Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

_ Postacie i zagadki Tory - Posłannictwo Abrahama-2

Posłannictwo Abrahama - 2

Abram postanowił więc opuścić Ur. Tak jak jego praojcowie - będzie ciągnął starym szlakiem. Azja - od Chin po Bosfor – widziała już ruchy ludności o ileż od tego znaczniejsze! Zdawać się może, że na tych olbrzymich przestrzeniach gromadki ludzi pędzone są wichrem jak wydmy piaszczyste. Wśród tylu różnych fal przelewających się po dnie misy mezopotamskiej klan Abrama wydaje się drobną jedynie zmarszczką na powierzchni wody. Aby sobie uzmysłowić obraz tej wędrówki, wystarczy zobaczyć jedną z karawan spotykanych dziś jeszcze na szlakach syryjskich: długi na setki i setki metrów sznur kołyszących się wielbłądów i jedno z tych obozowisk o czarnych namiotach - "czarnych, ale pięknych", jak powiada Pieśń nad Pieśniami - które koczujące ludy Palmiry rozbijają do dziś dnia.

Którędy ciągnęła wędrująca gromada? Biblia mówi: z Ur do Charanu, to znaczy z południa na północ wzdłuż Eufratu5. Charan położony jest ţ wśród wzgórz rozciągających się u stóp Antytaurusu, nad rzeką Balich, dopływem Eufratu. Kraj ten jest ważnym punktem na drodze karawan; Turcy i krzyżowcy będą tu walczyć o Edessę, która była zapewne miejscem odpoczynku karawan; chcąc przejść z jednego krańca uprawnego pasa ziemi Azji zachodniej na drugi, nie można ominąć krainy Charan, ponieważ pustynia jest prawie nie do przebycia. Musiał to być rodzaj babilońskiego targowiska, na którym wymieniało się towary, mity i pojęcia. Wedle późniejszych twierdzeń, stąd pochodził wielki wróż Balaam (por. Lb 23, 7). Zresztą na wybór tego właśnie miasta wpłynęły może także przyczyny religijne: tu bowiem czczono tego samego boga co w Ur, boga-Księżyc.

W każdym razie jest to kraj przyjazny dla koczownika, pasterza stad. Okolicom tym, dość hojnie zraszanym deszczem i nawodnionym górskimi rzekami, nie brak trawy. Na wiosnę roślinność jest tu nawet bogata: białe stokrocie, krwawe tulipany i żółte krokusy tworzą nakrapiany kobierzec; drzewa kaparowe kołyszą liliowe pęki swych kwiatów, zewsząd tryskają wysokie łodygi uwieńczone różowymi bukietami. Skoro tylko nadejdzie maj, pachnący ten step wysycha, ale stadom nigdy naprawdę trawy nie brakuje. Charan wciśnięty między pagórki był zapewne, jak i dzisiaj, mieściną o domach z cegieł bielonych wapnem; maleńkie ich kopułki (każda nakrywa jedną izbę) robią wrażenie kul bilardowych ułożonych jedna tuż obok drugiej.

Pobyt w Charanie pozostawił głębokie ślady w historii Terachidów. Przez cały okres Patriarchów kraj ten, ten Aram-Naharaim, ten Paddan-Aram, będzie prawdziwie krainą ojców. Tu, do pozostałej na miejscu części rodziny, będą wracać Izraelici po żony; stąd pochodzić będzie Rebeka i Rachela. A gdy znacznie później Izraelici zechcą spisać dawne swe tradycje, tak oto rozpoczną opowiadanie: "Ojciec mój, Aramejczyk błądzący..." (Pwt 26, 5).

We wszystkich węzłowych punktach historii Izraela spotykamy owe koczujące plemiona; nazwa ich oznacza wielki nurt, którego Terachidzi stanowią małą tylko falę. Plemiona te będą płynąć długo, sięgną daleko, a ich język stanie się w końcu językiem najbardziej rozpowszechnionym w Syrii i Palestynie; tym to językiem będzie mówił Jezus. W Charanie wędrowcy mieszkali zapewne, jak przystało "błądzącemu Aramejczykowi", u bram miasta, w lotnym obozowisku. Był to chyba tylko etap drugi. Umiera stary ojciec Abrama, Terach. Mąż natchniony zostawszy głową rodziny, "patriarchą", wyrusza dalej, wie bowiem, że nie tu, nie w tym kraju ma się dopełnić przeznaczenie jego narodu. Kieruje się teraz na południe ku ziemi Kanaan, ku drugiemu końcowi pasa urodzajnego. Nie ma w tym nic nielogicznego. Na całej przestrzeni wieków Syria i Palestyna były zawsze ziemią przechodnią, korytarzem. Najazdy przewalały się przez nie z północy na południe i z południa na północ, a droga od Morza Śródziemnego ku Eufratowi także musiała tędy prowadzić. Plemię Abrama nie odróżniało się zapewne niczym od innych pasterzy przeciągających wraz ze swymi stadami z jednego pastwiska na drugie. Nieliczni Kananejczycy zajmowali jedynie miasta warowne i nie myśleli przeciwstawiać się tym wędrówkom. To pierwsze zetknięcie z ziemią Kanaan nie miało swojej historii. Biblia nie wskazuje na żadne kontakty z tubylcami, nie mówi też o żadnych bitwach. Wspomina za to o wydarzeniu znacznie donioślejszym.

W Sychem, tam gdzie góra Garizim, którą odtąd często spotykać będziemy, wznosi swą krągłą wyniosłość, otrzymał Abram od Boga potwierdzenie Obietnicy oraz wskazówki, które ją bliżej określiły: "Twojemu potomstwu oddaję właśnie tę ziemię" (Rdz 12, 7). Od tej chwili losy narodu izraelskiego związane są z tą ziemią; kraina Kanaan staje się "Ziemią Obiecaną". Ale upłynie jeszcze siedem czy osiem wieków, zanim ci koczownicy osiądą na niej; nie znamy narodu, którego osiedlanie trwałoby tak długo. Po postoju "na wzgórzu na wschód od Betel" ludzie Abrama, przeciągając z obozowiska do obozowiska, dochodzą do południowych krańców Palestyny, do krainy Negeb, która, ciągnąc się od Gór Judzkich po Synaj, przedstawia jedną straszliwą pustynię.Tu zaskoczył ich głód. W takich wypadkach plemiona koczownicze zawsze mają jedno wyjście: pędzą swe stada na bujne, żyzne pastwiska; różnice bogactw między bliskimi okolicami są jedną z głównych przyczyn wszystkich migracji azjatyckich. Niedaleko leży żyzny, niewyczerpany Egipt. A chociaż tkanka społeczna była w państwie faraonów o wiele bardziej zwarta niż w ziemi Kanaan, wędrowcy mogli w nią wrosnąć. Grób pochodzący z tych mniej więcej czasów, z epoki XII dynastii, ukazuje nam karawanę Beduinów ciągnącą poprzez kraj Nilu, z mężami, kobietami, dziećmi i osłami, a ze źródeł pisanych dowiadujemy się, że niejaki Ibsza z całym swym plemieniem mocno niepokoił podówczas urzędników egipskich. Podobnie rolnicy na wybrzeżu algierskim z trwogą patrzą do dziś na schodzących z gór koczowników, którzy zagrażają ich zielonym zbożom.

Podczas tego to pobytu w Egipcie zaszedł wypadek, który w historii początków Izraela powtórzy się kilkakrotnie. Rzuca on światło na wygląd zewnętrzny tych Semitów i na ich ówczesną koncepcję grzechu. Faraon zauważywszy piękność Saraj6 porwał ją. Abram bojąc się, by nie uznano go za niewygodnego i by go jako takiego nie usunięto, oświadczył, że Saraj jest jego siostrą. (Nie było to nieprawdą, gdyż była ona jego siostrą przyrodnią). Zostawszy faworytą króla Saraj sprawiła, iż jej "brat" otrzymał liczne podarki. Ale faraon, nie wiedząc o tym, popełniał cudzołóstwo i Bóg go ukarał: grzech jest rodzajem choroby, którą można być dotkniętym nie wiedząc o tym. Przerażony faraon oddał Saraj, a całe plemię wyprawił poza granice swego państwa, nie nakładając na nie żadnej innej kary. W każdym razie pobyt w Egipcie musiał być krótki i nie pozostawił żadnych śladów na ludziach Abrama, w przeciwieństwie do późniejszego pobytu w okresie od Józefa do Mojżesza.

Z dwóch wielkich cywilizacji, z których czerpał Izrael, na razie jedynie cywilizacja Eufratu pozostawiła na nim swe znamię. Abram wraz z całym swym plemieniem wraca do ziemi Kanaan, do Betel, gdzie żyje dalej pod namiotem. Zachodzące wówczas wydarzenia są wydarzeniami życia koczowniczego. Pierwszym z nich był podział pastwisk między dwie części plemienia. Stada były teraz o wiele liczniejsze niż w chwili wejścia do Egiptu, a bratanek Abrama, Lot, który towarzyszył mu w całej jego wędrówce, miał ich także bardzo wiele. "Kraj nie mógł utrzymać ich obu" (Rdz 13, 6). Wybuchały kłótnie między pasterzami Abrama a pasterzami Lota; postanowiono więc dokonać podziału: Lot udał się w dolinę dolnego Jordanu, bogatą podówczas – przed katastrofą, która pochłonęła Sodomę i Gomorę - jak Egipt, prawdziwy ogród, Abram natomiast rozbił swe namioty bardziej na zachód, w krainie drzew i zagajników, w cieniu dębów Mamre, niedaleko Hebronu.

Zdarzały się też charakterystyczne dla życia koczowniczego napady i najazdy odwetowe. Władza nad okolicami Morza Martwego była wówczas podzielona między pięciu królików, którzy w mniejszym lub większym stopniu obowiązani byli do składania hołdu i haraczu potężnym władcom Mezopotamii: od krańca do krańca uprawnego pasa ziemi sięgał rodzaj zwierzchnictwa o charakterze centralistycznym. Królowie znad Eufratu, niezadowoleni ze swych kananejskich wasali, uchwalili wyprawę karną przeciwko nim. W jednym z czterech wodzów wyprawy, Amrafelu, królu Szinearu, dopatrywano się Hammurabiego, który miał prowadzić ze sobą sprzymierzonych Sumerów, Elamitów, a nawet Chetytów, to znaczy ludy z Azji Mniejszej. Ludzie Abrama nie mieli nic wspólnego z całą tą sprawą, ale zdarzyło się, że Amrafel i jego sprzymierzeńcy, zwyciężywszy wasali, zabrali razem z przesiedlonymi także Lota i jego ludzi. Powiadomiony o tym Abram przygotował się do kontrakcji. Uzbroił ludzi - trzystu osiemnastu! - może zawezwał pomocy jakichś sprzymierzeńców i krok w krok szedł za zwycięską karawaną. W Dan, gdzie Mezopotamczycy mieli opuścić Palestynę i niczego się już nie obawiali, Abram napadł ich w nocy, odebrał Lota i jego ludzi, a nieprzyjaciół odrzucił ku Damaszkowi.

Nic więc nie było szczególnego w tym koczowniczym życiu; jeszcze niedawno plemiona Zajordania i wschodniej Syrii prowadziły taki właśnie żywot. Ale małe to plemię nie jest podobne do innych. Wypadki ciągle przypominają otrzymaną przez nie Obietnicę, przypominają dar mistyczny. W chwili gdy Abram wraca po zwycięstwie na miejsce zwykłego obozowiska, zbliża się do niego pewien człowiek, winszuje mu zwycięstwa, przynosi chleb i wino i pozdrawia go tymi słowy: "Niech będzie błogosławiony Abram przez Boga Najwyższego, Stwórcę nieba i ziemi!" (Rdz 14,19). Jest to Melchizedek, osobistość tajemnicza; o której znikąd nie mamy wiadomości. "Bez ojca, bez matki, bez rodowodu, nie ma ani początku dni, ani też końca życia" - powie o nim św. Paweł (Hbr 7, 3), ale powie także: "Upodobniony zaś do Syna Bożego" przez swoje imię, które znaczy "król sprawiedliwości", władca miasta Szalem, czyli "pokoju". Dokumenty egipskie dowiodły, że miasto owo to po prostu Jerozolima. A więc znowu prorocza zbieżność, nowy znak dany przez Boga. 

4 Niektórzy historycy przypuszczają, że posuwaniu się Terachidów ku południowi towarzyszyło także poruszenie ludów osiadłych w Syrii i górnej Mezopotamii. Tu więc należałoby się doszukiwać pochodzenia niektórych ludów, jak Choryci, Peryzzyci itd., które spotykamy w Palestynie po powrocie z Egiptu, za czasów Jozuego.
5 Trzeba tu zaznaczyć, że niektórzy historycy, jeden nawet bardzo wybitny, A. Lods, nie przychylają się do najpowszechniej przyjętej tradycji, która identyfikuje Ur biblijne z Ur położonym w Sumerze. Zwracają oni uwagę, że w historii początków Izraela arka Noego przybiła do brzegów Armenii, a w takim razie raczej na północy, nie na południu trzeba by szukać punktu, z którego wyruszyli Terachidzi; twierdzą też, że imiona przodków Abrama zdają się być rozmieszczone wzdłuż drogi wiodącej prosto z Armenii do Kanaanu. Bez względu na to, jak było, Charan musiał w każdym razie stanowić etap na tej drodze.
6 Nasuwa się jednakże jedno pytanie: jak Saraj mogła wzbudzać jeszcze podobne namiętności? Miała przecież podówczas sześćdziesiąt pięć lat. Ta zagadka łączy się z problemem długowieczności Patriarchów i z ich zdumiewającą płodnością. Jest oczywiste, że narrator biblijny chciał w ten sposób podkreślić zamiar Boży, rzadki przywilej udzielany przez Boga Jego wybranym.

PRZYMIERZE

Czy Melchizedek wiedział, że chwila dla Abrama decydująca była bliska? W życiu Patriarchy otwiera się nowy okres, okres, kiedy Bóg mnoży dowody. Straszliwa wątpliwość przeszywa serce niemłodego już męża: skądże weźmie się obiecane mu potomstwo, skoro nie ma jednego nawet syna i skoro wszystko zdaje się wskazywać, że Saraj jest definitywnie niepłodna? Ale Bóg słyszy skargę i powtarza swą obietnicę: "Spójrz na niebo i policz gwiazdy, jeśli zdołasz to uczynić (...) Tak liczne będzie twoje potomstwo" (Rdz 15, 5). Abram waha się, nie może uwierzyć, ale Bóg wyraźnie powtarza obietnicę. W duszy natchnionego męża rozgrywa się prawdziwy dramat, "opanowało go uczucie lęku, jak gdyby ogarnęła go wielka ciemność". Przecież to, w co ma uwierzyć, jest zupełnie niemożliwe. Bóg mówi teraz wyraźnie.

Nie wszystko będzie tylko radością i płodnością dla tych przyszłych ludzi, którzy się z Abrama narodzą: zanim będzie im dane cieszyć się Ziemią Obiecaną, będą musieli wiele cierpieć, utrapieni niewolą w obcym kraju. Jednak narodzą się i posiędą ziemię "od Rzeki Egipskiej aż do rzeki wielkiej, rzeki Eufrat" (por. Rdz 15, 7-I8). Teraz Abram uwierzył. Jego żona Saraj jest usposobiona bardziej sceptycznie, ale jako osoba praktyczna znajduje wyjście z sytuacji. Stare prawo sumeryjskie, właśnie przez Hammurabiego skodyfikowane, przewidywało możliwość bezpłodności małżonki: mąż mógł wówczas prosić swą żonę, by wybrała spośród służebnic jedną, która by mu dała dzieci. Saraj więc przyprowadziła Abramowi niewolnicę egipską Hagar i Hagar poczęła. Ale nałożnica wbiwszy się w dumę zaczęła z góry traktować małżonkę prawą, a niepłodną. Prawnicy Hammurabiego, dobrzy psychologowie, przewidywali taki wypadek - nie musiał więc należeć do rzadkości: małżonka miała prawo ukarać pyszną sługę. Tak też uczyniła Saraj, z pewnością trochę zbyt ciężką ręką. O mało nie zostały zniweczone wszystkie nadzieje Abrama, gdyż Hagar uciekła na pustynię, a tam - wydawało się - ciężarna kobieta musi zginąć. I byłoby się tym na pewno skończyło, gdyby nie interwencja Anioła Pańskiego. Hagar wróciła do obozowiska i wkrótce potem urodziła Izmaela. Abram dowiedział się, że Bóg mógł dać syna człowiekowi mającemu osiemdziesiąt sześć lat.

Upłynęło lat trzynaście. Abram miał skończyć niebawem sto lat. A więc zapowiedziane potomstwo będzie potomstwem Izmaela. Nie. Bóg ponownie nawiedza wiernego swego sługę, a słowa Jego objawiają Patriarsze większe jeszcze rzeczy. Już nie tylko obiecuje mu, że z niego narodzi się cały naród i że naród ten posiędzie ziemię Kanaan; teraz Bóg przyrzeka, że jeśli Abram będzie doskonały i jeśli będzie żył w bojaźni Bożej, między jego ludem a Wszechmocnym zostanie zawarte przymierze. Duchowe namaszczenie, którym naznaczył Abrama kapłan Najwyższego, Melchizedek, potwierdza teraz sam Bóg.

Między Niewidzialnym a Patriarchą zostaje zawarty prawdziwy układ, układ obwarowany warunkami z jednej i drugiej strony. W zamian za szczególną opiekę, jaką Abram zostanie otoczony, będzie musiał wziąć na siebie dwa zobowiązania. Jednym z nich jest zmiana imienia, co u wszystkich ludów pierwotnych, a zwłaszcza na Wschodzie, jest aktem olbrzymiej doniosłości; imię bowiem nie tylko człowieka określa i wyraża, lecz także stwarza i powołuje do życia. Odtąd nie będzie już nosił imienia Abram, które przypominało może swą etymologią jakiegoś boga sumeryjskiego, lecz będzie się zwał Abraham, co znaczy Ojciec wielu narodów. A dla zaznaczenia, że Saraj nie jest bynajmniej niegodna i że ma uczestniczyć w przeznaczeniach swego męża, otrzymuje ona imię Sara. Imię to zawiera w sobie pojęcie wyższości, przypomina znaczeniowo jakby wyrażenie "Wasza Wysokość".

Drugie żądanie Boga jest dziwniejsze. Bóg chce, aby Abram zgodził się na obrzezanie tak siebie, jak i swego potomstwa. Dostrzegamy tu reminiscencję jednego z najstarszych obrzędów ludzkości. Spotykamy się z nim po trochu wszędzie, na całej kuli ziemskiej i we wszystkich epokach. Znała go Ameryka przed wyprawami Kolumba, znała i Polinezja. Stosowali go Egipcjanie i może od nich właśnie nauczył się go Abram. Pochodzenie tego obrzędu jest bardzo niejasne. Herodot przypisywał go trosce o czystość. Inni sądzą, że należy go tłumaczyć przyczynami ściśle psychologicznymi. Jeszcze inni widzą w nim rodzaj ofiar krwawych lub świętych okaleczeń. Wśród Murzynów są ludy, które stosują go nawet u kobiet. Jakkolwiek by jednak było, obrzezanie nabiera wielkiej doniosłości w tradycji potomków Abrahama. Pojęte po prostu jako obrządek, stanie się rodzajem wtajemniczenia, bez którego nikt nie będzie mógł należeć do narodu wybranego; można nawet powiedzieć, że stanie się jednym z kamieni obrazy, o które, gdy zawita chrześcijaństwo, potknie się stary, ekskluzywny judaizm. Ale istotny sens obrzezania jest głębszy: to zadatek Przymierza, bolesny znak poddania się woli Bożej. Sam obrządek tu nie wystarcza: "Dokonajcie więc obrzezania waszego serca" - mówi księga Powtórzonego Prawa (10, 16).

Przymierze zostało zawarte. Abraham jest obrzezany, jak i wszyscy mężczyźni jego domu. Wtedy Bóg wynagradza ich. Karty opisujące ponowne odwiedziny Boga należą do najpiękniejszych w księdze Rodzaju; wydają się nasycone całym blaskiem pięknego dnia na Wschodzie, a obietnica wspaniałej przyszłości unosi się nad nimi. Abraham siedzi przy wejściu do swego namiotu, jest ciepło. Dęby Mamre rzucają nakrapiany cień. Abraham duma lub drzemie. I oto, nagle podnosząc głowę, widzi przed sobą trzech mężów. Wstaje i idzie śpiesznie ku swym gościom. Zaraz podadzą im wody do umycia nóg. Sara upiecze ciasto. Służba gotuje najdelikatniejsze cielę, dusi je w najlepszym maśle. Najszlachetniejsza spośród tradycji Wschodu każe widzieć w każdym gościu wysłannika bogów; ale ci przybysze z Mamre to sam Bóg w towarzystwie dwóch Aniołów. Najwyższy odnosi się do Patriarchy jak do przyjaciela; dach jego służy Mu za schronienie. I oznajmi mu dobrą nowinę: Sara będzie miała syna. Sara wątpi w to? Śmieje się z tego w duchu? "Teraz, gdy przekwitłam i gdy mąż mój jest starcem!" "Czy jest coś, co byłoby niemożliwe dla Jahwe?" - odpowiada przybysz. Z przedziwną prostotą rozmawiają ze sobą, jak równy z równym, mąż przeznaczenia i Pan Najwyższy.

Przed swoim gospodarzem, swoim powiernikiem nie chce Bóg ukrywać, że wprawdzie zatrzymał się przez chwilę w Mamre, ale ma inne jeszcze cele. Jest szafarzem szczęśliwych obietnic, lecz także i kar.

Sodoma i Gomora ściągnęły na siebie straszliwe groźby. Bóg postanowił je zniszczyć za ich niemoralność. Abraham protestuje. Mają być całkowicie zniszczone? Przecież Bóg jest Bogiem sprawiedliwości, czy zatem słuszne jest, by karał niewinnych za winnych? Gdyby się w owych miastach znalazła garstka ludzi prawych, czy Bóg nie przebaczy? Aniołowie Pańscy udają się do dwu miast: spotykają się w nich z przyjęciem jak najgorszym. Obyczaje mieszkańców Sodomy i Gomory wołały naprawdę o karę, toteż kara przyszła – straszliwa."Spadły gęste deszcze ogniste i padały z nieustanną, ciągle odnawiającą się gwałtownością. Spalone zostały pola, łąki i pączkujące gaje. Spalone zostały na wzgórzach lasy, a pnie drzew strawił ogień aż do korzeni. Spalone zostały razem stajnie i domy, fortece i gmachy publiczne. Ludne miasta zamieniły się w groby, a gdy płomienie pożarły już wszystko, co było na ziemi, przeniknęły w głąb roli, aby ją wyjałowić." Tak w roku 20 przed Chrystusem opowiada o tych zdarzeniach historyk i filozof aleksandryjski, Filon.

Czy prawdziwość tego dramatu potwierdzają oprócz Biblii i inne jakieś dokumenty? Czy może został on zasugerowany przez krajobraz Morza Martwego, przez jego wodę, ciężką od soli i smoły ziemnej, tę wodę, która wzdłuż purpurowych skał moabskich rozpościera swą taflę o metalicznych połyskach? Pewne jest, że cała ta okolica jest silnie naznaczona śladami zjawisk wulkanicznych. Nad ziemią unosi się zapach soli mineralnych, zapach śmierci. Ale Biblia powtarza kilkakrotnie i z naciskiem, że kraj ten był przed kataklizmem piękny i żyzny, a archeologia stwierdziła już - jak się wydaje - że około roku 2000 strony te były uprawiane i zaludnione; ruiny grzesznych miast miały ulec zatopieniu. Katastrofy uniknęła rodzina Lota, gdyż wśród tych dzikich i okrutnych ludzi bratanek Abrahama okazał się ludzki i przyjął Aniołów Bożych. Lot zdołał uciec poprzez deszcz ognisty. A jego żona odwróciwszy się, by zobaczyć straszliwy widok, została uduszona przez trujące gazy; potem okrył ją osad solny. Jeszcze dziś spotkać można w tych ponurych stronach białe obeliski przypominające posągi, kształty otulone długimi zasłonami, które ze strachu przed Bogiem obróciły się w kamień.9

9 Trzeba zaznaczyć, że niektórzy uczeni interpretują tekst biblijny jako oznaczający: "posąg leżący".

OSTATNIA PRÓBA

Czyż Obietnica spełni się w końcu? Abraham mógł w to zwątpić, gdyż skoro zeszedł w dolinę Geraru, aby tam paść swe trzody, Sara została porwana przez miejscowego króla, Abimeleka. Powtarza się ta sama historia, co z faraonem;10 wydaje się ona tym bardziej zdumiewająca, że w owym czasie małżonka Patriarchy ma dobrze ponad osiemdziesiątkę. Kronikarz biblijny chciał zapewne pokazać, jak bardzo strzegł Bóg owocu wnętrzności Sary, bo Abimelek oddał ją niebawem i niedługo potem poczęła z męża swojego. W końcu oczekiwanie zostało spełnione. Niezmierna radość zapanowała w namiotach Terachidów. To dziecię zrodzone z cudu przynosiło ze sobą gwarancję, że Bóg dotrzyma swych obietnic. Rodzice chcieli, by nowo narodzony naznaczony był tą radością: nazwano go więc Izaakiem, a imię to zawiera w sobie pojęcie szczęścia i śmiechu. I śpiewała położnica: "Któż by się ośmielił rzec Abrahamowi: Sara będzie karmiła piersią dzieci, a jednak urodziłam syna mimo podeszłego wieku mojego męża" (Rdz 21, 7).

Dziecko rosło. Nieprzyjemne zajście zamąciło chwilowo życie rodziny. Stosunki między Sarą a Hagar, prawą żoną a nałożnicą, były coraz gorsze. Przewidująca żona myślała już o przyszłym spadku po Abrahamie; nie trzeba dopuścić, by syn Egipcjanki mógł spierać się z jej synem o to dziedzictwo. I ponownie zażądała, by niewolnica i jej dziecko zostali oddaleni. Abrahama wprawiło to w zakłopotanie; prawo Hammurabiego zezwalało na takie okrucieństwo jedynie w tym wypadku, gdy nałożnica była zuchwała, a Sara nie miała żadnych zarzutów przeciwko Hagar. Ale Izmael także miał wypełnić doniosłe zadanie. Bóg uprzedził o tym ojca i ten pozwolił chłopcu odejść wraz z matką. Udali się ku pustyni południowej. Tam czyhało na nich straszliwe niebezpieczeństwo. Wyczerpali zawartość skórzanych worków i zabrakło im wody. Niewiele brakowało, by chłopaczek umarł, ale raz jeszcze zjawił się Anioł Pański; w pobliżu znajdowała się studnia, której nie dostrzegli. Tak więc potomkowie Izmaela, Arabowie w pustyni, wiedzą, że oni także otrzymali Obietnicę i że to wola Boga uczyniła ich wielkim narodem.

Tymczasem na Izaaka, który pozostał w namiotach rodzicielskich, czyhało niebezpieczeństwo jeszcze groźniejsze. Trzeba było, by Patriarcha został doświadczony po raz ostatni. Dał się słyszeć głos Boga:"Abrahamie!" A on rzekł: "Oto jestem". Wtedy Bóg powiedział: "Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jaki ci wskażę" (Rdz 22, I-2). I podobnie jak w Ur Abraham nie sprzeciwiał się rozkazowi opuszczenia całego dotychczasowego życia, tak i teraz nie myśli uchylać się od spełnienia okrutnego rozkazu. Siodła osła, rąbie drzewo na stos ofiarny i zawoławszy syna wyrusza w drogę.

To wydarzenie, z wielu względów tajemnicze, jest jednym z tych, w których najlepiej się ukazuje więź łącząca najstarsze tradycje z symboliką chrześcijańską. Ten syn, na którego ręka własnego ojca podniesie nóż, uchodził zawsze za obraz innej Ofiary. Paralelizm jest jeszcze wyraźniejszy, jeśli, jak przypuszczają niektórzy, owa góra w krainie Moria jest tym samym wzgórzem, na którym o wiele później Salomon wybuduje swoją świątynię:11 jedynie niewielka dolina oddzielałaby w takim razie stos ułożony dla Izaaka od krzyża wzniesionego dla Jezusa.

Dziś widzimy epizod ten w zupełnie dla nas jasnej historycznej perspektywie zwyczaju składania w ofierze pierworodnych. Był to zwyczaj niezmiernie stary i mieszkańcy ziemi Kanaan stosowali go na pewno. Na wyżynach Gezer, w jednym z ośrodków kultu kananejskiego, w pobliżu prehistorycznych menhirów znaleziono liczne urny zawierające szkielety małych dzieci; prawie wszystkie musiały mieć mniej niż osiem dni. Czy ten barbarzyński obyczaj, zachowany w innej formie przez Fenicjan i Kartagińczyków aż po epokę o wiele nam bliższą, był pochodzenia semickiego, czy jeszcze dawniejszego? W każdym razie uchodził za najskuteczniejszą z ofiar przebłagalnych. Gdy budowano dom, dokonywano często owej ohydnej "ofiary fundamentów" - znaleziono wiele takich małych szkielecików; w Megiddo pośród kamieni stanowiących podbudowę muru odkryto wcementowane ciało piętnastoletniej dziewczyny.

Jakich uczuć doznawał Patriarcha, gdy wstępował na wzgórze wyznaczone na całopalenie i gdy młoda ofiara pytała w swej naiwności: "Oto ogień i drwa, a gdzież jest jagnię na całopalenie?" Była to tylko próba. Anioł Pański powstrzymał nóż w chwili, gdy miał się zatopić w piersi, Izaaka. "Abraham obejrzawszy się poza siebie, spostrzegł barana uwikłanego rogami w zaroślach. Poszedł więc, wziął barana i złożył w ofierze całopalnej zamiast swego syna" (Rdz 22, 7-13).

Archeologia, ukazując nam pośród przedmiotów znalezionych w grobowcach w Ur barana zaplątanego w ciernisty krzak, rzuca na to wzniosłe wydarzenie nowe światło, a może tylko stawia przed nami nową zagadkę. Czyżbyśmy i tu mieli do czynienia z bardzo starą tradycją sumeryjską? A może jest to oznaka zmian w pojęciach religijnych, odmowy składania ofiar z ludzi? Szczegóły historyczne są mniej ściśle określone niż sens moralny: całkowite poddanie się wybranego człowieka woli Najwyższego.

10 Krytycy odnoszą te dwa epizody do dwóch źródeł, co nasuwa myśl, że mamy tu do czynienia z dwiema wersjami jednego i tego samego zdarzenia, zlokalizowanego w dwóch różnych miejscowościach.
11 Inni sądzą, że chodzi raczej o Synaj.

ŚMIERĆ ABRAHAMA

Z tą chwilą Abraham dał całe wymagane od niego świadectwo. Pozostawało mu już tylko czekać na śmierć, ale śmierć zbliżała się wolnymi krokami, bo wypadało, by ten doskonały sługa Boży umarł obdarzony pełnią lat. Klan żył naprzód na południu, wokół studzien Beer-Szeby, której król, Abimelek, osobnym traktatem przyznał ich używalność Terachidom. A spośród wielu okolic bogatych w pastwiska przemawiała najbardziej do serca starca ta kraina zarośli i dębów, gdzie w blasku słońca objawili mu się trzej Boscy przybysze. Plemię pociągnęło do Hebronu i tu dokonało się życie Patriarchy.

Biblia nic nam nie mówi o długich latach jego starości. Wiemy tylko, że ożenił syna zgodnie ze swymi życzeniami i że Sara umarła. Wtedy nasunął się nowy problem. Ci koczownicy byli pośród tubylczej ludności ziemi Kanaan obcymi przybyszami; gdzież wobec tego będzie ostatnie mieszkanie Sary? W krainie Sumer mieli Terachidzi zapewne swój własny grób, podobny do tych, które odsłoniły nam wykopaliska.

Znajdował się prawdopodobnie pod dziedzińcem domu albo nawet pod jednym z parterowych pokoi. Tam zmarli, owinięci w trzcinowe maty, leżeli jeden obok drugiego; przy każdym znajdowały się urny pełne żywności i kubek do picia. Ale Ur było zbyt odległe, a jakież znaczenie miałby grób pod przenośnym namiotem? Abraham przyswoił więc sobie obyczaj pogrzebowy ziemi Kanaan, który kazał chować zmarłych w grotach specjalnie do tego celu przystosowanych. Zakupił Patriarcha taką grotę od jednego z osiadłych w ziemi Kanaan królików chetyckich i tu złożył Sarę. Później, dobiegłszy lat stu siedemdziesięciu pięciu, Patriarcha spocznie obok niej. Jest to grota w Makpela, naprzeciw Mamre, nad którą wznosi się dzisiaj jeden z najbardziej czczonych meczetów islamu. Grota ta będzie miejscem spoczynku wszystkich zmarłych Terachidów i gdyby się ją otworzyło, może odnaleziono by w niej kości wielkiego Patriarchy, a obok nich kości Izaaka i mumię Jakuba.

Przed śmiercią Abraham zaznaczył wyraźnie, że spośród licznych synów, których pozostawił, jednemu tylko przysługuje prawo dziedziczenia. Dzieci nałożnic otrzymują jedynie odszkodowanie: tak nakazywało prawo sumeryjskie. Lud uprzywilejowany, który sam Bóg dwukrotnie do życia powołał i któremu powierzył posłannictwo, dostał w ten sposób nowego przewodnika. "Po śmierci Abrahama Bóg błogosławił jego synowi Izaakowi" (Rdz 25, 11). Historia kierowana Opatrznością toczy się dalej.12

12 Chcąc historię Abrahama umieścić w czasie, przyjęliśmy chronologię tradycyjną, ku której skłania się także ks. Ricciotti. Ale niektórzy historycy, opierając się na badaniach archeologicznych, skłonni są przypuszczać, że wielka fala aramejska, której częścią są Hebrajczycy, zalała Palestynę dopiero około roku 1700 i że w ten sposób jest ona współczesna najazdowi Hyksosów na Egipt. Przyjmując tę hipotezę trzeba by znacznie skrócić okres Patriarchów, być może do półtora wieku, to znaczy do czterech normalnych pokoleń; tym samym nasunąłby się natychmiast problem stwierdzonej przez Biblię długowieczności Patriarchów.


fragment książki: Od Abrahama do Chrystusa - Daniel Rops

czytaj część pierwszą


Data utworzenia: 10/08/2011 @ 00:50
Ostatnie zmiany: 14/08/2011 @ 02:57
Kategoria : _ Postacie i zagadki Tory
Strona czytana 18761 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
62-mezuzah.jpg62-skull-cap.jpgtorah-verse.jpg62-hebrew.jpg62-judaizm.jpg62-gwiazda.jpg62-szofar.jpg62-chalka.jpg62-tefilimTallit.jpg62-menora-2.jpg62-Hanukkah.jpg62-Hasidic chicken.jpg62-talit.jpg62-tora.jpg62-korona.jpg62-shofar.JPG62-menora.jpg62-tanah.jpg62-tallit-prayer.jpg62-torah.jpg62-hanuka.jpg62-hasyd.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 8984934 odwiedzający

 241 odwiedzających online