Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

Papieże - Leon X - droga na tron

Leon X - droga na tron
I

Lorenzo de’ Medici miał trzech synów: Piotra, Giovanniego i Giuliana. O pierwszym mówił, że głupi, o drugim, że mądry, a o trzecim, że dobry, ów drugi urodził się 11 grudnia 1475, a ponieważ był mądry, więc Magnifico przeznaczył go jeszcze w kolebce na kardynała, a jeżeli okoliczności sprzyjać będą, na papieża. Zaledwie też chłopak siódmy rok skończył, wystrzyżono mu tonsurę na głowie, a Lorenzo już wtedy zwrócił się do Ludwika XI, króla francuskiego, aby jego ulubieńcowi nadał jaką prebendę, oczywiście odpowiednią wysokiemu rodowi Medyceuszów.

Królowi chodziło o przyjaźń Lorenza, więc dał ośmioletniemu Giovanniemu opactwo w Font Douce a i papież Sykstus IV, rad wyświadczyć przysługę łagodnemu despocie florentyńskiemu, przeznaczył dla przyszłego kardynała dochody bogatego klasztoru w Passignano. Odtąd zwano malca Messire.
Medici Lorenzo de' Medici i jego synowie - ostatni idzie Giovanni
Domenico Ghirlandaio - Kościół Santa Trinita, Florencja

Promocje na dygnitarstwa kościelne szybko teraz po sobie następowały w życiu Giovanniego. Ludwik XI nadał mu już w roku 1483 arcybiskupstwo w Aix w Prowancji, ale Sykstus IV zastanawiał się nad tym odznaczeniem młodzieniaszka i mimo nalegań Lorenza nominacji nie potwierdził. Papież umarł jednak w rok później, a jego następca, Innocenty VIII, przyjaciel Medyceuszów, nie tylko przystał na to, aby Giovanni został arcybiskupem, ale rozsypał na niego cały róg obfitości prebend i zaszczytów.

Znaczne dochody przynoszące opactwo w Vallombrozie, a nawet poważne opactwo w Monte Cassino dostało się Medyceuszowi, a równocześnie prawie został kanonikiem trzech kapituł, rektorem sześciu klasztorów, priorem w Monte Varchi, proboszczem w Prato i opatem szesnastu klasztorów tak we Włoszech, jak we Francji. Później przybyło szczęśliwcowi jeszcze arcybiskupstwo w Amalfi, tak że nawet autorowi żywota Leona X, Fabroniemu, było tego gromadzenia kościelnych dochodów w jednym ręku za wiele i z pewnym rozgoryczeniem woła on:

Quot in uno iuvene cumulata sacerdotia!

Tego rodzaju kumulacje prebend były zresztą od wieków w zwyczaju; wszak poetyczny Petrarka uchodził za jednego z najzręczniejszych łowców kościelnych dochodów, a w Avignonie bawił raczej dla starań o bogate kanonje, aniżeli dla pięknych oczu madonny Laury. Takim w tej mierze był mistrzem, że nawet swemu piętnastoletniemu naturalnemu synowi Giovanniemu, nicponiowi, który się nie chciał uczyć i tylko hulać umiał, wyrobił kanonję w Weronie.

Nie dziwmy się więc i Medyceuszowi. Stary Lorenzo chciał koniecznie przed śmiercią mieć syna kardynałem, trzeba się było śpieszyć. Rzecz się ułożyła pomyślnie. Papież Innocenty VIII miał kilkoro dzieci, zanim został księdzem. Najstarszy jego syn, Franciszek Cybó, ożenił się w r. 1487 z córką Lorenza, Magdaleną; obydwa rody, papieski i Medyceuszowski, zbliżyły się do siebie, zaczem i protekcja dla Giovanniego stała się łatwiejsza.

Ze względu jednak na młodość kandydata papież zwlekał z nominacją ze dwa lata, ale w końcu otrzymał Lorenzo z Rzymu wiadomość, że syn jego został 9 marca 1489 kardynałem di S. Maria in Domnica. Innocenty postawił wszakże warunek, aby młodzieniec przez trzy lata jeszcze nie nosił szat i odznak kardynalskich i nie zasiadał w świętem Kollegjum.

Gdy nadeszły do Florencji pogłoski o nadaniu Giovanniemu godności kardynalskiej, Lorenzo nie wiedział jeszcze o warunku papieża; pisząc więc natychmiast do swego posła w Rzymie, zapytywał jakim orszakiem ma otoczyć młodego kardynała, jak się Giovanni ma zachowywać, jak się ubrać. Uradowany ojciec załączył do listu miarę na suknie kardynalskie, które miał poseł w Rzymie zamówić i żartobliwie dodał w liście, że Giovanni „urósł od wczoraj “.

Przedwczesne wszakże były te krawieckie troski. Papież powiedział, że od warunku trzechletniej próby odstąpić nie może, i rozkazał, aby się młody kardynał uczył przez ten czas teologji i prawa kanonicznego. Innocenty miał zupełną słuszność, bo chłopak był dotąd pod kierunkiem słynnego humanisty Policjana, uczył się filozofji Platona, Arystotelesa, filolog Demetrius Chalkondylas wprawiał go w grecki język, a żyjąc w towarzystwie samych humanistów i artystów, znał się więcej na poezjach Wergiljusza, na obrazach, medalach i rzeźbach, aniżeli na komentarzach do biblji.

Policjan mimo swej wiedzy i talentu do pisania wygładzonych wierszy nie mógł być dobrym wychowawcą. Pochlebstwo należało do głównych właściwości jego charakteru, a Lorenzo musiał mieć dużo odporności, aby znieść atmosferę tych kadzideł, którymi go słynny humanista otaczał. Raz pisał Policjan, że przed Lorenzem była Florencja tylko nieforemną kłodą drzewa, innym razem dowodził, że w Medyceuszu „nie czuć nic ziemskiego" i że wszystko w nim do nieba się odnosi.

Gdy Giovanni został kardynałem, Policjan napisał także i od siebie list z podziękowaniem do papieża, w którym tyle było pochwał dla malca, że nawet poseł Medyceusza przy dworze rzymskim uważał za śmieszne te pochlebstwa i pisma papieżowi nie oddał.

Zabawniejszym od Policjana towarzyszem Giovanniego był Bernardo Dovizi, późniejszy kardynał Bibbiena, wesoły, dowcipny, nadzwyczaj zdolny i zręczny chłopak, któremu tylko psoty i rozpusta chodziły po głowie. Wychowywał on się od dziewiątego roku życia na dworze Lorenza i był tylko o pięć lat starszy od Giovanniego. Ponieważ papież wymagał od młodego kardynała koniecznie wiedzy teologicznej, więc ojciec posłał go do Pizy, gdzie właśnie zreformowano uniwersytet, i powierzył kasę Giovanniego Bibbienie. Młody Medyceusz nie mógł mieć wygodniejszego kasjera.

Na uniwersytecie poświęcał się Giovanni raczej pisaniu łacińskich i włoskich wierszy, aniżeli studjom prawa kościelnego, w którym nigdy nie był biegłym. Mimo to posyłał Policjan do Rzymu sprawozdania, że przyszły kardynał z wielką sumiennością przygotowuje się do swego zawodu, czem wzruszony papież pozwolił, aby Giovanni został już w marcu 1492 czynnym członkiem świętego Kollegjum.

Konfirmacja owego znakomitego laika na godność kardynalską odbyła się 9 marca 1492 w klasztorze w Fiesole, a w kilka dni później udał się młody Medyceusz z wielkim orszakiem dworzan do Rzymu, dokąd wjeżdżał przez Porta del Popolo. Ojciec Lorenzo, obłożnie już wówczas chory, nie mógł brać udziału w tych uroczystościach odjazdu z Fiesole swego „mądrego" syna, kazał mu tylko w Rzymie pysznie pałac urządzić. Odpocząwszy z drogi, pojechał Giovanni wraz ze swym otoczeniem konno do Watykanu, aby papieżowi nogę ucałować, a gdy stamtąd wracał do domu, deszcz go przemoczył do nitki i zniszczył nowy strój kardynalski.

Giovanni zrobił nawet na starszych kardynałach jak najlepsze wrażenie, chwalono jego skromność, układność i roztropne odpowiedzi. Był zresztą nad wiek poważnie usposobiony, a może i dlatego, że właśnie od umierającego ojca otrzymał list, który mu niejedną łzę musiał z oczu wycisnąć. Lorenzo napominał Giovanniego, aby prowadził żywot cnotliwy i honorowy, „tym potrzebniejszy w Rzymie, w tym zbiorowisku wszystkiego złego“.

Jak Scylli i Charybdy powinien unikać obłudnych i złych ludzi, a w mowie zawsze być roztropnym, uprzejmym zaś w obcowaniu z kardynałami. „Gdyby inni byli kardynałowie, sądził Lorenzo, toby lepiej było na świecie, albowiem wybieraliby zacnego papieża“. Te ogólne uwagi kończył napomnieniem: „Poświęciłem cię Bogu i Kościołowi, zostań przykładnym kapłanem".

Praktyczny Medyceusz przeszedł następnie w swym liście do bardziej szczegółowych uwag; radził synowi, aby na posiedzeniach konsystorza przyłączał się ze względu na swoją młodość do zdania Ojca świętego i z początku jak najmniej od niego żądał, następnie przypominał mu, aby ze względu na swe stanowisko miał piękne konie, doborową służbę i w domu utrzymywał porządek. „Jedwabie, klejnoty nie odpowiadają twojej godności, pisał Lorenzo, raczej piękne książki, dzieła sztuki starożytnej powinny zdobić twój pałac, a przede wszystkim ludzie uczeni. Zamiast wydawać wspaniałe, rozgłośne uczty, odpowiedniej będzie, jeżeli częściej zaprosisz do siebie przyjaciół i literatów".

Ojciec daje młodemu kardynałowi nawet higjeniczne przepisy, poleca mu, aby w jedzeniu był skromny, aby kazał sobie podawać proste potrawy i dużo ruchu używał. Wstawać powinien rano, wtedy znajdzie czas na wszystko, zwłaszcza jeżeli wieczór nad tym pomyśli, co nazajutrz ma robić. Giovanniemu nie było trudno zastosować się do tych uwag, albowiem miał usposobienie spokojne, za wiele tkwiło w nim rozwagi a za mało namiętności, charakteryzowała go pewna fizyczna i moralna ociężałość. Od kobiet stronił i w tej mierze odrodził się od ojca i braci, a cielesnych nadużyć nie lubił ze względu na swe słabe zdrowie, jadał bardzo skromnie.

W Rzymie mógł kardynał pozostać tylko kilka tygodni, gdyż z powodu śmierci ojca musiał powrócić już w kwietniu do Florencji. Ale i tam nie długo bawił.

Innocenty VIII umarł wkrótce po Wawrzyńcu, a  na lipiec r. 1492 zwołane zostało conclave. Wyszedł z niego Rodrigo Borgia jako Aleksander VI, a że Medyceusz Hiszpana nie lubił i sprzeciwiał się jego wyborowi, więc obawiał się zemsty i pojechał znów do Florencji, gdzie się czuł bezpieczniejszym.

W r. 1494 wybuchła jednak we Florencji rewolucja, która Medyceuszów pozbawiła na jakiś czas panowania. Giovanni przebrany za franciszkanina musiał się ratować ucieczką; tułał się po Włoszech, bawił dłuższy czas na gościnnym dworze w Urbino, podróżował po Niemczech, Holandji i Francji, aż wreszcie zapewniwszy się, że od Aleksandra VI nie grozi mu żadne niebezpieczeństwo, wrócił w r. 1500 do Rzymu.

Jako dojrzały już i zmiennością losu doświadczony kardynał zamieszkał w swym pałacu koło Sant’ Eustachio, w dzisiejszym pałacu Madama, skupywał obrazy, starożytne rzeźby i medale, powiększał bibljotekę i przyjmował poetów i literatów. Pieniędzy tylko brak mu było na wystawniejsze życie, należał bowiem do uboższych kardynałów: miał zaledwie 6.000 dukatów rocznego dochodu, podczas gdy taki Ascanio Sforza mógł wydawać 30.000, a Caraffa, Cybó, Juan Borgia, Orsini po 10.000 dukatów rocznie. Oszczędzać jednak Giovanni nie umiał, popadał w długi, a chcąc raz jakąś ucztę urządzić, musiał część sreber zastawić. Zapomniał widocznie o przestrogach starego Lorenza.

Rok 1503 przyniósł Giovanniemu nowe troski; papież Aleksander VI umarł, a przy wyborze Juljusza II Medyceusz należał do jego przeciwników i popierał kardynała d’Amboise. Stosunek więc Giovanniego do nowego papieża nie był najlepszy, minęły czasy Innocentego VIII, kiedy beneficja spadały na kardynała jak z rogu obfitości.

Juliusz II Juliusz II - Rafaello Ku końcowi wszakże panowania potrzebował Juljusz do swych politycznych zamiarów Florencji i Medyceuszów, więc zwrócił się do Giovanniego i zamianował go legatem papieskim na Bolonję i Romanję. Ale powolny i chwiejny zawsze kardynał niezupełnie odpowiadał swemu stanowisku, a na domiar złego dostał się w słynnej bitwie pod Rawenną, stoczonej 11 kwietnia 1512 r. przez hiszpańsko-papieską z francusko-ferrarską armją, do francuskiej niewoli.

Liczba 11, w którą wierzył, że mu szczęście przyniesie, gdyż się urodził jedenastego grudnia, zawiodła tym razem Giovanniego, chociaż mimo to szczęście niezupełnie go opuściło. W drodze do Francji potrafił uciec Francuzom koło Mortary i stamtąd schronił się, przebrany za żołnierza, na dwór Franciszka Gonzagi, który go przyjął z wielką przyjaźnią.

Juljusz II postanowił się zemścić na Florencji, ponieważ nie przystąpiła do hiszpańsko-papieskiej ligi, i osadzić tam znowu Medyceuszów. Rajmund da Cardona, wódz hiszpański z pod Rawenny, miał za zadanie zdobyć Florencję i oddać rząd Giulianowi Medyceuszowi, albowiem najstarszy Piero już był umarł.

Wyprawie tej towarzyszył Giovanni jako legat papieski i był świadkiem strasznego zniszczenia miasta Prato. Giovanni starał się poskromić barbarzyństwa i okrucieństwa, jakich się tam wojsko Cardony dopuszczało, ale na hiszpańskie hordy nie było wędzidła. Dzień 30 sierpnia 1512 pozostanie na zawsze jako jeden z najsmutniejszych w historji włoskiej i jako dowód dzikich instynktów iberyjskiej rasy.

Po upadku Prata nie było dla Florencji ratunku, rzeczpospolita poddać się musiała. Cardona podyktował jej warunki, z których głównym był powrót Medicich. Jedenastego września wkroczył Hiszpan do miasta. Giuliano objął rządy, gonfalonjer rzeczypospolitej, Soderini, uciekł wraz z rodziną i zamieszkał w Raguzie.

Medyceusze znając wesołą Florencję, zaczęli od tego, że bawili ludność; rozpoczęły się, jak za Lorenza, festyny, karnawałowe pochody, o poważne miasto odbijało się znowu echo muzyki i śpiewów. Synowiec kardynała, Lorenzo, syn Piera de’ Medici i Alfonsyny Orsini, był duszą tych zabaw, a i sam kardynał przystąpił do jednej z wesołych kompanij, do której należała patryejuszowska młodzież. Giovanni obrał sobie wtedy charakterystyczną dewizę, jarzmo z napisem: „Iugum meum suave est et onus meum leve“, moje jarzmo słodkie, a moje brzemię lekkie.

Wkrótce jednak okazało się, że to brzemię nie było tak lekkie, jak mu się zdawało; poważni republikanie nie dali się pozyskać zabawami, powstało pomiędzy nimi sprzysiężenie przeciw Medyceuszom, do którego należał także Macchiavelli.

Medyceusze jednak dość wcześnie się o spisku dowiedzieli, Macchiavellego i wielu innych uwięziono i na razie niebezpieczeństwo minęło.

W tych poważnych chwilach nadeszła do Florencji wiadomość, że Juljusz II umarł. Kardynał Giovanni był wtedy chory, od dłuższego czasu cierpiał na fistułę w nodze; czasu jednak nie było do tracenia, miał bowiem nadzieję, że zostanie papieżem. Kazał się więc w lektyce nieść do Rzymu; wziął ze sobą chirurga, który w drodze ranę opatrywał. Mimo pośpiechu przybył Medyceusz jako ostatni z kardynałów na conclave.

II

Tymczasem w Rzymie wypływali codziennie nowi kandydaci na papieża. Bankier Filippo Strozzi pisał stamtąd do swego brata we Florencji, że nie pamiętają podczas conclave takiego rozbicia się głosów i tylu kandydatów; kardynał S. Giorgio ma 18, Medici i Fiesco po 16, inni spodziewają się trzynastu lub sześciu głosów. W bankach dawano zrazu 25, później już tylko 16 od sta za Medyceusza.

Mało kto przypuszczał, aby na Giovanniego padł wybór z powodu jego młodości. Medici miał dopiero trzydzieści siedem lat, a kardynałowie niechętnie głosują na młodego kandydata, który by im na długie lata odebrał możność wyniesienia się na Stolicę Apostolską. Mimo to Medici wbrew wszelkim przypuszczeniom został papieżem. „Contra ogni credere del mondo fu fatto papa“, pisze Benvenuto Cellini.

Młodzi bowiem kardynałowie, a przede wszystkim Alfons Petrucci z Sieny, byli za Giovannim, lubili go z powodu łatwego obejścia, grzeczności, dobrych obiadów i świetnych uczt, które zwykł był urządzać. Prałaci pragnęli zresztą spokojnego człowieka na papieskim tronie. Aleksander VI był zanadto chciwy i zanadto wywyższał swoją rodzinę, Juljusz II tylko wojny prowadził, narzucał swoją wolę całemu otoczeniu, „przeklinał jak poganin", a nawet kija używał jako skutecznego argumentu; cały Rzym wzdychał do łagodnych rządów.

Wreszcie i niektórzy ze starych kardynałów dali się przekonać na korzyść Medyceusza, widzieli bowiem, że Giovanni chorowity, że mu nikt długiego życia nie wróży. Mimo młodego wieku bardzo otyły, miał krótką szyję, ciągle niedomagał, lada chwila mógł ulec atakowi apoplektycznemu. „Papabili" nie tracili więc nadziei, że go przeżyją, i w ten sposób przy wyborze większość głosów za nim się oświadczyła.

Medyceusz był dopiero diakonem, trzeba go było wyświęcić na kapłana i konsekrować na biskupa, zanimby został koronowany papieżem. Te formalności z powodu nadchodzących świąt wielkanocnych szybko się odbyły; 15 marca 1513 otrzymał Leon X, takie bowiem przybrał imię nowy papież, zwykłe a 17-go biskupie święcenia. Tych ostatnich udzielił mu kardynał Riario.

Medici Leon X - Rafaello Dziewiętnastego marca odprawił papież pierwszą mszę w kościele św. Piotra przed wielkim ołtarzem Ara maxima, gdzie się znajdowały relikwje św. Piotra i Pawła. Przed nim szedł mistrz ceremonji, niosąc w obydwu rękach dwie trzciny. Do jednej była przywiązana paląca się świeca, a do drugiej pęk konopi. Doszedłszy do ołtarza, uklęknął Parys de Grassi przed papieżem i zapalił świecą konopje, mówiąc: „Pater Sancte, sic transit gloria mundi", Ojcze święty, tak przemija wszelka sława na świecie. To napomnienie nowego papieża przed aktem koronacji było od dawna w zwyczaju.

Po mszy odbyła się koronacja. Nadzwyczaj kosztowną, perłami i drogimi kamieniami wysadzaną tiarę, Regno di tre corone, włożyli mu na głowę kardynałowie Farnese i d’Aragona, uderzono w trąby i grano na rozmaitych innych instrumentach ku wielkiej uciesze zgromadzonego ludu.

Głównym aktem wszakże, uświęcającym rządy nowego papieża, było tak zwane „possesso", objęcie w posiadanie bazyliki Lateraneńskiej, a ta uroczystość odbywała się z wielką wspaniałością, jeżeli tylko papieże w Rzymie przebywali. Leon X chciał wszakże pod tym względem przewyższyć wszystkich swoich poprzedników i nie za dużo mu było wydać 100.000 florenów, aby tylko blask Medyceuszów olśnił ludność rzymską. Jedenasty kwietnia, rocznicę bitwy pod Rawenną, wybrał sobie papież na ten pochód z Watykanu do bazyliki Lateraneńskiej, aby niejako zmazać w swym życiu niepowodzenie, jakie w wojnie z Francuzami go spotkało i „jedenastce" znów honor przywrócić.

Cały program pochodu ułożył w porozumieniu z papieżem mistrz ceremonji Grassi, najdrobniejsze szczegóły zostały umówione.

Papież chciał jechać na tym samym tureckim koniu, który mu służył w bitwie pod Rawenną; kardynałowie zastanawiali się, czy wybrać konie czy muły. Zdania były w tej mierze podzielone; powoływano się na dawniejsze zwyczaje, według których białe muły były używane przy podobnych uroczystościach, ale skończyło się na tym, że niektórzy kardynałowie jechali konno, inni na mułach.

Konni purpuraci byli później niezadowoleni ze swego wyboru; gdy bowiem podczas pochodu zaczęły grzmieć bombardy na zamku św. Anioła i lud z pełnych piersi krzyczał „Palle! Palle!" hasło Medyceuszów, wierzchowce się płoszyć zaczęły, podczas gdy strzelanie i hałasy publiczności żadnego na muły nie robiły wrażenia. Na papieskim szpaku wjechał najprzód książę Ferrary pomiędzy tłumy, aby go przyzwyczaić do okrzyków, ale koń, który słyszał huk arm at Alfonsa pod Rawenną, okazał się zupełnie obojętny na hałas ulicznego ludu.
Bazylika Bazylika św. Jana na Lateranie, Rzym
Apsyda z tronem papieskim w centrum
Pochód do Lateranu był niesłychanie świetny, mówiono, że od czasów cesarskich Rzym czegoś podobnego nie widział. Na czele szło czterech błaznów w otoczeniu muzykantów, grających florentyńskie melodje; za nimi jechał oddział lekkiej kawalerji o barwach Orsinich, zwykłych sprzymierzeńców papieskich, a teraz tym bliższych Watykanowi, ponieważ matka Leona X, Klarysa, była córką tego niespokojnego rodu. Konnica ta z lancami i biało-czerwonemi chorągiewkami dzielnie wyglądała, ale przyćmiewał ją kwiat rzymskiej szlachty, bezpośrednio za nią jadący na pysznych rumakach. Było tam wyżej stu rycerzy, Orsinich, Colonnów, Savellich, Contich w złotolitych brokatach i lśniących aksamitach.

Za szlachtą szli senatorowie w papieskich barwach, białej, czerwonej i zielonej, tudzież gonfalonjere rzymskiego ludu, Giovanni Giorgio Cesarini, trzymający wielki czerwony sztandar z wyhaftowanymi literami S. P. Q. R. Dalej jechali przedstawiciele krajów hołdujących Stolicy Apostolskiej, a więc książę Urbinu, w żałobie po zmarłym papieżu, obok niego bardzo strojnie ubrani Giovan Marja da Varano, pan na Camerinie, Baglioni z Perugji i inni pomniejsi, książę Ferrary zaś znajdował się jako najznakomitszy wasal papieski pomiędzy kardynałami, ubrany w karmazynowy płaszcz książęcy, z pod którego wyglądała szata ze złotolitego brokatu. Ze wszystkich grup zamiejscowych gości najbardziej zwracali uwagę Florentyńczycy, których się mnóstwo zjechało. W Rzymie przeczuwano, że oni będą ulubieńcami papieża i że najkorzystniejsze urzędy im się dostaną. Później ich bliżej poznamy; byli pomiędzy nimi Medici, Salviati, Tomabuoni, Soderini, Strozzi, Ricasoli i wielu innych.

Mniej więcej w środku procesji wieziono na białym koniu przenajświętszy Sakrament pod baldachimem, który trzymało ośmiu rzymskich patrycj uszów, a za tym symbolem wiary jechało konno i na mułach około dwustu pięćdziesięciu arcybiskupów, biskupów, opatów, patrjarchów, wszyscy w uroczystych szatach, w infułach i mitrach. Dopiero za duchowieństwem prowadzono konia, na którym siedział papież, otoczony szwajcarską gwardją w malowniczych strojach. Tuż za papieżem posuwali się kardynałowie, a każdy z nich miał przy sobie ośmiu młodzieńców ze swego rodu.

Czterystu łuczników zamykało pochód z kontrolorem Kamery apostolskiej na czele, rozdawcą pieniędzy. Ten „proieetor pecuniae“ miał dwie torby u siodła z nowo wybitymi złotymi i srebrnymi monetami i rozrzucał je pomiędzy tłumy. Ale cennego kruszcu wystarczyło zaledwie do Lateranu; tam czekał kasjer papieski, który co chwila wypróżnione sakwy na nowo napełniał.

Do wielkich ciekawości procesji należało dziewięć białych koni ze stajen papieskich, które zwano Achinee, i trzy białe muły, przykryte kapami z czerwonego aksamitu. Każdego prowadził osobny koniuszy.

Cały ten tłum ludzi i zwierząt zgromadził się na placu przed św. Piotrem i powoli się rozwijał w kierunku zamku św. Anioła wśród okrzyków ludności: „Niech żyje Leon X, Palle, Palle!“ Przeszkód po drodze było niemało, wąskie ulice tamowały szybki ruch, zresztą w niedalekich odstępach od siebie pourządzano ołtarze, przy których ustawiło się niższe duchowieństwo, a śpiewając pieśni kościelne, okadzało ambrą przejeżdżającego papieża.

Wszystkie domy były przybrane w kwiaty, dywany i jedwabne materje, girlandy zaś z liści dębu i wawrzynu poprzeciągano przez szerokość ulic, w oknach powystawiano, co kto miał najpiękniejszego: srebrne naczynia, rzeźby i obrazy, a przede wszystkiem kobiety. Obok posągów św. Kozmy i Damjana, patronów domu Medyceuszów, stali bogowie Olimpu, a obok napisów biblijnych można było czytać epigramy, sprowadzające Wenerę i Marsa na uroczystość papieską.

Herb Herb papieski Leona X Już u mostu św. Anioła musiał się pochód zatrzymać: żydzi z rzymskiego Ghetto urządzili tam estradę, pysznie przystrojoną drogocennymi tkaninami, na której zebrali się rabini, trzymając w rękach świece z białego wosku. Gdy Leon X koło nich przejeżdżał, ofiarował mu najstarszy rabin nadzwyczaj cenny egzemplarz Pentateuchu, który papież przyjął, wypowiadając sakramentalne wyrazy: „Confirmamus, sed non consentimus“, potwierdzamy, ale nie zgadzamy się.

Nie wszyscy jednak papieże odpowiadali tą krótką formułą na uroczyste powitanie żydów; wielu z nich, biorąc z rąk rabinów księgę praw Mojżesza, oświadczało, że wprawdzie czczą owe święte przepisy, dane od Boga przez usta Mojżesza, ale potępiają sposób, w jaki żydzi tłumaczą sobie słowa wielkiego zakonodawcy, albowiem Mesjasz, którego oni na darmo oczekują, przyszedł już na świat według katolickiej wiary, a jest nim Jezus Chrystus, panujący wraz z Ojcem i Duchem świętym po wsze czasy.

Mnóstwo bram triumfalnych wystawiono po drodze do Lateranu, jedną z najpiękniejszych urządził Rafael Petrucci, biskup z Grosseto i kasztelan zamku św. Anioła. Stał na niej wprawdzie posąg Apollina, ale i na chrześcijańską scenę oddania kluczy św. Piotrowi znalazło się miejsce. Także łuk Agostina Chigiego przed jego domem na via del Banco zwracał powszechną uwagę, gdyż był ozdobiony żyjącymi figurami, które przedstawiały Apollina, Merkurego, Palladę i różne symboliczne postacie.

Bankier, znając skłonność papieża do otaczania się artystami, do spokojnego życia, a nie do wojen, wypisał złotemi literami na fryzie łuku dwuwiersz:

Olim habuit Cypris sua tempora, tempora Mavors
Olim habuit: sua nunc tempora Pallas habet.

Niegdyś Wenus panowała, później marsowe nastąpiły czasy, obecnie
rządzi Pallada.

Dowcipnie się znalazł jeden z sąsiadów Agostina, złotnik Antonio da San Marino, który przeczytawszy ten wierszyk, czym prędzej wystawił w swym oknie posąg Wenery z podpisem:

„Mars wprawdzie panował, a po nim nastąpiła Minerwa, ale
Wenus zawsze będzie swe berło dzierżyła!“

Większa część łuków była ozdobiona mitologicznymi postaciami, a jeden z rzymskich patrycjuszów, Ewangelista Rossi, całą fasadę swego domu przybrał w prawdziwe starożytne posągi.

Gdy Leon X zbliżał się pod łuk triumfalny, który postawiła bankierska rodzina Genueńczyków Saulich, wyszedł mały chłopczyk na urządzoną w tym celu galeryjkę i zaczął deklamować powitalne wiersze na cześć papieża. W końcu jeszcze jedna niespodzianka czekała Leona X. Na bramie Zinchy, naczelnika mennicy, mógł czytać wiersz, sławiący cyfrę jedenaście, fatalistyczną swą liczbę.

Jeden ze świadków uroczystości zauważył, że całą procesję najbardziej upiększała madonna Laura Farnese, która nigdy mu się tak uroczą nie wydawała, jak wtedy. Siedziała w oknie w pobliżu bramy triumfalnej Cancellarii i swymi płomiennymi oczyma rzucała blask na całą okolicę.

Na znużonych uczestników pochodu czekał obiad w Lateranie; ponieważ jednak o tym bankiecie milczą kronikarze, więc trzeba przypuszczać, że nie był zbyt świetny. Przeciągnął się jednak do wieczora, tak że papież wracał do Watykanu ulicami pełnymi świateł. Z domów i z aptek wynoszono tysiące pochodni z białego i żółtego wosku. Rzym kąpał się w jasnościach.

*

 

Fragment książki:Kazimierz Chłędowski - Rzym Ludzie Odrodzenia

Całą książkę można przeczytać w bibliotece Polona pod adresem:https://polona.pl/item/rzym-ludzie-odrodzenia,ODQ5MTI2ODI/2/#info:metadata


Data utworzenia: 17/12/2021 @ 02:36
Ostatnie zmiany: 21/12/2021 @ 15:59
Kategoria : Papieże
Strona czytana 12854 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
62-chalka.jpg62-szofar.jpg62-Hanukkah.jpg62-hebrew.jpg62-tora.jpg62-shofar.JPG62-tanah.jpg62-torah.jpg62-tefilimTallit.jpg62-menora-2.jpg62-korona.jpg62-menora.jpg62-Hasidic chicken.jpg62-talit.jpg62-hanuka.jpg62-hasyd.jpg62-skull-cap.jpg62-judaizm.jpg62-tallit-prayer.jpg62-gwiazda.jpg62-mezuzah.jpgtorah-verse.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 8893929 odwiedzający

 241 odwiedzających online