Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

=- > Zen - Czym jest zen?

Czym jest zen?
Zanim przejdę do bardziej szczegółowego objaśnienia nauk zen, pozwolę sobie odpowiedzieć na niektóre z pytań zadawanych przez krytyków zen, a dotyczących jego prawdziwego oblicza.

Czy zen, podobnie jak większość nauk buddyjskich, jest wysoce zintelektualizowanym i głęboko metafizycznym systemem filozoficznym?

Stwierdziłem już, że zen zawiera w sobie kwintesencję całej filozofii Wschodu, ale nie należy przez to rozumieć, że jest on filozofią w tym sensie, w jakim używa się zwykle tego określenia. Stanowczo nie jest on systemem opartym na zasadach logiki i rozumowej analizie.

Zen jest w najlepszym wypadku diametralnym przeciwieństwem logiki, innymi słowy, myślenia dualistycznego. Zapewne zawiera on składnik intelektualny, gdyż zen to cały umysł, w którym mieszczą się przecież niezliczone rzeczy. Jednakże umysł nie jest kompozycją, którą można by łatwo podzielić na tyle to a tyle cech, dokonując rozbioru bez reszty. Na temat rozumowej analizy zen nie ma nam nic do powiedzenia, a także nie dysponuje ustalonymi doktrynami podawanymi do wierzenia wyznawcom. Miałby więc rację ten, kto by twierdził, że pod tym względem zen jest wręcz chaotyczny.

Zapewne wyznawcy zen miewają zbiory doktryn, ale tylko na własny rachunek i wyłącznie na własne potrzeby.

Ich posiadania nie zawdzięczają zen. Nie ma on bowiem świętych ksiąg i dogmatycznych zasad ani też symbolicznych formułek, za pomocą których można by zgłębić jego sens. Gdyby zatem ktoś mnie spytał, czego uczy zen, odpowiem, że nie uczy niczego. Wszelkie zawarte w nim nauki rodzą się w naszych własnych głowach.

Uczymy się sami, a zen wskazuje nam tylko właściwą drogę. Jeśli wskazówki te nie są nauką, to w zen z pewnością nie ma nic takiego, co mogłoby stanowić zasadniczą doktrynę albo podstawę filozofii.

Zen uważa się za buddyzm, a przecież wszystkie buddyjskie nauki głoszone przez sutry i śastry są dlatego li tylko zwykłą makulaturą, nadającą się wyłącznie do tego, żeby zetrzeć brud intelektu. Proszę sobie jednak nie wyobrażać, że zen to nihilizm. Wszelki nihilizm niszczy sam siebie i prowadzi donikąd. Negatywizm jest dobry jako metoda, jednakże najwyższą prawdą jest afirmacja.

Słysząc, że zen nie głosi żadnej filozofii, że wypiera się doktryn i autorytetów, że odrzuca wszelkie święte pisma jako nic niewarte, nie wolno nam zapominać, iż w tym właśnie akcie negacji wskazuje on na coś ze wszech, miar pozytywnego i wiecznie afirmującego. W dalszym ciągu wywodu stanie się to bardziej oczywiste.


Czy zen jest religią? Nie jest nią w powszechnym rozumieniu tego słowa. Zen nie czci żadnego Boga, nie przestrzega żadnych obrządków, nie zna żadnego miejsca, do którego udawaliby się zmarli, i wreszcie - nie uznaje duszy, o którą miałby dbać ktoś inny, a której nieśmiertelność jest dla niektórych przedmiotem żywej troski. Zen wolny jest od tych wszystkich dogmatycznych i „religijnych” obciążeń.

Gdy stwierdzam, że w zen nie ma Boga, być może to gorszy pobożnego czytelnika, ale wcale nie oznacza, że zen zaprzecza istnieniu Boga, bo ani zaprzeczanie, ani potwierdzanie go nie interesują. Kiedy się czemuś przeczy, w samym przeczeniu jest przecież coś niezaprzeczonego. To samo da się powiedzieć o afirmacji, a w logice jest to nieuniknione. Zen natomiast pragnie wznieść się ponad logikę, znaleźć wyższą afirmację, w której nie byłoby miejsca dla antytez. Tak więc w zen ani się nie zaprzecza, ani nie obstaje przy istnieniu Boga. Tyle tylko, że, nie ma w nim takiego Boga jakiego wyobrazili sobie żydzi i chrześcijanie. Z tego samego powodu, dla którego zen nie jest filozofią, nie jest on także religią.

Co zaś do wszystkich wyobrażeń buddów, bodhisattwów, dewów i innych istot, które spotkać można w świątyniach zen, to nie są one niczym więcej jak kawałkami drewna, kamienia czy metalu, i w tym są podobne kameliom, azaliom lub kamiennym lampionom w moim ogrodzie.

Złóż hołd kwitnącej kamelii i  czcij ją, jeśli masz na to ochotę, mógłby powiedzieć zen. W czynie tym będzie tyle samo wiary, ile byłoby jej w biciu czołem rożnym buddyjskim bogom, kropieniu święconą wodą albo uczestnictwie w Wieczerzy Pańskiej.

Wszystkie te nabożne czynności, które większość tak zwanych religijnych ludzi uważa za chwalebne czy uświęcające, są w oczach zen sztuczne. Twierdzi on zuchwale, że „nieskalani joginowie nie osiągają nirwany, a mnisi łamiący zakazy nie idą  do piekła”. Dla przeciętnego człowieka zdanie to jest zaprzeczeniem powszechnego prawa obyczajnego życia, ale właśnie w nim tkwi życie zen i jego prawda. Zen jest duchem człowieka; wierzy w jego wewnętrzną czystość i dobroć, Cokolwiek by się dodało albo siłą wydarło duszy, narusza to jej zdrowie. Dlatego też zen sprzeciwia się stanowczo wielkim religijnym konwencjom.

Bezbożność zen jest jednakże tylko pozorem. Tych, którzy są prawdziwie religijni, zdziwi odkrycie, że w tej jego barbarzyńskiej deklaracji kryje się mimo wszystko tak wiele religii. Byłoby jednak błędem twierdzić, iż zen jest religią w tym sensie, w jakim jest nią  chrześcijaństwo czy mahometanizm. Żeby to bliżej wyjaśnić, chciałbym przytoczyć rzecz następującą.

Powiadają, że tuż po swoich narodzinach Sakjamuni uniósł jedną dłoń ku niebu, a drugą wskazał ziemię i zawołał: „Ponad niebiosami i pod niebiosami jam jeden jest Uczczony!” Ummon (Jun-men), założyciel Ummońskiej Szkoły zen, opatruje to wydarzenie następującym komentarzem: "Gdybym był przy nim, w chwili gdy wypowiedział te słowa, bez wątpienia uśmierciłbym go jednym uderzeniem, a ciało rzucił na pożarcie głodnym psom”. Jakim niewierzącym przyszłoby do głowy wypowiadać tak szalone uwagi o duchowym przywódcy? A mimo to jeden z późniejszych mistrzów zen powiada: „Zaiste, właśnie tak pragnie Ummon służyć światu, poświęcając wszystko, co ma, ciało i rozum! Jakże wdzięczny musiał być Buddzie za jego miłość!”

Nie należy mylić zen z tą formą medytacji, jaką praktykują wyznawcy „Nowej Myśli”, Christian Science albo hinduscy sannjasinowie czy niektórzy buddyści. Dhjana, tak jak rozumie się to słowo w zen, nie jest odpowiednikiem praktyk odbywanych w jego ramach.

Można medytować na jakiś religijny czy filozoficzny temat, ćwicząc się jednocześnie w zen, ale jest to przypadkowa zbieżność, bo istoty zen nie ma w tym wcale. Zen dąży  do wyćwiczenia samego umysłu, chce go uczynić panem  siebie poprzez wgląd w jego naturę. To wkraczanie w prawdziwą naturę własnego umysłu czy duszy jest właśnie zasadniczym celem buddyzmu zen. A więc zen to coś więcej niż medytacja i dhjana w zwykłym rozumieniu tego słowa. Ćwiczenie się w nim polega na otwarciu wewnętrznego oka po to, aby wejrzeć w samą przyczynę życia.

Aby medytować, trzeba skupić na czymś myśli, na przykład na jedności Boga albo na jego nieskończonej miłości, albo też na niestałości rzeczy. Lecz przecież właśnie tego zen pragnie uniknąć. Jeśli bowiem podkreśla cokolwiek, to osiągnięcie wolności, czyli uwolnienie się od wszelkich sprzecznych z naturą ograniczeń. Medytacja jest natomiast jakimś sztucznym dodatkiem i nie zalicza się do przyrodzonych działań umysłu. Nad czym medytują ptaki w locie? Nad czym medytują ryby w wodzie? Jedne latają, drugie pływają. Czy to nie wystarcza?

Któżby chciał skupiać myśli na jedności Boga i człowieka lub na nicości ziemskiego żywota? Któżby pragnął, żeby wśród codziennych przejawów aktywnego życia więziły go medytacje, przykładowo, nad dobrocią boskiej istoty albo wieczystymi płomieniami piekieł?

Możemy rzec, że chrześcijaństwo jest monoteistyczne, a wedanta panteistyczna, ale nic takiego nie da się powiedzieć o zen. Nie będąc ani monoteistyczny, ani panteistyczny, wymyka się on wszelkim tego typu określeniom. Stąd też nie ma w nim przedmiotu, na którym można by było skupić myśli. Zen jest chmurką sunącą po niebie. Nie przytwierdza go żadna śrubka, nie wstrzymuje żaden sznur - porusza się, gdzie tylko zapragnie.

Nawet najintensywniejsza medytacja nie utrzyma go w jednym miejscu. Bo medytacja to nie zen. Ani panteizm, ani monoteizm nie są w stanie dostarczyć mu tematu, na którym mógłby się skoncentrować. Gdyby był monoteistyczny, mógłby polecić swym wyznawcom, aby rozmyślali nad jasnością rzeczy, wewnątrz której zacierają się wszelkie różnice i nierówności spowite we wszechogarniającą jasność boskiego światła.

Gdyby był panteistyczny, pouczałby nas, że najskromniejszy polny kwiatek jest odbiciem bożej chwały. Zen stwierdza jednak: „Gdy wszystko sprowadza się do jedności, do czego sprowadza się owa Jedność?” Zen chce uwolnić ludzki umysł od wszelkich ograniczeń. Nawet pojęcie jedności we wszystkim stanowi zawadę i duszące sidła, które zagrażają pierwotnej wolności ducha.

Tak więc zen nie żąda od nas skupienia myśli na tym, że pies jest Bogiem albo że trzy kłaki lnu są boskie, bo kiedy to stwierdza, wówczas wiąże się z określonym systemem filozoficznym i przestaje być zen. Zen po prostu czuje ciepło płomieni i chłód lodu, ponieważ gdy jest zimno, drżymy i cieszymy się z ognia. Uczucie jest wszystkimi jak powiada Faust. Wszelkie teoretyzowanie mija się z rzeczowością. Ale uczucie należy tu pojmować w najgłębszym sensie czy też w najczystszej postaci tego słowa. Nawet stwierdzenie „To jest właśnie to uczucie” oznacza, że zen przestał być sobą. Zen wymyka się wszelkim próbom budowania pojęć. Dlatego też tak trudno jest go zrozumieć.

A zatem jeśli zen zaproponuje jakieś medytacje, polegać one będą na tym, aby brać rzeczy, jakimi są, i stwierdzać, że śnieg jest biały, a kruk czarny. Mówiąc o medytacji, w większości wypadków przypisujemy jej abstrakcyjność.

Inaczej mówiąc, rozumiemy przez nią skupienie myśli na pewnym bardzo ogólnym zagadnieniu, które w istocie nie zawsze wiąże się ściśle i bezpośrednio kretami życia. Zen spostrzega lub czuje, ale nie zajmuje się abstrakcjami ani nie medytuje. Zon przenika do wewnątrz, aby wreszcie pogrążyć się i zniknąć. Natomiast medytacja jest bezspornie dualistyczna i w związku z tym nieuchronnie powierzchowna.

Pewien krytyk uważa zen za „buddyjski odpowiednik Ćwiczeń duchowych św. Ignacego Loyoli”. Krytyk ten ma wyjątkową skłonność doszukiwania się chrześcijańskich analogii we wszystkim, co buddyjskie, czego przykładem jest cytowane zdanie. Ci, którzy choć trochę rozumieją zen, zauważą od razu, jak dalece nietrafne jest to porównanie. Nawet z grubsza biorąc, nie ma cienia podobieństwa pomiędzy ćwiczeniami zen a tymi, które proponuje założyciel Towarzystwa Jezusowego.

W oczach zen kontemplacje i modlitwy św. Ignacego są jedynie zbiorem tworów wyobraźni, pracowicie ułożonym da pożytku pobożnych jednostek. W rzeczywistymi przypomina to układanie na głowie dachówek, jedna po drugiej, przy czym życie duchowe nic naprawdę na tym nie zyskuje. Można najwyżej powiedzieć, że owe Ćwiczenia duchowe  przypominają w jakiś sposób niektóre z medytacji hinajany, na przykład Pięć Metod Wyciszania Umysłu, Dziewięć Myśli o Nieczystości czy Sześć albo Dziesięć Tematów Pamięci.

Bywa, że przedstawianie się zen jako "zabójstwo" umysłu i przekleństwo gnuśnej zadumy”. Tak właśnie twierdzi Griffis, znany autor Religii Japonii. Nie wiem, co na prawdę rozumie on przez „zabójstwo umysłu”, ale czy nie chce przypadkiem powiedzieć, że zen zabija aktywność umysłu przez skupianie myśli na jednej rzeczy albo sprowadzanie snu? Pan Reischauer w swojej książce popiera właściwie pogląd Griffisa, utrzymując, iż zen jest "mistycznym samoupojeniem" Czy rozumie on przez to, że zen jest upojony tzw. Wyższą Jaźnią, podobnie jak Spinom upojony był Bogiem?

Wprawdzie pan Reischauer nie wyjaśnia  bliżej znaczenia owego „upojenia",  ale być może sądzi, że zen jest zanadto pochłonięty myślą o „Wyższej Jaźni" jako ostatecznej rzeczywistości w tym świecie szczegółów. Zdumiewające, jak powierzchowni są niektórzy bezkrytyczni obserwatorzy zen!

W gruncie rzeczy w zen nie ma „umysłu”, który można by zabić a zatem nie ma w nim „zabójstwa umysłu". Zen nie ma również "jaźni", rozumianej jako kryjówka w ucieczce. A zatem nie ma w nim także "jaźni", którą moglibyśmy się upoić.

Prawdę mówiąc, jeśli chodzi o zewnętrzne przejawy zen jest wyjątkowo nieuchwytny. Wydaje ci się, że go dostrzegłeś, i już go tam nie ma. Z oddalenia jawi się tak łatwo dostępny, ale wystarczy się zbliżyć, a odsuwa się jeszcze dalej. Tak więc jeśli nie poświęci się paru lat na studia nad zrozumieniem głównych zasad zen, nie należy oczekiwać, że go się naprawdę pojmie.

,Aby wznieść się ku Bogu, trzeba zstąpić w głąb siebie” - stwierdził Hugo. „Jeśli pragniesz zbadać głębię spraw boskich, zbadaj głębiny własnego ducha” - zalecał Ryszard od świętego Wiktora. Ale kiedy wszystkie te głębie są już zbadane, okazuje się, że mimo wszystko brak jest "jaźni”. Tam, gdzie możesz zstąpić, nie ma żadnego „ducha” ani „Boga”, którego głębie mają być zbadane. Dlaczego? Ponieważ zen jest przepastną otchłanią.

Oświadcza on, choć w nieco inny sposób: „Nic nie istnieje naprawdę w całym trzyczęściowym świecie. Gdzie chciałbyś ujrzeć umysł (albo ducha = sin)? Wszystkie cztery żywioły są w ostatecznej postaci puste. Gdzież mogłaby się mieścić siedziba Buddy? Lecz spójrz! Oto na twoich oczach odsłania się prawda. To wszystko, i doprawdy już nic więcej!” Chwila wahania - i traci się zen bezpowrotnie. Wszyscy przeszli, teraźniejsi i przyszli Buddowie mogą starać się, żebyś go znów pochwycił a mimo to dzielą cię od niego tysiące mil. Cóż za "zabójstwo umysłu” i jakież „somoupojenie”! Zen nie ma czasu zajmować się taką krytyką.

Krytycy zen mogą sądzić, że hipnotyzuje on umysł aż do stanu nieświadomości oraz że gdy to zachodzi, spełnia się ulubiona buddyjska doktryna pustki (śunjata), kiedy podmiot nie ma już świadomości obiektywnego świata ani samego siebie i jest zagubiony w bezmiernej próżni, cokolwiek by to miało oznaczać.

Taka interpretacja zen także jest niesłuszna. Co prawda są w zen wypowiedzi mogące sugerować podobną interpretację dlatego też, żeby go zrozumieć, musimy w tym miejscu wykonać skok. Należy przebyć „bezmierną pustkę”. Jeśli podmiot nie chce, żeby go żywcem pogrzebano, mim się przebudzić ze stanu nieświadomości. Zen osiąga się tylko wówczas, gdy porzuci się "samo upojenie”, a „pijak" naprawdę otworzy oczy na swoją głęboko ukrytą jaźń.

Jeśli umysł ma być w ogóle "zabity”, pozostawcie to zen. Gdyż to on właśnie przywróci martwych i bez ducha do stanu wiecznego życia. „Narodźcie się ponownie, zbudźcie się ze snu, powstańcie z martwych, o pijacy!” — wykrzyknie. Przeto nie usiłujcie ujrzeć go zabandażowanymi oczami: wasze ręce zbyt są niepewne, żeby go pochwycić. I pamiętajcie o tym, że ja się nie daję ponieść metaforom.

Mógłbym mnożyć podobnie krytyczne uwagi, gdyby istniała taka potrzeba, mam je4dnak nadzieję, że to, co już powiedziałem, wystarczająco przygotowało umysł czytelnika na kolejne, bardziej stanowcze stwierdzenia dotyczące zen. W zen chodzi przede wszystkim o to, żeby zetknąć się z wewnętrzną działalnością własnej istoty i dokonać tego w sposób jak najbardziej bezpośredni, bez uciekania się do czegoś zewnętrznego albo naddanego.

Tak więc zen odrzuca wszystko, co choćby trochę przypomina zewnętrzny autorytet, natomiast bezgranicznie wierzy w wewnętrzne życie człowieka, ponieważ wszelki autorytet, jaki jest w nim zawarty, pochodzi właśnie z wewnątrz. Taka jest prawda w najściślejszym znaczeniu tego słowa. Nawet umiejętność rozumowania nie jest uznawana za coś ostatecznego czy absolutnego.

Wprost przeciwnie, przeszkadza ona umysłowi w jak najbardziej bezpośrednim porozumiewaniu się z samym sobą. Intelekt spełnia swoje zadanie, odgrywając rolę pośrednika, a przecież z pośrednikami, poza tymi okazjami, kiedy pragnie porozumieć się z innymi, zen nie ma nic wspólnego. Tym co pragnie on uchwycić, i to jak najbardziej bezpośrednio i najpełniej, jest istota samego życia. Zen utrzymuje, że jest duchem buddyzmu, lecz w gruncie rzeczy jest on duchem wszystkich religii i systemów filozoficznych. Gdy rozumiemy go całkowicie, osiągamy absolutny spokój duszy i żyjemy tak, jak należy. Czegoż więcej możemy pragnąć?

Powiadają niektórzy, że skoro powszechnym zdaniem zen jest rodzajem mistycyzmu, to nie może rościć sobie prawa do własnej wyjątkowości w dziejach religii. Być może jest to słuszne, ale zen jest mistycyzmem innego rzędu. Jest mistyczny w tym sensie, w jakim świeca słońce, kwitnie kwiat, a na ulicy w tej właśnie chwila ktoś wali w bęben. Jeśli te fakty są mistyczne, to zen jest nimi popełniony po brzegi. Kiedy pewnego mistrza zen zapytano kiedyś, czym jest zen, odparł: „Waszą powszednią myślą”. Czy nie jest to najprostsza i najzwyklejsza odpowiedź? Nie ma w niej nic z sekciarskiego ducha.

Zen mogą praktykować zarówno chrześcijanie, jak i buddyści, podobnie jak duże i małe ryby żyją rade razem  w jednym oceanie. Zen to ocean, to powietrze, to góra, to  grom i błyskawica, wiosenny kwiat, letni upał i zimowy śnieg, ba, i jeszcze więcej - zen to człowiek. Mimo wszystkich formalności, konwencji i dodatków, które nagromadził w ciągu swej długiej historii, jego jądro wciąż tętni życiem. Szczególna zaleta zen polega na tym właśnie, że nie poddając się stronniczości, możemy stale patrzeć w owo jądro.

Jak już wspomniałem, tym, co sprawia, że praktykowany w Japonii zen jest czymś wyjątkowym, jest systematyczne ćwiczenie umysłu. Zwykły mistycyzm był tworem zbyt kapryśnym i oderwanym od codzienności. Zen to zrewolucjonizował. To, co bujało kędyś w niebie, ściągnął na ziemię.

W miarę rozwoju zen mistycyzm przestał być mistyczny i nie jest już spazmatycznym wytworem anormalnie wyposażonego umysłu. Zen bowiem objawia się nawet w najbardziej nieciekawym i monotonnym życiu zwykłego, szarego człowieka, uświadamiającego sobie nagle, że żyje w samym środku toczącego się swoim trybem życia. Po to, aby człowiek mógł to spostrzec, zen systematycznie ćwiczy jego umysł, otwiera mu oczy na największą tajemnicę rozgrywającą się co dzień i co godzina, sprawia, iż serce rośnie tak, że każdym uderzeniem ogarnia wieczność czasu i nieskończoność przestrzeni; sprawia również, że żyjemy na tym świecie tak, jakbyśmy się przechadzali po rajskim ogrodzie. A wszystkich tych duchowych wyczynów dokonujemy nie z pomocy jakichś doktryn, lecz po prostu w najbezpośredniejszy sposób podkreślając zawartą w nas samych prawdę.

Jakkolwiek nazwiemy zen, zawsze pozostaje on praktyczny i zwyczajny, a jednocześnie ze wszech miar związany z życiem. Pewien dawny mistrz, chcąc pokazać, czym jest zen, uniósł palec, inny mistrz kopnął piłkę, a jeszcze inny wymierzył policzek temu, kto zadał pytanie.

Skoro w taki sposób przedstawiana jest ukryta głęboko w nas prawda, czyż nie jest zen najpraktyczniejszą i najbardziej bezpośrednią z metod duchowej edukacji użytych kiedykolwiek przez którąś z religii? I czyż owa praktyczna metoda nie jest spośród wszystkich najbardziej oryginalna? W samej rzeczy zen nie może być nietwórczy i nieoryginalny, gdyż nie pragnąc się zajmować pojęciami, zajmuje się przejawami życia.

W rozumieniu pojęciowym uniesienie palca jest jak najzwyklejszym zdarzeniem w życiu każdego człowieka. Kiedy jednak rozpatrzymy ten gest z punktu widzenia zen, pulsuje on boskim znaczeniem i twórczą żywotnością. I dopóki zen potrafi wskazać nam tę prawdę pośród naszej konwencjonalnej i ograniczonej pojęciami egzystencji, musimy mu przyznać rację bytu.

Przytoczony poniżej cytat z listu Yengo (po chińsku Juan-wu, 1566-1642) odpowie, być może, w jakimś stopniu na postawione na początku tego rozdziału pytanie „Czym jest zen?”

Masz go tuż przed sobą, w tej właśnie chwili wszystko dostajesz do rąk. O jego prawdzie winno przekonać rozumnego człeka jedno słowo, ale i tak zdołał się już zakraść błąd. Błąd zwiększa się, gdy prawdę tę powierzy się papierowi i atramentowi, wyda na pastwę rozwlekłych wywodów i krętactw logiki, bo wtedy umyka ona jeszcze dalej. Każdy nosi w sobie wielką prawdę zen. Zamiast szukać jej za cudzym pośrednictwem, zwróć spojrzenie ku sobie. Twój umysł ponad wszelkimi formami, wolny, spokojny, niej zależny, i bezustannie odciska się w twoich sześciu zmysłach i czterech żywiołach. Pochłania wszystko swoim światłem. Wycisz dualizm przedmiotu i podmiotu, zapomnij o obu, wznieś się ponad intelekt, oderwij od rozumu i bez pośrednio zagłąb się w sam Umysł Buddy - poza nim nic nie istnieje. Dlatego przybywając z Zachodu, Bodhidharma oznajmił po prostu: ≪Moja doktryna jest niepowtarzalna gdyż wskazuje wprost na duszę człowieka i nie krępuje jej żaden kanon nauk; jest ona absolutnym przekazaniem prawdziwego znaku≫.

Zen nie ma nic wspólnego z literami słowami czy sutrami. Wymaga od ciebie tylko tego, abyś bezpośrednio pojął sedno sprawy i odkrył w nim  dla siebie spokojną siedzibę. Gdy umysł jest niespokojny, a rozum zmącony, rozpoznaje się rzeczy, rozważa myśli, wywołują upiory i szerzy uprzedzenia. Zen zagubi się wtedy na za wsze w owym labiryncie.

Mądry Sekiso (Szy-szuang) rzekł: „Porzućcie wszelkie pragnienia, niech wasze usta obrosną pleśnią, stańcie się podobni do skończenie doskonałego kawałka nieskazitelnego jedwabiu, niech jedyną waszą myślą będzie wieczność, bądźcie jako wygasłe popioły, zimne i bez życia; i jeszcze - stańcie się podobni do starej kadzielnicy w opustoszałej wiejskiej świątyni!”

Pokładając w tym waszą prostą wiarę, ćwiczcie się, jak należy, niech wasze ciało i umysł zmienią się w nieożywiony twór przyrody, przypominając kamień lub kawałek drewna. A gdy osiągniecie stan idealnego bezruchu i niewiedzy, wówczas ustąpią wszystkie oznaki życia i zniknie wszelki ślad po ograniczeniach. Ani jedna myśl nie zakłóci waszej świadomości, gdy nagle zdacie sobie sprawę ze światłości obfitującej w radość bez granic. Jest to tak, jakby pośród nieprzeniknionych ciemności napotkało się światło, tak, jakby żyjąc w ubóstwie, otrzymało się skarb. Cztery żywioły i pięć skupisk przestaje być ciężarem, tak jesteś lekki, wolny i swobodny. Twoje istnienie uwolniło się teraz od wszelkich ograniczeń: stałeś się otwarty, lekki i przezroczysty. Oświecającym spojrzeniem przezierasz samą naturę rzeczy, które zjawiają się teraz przed tobą jak baśniowe kwiaty o nieuchwytnej realności. Tu oto objawia się niezafałszowana jaźń, która jest pierwotnym obliczem twego bytu, ti oto odsłania się całkowicie najpiękniejsze krajobraz - miejsce, w którym się urodziłeś.

I jest tylko jedno przejście, które bez przeszkód wiedzie na przestrzał. Tak się dzieje, gdy porzucisz wszystko - ciało, życie i to, co należy do twojej jaźni. Tutaj właśnie osiągasz spokoj, swobodę, niedziałanie i niewypowiedzianą rozkosz. Wszystkie sutry i sastry nie są niczym więcej jak tylko przekazaniem owej prawdy. Wszyscy mędrcy, dawni i współcześni, wyczerpali zasoby pomysłowości i wyobraźni po to tylko, żeby temu drogę.

Jest to jak otwarcie wrót do skarbca: kiedy raz tam wejdziesz, każdy przedmiot zjawiający ci się przed oczami jest twój, każda nadarzająca się okazja gotowa do wykorzystania. Albowiem czyż nie są to wszystko dobra, niechby nie wiem jak rozliczne, które zdobyć możesz wewnątrz swego pierwotnego bytu? Jakich skarbów tam nie ma, a wszystkie tylko czekają na to, żebyś użył ich dla własnej przyjemności. Takie jest właśnie znaczenie zdania: „Co raz zdobyte, zdobyte na zawsze, aż po sam kres czasu". A mimo to tak naprawdę niczego się nie zdobywa. To, co zdobyłeś, nie jest zdobyczą, a przecież jest w tym coś prawdziwie zdobytego.

*

 

Fragment książki: Daisetz Teitaro Suzuki - Wprowadzenie do buddyzmu zen


Data utworzenia: 23/03/2020 @ 01:43
Ostatnie zmiany: 21/02/2022 @ 14:01
Kategoria : =- > Zen
Strona czytana 2371 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
0-christ-the-saviour.jpgprawoslawny-krzyz.jpg0-Belogorsk Monastery.jpgalexei-ii.jpg0-ortho4.jpgbatiuszka.jpg0-petersburg.jpgSaint_Michael_Smichov.jpgnaksos.jpg0-dome-cross2.png23359664.jpgKalymnos_Emporeios.jpg0-archangel.jpg0-cerkiew-5.jpg0-st-basils-moscow-3.jpggrecki-prawoslawny.jpgprawoslawne-swiece.jpg0-sofia.jpgprawoslawny-ornat.jpgDafni_Christ.jpg0-Nicholas_in_Kronstadt.jpgsvkanstanty_and_alena_kopia.jpg0-st-isaac-cathedral.jpgOrthodox_Brno.jpg0-Church Trinity.jpg0-cerkiew2.jpgprawoslawny-slub.jpg0-vladimir-church-2.jpg0-moskwa.jpg402462_85_th.jpg0-cebule.jpegAgioi_Asomatoi-Athens.jpg0-Our Saint Petersburg.jpgprawoslawny-koszyczek.jpgLavra_Easter.jpg0-dome-cross.png0-Trinity Lavra.jpg0-The_Trinity_Cathedral.jpgcyryl_metody.jpgRhodos_Agios_Nikolaos_Foundoukli.jpgbazylika_Paros.jpgPanagia_Vrisiani_Mesochori.jpgkrzyz-prawoslaawie.jpgAgios_Theologos_Kos.jpgprawoslawny-pop.jpgprawoslawne-krzyze.jpgMastichari_Kos_Greece.jpg0-lodz2.jpgprawoslawny-slub-korony.jpg0-prawoslawie2.jpgPanagia_Damiotissa_Naxos_Greece.jpgcerkiew_turzansk.jpg0-cebule3.jpg0-moscow-2.jpg141t.gif0-StPetersburg.jpgkosciol-prawoslawny.jpg1170761.jpgmoscow14.jpg0-Savior of Spilled blood.jpgRhodos_Asklipio_Church.jpg0-cerkiew.jpg0-bochu.jpg0-monas.jpgprawoslawny-haft.jpgPatmos_church.jpg0-Belgrade.jpgba4ko_1.jpg0-cebule2.jpg0-Novgorod.jpgprawoslawna-ikona.jpgkarlowe-wary.jpglampy-prawoslawne.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 6499705 odwiedzający

 100 odwiedzających online