Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

Religie a polityka - Richelieu i raison d'état

Richelieu i raison d'état
Richelieu Armand Jean Richelieu (1585-1642) System, nazywany dziś przez historyków europejskim systemem rów­nowagi sił, zrodził się w XVII w. z ostatecznego rozpadu średniowiecz­nych dążeń do uniwersalizmu, czyli koncepcji porządku świata repre­zentującej połączenie tradycji Cesarstwa Rzymskiego i Kościoła katolickiego. Świat postrzegany był jako odzwierciedlenie Niebios: na podo­bieństwo Boga panującego w Niebiosach, świecką władzę sprawował jeden cesarz i jeden papież rządził Kościołem powszechnym.

Zgodnie z tym duchem feudalne państwa Niemiec i Włoch Północ­nych zgrupowane znajdowały się pod rządami władcy Świętego Cesars­twa Rzymskiego. Cesarstwo do XVII w. dysponowało wystarczającym potencjałem, żeby zdominować Europę. W stosunku do niego Francja z granicami daleko na zachód od Renu i Anglia stanowiły państwa pery­feryjne.

Gdyby cesarzowi udało się narzucić władzę centralną wszystkim terytoriom będącym formalnie w jego jurysdykcji, stosunki krajów Euro­py Zachodniej z cesarstwem mogłyby przypominać stosunki sąsiadów Chin z Państwem Środka, przy czym Francja byłaby porównywalna z Wietnamem lub Koreą, Anglia zaś - z Japonią.

Władca Świętego Cesarstwa Rzymskiego nie posiadał jednak w śred­niowieczu tak scentralizowanej władzy. Jedną z przyczyn był brak od­powiednich środków transportu i komunikacji, utrudniający powiązanie ze sobą tak rozległych terytoriów. Ale przyczyną najważniejszą był jed­nak rozdział władzy Kościoła i państwa, dokonany przez Święte Cesars­two Rzymskie. W odróżnieniu od faraona czy cezara, władcy Świętego Cesarstwa Rzymskiego nie przypisywano boskich atrybutów. Wszędzie poza Europą Zachodnią, nawet w regionach rządzonych przez Kościół wschodni, religia i rządy były połączone przynajmniej tym, że kluczowe stanowiska w obu dziedzinach podległe były władzy centralnej; władze kościelne nie miały ani środków, ani autorytetu, żeby pretendować do pozycji autonomicznej, pożądanej przez chrześcijaństwo zachodnie z natury rzeczy.

W Europie Zachodniej potencjalny, a od czasu do czasu rzeczywisty konflikt między papieżem a cesarzem przygotował ostatecznie grunt pod konstytucjonalizm oraz podział władzy, które legły u podstaw no­wożytnej demokracji. Umożliwił on poszczególnym feudalnym wład­com wzmocnienie ich autonomii poprzez egzekwowanie korzyści od obu zwaśnionych stron. Prowadziło to w efekcie do rozczłonkowanej Europy, mozaiki księstw, hrabstw, miast i biskupstw. Chociaż teoretycz­nie wszyscy feudalni panowie pozostawali lennikami cesarza, w prak­tyce robili, co im się podobało. Różne dynastie sięgały po cesarską koro­nę, a władza centralna prawie zanikła. Cesarze zachowali dawną wizję rządów powszechnych bez szansy wprowadzenia jej w życie. Na pery­feriach Europy Francja, Anglia i Hiszpania nie uznawały władzy cesarza, choć nadal były częścią Kościoła uniwersalnego.

Władca Świętego Cesarstwa Rzymskiego zyskał możliwość dążenia do przekształcenia swych uniwersalistycznych żądań w system polityczny dopiero w XV w., gdy dynastia Habsburgów zapewniła sobie nieomal nieustające prawo do korony cesarskiej, a seria małżeństw rozważnie za­wartych dała im koronę hiszpańską wraz z ogromnymi zasobami tego królestwa. W pierwszej połowie XVI w. cesarz Karol V ożywił władzę cesarską do tego stopnia, że zarysowała się perspektywa powstania im­perium środkowoeuropejskiego złożonego z dzisiejszych Niemiec, Au­strii, Włoch Północnych, Czech, Słowacji, Węgier, wschodniej Francji, Bel­gii i Niderlandów - związku krajów potencjalnie tak potężnego, że zapo­biegłyby powstaniu czegokolwiek na kształt europejskiej równowagi sił.

W tym momencie osłabienie papiestwa pod ciosami Reformacji po­krzyżowało plany przodującego cesarstwa europejskiego. Silne papies­two było cierniem w boku Świętego Cesarstwa Rzymskiego i groźnym rywalem. Natomiast upadające w XVI w. papiestwo okazało się tak samo zgubne dla idei cesarstwa. Cesarze postrzegali siebie jako wysłanników Boga i chcieli, by inni także postrzegali ich w ten sposób. Jednak w XVI w., w krajach protestanckich, cesarz jawił się nie jako wysłannik Boga, ale - wiedeński tyran powiązany z dekadenckim papieżem. Reformacja dała zbuntowanym książętom swobodę działania w sferze zarówno reli­gijnej, jak i politycznej. Ich zerwanie z Rzymem było zerwaniem z uni­wersalizmem religijnym; ich walka z cesarzem Habsburgiem wskazywa­ła, że nie traktują już stosunku lennego wobec cesarstwa jako obowiąz­ku religijnego.

Gdy upadło pojęcie jedności, nowo powstające państwa Europy po­trzebowały zasady, która stanowiłaby uzasadnienie ich herezji i według której regulowałyby wzajemne stosunki. Pojęcia raison d'état i równo­wagi sił dostarczyły takiej zasady. Były one nawzajem od siebie zależne. Według pojęcia raison d'état pomyślność państwa jest wystarczającym uzasadnieniem wszelkich środków użytych do jej osiągnięcia; interes narodowy wyparł średniowieczną koncepcję uniwersalnej moralności. Tęsknotę za uniwersalną monarchią zastąpiła równowaga sił, pociesze­niem zaś był fakt, że w dążeniu do własnych samolubnych interesów każde państwo przyczyni się w jakiś sposób do ogólnego bezpieczeńs­twa i postępu.

Najwcześniejsze i najbardziej wszechogarniające sformułowanie tego nowego podejścia pochodzi z Francji, która była również jednym z pierw­szych państw narodowych w Europie. Francja była krajem, który mógł stracić najwięcej wskutek ożywienia się Świętego Cesarstwa Rzymskie­go, ponieważ mogła - używając współczesnej terminologii - ulec „finlandyzacji" z jego ręki. W miarę jak słabły religijne ograniczenia, Francja zaczęła wykorzystywać rywalizacje między jej sąsiadami, wyzwolone w wyniku Reformacji. Władcy francuscy zdawali sobie sprawę, że po­stępujące osłabienie Świętego Cesarstwa Rzymskiego (a jeszcze bardziej jego rozpad) wzmocni bezpieczeństwo Francji i przy pomyślności losu stworzy warunki do ekspansji na wschód.

Głównym motorem tej francuskiej polityki była osobistość wręcz nie­ prawdopodobna - książę Kościoła, Armand Jean du Plessis, kardynał de Richelieu, pierwszy minister Francji od 1624 do 1642 r. Na wieść o śmier­ci kardynała Richelieu, papież Urban VIII miał rzekomo powiedzieć: Jeśli Bóg istnieje, to kardynał de Richelieu za wiele rzeczy odpowie. Jeśli nie istnieje ... no, to wiele w życiu osiągnął." To dwuznaczne epitafium z pewnością miłe byłoby uszom tego męża stanu, który do­szedł do ogromnych sukcesów ignorując, a często wręcz przekraczając podstawowe pryncypia jego czasów.

Niewielu mężów stanu może chlubić się wywarciem większego wpływu na bieg historii. Richelieu był ojcem nowożytnego systemu pań­stwowego. Głosił ideę raison d'état i niestrudzenie wprowadzał ją w ży­cie z korzyścią dla swego kraju. Pod jego kierunkiem, raison d'état zastąpiło średniowieczną koncepcję uniwersalnych wartości moralnych jako zasady działania polityki francuskiej. Początkowo starał się zapo­biec dominacji Habsburgów w Europie, lecz rezultatem jego polityki, przez dwieście lat, była ambicja jego następców do przewodzenia Euro­pie. Z niepowodzenia tych ambicji zrodziła się równowaga sił, najpierw jako fakt historyczny, następnie jako system kształtowania stosunków międzynarodowych.

Richelieu doszedł do władzy w 1624 r., kiedy cesarz Ferdynand II z linii Habsburgów usiłował właśnie ożywić uniwersalizm katolicki, stłu­mić protestantyzm oraz ustanowić władzę cesarską nad książętami Euro­py Środkowej. Proces ten zwany Kontrreformacją doprowadził do konfliktu, który zyskał później miano Wojny Trzydziestoletniej; wybuchła ona w Europie Środkowej w 1618 r. i stała się jedną z najbardziej brutal­nych i wyniszczających wojen w historii ludzkości.

W 1618 r. niemieckojęzyczne terytoria Europy Środkowej, w więk­szości znajdujące się w obrębie Świętego Cesarstwa Rzymskiego, po­ dzieliły się na dwa uzbrojone obozy - protestantów i katolików. Za­rzewiem stały się wydarzenia w Pradze z tego samego roku i wkrótce całe Niemcy zostały wciągnięte w wir wojny. W miarę jak Niemcy wy­krwawiały się, poszczególne księstwa niemieckie stawały się łatwym łupem obcych najeźdźców. Duńskie i szwedzkie armie wkroczyły wkró­tce do Europy Środkowej, a ostatecznie także Francja włączyła się do walki. Zanim wojna skończyła się w 1648 r., Europa Środkowa została wyniszczona, a Niemcy straciły prawie jedną trzecią ludności. W tyglu tego tragicznego konfliktu kardynał Richelieu zaszczepił francuskiej polityce zagranicznej zasadę raison d'état, którą inne państwa europejskie przejęły w następnym stuleciu.

Jako książę Kościoła, Richelieu winien był przyjąć z radością dążenia Ferdynanda do przywrócenia katolickiej ortodoksji. Richelieu jednak przedkładał francuski interes narodowy nad wszelkie cele religijne. Jego powołanie duchowe nie przeszkodziło mu dostrzegać w habsburskiej próbie odnowienia prymatu religii katolickiej - zagrożenia geopolitycz­nego dla bezpieczeństwa Francji. Było to dla niego nie tyle działanie religijne, co polityczny manewr w wykonaniu Austrii, mający zapewnić jej dominację w Europie Środkowej i, co za tym idzie, czyniący z Francji kraj drugoplanowy.

Obawy Richelieu nie były bezpodstawne. Wystarczy jedno spojrze­nie na mapę Europy, by przekonać się, że ziemie Habsburgów zewsząd otaczały Francję: na południu Hiszpania, na południowym wschodzie - miasta-państwa Włoch Północnych pozostające głównie pod wpływem Hiszpanii, na wschodzie - region Franche-Comté (dzisiejszy region na północ od Lyonu i Sabaudii), także pod kontrolą Hiszpanii, wreszcie na północy - hiszpańskie Niderlandy. Nieliczne odcinki granicy nie pod­ legające hiszpańskim Habsburgom, podległe były austriackiej linii tego rodu. Księstwo Lotaryngii było lennem austriackiego Świętego Cesarza Rzymskiego, podobnie jak strategicznie istotne obszary wzdłuż Renu w dzisiejszej Alzacji. Gdyby Niemcy Północne przeszły również pod panowanie Habsburgów, Francja zostałaby niebezpiecznie osłabiona w stosunku do Świętego Cesarstwa Rzymskiego.

Dla Richelieu małą pociechą był fakt, że Hiszpanię, podobnie jak Austrię, łączyła z Francją wiara katolicka. Wręcz przeciwnie, z ogromną determinacją pragnął on zapobiec zwycięstwu Kontrreformacji. W dąże­niu do celu, który dziś nazwalibyśmy interesem bezpieczeństwa narodo­wego, a wówczas po raz pierwszy został określony pojęciem raison d'état, Richelieu gotowy był stanąć po stronie protestanckich książąt i wykorzystać schizmę w łonie Kościoła powszechnego.

Gdyby tylko cesarze habsburscy grali według tych samych zasad gry lub gdyby pojęli założenia rodzącego się świata raison d'état, dostrzegli­ by, jak dalece sytuacja sprzyjała im w osiągnięciu tego, czego Richelieu obawiał się najbardziej: przewagi Austrii i wyłonienia się Świętego Cesarstwa Rzymskiego jako dominującej siły na kontynencie. Poprzez wieki brak elastyczności Habsburgów w dostosowywaniu się do potrzeb tak­tyki i rozumienia nowych prądów wykorzystywany był przez ich wro­gów. Władcy habsburscy byli ludźmi sztywnych zasad. Nigdy nie ustę­powali w swoich przekonaniach, chyba że ponieśli klęskę. Toteż już na początku tej politycznej odysei byli całkowicie bezbronni wobec bez­ względnych machinacji kardynała.

Cesarz Ferdynand II, przeciwnik kardynała, prawie na pewno nie słyszał nigdy o raison d'état. Jeśli nawet słyszał, odrzuciłby z pewnoś­cią to pojęcie jako bluźnierstwo, uważał bowiem, że jego świecką misją jest spełnianie woli boskiej i zawsze podkreślał słowo „święty" w swoim cesarskim tytule. Nigdy by nie dopuścił myśli, że boskie cele można osiągnąć środkami innymi niż moralne. Nigdy nie rozważałby zawarcia traktatów z protestanckimi Szwedami czy muzułmańskimi Turkami, a dla kardynała były to kroki zupełnie oczywiste. Jezuita Lamormaini, doradca Ferdynanda, tak podsumował punkt widzenia cesarza:

„W mądrości swojej z góry potępiał fałszywą i skorumpowaną politykę rozpowszechnioną w tych czasach. Uważał, że nie można pertraktować z tymi, którzy hołdują takiej polityce, stosują oni bowiem fałsz i naduży­wają imienia Boga i religii. Byłoby wielkim szaleństwem wzmacniać kró­lestwo, nadane przez Boga, środkami Bogu niemiłymi."

Władca oddany tak absolutnym wartościom nie dopuszczał możliwości ugody, a co dopiero manipulowania pozycją przetargową. W 1596 r., jeszcze jako arcyksiążę, Ferdynand stwierdził: „Gotów jestem raczej umrzeć, niż pójść na jakiekolwiek ustępstwa wobec tych sekciarzy, jeśli chodzi o religię." Dotrzymał wierności sobie na niekorzyść swego im­perium. Ponieważ bardziej zainteresowany był posłuszeństwem wobec Boga niż pomyślnością swego cesarstwa, uważał się zobowiązany do zmiażdżenia protestantyzmu, mimo że jakaś forma dostosowania się leżałaby z pewnością w jego dobrze pojętym interesie. Współcześnie uwa­żany byłby za fanatyka.

Przekonania cesarza oddają najlepiej słowa jed­nego z doradców cesarskich, Caspara Scioppiusa: „Biada królowi, który zignoruje głos Boga błagający go, żeby zabił heretyków. Wojny nie po­ winno się prowadzić we własnym imieniu, lecz w imieniu Boga (Bellum non tuum, sed Dei esse statuas)." Według Ferdynanda, państwo istniało, by służyć religii, nie odwrotnie: „W sprawach państwa, które są tak istotne dla naszego świętego wyznania, nie zawsze można brać pod uwagę ludzkie względy; raczej trzeba mieć nadzieję ... w Bogu ... i tylko  Jemu ufać."

Richelieu traktował wiarę Ferdynanda jako wyzwanie strategicz­ne. Chociaż sam był człowiekiem religijnym, swoje obowiązki mini­stra widział w świetle całkowicie świeckim. Zbawienie mogło być celem osobistym, lecz dla męża stanu, jakim był Richelieu, nie miało to znaczenia: „Człowiek jest nieśmiertelny, jego zbawienie oczekuje go w życiu pośmiertnym - powiedział kiedyś. - Państwo nie jest nieśmiertelne, a jego zbawienie jest dziś albo nigdy." Innymi słowy, w żadnym świecie państwa nie są oceniane za czynienie tego, co słuszne; nagradzane są tylko wtedy, jeśli były wystarczająco silne, by robić to, co konieczne.

Richelieu nigdy nie straciłby takiej szansy, jaka nadarzyła się Fer­dynandowi w 1629 r., jedenastym roku trwania wojny. Protestanccy książęta gotowi byli uznać polityczną przewagę Habsburgów pod wa­ runkiem pozostawienia im swobody praktykowania wybranej religii i własności ziem kościelnych, które zajęli w trakcie Reformacji. Ferdy­nand nie chciał jednak podporządkować swojego religijnego powołania potrzebom politycznym. Odrzuciwszy decyzję, która stałaby się bezmier­nym triumfem i gwarancją dla imperium, pchany determinacją, by wy­ plenić protestancką herezję, Ferdynand wydał Edykt Restytucyjny, w którym zażądał od władców protestanckich oddania całej ziemi kościelnej zajętej przez nich od 1555 r. Był to triumf gorliwości nad korzyścią, klasyczny przykład wiary dominującej nad politycznym rachunkiem własnego interesu. I zapewniał walkę do samego końca.

Otrzymawszy do ręki takie możliwości, Richelieu zdecydowany był przedłużać wojnę aż do całkowitego wykrwawienia Europy Środkowej. Odłożył na bok także religijne skrupuły w stosunku do polityki wewnę­trznej. W Edykcie Łaski z 1629 r. przyznał francuskim protestantom pra­wo do swobodnego wyznania, to samo prawo, którego cesarz nie chciał przyznać niemieckim książętom. Uchroniwszy kraj przed niepokojami wewnętrznymi rozdzierającymi Europę Środkową, Richelieu postawił sobie cel, żeby wykorzystać religijną żarliwość Ferdynanda w służbie francuskiego interesu narodowego.

To, że cesarz habsburski nie rozumiał swoich interesów narodowych - a nawet w ogóle nie dopuszczał możliwości takiego ujęcia sprawy - dało francuskiemu pierwszemu ministrowi sposobność wspierania i subsydiowania protestanckich książąt niemieckich przeciwko cesarzowi. Rola obrońcy wolności książąt niemieckich przeciwko centralistycz­nym celom cesarza wydaje się nieprawdopodobna w odniesieniu do francuskiego prałata i jego katolickiego króla, Ludwika XIII. Fakt, że książę Kościoła wspierał protestanckiego króla Szwecji Gustawa Adolfa, żeby ten prowadził wojnę ze Świętym Cesarzem Rzymskim, miał tak rewolucyjne implikacje, jak późniejsza o 150 lat Rewolucja Francuska.

W wieku nadal zdominowanym przez religijną gorliwość i ideologi­czny fanatyzm, beznamiętna polityka zagraniczna wolna od moralnych imperatywów wyróżniała się jak ośnieżone Alpy na pustyni. Celem Ri­chelieu było wyrwanie Francji z tego, co uważał za okrążenie, wyczer­panie Habsburgów i niedopuszczenie do pojawienia się na granicach Francji, szczególnie na granicy z Niemcami, znaczącej potęgi. Jedynym kryterium w zawieraniu przymierzy była zgodność z interesami Francji; zawarł je najpierw z protestanckimi państwami, potem - nawet z muzuł­mańskim Imperium Osmańskim. Zmierzając do wyczerpania wojujących stron i przedłużenia działań wojennych, Richelieu wspierał finansowo wrogów swoich wrogów, przekupywał, rozbudzał powstania i groma­dził niezwykły zestaw dynastycznych i prawnych argumentów. Powiod­ło mu się do tego stopnia, że wojna, która rozpoczęła się w 1618 r., ciągnęła się całymi dekadami i ostatecznie przeszła do historii pod od­ dającą jej długotrwałość nazwą jako Wojna Trzydziestoletnia.

Do 1635 r. Francja stała z boku, gdy pustoszono Niemcy. Wtedy to wyczerpanie stron zdawało się zapowiadać koniec działań wojennych i kompromisowy pokój. Kompromis dopóty jednak nie był po myśli Richelieu, dopóki król francuski nie dorównał habsburskiemu cesarzowi, czy wręcz go nie przewyższył. Kierując się tym celem, Richelieu w sie­demnastym roku wojny przekonał swego króla o konieczności przystą­pienia do wojny po stronie protestanckich książąt - nie mając lepszego uzasadnienia, jak sposobność wykorzystania rosnącej siły Francji:

„Jeśli jest to znakiem szczególnej roztropności, że przez okres dziesięciu lat trzymałeś w ryzach siły przeciwników siłami swoich sprzymierzeń­ ców, poprzez sięganie do kieszeni, a nie po broń, to zaangażowanie się w otwartą wojnę, kiedy sprzymierzeńcy już dalej bez ciebie istnieć nie mogą, jest znakiem odwagi i wielkiej mądrości; i pokazuje, że w gos­podarowaniu pokojem swego królestwa działałeś jak ci ekonomiści, któ­rzy wkładając wielki wysiłek w zgromadzenie pieniędzy, potrafią także je wydawać..."

Sukces polityki raison d'état zależy przede wszystkim od umiejętności oceny stosunku sił. Wartości uniwersalne określa się według tego, jak się je postrzega i nie wymagają ciągle odnawianej interpretacji; wręcz są z nią sprzeczne. Określenie jednak granic siły wymaga doświadczenia połączonego z intuicją oraz ciągłego dostosowywania się do okoliczno­ści. Oczywiście, równowaga sił powinna dawać się teoretycznie obli­czyć; w praktyce jednak wypracowanie jej w realistyczny sposób okazu­ je się bardzo trudne. Jeszcze trudniejsze jest zestrojenie własnych kal­kulacji z kalkulacjami innych państw, a to jest koniecznym warunkiem funkcjonowania równowagi sił. Zgoda co do charakteru równowagi jest osiągana poprzez okresowe konflikty.

Richelieu nie miał żadnych wątpliwości, że uda mu się sprostać wy­ zwaniu, był przekonany bowiem, że jest możliwe odniesienie środków do celów z niemal matematyczną precyzją. W swoim „Testamencie poli­tycznym" pisał: „Logika wymaga, żeby wspierana rzecz i siła, która ma ją wspierać, były wobec siebie w geometrycznej proporcji." Los uczynił go księciem Kościoła, przekonania zaś umieściły go w szeregach rac­jonalistów, takich jak Kartezjusz i Spinoza, którzy wierzyli, że działania ludzi można naukowo opracować; sposobność pozwoliła mu dokonać zmian w porządku międzynarodowym wyraźnie na korzyść swego kra­ ju. Przynajmniej raz ocena własna męża stanu była właściwa. Richelieu znał swoje cele dogłębnie, ale nie zatriumfowałby - ani on, ani jego idee - gdyby nie posiadał umiejętności dostosowania taktyki do strategii.

Doktryna tak nowatorska i bezwzględna nie mogła być przyjęta bez protestu. Aczkolwiek w późniejszych latach przeważyła, stała w głębo­kiej sprzeczności z uniwersalistyczną tradycją opartą na prymacie prawa moralnego. Jedna z najbardziej wymownych krytyk wyrażona została przez znanego uczonego Janseniusa, który zaatakował politykę odciętą od wszelkich moralnych korzeni:

„Czyżby sądzili oni, że świeckie, zniszczalne państwo powinno przewa­żyć nad religią i Kościołem? Czyż Najbardziej Chrześcijański Król nie miałby wierzyć, że w kierowaniu i zarządzaniu swoim królestwem jest zobligowany czymkolwiek innym, niż by rozszerzać i chronić królestwo Jezusa Chrystusa, Pana jego? ... Czy odważyłby się powiedzie Bogu: Niech Twoja władza i chwała oraz religia, która uczy ludzi adorować Ciebie, zostaną stracone i zniszczone, aby tylko moje państwo było bez­pieczne i niczym nie zagrożone ?"

A właśnie to mówił swym współczesnym Richelieu i - o ile wiemy - być może też swojemu Bogu. Miarą rewolucji, której dokonał, jest to, że argument uważany przez jego krytyków za reductio ad absurdum (do­ wód na tyle niemoralny i niebezpieczny, że zbijający sam siebie) był w rzeczywistości ogromnie ścisłym podsumowaniem myśli Richelieu. Jako pierwszy minister króla, podporządkował on zarówno religię, jak i moralność przewodniej zasadzie raison d'état.

Obrońcy Richelieu obrócili argumenty jego krytyków przeciwko nim samym, pokazując, jak dobrze przyswoili sobie cyniczne metody same­go mistrza. Polityka własnego interesu narodowego w ich interpretacji reprezentowała najwyższe prawo moralne; to krytycy Richelieu, nie on, naruszali zasady etyczne.

Przedstawienie oficjalnej repliki, niemal z pewnością mającej osobis­ty imprimatur Richelieu, przypadło uczonemu zbliżonemu do królews­kiej administracji, Danielowi de Priezac. W klasycznie makiawelicznym stylu Priezac zakwestionował założenie, że Richelieu winny jest grzechu śmiertelnego prowadząc politykę, która wydaje się popierać szerzenie herezji. Dowodził, że to raczej dusze krytyków Richelieu znajdują się w niebezpieczeństwie. Ponieważ Francja jest najbardziej czystą i oddaną z katolickich europejskich potęg, służąc interesom Francji, Richelieu słu­ży także interesom religii katolickiej.

Priezac nie wyjaśniał, w jaki sposób doszedł do wniosku, że Francja została wyposażona w tak niezwykłe powołanie religijne. Jednakże wynikało z jego założenia, że wzmocnienie państwa francuskiego było w interesie Kościoła katolickiego, zatem polityka Richelieu była wysoce moralna. W rzeczy samej, okrążenie Francji przez Habsburgów stwarza­ ło poważne zagrożenie bezpieczeństwa Francji, co musiało zostać prze­ łamane; usprawiedliwiało to wybór przez króla Francji wszelkich metod, w dążeniu do ostatecznie moralnego celu.

„Dąży do pokoju za pomocą wojny, a jeśli przy prowadzeniu wojny zdarzy się coś wbrew jego życzeniom, nie jest to przestępstwo woli, lecz konieczności, której prawa są bardzo surowe a rozkazy bardzo okrutne... Wojna jest zatem podstawowym elementem do rozważenia, nie środki... [ten], kto zamierza zabić winnych, czasem nieumyślnie rozlewa krew niewinnych."

Nie chcąc być zbyt dosłownym dał do zrozumienia - „cel uświęca środki".

Jeden z krytyków Richelieu, Mathieu de Morgues, zarzucił kardyna­łowi manipulowanie religią, „tak jak twój nauczyciel Machiavelli poka­zał, że czynili to starożytni Rzymianie, kształtując ją ... tłumacząc i stosu­jąc na tyle, na ile posuwa ona do przodu twoje plany."

Krytyka de Morguesa była równie wymowna, jak krytyka Janseniusa i równie bezskuteczna. Richelieu rzeczywiście był, jak to zostało opisa­ne, manipulatorem i wykorzystywał religię dokładnie w taki sposób, jaki ukazano. Z pewnością odpowiedziałby on, że jedynie analizował ist­niejący świat, podobnie jak to zrobił Machiavelli. Podobnie też jak Ma­chiavelli, wolałby zapewne świat o bardziej wyrafinowanej wrażliwości moralnej, przekonany był jednak, że historia oceni jego rozum politycz­ny według tego, jak dobrze wykorzystał warunki i możliwości, z którymi zetknął się w punkcie wyjścia. Jeśli rzeczywiście w ocenie męża stanu osiągnięcie stawianych sobie celów jest sprawdzianem, Richelieu powi­nien być pamiętany jako jeden z najbardziej twórczych mężów stanu w dziejach nowożytnych. Pozostawił bowiem świat różniący się zasad­niczo od zastanego i wprowadził w ruch politykę, której Francja miała się trzymać przez następne trzy stulecia.

W ten sposób Francja stała się dominującym krajem w Europie i roz­szerzyła znacznie swoje terytorium. W stuleciu następującym po Pokoju Westfalskim w 1648 r., kończącym Wojnę Trzydziestoletnią, doktryna raison d'état stała się zasadą przewodnią w europejskiej dyplomacji. Ani szacunek późniejszych mężów stanu dla Richelieu, ani niepamięć, w ja­ką popadł jego przeciwnik, Ferdynand II, nie zaskoczyłyby kardynała, nie miał on bowiem żadnych złudzeń, nawet w stosunku do siebie.

„W sprawach państwowych - pisał w „Testamencie politycznym" - ten, kto ma siłę, często ma też rację, a ten, kto jest słaby, tylko z trudem może zapobiec temu, by w opinii znakomitej reszty świata nie mieć racji" - w stuleciach, które minęły, rzadko coś zadawało kłam temu powiedzeniu.

Wpływ Richelieu na dzieje Europy Środkowej był przeciwieństwem jego osiągnięć dokonanych w imię Francji. Obawiał się zjednoczonej Europy Środkowej i zapobiegał jej powstaniu. Wedle wszelkiego praw­dopodobieństwa opóźnił zjednoczenie Niemiec o około dwa stulecia. Początkową fazę Wojny Trzydziestoletniej można uznać za podjętą przez Habsburgów próbę zjednoczenia Niemiec pod jedną dynastią - na podobieństwo sposobu, w jaki Anglia stała się państwem narodowym pod rządami dynastii normańskiej, a w kilka wieków później Francja za dynastii Kapetyngów.

Richelieu pokrzyżował zamiary Habsburgów i Święte Cesarstwo Rzymskie zostało podzielone pomiędzy ponad trzy­ stu władców, z których każdy mógł swobodnie prowadzić politykę za­ graniczną. W rezultacie Niemcy nie stały się państwem narodowym i - pochłonięte małostkowymi kłótniami dynastycznymi - zajęły się so­bą. Niemcy nie wytworzyły żadnej narodowej kultury politycznej i skost­niały w prowincjonalizmie, z którego wydobyły się dopiero w końcu XIX w., zjednoczone przez Bismarcka. Niemcy były polem bitwy więk­szości europejskich wojen, z których wiele zapoczątkowała Francja, i przepuściły pierwszą falę europejskiej kolonizacji zamorskiej. Kiedy wreszcie zostały zjednoczone, miały tak nikłe doświadczenia w okreś­laniu własnego interesu narodowego, że doprowadziło to do wielu naj­większych tragedii tego wieku.

Bogowie często karzą człowieka spełniając jego życzenia zbyt do­kładnie. Analiza kardynała, według której sukces Kontrreformacji uczy­niłby z Francji jedynie przydatek Świętego Cesarstwa Rzymskiego, coraz bardziej scentralizowanego, była prawie bez wątpienia słuszna, szcze­gólnie gdy założy się, jak z pewnością uczynił to kardynał, że nastał już czas państw narodowych. O ile jednak słabością Wilsonowskiego idealiz­mu jest rozziew między tym, co wyznawał a rzeczywistością, o tyle słabością raison d'état jest nadmierna rozległość - może z wyjątkiem posługiwania się nią przez mistrza, a być może nawet wówczas.

Według Richelieu w zasadę raison d'état nie były wbudowane żadne ograniczenia. Jak daleko można było się posunąć, aby interesy państwa uważać za spełnione? Ile trzeba było wojen, by osiągnąć bezpieczeńs­two? Wilsonowski idealizm głoszący bezinteresowną politykę zawiera stałe niebezpieczeństwo lekceważenia interesu państwa, natomiast rai­son d'état Richelieu groził samounicestwiającymi próbami siły. To właśnie stało się z Francją po intronizacji Ludwika XIV. Richelieu pozostawił królom francuskim w spadku państwo o przeważającej potędze, a na granicach podzielone Niemcy oraz dekadencką Hiszpanię. Ale Ludwik XIV z bezpieczeństwa nie czerpał poczucia spokoju; widział w nim moż­liwości dokonania podbojów. Zbyt gorliwym stosowaniem polityki rai­son d'état, wzburzył resztę Europy i spowodował powstanie koalicji antyfrancuskiej, która w końcu pokrzyżowała jego plany.

Pomimo to, przez dwieście lat po Richelieu Francja była najbardziej wpływowym krajem w Europie i pozostała nadal istotnym czynnikiem w dzisiejszej polityce międzynarodowej. Niewielu mężów stanu może szczycić się podobnym osiągnięciem. Jednak największe sukcesy Richelieu miały miejsce wtedy, gdy, jako jedyny mąż stanu, porzucił moralne i religijne ograniczenia okresu Średniowiecza. Nieuchronną koleją rze­czy następcy Richelieu odziedziczyli zadanie zarządzania systemem, któ­ry w większości państw funkcjonował już według tych samych założeń. Toteż Francja straciła przewagę, jaką miała wobec przeciwników skrę­powanych względami moralnymi, jak Ferdynand w czasach Richelieu. Kiedy wszystkie państwa zaczynają grać według tych samych zasad, znacznie trudniej jest osiągać korzyści. Cóż, że zasada raison d'état przy­niosła Francji chwałę? Polityka ta stała się nieustającym wysiłkiem, żeby rozszerzyć granice Francji, żeby stać się arbitrem w konfliktach pomię­dzy państewkami niemieckimi i w ten sposób dominować w Europie Środkowej; doprowadziło to do wyczerpania potencjału Francji i stop­niowej utraty przez nią możliwości kształtowania Europy zgodnie z włas­nymi planami. Raison d'état to była racjonalna podstawa działania poszczególnych państw, nie dająca jednak odpowiedzi na wyzwanie, jakim był porządek świata.

Raison d'état może prowadzić do dążenia do prymatu lub do ustanowienia równowagi. Rzadko jednak równowaga powstaje na pod­stawie rozumnego planu. Zazwyczaj wynika z procesu powstrzymywa­nia jakiegoś kraju od prób zdobycia dominacji, tak jak europejska rów­nowaga sił powstała w procesie powstrzymywania Francji.

W świecie zainaugurowanym przez Richelieu państwa nie były już skrępowane pozorami kodeksu moralnego. Jeśli najwyższą wartością było dobro państwa, obowiązkiem władcy było powiększanie i utrwala­ nie jego chwały. Silniejsi będą dążyć do dominacji, słabsi zaś będą opie­ rać się, tworząc koalicje w celu zwiększenia ich indywidualnej siły. Jeśli koalicja będzie wystarczająco silna, żeby zatrzymać agresora, powstanie równowaga sił; jeśli natomiast nie - któryś kraj osiągnie hegemonię. Wynik nie jest z góry określony, toteż testowany jest w licznych woj­ nach. Na początku, rezultatem mogłoby być zarówno imperium - czy to francuskie, czy niemieckie - jak równowaga. Z tego właśnie powodu musiało minąć sto lat, zanim został ustanowiony porządek europejski oparty wyraźnie na równowadze sił. Początkowo równowaga sił była niemal przypadkowym zdarzeniem, nie zaś celem polityki międzynaro­dowej.

Zdumiewające, że filozofowie epoki nie tak postrzegali tę sprawę. Wyrośli z Oświecenia, reprezentowali osiemnastowieczną wiarę, że ze starcia konkurujących interesów powstanie harmonia i sprawiedliwość. Koncepcja równowagi sił była jedynie kontynuacją sądu obiegowego. Podstawowym celem było zapobieżenie dominacji jednego państwa i utrzymanie porządku światowego; nie planowano zapobiegania kon­fliktom, lecz jedynie - ograniczanie ich. Dla praktycznych mężów stanu XVIII w. wyeliminowanie konfliktu (tak ambicji, jak i chciwości) było utopią; jedynym rozwiązaniem było okiełznanie lub zrównoważenie wad tkwiących w naturze ludzkiej, ażeby osiągnąć jak najlepsze długo­falowe rezultaty.

Filozofowie Oświecenia uważali system międzynarodowy za część wszechświata funkcjonującego jak wielki mechanizm zegarowy, który nigdy nie zatrzymując się nieuchronnie podążał w kierunku lepszego świata. W 1751 r. Wolter opisywał „chrześcijańską Europę" jako „rodzaj wielkiej republiki podzielonej na różne państwa, jedne monarchiczne, inne mieszane ... ale wszystkie harmonijnie zespolone ze sobą ... wszyst­kie wyznające te same zasady publicznego i politycznego prawa, nie­ znane w innych częściach świata". Państwa te były „przede wszystkim ... jednomyślne w mądrej polityce utrzymywania pomiędzy sobą na ile się da wyrównanej równowagi sił."  Monteskiusz podjął ten sam temat. Jego zdaniem, równowaga sił wydobywała jedność z różnorodności:

„Stanem rzeczy w Europie jest współzależność wszystkich państw. Euro­ pa to jedno państwo złożone z kilku prowincji."

Gdy te słowa napisano, w XVIII w. przetoczyły się już dwie wojny o sukcesję w Hiszpanii, wojna o sukcesję w Polsce oraz seria wojen o sukcesję austriacką.

W tym samym duchu, historiozof Emmerich de Vattel mógł napisać w 1758 r., drugim roku Wojny Siedmioletniej, że:

„Ustawiczne negocjacje, które mają miejsce, czynią z nowożytnej Europy rodzaj republiki, której członkowie - każdy niezależny, ale wszyscy złą­czeni wspólnym interesem - jednoczą się, żeby utrzymać porządek i zachować wolność. Właśnie to stoi u podstaw znanej zasady równowagi sił, przez co rozumie się taki porządek rzeczy, że żadne państwo nie  będzie w stanie zdobyć władzy absolutnej i zdominować pozostałe."


Filozofowie mylili rezultat z intencją. Przez cały wiek XVIII książęta Europy prowadzili niezliczone wojny bez krzty dowodu na to, że mieli na celu wprowadzanie jakiejś generalnej koncepcji porządku między­ narodowego. Dokładnie w tym momencie, kiedy międzynarodowe sto­sunki zaczęły opierać się na sile, pojawiło się tyle nowych czynników, że wszelkie kalkulacje stały się coraz trudniejsze do realizacji.

*

Fragment książki : Henry Kissinger - Dyplomacja


Data utworzenia: 25/09/2023 @ 23:27
Ostatnie zmiany: 25/09/2023 @ 23:52
Kategoria : Religie a polityka
Strona czytana 6841 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
monastery-picture06.jpgmonastery-picture01.jpgdiveevo.jpgmonastery-picture08.jpg0-Jvari Monasteri-Georgia.jpgneamt-monastery-moldova.jpgmonastery-picture07.jpgmonastery-picture03.jpgOrvieto.jpgCamedolite-Monastery.jpgdracula_mnsnagov.jpgmeteora_monastery.jpg0-bhutan.jpgjasna-gora.jpgmonastery-picture05.jpgmonastery-picture02.jpgsantuario-tokio-japon.jpgjericho-st-georges-monastery.jpgIonaAbbey.jpgbahaisquare.jpegmonastery-picture04.jpgjvari.jpggreek.jpgManastirea_Sinaia.jpgSofia.jpgthiksey-gompa-in-ladakh.jpgbud101.jpg0-armenia.jpgpoblet.jpgmonastery-mont-saint-michel.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 8115295 odwiedzający

 378 odwiedzających online