność. wreszcie tak zaniemogła, iż zdawało się obecnym że umiera. Dał jej Borkowski „orcutanu trochę” i przyszła do siebie. Tegoż dnia, gdy świadek czuwając przy więziennej począł z towarzyszem grać w szachy, „spadło ze stropu kilkanaście kropel, bielusieńkich jak mleko”.
- Patrzaliśmy ku górze, czy czego nie rozlali tam, i nie znaleźliśmy. Gdyśmy się pytali jeden drugiego, coby to było, porwała się ta, która tak bardzo konała i rzekła : „Nie masz nic. Pająk się to podobni czyści.”
Jednak, mimo że więzienie trwało już zgórą miesiąc, gorliwi dworzanie nic szczególnie obciążającego nie mogli od baby wydobyć. Wtedy udał się do niej ksiądz kapelan Wojciech Radewski, „bogomodlca”. O wyniku pretraktacyj z popadją taką ksiądz relację listowną posyła panu marszałkowi :
„Jaśnie wielmożny panie marszałku W(ielkigo) X(ięstwa) L(itwewskiego), mój wielce miłościwy panie i panie dobrodzieju.
Powinność moja wskazała mi, abym się tego ważył a doszedł do tej osadzinej niewiasty. Gdym różnemi perswazjami używał onej, aby wyznawała szczerze o czem jest podejrzana, tom tylko sprawił, ze Ferensową niejaką główną w sprawie tej być powiada, siebie zaś niewinną być powiada z wielu powodów...

Mawiedziłem ją jednak i drugi raz, i gdy to samo usłyszałem, chcąc przecie ciś wydobyć, zażyłem tego sposobu, łaskawość wielce miłościwego pana i nietykalność obiecując, chcąc ją nawet w tym assekurować, jeśliby szczerze postąpiła.

Odpowiadając rzekła :

- Dawnom ja tego pragnęła i z mężem moim być sługą jego miłości, i prosić o cerkiew i o nadanie jakie. I prawdziwiem prosiła małżonki p. Borowskiego, aby się za mną przyczyniła do małzonka swego, żeby za nami do jego mci maszego mciwego pana przyczynił się. I do tego wiedziałam, żem za taką (czarownicę) była niesłusznie oskarżona, a przecie o tom się starała i nie uciekałam, mogę uciec tam, gdzieby mnie nie znano. Dosyć było rozkazać, abym się stawiła i dała sprawę jego mości o sobie. A teraz mnię białogłowę maniem zwatlono i lada kiedy skonam. –
Jakoż mdła bardzo. To ja usłyszawszy, rzekłem replikando :
- Ponieważ miałaś ten tak dobry afekt do jego mci, już po takiem oskarżeniu swojem stąd poznawam, żeście chcieli dobrze radzić o zdrowiu jego mci. Tego też od was jego miłość od was potrzebuje i łaskę wam swoją ofiaruje przeze mnie, i wolność, i podarki ponadto odniesiecie znamienite, tylko się tego podejmijcie.
Zaczem odpowiedziała ,wziąwszy P. Boga na pomoc i wielmożną przyczynę Najświętrzej Panny :
- Pan Bóg stworzyciel wszystkiego jego mci dopomoże w zdrowiu, a ja staranie i pilność i usługę wszelką obiecuję jego mci, wzywając czystej Bogurodzicy Panny, że to jego mość mieć będzie. Tylko mnie temi kajdanami niech nie trapią i zdrowia nie odejmują –
Obiecałem jej zatem, żem o tem wszystkiem miał napisać do W.P., jakoż i piszę i proszę, aby bez zwłoki raczył W.P. przybyć, bo baba od wielkiego strachu ani spać, ani jeść nie może...”
Sapiecha jednak nie przybył do Cimkowicz i popadję przywieziono wkrótce potem przed oblicze sądu grodzkiego w Nowogródku. Stawił się też sam osobiście pan marszałek i dworzaninowi swemu, Janowi Dobryniewskiemu powierzył zastępstwo swe w tym procesie, Na prośbę obwinionej sad przydał popadji pełnomocnika w osobie niejakiego Jerzego More.
On to właśnie występuje do końca jako adwokat biednej ,wymęczonej w więzieniu kobieciny, broni jej zapalczywie, narażając się wreszcie samemu na zarzut, że zajmuje się czarami. Zbija logiką zdrowego rozsądku poszlaki przeciw swej klijentce wytoczona, apeluje do sumienia sędziów, a gdy to nie odnosi skutku i zapada wyrok śmierci, wnosi odwołanie do Trybunału w Mińsku. I tam sprawę przegrywa, jednak nie ustępuje : wnosi o ponowne rozpatrzenie procesu w Nowogródku, akta sprawy wędrują od sądu do sądu i mnożą się po drodze, wkońcu jednak musi skapitulować.


*

Fragment broszury: Tadeusz Łopalewski - Czarownice litewskie

Nadesłane

Paulina_____

Data utworzenia: 02/09/2007 @ 20:07
Ostatnie zmiany: 20/03/2020 @ 06:26
Kategoria : Magia
Strona czytana 16645 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
monastery-picture04.jpgsantuario-tokio-japon.jpgmonastery-picture01.jpgjvari.jpgSofia.jpg0-armenia.jpgManastirea_Sinaia.jpgmonastery-picture03.jpggreek.jpgmonastery-picture05.jpgthiksey-gompa-in-ladakh.jpgIonaAbbey.jpgneamt-monastery-moldova.jpgbud101.jpgOrvieto.jpgmonastery-picture07.jpgdracula_mnsnagov.jpgmonastery-picture08.jpgjericho-st-georges-monastery.jpgCamedolite-Monastery.jpgmeteora_monastery.jpg0-bhutan.jpgmonastery-picture02.jpg0-Jvari Monasteri-Georgia.jpgbahaisquare.jpegjasna-gora.jpgdiveevo.jpgmonastery-picture06.jpgmonastery-mont-saint-michel.jpgpoblet.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 8180638 odwiedzający

 396 odwiedzających online