Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

Aztekowie - Aztekowie i Kortez

Aztekowie i Kortez
Godło Meksyku                 Godło Meksyku Historię Azteków poprzedza legenda o wędrówce plemienia Mexicas w poszukiwaniu ziemi obiecanej. Ich bóg Huitzilopochtli nie obiecał swojemu ludowi ziemi mlekiem i miodem płynącej. Obiecał mu potę­gę i siłę, jeżeli odnajdzie właściwe miejsce na zało­żenie swojej siedziby. „Siać strach będziecie, znisz­czycie wszystkich i wszystko tam, gdzie przybędzie­cie".

Przyszłą siedzibę założyć mieli wędrowcy w miej­scu, gdzie dostrzegą orła stojącego na opuncji i po­żerającego węża. Tak się też stało w roku pańskim 1325, a według ka­lendarza Azteków w roku zwanym Ome Calli (1-Dom).

W mitologii Azteków orzeł symbolizował słońce. Wąż natomiast związany był z kultem ziemi. Coatlicue, bogini ziemi, a zarazem pani życia i śmierci, zwana jest „Tą o spódnicy z wężów". Zaś czerwone kwiaty opuncji w metaforycznym języku Azteków oznaczały serca ludzkie składane bogom w ofierze.

Huitzilopochtli dotrzymał obietnicy danej swojemu ludowi. W ciągu niespełna dwóch wieków Azteko­wie stworzyli wielkie imperium sięgające od Zatoki Meksykańskiej do Oceanu Spokojnego, a na połud­niu prawie do dzisiejszej Gwatemali. Zrazu zależni od sąsiednich plemion, z czasem zdobyli hegemonię na całym Płaskowyżu Meksykańskim ujarzmiając Za­poteków, Tarasków, Mixteków, Totonaków i inne plemiona.

Coatlicue                 Coatlicue
      "Ta, o spódnicy z wężów"
W chwili przybycia do Doliny Anahuac Azteko­wie byli barbarzyńskim plemieniem nomadów. Szyb­ko jednak przejmują i rozwijają wszystkie zdobycze kultur, które na tych terenach uprzednio powstawa­ły lub następowały po sobie. W niespełna 200 lat od założenia miasta, w chwili przyjścia Korteza stolica Azteków, Tenochtitlan, liczy już około 200 tysięcy mieszkańców. Jej świątynie, rynek zarzucony licznymi odmianami warzyw i owo­ców oraz produktami rękodzieła, ogrody pływające na jeziorze Texcoco, wszystko to budzi niekłamany podziw przybyłych Hiszpanów. Zważmy, że w wie­ku XVI tylko Paryż, Wenecja, Neapol i Mediolan przekroczyły liczbę 100 tysięcy mieszkańców, zaś największe miasto Hiszpanii, Sewilla, liczyło w 1540 roku zaledwie 45 tysięcy.

Aztekowie w tym czasie byli już mistrzami archi­tektury i rzeźby, tkactwa, ceramiki i sztuk zdobni­czych, posiadali umiejętność obróbki metali szlachet­nych, posługiwali się precyzyjnym kalendarzem i pismem hieroglificznym.

Bóg dotrzymał słowa, ale i Aztekowie pozostali mu wierni. Religia wszystkich ludów Mezoameryki opierała się na przekonaniu, że ciała niebieskie, a w szczególności Słońce, poruszają się po firma­mencie jedynie dzięki energii znajdującej się w krwi serca ludzkiego. Krwawe ofiary składane bogom miały więc na celu utrzymanie porządku w kosmosie, ruchu Słońca na niebie i życia na Ziemi. Spełniały je wszystkie plemiona indiańskie. Jednakże Azteko­wie uważali siebie za lud specjalnie powołany do tej misji. Wierzyli bowiem, że ich bóg Huitzilopochtli jest Słońcem w zenicie, i żyli w stałej obawie, że po­zostanie ono nieruchome nad ziemią, groźne i palące, bez siły. Dlatego jednym z celów, dla których Azte­kowie prowadzili walki z innymi szczepami, było zdobycie jeńców, których serca ofiarowywano bóstwu. W ten sposób „Naród Słońca”, jak zwie się Azte­ków, zapewniał ruch gwiazdom, a sobie panowanie nad podbitymi szczepami.

Rok 1521 zamyka, erę panowania Azteków. W mo­mencie przyjścia Hiszpanów imperium azteckie było w apogeum swojego rozkwitu i ekspansji. Nic więc dziwnego, że wiele zwyciężonych plemion przyłączy­ło się do wojsk Korteza, by wyzwolić się spod jarzma Azteków. Dlatego więc w decydującym boju między mieszkańcami dawnego Meksyku a europejskimi przybyszami Aztekom przypadła w udziale rola obrońców kultury Mezoameryki. Z tych względów wpływy Azteków w późniejszym dziedzictwie kultu­rowym Meksyku okazały się silniejsze, trwalsze i bardziej widoczne, niż wpływy innych plemion. Wszystkie siły społeczne, które w dalszej historii kraju występować będą przeciw uciskowi kolonialne­mu, nawiązywać będą głównie do dziedzictwa cywilizacji Azteków.

Wielkie cywilizacje indiańskie ugięły się pod hisz­pańskim podbojem. Konkwistadorzy narzucili swój język, swoją religię, swój rząd i władzę oraz swoją technikę. Sprowadzili narzędzia i broń z metalu, nie znane uprzednio na tej ziemi, wprzęgli do pracy zwierzęta pociągowe. Nauczyli uprawy żyta, pszeni­cy i jęczmienia. Upowszechnili własne metody bu­downictwa i transport oparty na pojazdach koło­wych. Zaprowadzili system pracy niewolniczej i włas­ności prywatnej, odmienny od tego, w jakim żyli Indianie.

Wspaniała stolica Azteków, Tenochtitlan, stała się siedzibą wicekrólów hiszpańskich i wszystkich insty­tucji władzy świeckiej i Kościoła. Misjonarze katoliccy, przybyli zaraz po podboju, starają się zrozumieć tę obcą i egzotyczną kulturę, ale jednocześnie interpretują jej symbole w duchu katolicyzmu. Orzeł pożerający węża wyrażać będzie od pierwszych lat XVII w. zwycięstwo światłej idei chrześcijaństwa nad pogańskim światem szatana, ciemności i grzechu.

W stolicy Meksyku, na Placu Trzech Kultur, na ka­miennej tablicy ustawionej obok ruin azteckiej pira­midy i szesnastowiecznego kościoła wyryty jest na­stępujący tekst: „W sierpniu 1521 roku padło Tlatelolco, ostatni bastion obrony Azteków pod wodzą bohaterskiego Cuauhtemoca. Nie było to ani zwycięstwem, ani klęską, lecz jedynie aktem bolesnych narodzin no­wego narodu: narodu meksykańskiego".

Narodziny nowego narodu trwały przez trzy wieki panowania korony hiszpańskiej. Tyle czasu trzeba było, aby pokolenia zrodzone z pokonanych i zwy­cięzców — meksykańscy Metysi — gotowe były do walki o niezależny byt.

Wezwanie do powstania padło 16 września 1810 roku we wsi Dolores. Rzucił je z kazalnicy światły ksiądz, 60-letni Miquel Hidalgo y Costilla. Pod obra­zem Matki Boskiej z Guadalupe wyniesionym z koś­cioła, niby pod sztandarem, Hidalgo zgromadził rewolucyjną armię chłopską liczącą około 80 tysięcy osób. Indianie uzbrojeni w pałki i maczety poszli za księdzem wyzwalać Meksyk spod jarzma „gachupinów".

Choć ruch ten zostaje rozbity, a jego przywódca ginie śmiercią męczeńską, moment wybuchu powsta­nia stanowi początek nowej ery w historii Meksyku, a ksiądz Hidalgo zwany jest ojcem narodu. (...)

Nikt już w Meksyku nie wierzy dzisiaj, że słońce karmi się krwią ludzką, niemniej jednak ewangeliza­cja kraju zakończyła się tyleż zwycięstwem, co klę­ską. Z połączenia dwóch religii, pogańskiej i katolickiej, powstał synkretyczny system wierzeń, w którym współżyją ze sobą w symbiozie dawne i nowe sym­bole. W niektórych miejscowościach nie bardzo nawet odległych od centrów przemysłowych zdarza się, że Indianie wierzą, iż Chrystus jest bóstwem słońca.  (...)

Hernán Cortés                 Hernán Cortés Kortez — człowiek średniowiecza, jeżeli chodzi o religię, a przedstawiciel renesansu, jeżeli chodzi o po­litykę — często powtarzał: „Moim jedynym zadaniem jest służenie Bogu i Królowi". Ale w pewnym mo­mencie ów żołnierz wysłany przez koronę hiszpańską staje się nieograniczonym władcą nie znanych ziem, panem życia i śmierci nie tylko podbitych Indian, ale i własnych żołnierzy. Staje się twórcą nowego pań­stwa. Ten żołnierz wydaje się teraz odbierać od życia zapłatę za swoje młodzieńcze niepowodzenia, słabe zdrowie w dzieciństwie, złą sytuację materialną. Mąż stanu, przebiegły polityk podejmujący błyskawicznie decyzje, nie przypomina w niczym młodzieńca, który wdrapywał się w nocy po murach, szukając roman­tycznych przygód w alkowach miejscowych piękno­ści.

Ale jedno z najbardziej śmiałych przedsięwzięć, jakie zna historia — konkwista — nie mogłoby dojść do skutku, nawet gdy na jego czele stał człowiek o tak wielkim talencie stratega ani dzięki koniom i broni palnej nie znanym na nowym kontynencie. Konkwiście przyszedł z pomocą całkowicie nieco­dzienny splot okoliczności. Kortez przybił do brze­gów dzisiejszego portu Veracruz w 1519 r. Rok ten, zwany przez Azteków Ce-Acatl, ma specjalne zna­czenie, albowiem w roku tym powrócić miał bóg Quetzalcóatl. Wielki to bóg, prawy i szlachetny, twórca człowieka, rzemiosła i wiedzy. Ma powrócić na ziemie, jakie opuścił na skutek spisku, uknutego w mieście Tuli przez jego przeciwnika boga Tezcatlipokę. (Tu legenda miesza się z historią, bo nie wia­domo, czy w istocie chodziło o boga czy o kapłana noszącego to samo imię i rządzącego w państwie Tollan. Bóg czy kapłan udał się na wschód do Tillan-Tlapallan — miejsca czerwieni i czerni, czyli wie­dzy — gdzie spłonął na stosie. Uprzednio jednak obie­cał powrócić w roku Ce-Acatl). W chwili, gdy poja­wia się Kortez, według kalendarza azteckiego jest właśnie ten rok. Kortez i jego żołnierze zostają wzię­ci przez wysłanników cesarza Moctezumy II za bo­gów wracających do swojego królestwa, by je po­nownie objąć w posiadanie.

Czy konkwista nie zostałaby dokonana, gdyby przeciwnikiem Korteza był ktoś inny niż Moctezu­ma II? Trudno na to pytanie odpowiedzieć, ale na pewno istotną rolę odegrał tu religijno-filozoficzny system Azteków, który zadanie to ułatwił. Azte­kowie byli równie głęboko religijni jak Hiszpanie. Jedni i drudzy uważali się za naród wybrany przez siły nadprzyrodzone, aby rządzić światem. Jedni byli namiestnikami Chrystusa, drudzy namiestnikami boga Słońca. Ale istniała między nimi głęboka różnica światopoglądów, która bez wątpienia ułatwiła zwy­cięski marsz Hiszpanów od Veracruz do stolicy az­teckiej, Tenochtitlanu.

Moctezuma II („Pan nad panami, surowy i dostojny, łatwo wpadający w gniew") przedtem, nim został obrany najwyższym kapłanem i władcą, tlatoani, żył skromnie i dni spędzał na medytacjach religijnych. Bardziej kapłan niż wojownik — podbił tylko 44 wioski — wierzył zgodnie z zasadami swojej religii, że świat miał zginąć w strasznym trzęsieniu ziemi. Moctezuma II żył w oczekiwaniu ostatecznego ka­taklizmu i wszystkie zjawiska przyrody tłumaczył sobie jako oznaki zbliżającego się końca świata.

Ogniste komety, pioruny, powodzie, zjawy i mary nocne wyjaśniane były przez czarnoksiężników i kapłanów jako zapowiedź owego końca świata, a tym samym końca panowania Moctezumy. Przeko­nany o krótkotrwałości swej władzy, Moctezuma ka­zał starszyźnie, aby opowiadała mu swoje sny i wizje, a kiedy te nie były dostatecznie optymistyczne, ska­zywał na śmierć lub więzienie nieszczęsnych wróżbi­tów. Dzień i noc specjalni wysłannicy Moctezumy wypatrywali u brzegów dzisiejszego portu Veracruz przybycia boga Quetzalcóatla, który miał się zjawić w roku Ce-Acatl, 6 océlotl miesiąca Izcalli, co według naszego kalendarza odpowiadało dacie 25 stycznia 1519 r.

Quetzalcoatl                 Quetzalcoatl Kiedy wysłannicy poinformowali Moctezumę II o przybyciu „boga”, cóż uczynił ten pan nad panami? Pierwszym aktem cesarza było złożenie ofiar... z kil­ku niewolników i skropienie ich krwią wysłanników, by w ten sposób dokonać ich oczyszczenia, albowiem „wznieśli wzrok na boga, rozmawiali z nim; bóg mógł rzucić na nich jakieś zło, które z kolei owi wysłan­nicy mogli przenieść na cesarza..."

Od tej chwili zaczynają toczyć się wypadki, które wymykają się spod kontroli cesarza azteckiego, a któ­re Kortez wykorzystuje, jak przystało na wielkiego polityka i stratega. Moctezuma posyła „bogu" prezen­ty — między innymi wspaniały pióropusz z piór quetzala, który do dziś można oglądać w Muzeum w Wiedniu, maskę z turkusów, znaj dującą się obecnie w muzeum w Londynie, oraz dwa kodeksy indiańskie znane pod nazwą Vindobonensis i Nuttal, również znajdujące się w muzeach zagranicznych. Posyła mu niewolników i najwyższych rangą emisariuszy, by go ułaskawić i nie dać powodu do niezadowolenia. Czy­ni wszystko, co w jego mocy, aby "serce boga było zaspokojone", ale jednocześnie... stara się w jakiś sposób uratować swoje ziemskie królestwo.

Walka z bogiem musi z natury rzeczy toczyć się w innej płaszczyźnie. Należy użyć innej broni niż strzały łuku. Bronią tą są zaklęcia, czary, zamawianie i gusła. Należy rzucić jednego boga przeciw drugiemu. Pierw­szym jest Kortez, wcielenie boga Quetzalcóatla, tym drugim jest bóg zła i nocy, potężny Tezcatlipoca. Kapłani Tezcatlipoki na rozkaz Moctezumy II ucie­kają się do najrozmaitszych podstępów, by powstrzy­mać marsz na stolicę boga dobra i sprawiedliwości. Ale czary i zaklęcia nie odniosły pożądanego skutku: Herman Kortez toczył zwycięskie walki, sprzymie­rzywszy się uprzednio z Tlaszkalanami, wrogami Azte­ków, którzy marzyli o zrzuceniu jarzma i wyzwole­niu się spod ucisku Moctezumy, jego rycerzy i krwa­wych kapłanów.

Tak jak Kortez rozdarty między obowiązkiem słu­żenia Karolowi V a żądzą posiadania bogactw i wła­dzy („niby małpy podnosili złoto, niby wygłodniałe świnie pożądają złota" — notują indiańscy świadko­wie) — tak i Moctezuma II walczy ze sobą. Z jednej strony jest głęboko przekonany, że rycerz na dziwnym zwierzęciu — Aztekowie nie znali koni — to nikt inny, tylko bóg Quetzalcóatl, który przybył, aby odebrać swoje królestwo, z drugiej — pragnie ocalenia swego królestwa dla siebie samego. W przeciwieństwie jednak do Korteza, który w pewnej chwili niszczy własne okręty, aby zmusić żołnierzy do dalszego marszu w głąb nieznanej krainy, Mocte­zuma II pragnie uciec, ukryć się gdzieś daleko, byle­by nie musieć stawiać czoła boskiemu przeciwnikowi...    
 
Montezuma II                                    Montezuma II - Tovar Codex

Dramat między dwoma wielkimi bohaterami roz­grywa się więc na wielu płaszczyznach: Kortez nigdy nie wiedział, że w pojęciu Moctezumy był bogiem. Moctezuma zaś nie mógł zrozumieć, że Kortez to zwykły człowiek z krwi i kości, którego celem była nie misja duchowa, ale podbój nowego, nie znanego świata. Ta właśnie obopólna niemożność zrozumie­nia motywów działania przeciwnika, wynikająca z ich różnych postaw religijnych i filozoficznych, leży u źródła tragedii, którą krótko określa się jako konkwistę. Bo podbój dla Hiszpanów był wyczynem wojskowym, przygodą śmiałków, którzy zerwali z dawnym życiem parobków, pasterzy i chłopów bez ziemi, awanturników marzących o zdobyciu fortuny; dla Indian natomiast była ludzkim wyobrażeniem ka­tastrofy kosmicznej.

Nie ulega wątpliwości, że każdy książę, król czy cesarz należący do innego kręgu kultury zmobilizo­wałby w podobnej sytuacji swoje wojska i przystą­pił do ataku albo co najmniej do obrony swego pań­stwa. Nic podobnego nie nastąpiło w pierwszych miesiącach konkwisty. Zamiast atakować, Moctezuma posyła Kortezowi prezenty przez specjalnych wysłan­ników krwi książęcej, piastujących najwyższe sta­nowiska. Wreszcie w dniu 8 listopada 1519 roku sam wychodzi mu na spotkanie, przyjmuje go z oznakami najwyższej czci i zaprasza do stolicy.

Niezwykłe to było spotkanie i choć minęło od nie­go niemal pięć wieków, spróbujmy je odtworzyć.

Ósmego listopada 1519 r. na wielki gościniec prowa­dzący do stolicy wyległy tłumy. Sam Kortez stwier­dza w jednym z listów do Karola V, że „wyszło mi naprzeciw, żeby przyjrzeć mi się i rozmawiać ze mną, aż tysiąc najważniejszych osobistości, wszyscy oby­watele tego miasta, i wszyscy ubrani według ich zwyczaju, bardzo bogato... i każdy (z tych obywateli) dotykał ręką ziemi i całował ją i tak stałem czekając godzinę, aż wszyscy dokonają tej ceremonii". Poprze­dzony tym tłumem zjawił się wreszcie w lektyce sam Moctezuma. Wysiadł z niej, opierając się na ramio­nach swego brata i bratanka, i podczas gdy jedni wielcy panowie zamiatali przed nim ziemię, a drudzy rozpościerali wspaniałe dywany, aby jego złote san­dały nie dotknęły kurzu, jeszcze inni wachlowali go wspaniałym wachlarzem z piór ptaka quetzala. Wszyscy, z wyjątkiem Moctezumy, szli boso.

Kortez zsiadł z konia i zdjąwszy kapelusz zbliżył się do ce­sarza. Podczas gdy nasi dwaj bohaterowie obejmują się braterskim uściskiem, brat Moctezumy i jego bra­tanek usuwają się na bok: uścisk „boga" może bo­wiem być fatalny w skutkach. I Moctezuma wypo­wiada wtedy owe słynne i zgubne dla siebie słowa: „Panie nasz, zmęczony przybywasz, zmęczony jesteś; do twojej ziemi przybyłeś. Do twego miasta przyby­łeś: do Meksyku. Przybyłeś, aby zasiąść na twoim tronie, na twoim stolcu... Nie, nie śnię, nie obudziłem się ze snu... Zobaczyłem cię, na twoim obliczu spo­częły moje oczy... Weź w posiadanie twoje domy kró­lewskie; pozwól odpocząć twojemu ciału".

Dalsze dzieje historii są dość powszechnie znane. Moetezuma wprowadza Korteza do swoich pałaców, ofiaruje mu wszystko, co posiada, tak jak należy się powracającemu bogu. Głęboko przekonany, że speł­nia tylko swoją powinność, składa należną cześć Quetzalcóatlowi, mimo że Kortez podkreślał, że jest tylko wysłannikiem cesarza Karola V. Nie wiadomo, jak Moctezuma wyobrażał sobie owego nie znanego Karola V. Może jako jednego z bogów, mieszkają­cego w 13 niebie zwanym Omeyócan. Jedno jest pewne: Kortez był w jego pojęciu wysłannikiem siły nadprzyrodzonej, a nie ludzkiej. Jako wysłannik in­nego człowieka byłby uważany za wroga i on sam, jak i jego żołnierze niewątpliwie zakończyliby szyb­ko swój żywot na kamieniu ofiarnym.


*

Fragment książki: Irena Kisielewska - Maria Sten - Meksykańskie ABC


Data utworzenia: 16/07/2019 @ 01:39
Ostatnie zmiany: 22/07/2019 @ 06:20
Kategoria : Aztekowie
Strona czytana 4689 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
A_HIRTIUS-coin.jpgswiatynia-saturna-rome.jpg0-mitra.jpg0-lararium.jpg0-La_Maison_carree.JPG0-panteon.jpg0-panteon2.jpg0-Baalbek-Bacchus.jpg0-telllus.jpegdivus-augustus-Gold_Coin.jpg0-Mitreo_Ostia.jpg0-lar.jpghades.jpgvenus-genetrix-coin.jpgClipeus_Selene_Terme.jpg0-garni.jpg0-aura_velificans_su_cigno.jpg0-Tempio_di_Iside.JPGmaxim-pontif-coin.pnggenii_2.jpgarval.jpg0-sol-invictus-1.jpgpontifex-coin.jpgpanteon-capitel-bm.pngdivina-augusta-coin.pngjuno.png0-lararium2.jpg0-Apollo Sol.jpg0-Ara_Pacis_Rom.jpg0-lupa.jpgAugus-Pontifex Maximus.jpg0-august.jpgcaracalla-serpent-coin.jpg0-Suovetaurile_Louvre.jpgvespasan-caduceus.jpg0-TempioVesta.jpgforum_romanum.png0-tempio_di_minerva_assisi.jpgnero-coin.jpg0-Memento mori-Naples.jpgDenarius-Volteia-Roman-coin.jpg0-maison-carree.jpg0-Columns-Nimes.JPG0-nimes-the-maison-carree.jpgkybele.jpg0-maisone-carree-2a.jpg0-westalka.jpgmoneta-rzym-caduceusz.jpg0-meduza.jpgTemplo_de_Augusto_Pula.jpgcaesar-flamin-coin.jpgdivus_julius-coin.jpg0-scul.jpgbocca.jpg0-bacchus.jpg0-Clipeus_Helios_Terme.jpg0-Vestal_Palatino.jpg0-ap6.jpgdiana-efeska-coin.jpg0-cupid-pom.jpg0-satiro-danzante.jpgluk-konstantyna.jpg0-janus.jpg0-ara-p.jpgmatri-magnae-coin.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 6500121 odwiedzający

 75 odwiedzających online