Geneza metropolii gnieźnieńskiej
Święty Wojciech
Wojciech Sławnikowic (ok. 956 - 997) Sprawy, którymi żył Kościół zachodni, tylko słabym echem odbijały się w Polsce. Kraj nad Odrą i Wisłą znajdował się na odległej peryferii świata chrześcijańskiego, a na przeło-mie X i XI wieku należał do niego tylko z nazwy. Przez całe XI stulecie, a w pewnym stopniu także przez XII, dokonywa-no tu dopiero budowy organizacji kościelnej.
Jej kształt wyznaczyło powołanie do życia metropolii w Gnieźnie. Decyzję tę, przygotowywaną co najmniej od kilku lat, przyspieszył rozgłos śmierci biskupa Wojciecha na wy-prawie misyjnej do Prus. Uznany natychmiast za świętego, Wojciech nadawał się znakomicie na patrona i symbol misji na Wschodzie, gdzie zresztą w wielu krajach działali jego towarzysze i uczniowie. Gdy zapobiegliwy Bolesław Chro-bry wykupił z rąk Prusów zwłoki męczennika, Gniezno po-siadło relikwie tak cenne, że — mimo pewnych trudności — nie zwlekano już z utworzeniem nowej prowincji kościelnej.
Wobec jednomyślności w tej sprawie obydwu zwierzchni-ków Kościoła, papieża Sylwestra II i cesarza Ottona III, któ-ry zabitego biskupa zaliczał do swych bliskich przyjaciół, nietrudno było zresztą przeszkody przezwyciężyć.
Już w roku 999 Radzim-Gaudenty, brat przyrodni męczennika i jego towarzysz na wyprawie pruskiej, został mianowany „arcybiskupem świętego Wojciecha”; w tym charakterze wystąpił jako świadek na jednym z dokumentów wystawionych przez cesarza w grudniu tego roku. W roku 1000 sam Otto III wraz z legatami papieskimi osobiście wprowadził nowego arcybiskupa na gnieźnieńską stolicę.
Organizacja prowincji gnieźnieńskiej
Udział cesarza w pierwszym synodzie gnieźnieńskim jest niewątpliwie miarą wagi, jaką do tego aktu przywiązywali obaj zwierzchnicy Kościoła zachodniego, ale był też wynikiem wspomnianych już trudności, które w związku z organizacją nowej prowincji kościelnej należało usunąć. Prowincja gnieźnieńska miała bowiem pokrywać się z granicami państwa Chrobrego, a tymczasem granice te objęły również tereny już wcześniej podporządkowane formalnie innym biskupom.
Otton III (cesarz rzymski)
(980 - 1002) Tak więc zaodrzańska część Ziemi Lubuskiej należała do biskupstwa brandenburskiego, którego granicę wschodnią dokument fundacyjny z roku 948 ustanawiał na Odrze. Także biskupstwo miśnieńskie miało wytyczoną granicę wzdłuż Odry, od jej źródeł aż do ujścia Nysy Łużyckiej, co potwierdził dyplomem Otto III stosunkowo niedawno, bo w 996 roku; obejmowało więc zaodrzańską część Śląska. Do Polski południowej wreszcie — Śląska i Krakowa — mogło sobie rościć pretensje biskupstwo praskie.
Żadne z tych biskupstw nie wykonywało faktycznie jurysdykcji na ziemiach wchodzących w skład państwa polskiego. Granice biskupstw niemieckich zostały pomyślane na wyrost, ich praca misyjna przynosiła owoce bardzo skąpe; połączone z reak-cją pogańską powstanie Słowian połabskich prze-kreśliło wielkie ambicje metropolii magdeburskiej, a biskupstwo brandenburskie właściwie zmiotło.
Znajdujące się w nieco lepszej sytuacji biskupstwo miśnieńskie również nie prowadziło działalności nad Odrą. Biskupstwo praskie po wygnaniu Wojciecha przez Czechów przeżywało kryzys. Mimo to wszystko jednak, zgodnie z wymaganiami prawa kanonicznego, zmiana raz ustalonych granic diecezji wymagała aprobaty zainteresowanych biskupów.
Jak ją osiągnięto, nie wiadomo. Przypuszczalnie nie obyło się bez nacisku cesarskiego. Ostatecznie jednak wszystko odbyło się, według świadectwa niechętnego sprawie Thietmara,
legitime (zgodnie z prawem). Kronikarz napomyka jedynie o braku zgody ze strony Ungera, ale to mogło być najwyżej kłopotem, a nie przeszkodą prawną. Funkcje Ungera jako kierownika misji były z natury rzeczy tymczasowe i ustawały z chwilą wprowadzenia na terenie jego dotychczasowej działalności normalnej organizacji kościelnej.
Kwaśny był zapewne biskup Unger, że nie jemu przypadną rządy arcybiskupie w kraju, w którym od około dziesięciu lat czuł się głową Kościoła. Być może, proponowano mu diecezję podporządkowaną metropolii gnieźnieńskiej, a on odmówił, nie chcąc wyrzekać się dotychczasowej samodzielności. Jeśli tak było, to uszanowano jego drażliwość. Pozostał nadal w Poznaniu, gdzie rezydował, jako biskup niezależny od metropolity.
Sylwester II (ok. 945 - 1003) Do prowincji gnieźnieńskiej zaliczono 3 nowe biskupstwa: w Kołobrzegu, Krakowie i Wrocławiu. Spór naukowy o to, czy nie funkcjonowały one jeszcze przed rokiem 1000 jest już przebrzmiały. Nie tylko brak danych o ich wcześniejszym istnieniu, ale mamy też wyraźne stwierdzenie Thietmara, że aż do momentu ustanowienia metropolii gnieźnieńskiej Unger był jedynym biskupem w Polsce.
Pierwotnych granic owych trzech biskupstw nie znamy. Diecezja kołobrzeska miała zapewne objąć Pomorze, a wrocławska — Śląsk. Więcej wątpliwości nasuwa zasięg diecezji krakowskiej. Jej olbrzymi obszar w wiekach następnych — była to bodaj największa diecezja Europy — skłaniał niektórych uczonych do przypuszczeń, że może w połowie XI wieku przyłączono do niej jakiś inny okręg kościelny. Zdawałaby się to potwierdzać zagadkowa informacja
Kroniki Galla, jakoby za czasów Bolesława Chrobrego Polska miała dwie metropolie.
Problem „zaginionej metropolii”
Uznając tę informację za wiarogodną, podjął poszukiwania owej „zaginionej metropolii” wybitny i dociekliwy badacz polskiego średniowiecza, Stanisław Kętrzyński (zm. 1950 r.). Dostrzegł możliwość istnienia odrębnej prowincji kościelnej we wschodniej części państwa Chrobrego, jej stolicę zaś lokalizował w Sandomierzu.
Wiarogodność przekazu Galla nie jest jednak pewna, a samą wzmiankę można rozmaicie rozumieć. U szczytu swej potęgi Chrobry władał wieloma ziemiami leżącymi poza granicami Polski z 1000 roku, a więc i poza granicami prowincji gnieźnieńskiej; może to właśnie chciał powiedzieć Gall? A może jego informacja jest odbiciem późniejszych aspiracji Krakowa do roli drugiej metropolii? Może też zdezorientowała go wiadomość o pobycie w Polsce w pierwszych latach XI wieku arcybiskupa misyjnego Brunona z Kwerfurtu? Możliwości jest wiele.
Biskupstwo poznańskie
Wśród nich nie najmniej prawdopodobne będzie przypuszczenie, że to Ungera poczytał kronikarz za drugiego metropolitę. Unger pozostał bowiem poza gnieźnieńskim związkiem metropolitalnym. Brak źródeł nie pozwala rozstrzygnąć, czy utworzono wówczas dla niego niezależne biskupstwo poznańskie, czy też pełnił nadal obowiązki biskupa misyjnego na terenach leżących poza granicami prowincji gnieźnieńskiej.
Podręczniki historii częściej wypowiadają się za pierwszą z tych możliwości. A jednak przeciw jej prawdopodobieństwu przemawiają ważkie argumenty. Egzempcja biskupstwa położonego wśród ziem tworzących prowincję kościelną, pokrywającą się w dodatku obszarem z państwem, byłaby czymś niezwykłym w ówczesnej praktyce; trudno się zgodzić, aby sam tylko wzgląd na zasługi misjonarza skłonił kurię rzymską do takiego rozwiązania. Poza tym dziwaczny kształt późniejszego biskupstwa poznańskiego, które obejmowało prócz części ziem wielkopolskich także oddzielony od nich archidiakonat czerski na południowym Mazowszu, skłania do podejrzewania bardziej skomplikowanej jego genezy.
Wydaje się więc, że Unger także po roku 1000 pozostał biskupem misyjnym. Widocznie prowincja gnieźnieńska nie objęła całego państwa i jego ziemie wschodnie — zapewne Mazowsze i Sandomierskie — słabo jeszcze lub wcale nie schrystianizowane, powierzono misji Ungera. Byłoby to w każdym razie rozwiązanie najrozsądniejsze, gdyż jest rzeczą oczywistą, że ani od Kołobrzegu, ani od Krakowa, ani nawet od samego Gniezna nie oczekiwano, iż zajmą się tamtymi terenami, stojąc wobec ogromu zadań organizacyjnych w najbliższym sąsiedztwie swych stolic biskupich.
Kiedy jednak w takim razie powstało biskupstwo poznańskie? Choć poświadczone bezspornie przez źródła dopiero w czasach Bolesława Krzywoustego, ma tradycję znacznie dawniejszą. Nie jest pozbawiony podstaw pogląd, który odnosi erekcję tego biskupstwa do lat po wypadkach 1038—1039 roku.
Pierwsze dziesięciolecia XI wieku
Do podziału diecezjalnego ustanowionego w roku 1000 życie rychło zaczęło wprowadzać korektury. W niewiele lat po zjeździ e gnieźnieńskim upadło biskupstwo kołobrzeskie w związku z cofaniem się wpływów politycznych Chrobrego na Pomorzu Zachodnim. Biskupa Reinberna, przeznaczonego na tę placówkę, widzimy wtedy w Kijowie jako kapelana córki księcia polskiego, wydanej za mąż za Świętopełka.
Biskup Unger zakończył swą działalność w Polsce w 1004 roku. Wysłany do Rzymu, został zatrzymany w Niemczech. W Magdeburgu złożył przysięgę obediencyjną tamtejszemu arcybiskupowi Taginonowi i w mieście tym pozostał do śmierci (1012 r.).
Bolesław I Chrobry
(967 - 1025)
Chronica Polonorum - 1519 W warunkach konfliktu między Bolesławem Chrobrym a następcą Ottona III, Henrykiem II, odżyły bowiem aspiracje Magdeburga do zwierzchnictwa nad Kościo-łem polskim. Podstawą ich stała się sfałszowana bulla erekcyjna, według której granice prowincji magdebur-skiej miały sięgać za Odrę i obejmować biskupstwo poznańskie. Stąd też Thietmar, w dobrej zresztą za-pewne wierze, nazywał w swej kronice Jordana i Ungera biskupami poznańskimi i wliczał ich w poczet sufraganów arcybiskupa magdeburskiego.
Pretensje te nie miały żadnych realnych konsekwencji. Prowincja gnieźnieńska krzepła organizacyjnie, w miejsce zanikłego biskupstwa kołobrzeskiego ery-gowano w jakiś czas potem — według tradycji za Mieszka II (1025—1034) — biskupstwo w Kruszwicy.
Na wschodnich ziemiach państwa po wyjeździe Un-gera rozwijał działalność misyjną przybyły tu w 1008 roku arcybiskup Bruno-Bonifacy (Bruno z Kwerfurtu), wydelegowany przez Rzym dla zorganizowania Ko-ściołów w całej Europie Wschodniej. Nie wiadomo, kto po jego śmierci, poniesionej w 1009 roku na misji u Jaćwingów, prowadził dalej to dzieło, rychła jednak chrystianizacja Mazowsza dowodzi, że nie zostało ono zarzucone.
Skutki wydarzeń 1038—1039 roku
Cios polskiej organizacji kościelnej zadały wydarzenia lat 1038—1039. Zamieszki wewnętrzne, mające podobno w części charakter antykościelny, że aż pogańskimi je nazywano, nie dotknęły wprawdzie stolic biskupich, gdzie życie płynęło normalnym torem, ale niebawem najazd czeski spustoszył je dotkliwie. Łupieski pochód wojsk Brzetysława zniszczył zapewne nie jeden klasztor czy kościół grodowy. Najbardziej jednak ucierpiało Gniezno: katedrę obrabowano z kosztowności, zdjęto nawet dzwony kościelne, zabrano wreszcie to, co stanowiło o autorytecie metropolii — relikwie św. Wojciecha.
Kościół polski nie przestał co prawda przez to istnieć, a powracający do kraju książę Kazimierz dlatego właśnie otrzymał przydomek Odnowiciela, że z wielką energią przywracał zburzone instytucje, nie szczędząc pomysłowości, kosztów i wysiłku. Ośrodek gnieźnieński jednak zamarł. W sprofanowanej katedrze nie godziło się odprawiać obrzędów, a utrata relikwii męczennika odbierała w pojęciu ówczesnych ludzi tytuł pierwszeństwa duchownemu, który wszak nazywał siebie „arcybiskupem świętego Wojciecha”.
Być może, wtedy właśnie centrum życia kościelnego w Wielkopolsce przeniosło się do Poznania, też wprawdzie dotkniętego najazdem czeskim, ale nie w tym stopniu, co Gniezno. Biskup rezydujący w Poznaniu mógł w takim razie uchodzić za następcę arcybiskupów gnieźnieńskich; nie za metropolitę wprawdzie, lecz za głównego biskupa kraju, „biskupa polskiego”, jak będzie się jeszcze długo tytułować.
Z drugiej strony tradycja krakowska przypisuje rolę głowy Kościoła polskiego w tym czasie biskupowi Aaronowi (1046—1059). Miał on być zarazem opatem klasztoru benedyktyńskiego w Tyńcu, sakrę biskupią otrzymać zaś w Kolonii, a więc z rąk arcybiskupa Hermana, wuja Kazimierza Odnowiciela. Papież — według zapiski Benedykt IX, co jednak mało prawdopodobne — miał mu dać paliusz arcybiskupi. Nie oznaczało to ustanowienia metropolii w Krakowie; Aaron uzyskiwał uprawnienia arcybiskupie tymczasowo, zanim nie zostanie przywrócone funkcjonowanie archikatedry gnieźnieńskiej.
Po śmierci Aarona nikt paliusza i związanych z nim uprawnień nie otrzymał; czyniono później nawet z tego powodu zarzut jego następcy na biskupstwie krakowskim, który jakoby zaniedbał starań w tym kierunku. Lata rządów Aarona podniosły jednak autorytet kościelny Krakowa i odtąd rościł on sobie pretensje do uprzywilejowanego stanowiska w hierarchii biskupów polskich.
Reorganizacja Kościoła przez Bolesława Śmiałego
Uporządkowanie tych nienormalnych stosunków w Kościele polskim przyniosło dopiero współdziałanie Bolesława Śmiałego z papieżem Grzegorzem VII. Pozostawiło też dokumentację, dzięki której można się dziś zorientować w sytuacji polskiej organizacji kościelnej w poprzednich latach. Oto w liście do księcia polskiego z roku 1075 stwierdzał papież, że biskupów w Polsce jest niewielu i że nie mają oni ustalonego ośrodka metropolitalnego.
Bolesław Śmiały (ok. 1042 - ok. 1082) O ile z pierwszej z tych uwag nie można wyciągnąć ża-dnych wniosków, gdyż liczba biskupów w Polsce zawsze mogła się wydawać niezwykle niską komuś przywykłemu do stosunków zachodnioeuropejskich, to druga wskazuje wyraźnie na to, że do 1075 roku kościelna stolica gnie-źnieńska nie została przywrócona albo przynajmniej nie przez wszystkich była uznawana. To ostatnie przypu-szczenie wydaje się najbardziej prawdopodobne.
Legaci Grzegorza VII przywrócili zwierzchność metropolii gnieźnieńskiej nad całą prowincją polską, tym razem już niewątpliwie w granicach pokrywających się z granicami państwowymi. Do liczby wcześniej utworzonych biskupstw przybyło płockie dla północnego, prawobrzeżnego Ma-zowsza, podczas gdy Mazowsze południowe pozostało przy biskupstwie poznańskim. Ziemie położone między Wisłą a Bugiem wtedy może dopiero weszły na stałe w obręb diecezji krakowskiej.
Nie wydaje się, by lata następne, w dziejach powszechnych znaczone przejściowym triumfem Henryka IV nad papiestwem, w Polsce zaś upadkiem Bolesława Śmiałego, miały cokolwiek zmienić w strukturze organizacyjnej gnieźnieńskiej prowincji kościelnej. Dopiero ekspansja Bolesława Krzywoustego na trzymające się starych wierzeń Pomorze stworzyła nowe potrzeby, które znalazły wyraz w powołaniu do życia nowych biskupstw.
Nowe biskupstwa w XII wieku
Pierwszym z nich było biskupstwo włocławskie, nazywane kujawskim. Zastąpiło ono dawniejsze kruszwickie, które upadło w nie wyjaśnionych okolicznościach; być może, przyczyną przeniesienia stolicy biskupiej z Kruszwicy do Włocławka stało się sprofanowanie starej katedry kruszwickiej w okresie najazdów pomorskich, tak częstych za panowania Władysława Hermana. Biskupstwo kujawskie dziedziczyło po Kruszwicy, a przez nią po Kołobrzegu biskupa Reinberna, program misyjny na Pomorzu, z tym jednak zastrzeżeniem, że jego jurysdykcja ograniczała się do Pomorza Wschodniego, nadwiślańskiego, bezpośrednio włączonego w granice państwa Krzywoustego.
Dla ziem nadodrzańskich powołano natomiast biskupstwo lubuskie. Jego niewielkie rozmiary wskazują na to, że w pierwotnej koncepcji miało ono być biskupstwem rozwojowym, które w miarę opanowywania Pomorza Zachodniego przez księcia polskiego prowadziłoby tam działalność misyjną. Program ten nie został zrealizowany. Luźniejszy niż na Pomorzu Gdańskim związek polityczny, w jakim pokonani książęta zachodniopomorscy pozostawali z Polską, słabość Kościoła polskiego, wreszcie i względy międzynarodowe sprawiły, że misją na Pomorzu nadodrzańskim pokierował biskup niemieckiej Bambergi, Otto. Stworzył on tam organizację kościelną, z której około 1140 roku powstało odrębne biskupstwo dla tych ziem z siedzibą początkowo w książęcym Uznamiu, później w Wolinie, a wreszcie od 1176 roku w Kamieniu. Według pierwotnych projektów miało ono — być może — wejść w skład prowincji gnieźnieńskiej. Nie jest rzeczą całkowicie jasną, czy plany te doczekały się w 1140 roku realizacji, czy też od początku, jak co najmniej od roku 1188 biskupstwo to pozostawało podobnie jak Bamberga biskupstwem egzymowanym, wyjętym spod zależności od jakiegokolwiek metropolity i podległym bezpośrednio kurii rzymskiej.
Ostatni spór Gniezna z Magdeburgiem
Pod koniec życia Bolesława Krzywoustego nastąpił ostatni, ale najgroźniejszy, zamach na metropolitalne stanowisko Gniezna. W roku 1133 arcybiskup magdeburski Norbert uzyskał od papieża Innocentego II (1130—1143) bullę potwierdzającą prawa Magdeburga do zwierzchnictwa nad Gnieznem i pozostałymi biskupstwami polskimi.
Kulis tej sprawy nie znamy. Zapewne Norbert zainteresował się przechowywanymi w archiwum katedralnym, sfałszowanymi dokumentami mającymi dowieść rzekomej jurysdykcji kościelnej Magdeburga nad ziemiami polskimi przed rokiem 1000, i podjął walkę o przywrócenie należnych jakoby jego metropolii praw.
Ponieważ zaś Innocenty II znajdował się pod dużym wpływem arcybiskupa Norberta, któremu zawdzięczał utrzymanie się na tronie papieskim, przeto nie badając bliżej sprawy spełnił jego prośbę.
Niejasne pozostaje tu tylko stanowisko Bolesława Krzywoustego. Zdawałoby się, że utrzymywał on z Magdeburgiem i z Norbertem osobiście bliskie stosunki. Czyżby cała sprawa rozegrała się poza plecami i przy całkowitej nieświadomości czynników polskich? Jeśli zaś nie, to czyżby książę polski, nawet — przypuśćmy — zafascynowany postacią Norberta, mógł się godzić na likwidację odrębności polskiej prowincji kościelnej? W dzisiejszym stanie badań pytania te muszą pozostać bez odpowiedzi.
Kościół polski podjął jednak widocznie kontrakcję przeciw planom arcybiskupa magdeburskiego, bo zaledwie w 3 lata później ten sam papież Innocenty II, wprawdzie już po śmierci Norberta, wydał w roku 1136 bullę protekcyjną dla Gniezna, potwierdzając wszystkie jego prawa. I znów nie wiemy, czy na zmianę decyzji papieskiej wpłynęła tylko śmierć możnego założyciela premonstratensów, czy też wiązało się to z jakimiś nie znanymi nam już dziś rozgrywkami politycznymi.
W każdym razie epizod lat 1133—1136 nie pociągnął za sobą żadnych faktycznych zmian w organizacji Kościoła polskiego. Od czasu zaś tzw. bulli gnieźnieńskiej 1136 roku nikt już też nie próbował zakwestionować legalności istnienia odrębnej prowincji kościelnej w Polsce.
Do końca XII wieku nie przybyło Kościołowi polskiemu więcej diecezji. Jego rozwój organizacyjny wyrażał się teraz w rozbudowie aparatu podległego biskupom.
Mnisi
Do połowy XI wieku biskupi posługiwali się zapewne w swej działalności kościelnej zakonnikami benedyktyńskimi. Niewiele jednak wiemy o nich w tym najwcześniejszym okresie dziejów polskiego Kościoła, może zresztą właśnie dlatego, że ich ówczesna organizacja identyfikowała się całkowicie z organizacją diecezjalną. Poza nią jedynie powstanie klasztoru w Trzemesznie i w Łęczycy odnosimy do czasów Bolesława Chrobrego.
Znacznie więcej wiadomości przekazały nam źródła o eremitach Romualda. Ich grupa przybyła z Włoch do Polski niedługo po erekcji metropolii gnieźnieńskiej i osiadła w Wielkopolsce (zapewne w Międzyrzecu), organizując tu ośrodek misyjny. Nie zniszczył eremu zbrodniczy napad, którego ofiarą padło w nocy z 11 na 12 listopada 1003 roku pięciu braci, w tym dwóch Włochów i trzech Polaków. Dalsze losy tego zgrupowania nie są jednak bliżej znane.
Dopiero od czasów Kazimierza Odnowiciela płyną dokładniejsze dane o placówkach zakonnych w Polsce: powstał wtedy benedyktyński Tyniec. Bolesław Śmiały ufundował opactwa w Mogilnie i Lubiniu, na przełomie XI i XII wieku benedyktyni osiedli także w Płocku, w Sieciechowie i na Łyścu w paśmie zwanym później świętokrzyskim właśnie od klasztoru szczycącego się posiadaniem relikwii św. Krzyża. Na Pomorzu Zachodnim opactwo benedyktyńskie w Słupsku powstało w 1153 roku, a w końcu stulecia benedyktyni objęli też kościół Św. Jakuba w Szczecinie.
Opactwo Benedyktynów w Tyńcu
najstarszy istniejący klasztor w Polsce, ufundowany przez Kazimierz I Odnowiciel w 1044 r.
Także do XII wieku, choć raczej do jego pierwszej połowy, od nieść należy fundację opactwa Św. Wincentego we Wrocławiu i prawdopodobnie klasztoru w Lubiążu.
W dwóch ostatnich ośrodkach benedyktyni nie utrzymali się długo. Zakon ten przeżywał w XII wieku poważny kryzys i ustępował modnym i prężnym formacjom cystersów i kanoników regularnych. Nie tylko zaprzestano fundowania nowych ośrodków benedyktyńskich, ale niejednokrotnie do już istniejących wprowadzano innych użytkowników. Tak więc po pewnym czasie cystersi zastąpili benedyktynów w Lubiążu (1175 r.), a premonstratensi (norbertanie) we Wrocławiu (ok. 1190 r.).
Cystersi pojawili się u schyłku pierwszej połowy XII wieku niemal jednocześnie w Małopolsce (Jędrzejów, dawniejsza Brzeźnica, 1140 r.) i w Wielkopolsce (Łekno 1143 r.). W ciągu drugiej połowy stulecia liczba ich znacznie wzrosła (Ląd, Lubiąż, Sulejów, Wąchock, Koprzywnica, Kołbacz, Oliwa). W odróżnieniu od benedyktynów nie podlegali oni władzy biskupiej, programowo też uchylali się od wszelkiej pracy duszpasterskiej. Ich ekspansja na teren Polski łączyła się, jak się zdaje, z misyjnymi planami papiestwa na wschodzie Europy. Zależni bezpośrednio od zagranicznych ośrodków dyspozycji, pozostawali cystersi niejako poza organizacją Kościoła polskiego.
Kler świecki
W miarę jak Kościół zapuszczał coraz głębiej korzenie w społeczeństwie polskim, zmieniały się proporcje liczebne między klerem zakonnym i świeckim. Tworzyły się warunki do uwolnienia mnichów od zadań duszpasterskich, obcych w zasadzie regułom zakonnym.
Już w XI wieku unia biskupstwa z klasztorem, typowa dla Kościoła okresu misyjnego, ustępowała więc rozdziałowi obydwu instytutów. W Krakowie, do którego dziejów w tym okresie dysponujemy stosunkowo najobfitszymi źródłami, tradycja przypisuje taką reorganizację arcybiskupowi Aaronowi. Mnichów przy katedrze zastąpili kanonicy świeccy, początkowo bardzo nieliczni, co zresztą wynikało nie tak z braku kadr, jak z braku odpowiedniego uposażenia. Zapewnienie go przez księcia Władysława Hermana pozwoliło na utworzenie przy katedrze krakowskiej kapituły dwudziestoczteroosobowej (według innych danych — dwudziestoosobowej).
W XII wieku kapituły istniały przy wszystkich katedrach, a pod koniec stulecia pomagały biskupom w administracji diecezją, choć głównym zadaniem kanoników pozostawało śpiewanie psalmów. Zastępcą biskupa w diecezji i wizytatorem kościołów niekatedralnych był archidiakon.
Kościół prywatny
Liczba kościołów niekatedralnych w omawianym okresie stale rosła. Obok fundacji książęcych, typowych dla początków XI wieku, wyrastały w miarę postępów tak chrystianizacji, jak i feudalizacji coraz liczniejsze fundacje możnowładcze.
Kościoły książęce powstawały głównie w grodach kasztelańskich, możnowładcze — w rezydencjach fundatorów. Jedne i drugie były kościołami prywatnymi. Ich funkcje pierwotne wymagają jeszcze badań. Wydaje się w każdym razie, że nie należy ich utożsamiać z funkcjami późniejszych kościołów parafialnych.
Do czasów odbudowy polskiej organizacji kościelnej przez Grzegorza VII i Bolesława Śmiałego parafią był kościół biskupi — katedra. Do biskupa też należała opieka duszpasterska nad ludnością diecezji, w szczególności zaś udzielanie sakramentów. Jeszcze w początkach XII wieku — według relacji Galla — wojsko zgromadzone przed bitwą wysłuchuje mszy i kazań głoszonych przez biskupów i z ich też, jak się zdaje, rąk przyjmuje eucharystię.
Jeśli te uprawnienia biskupi przenosili na podległych im księży, to działo się tak zupełnie wyjątkowo.
Kościoły pozakatedralne wznoszono więc nie tyle dla wiernych, co dla samego kleru. Oczywiście, wierni świeccy też korzystali z pobliskiego kościoła, gdzie mogli zaspokajać częściowo swe potrzeby religijne: uczestniczyć we mszy, a w czasie wizytacji biskupiej przystępować do sakramentów. Istotnym celem pierwszych kościołów nie było jednak zaspokajanie tych potrzeb, lecz chwała boża, dla której miały się tu odprawiać nabożeństwa, oraz wygoda fundatora, który zapewniał sobie i rodzinie godne miejsce pochówku, za życia zaś mógł oczekiwać od osadzonego przy kościele kapelana czy grupy kanoników nie tylko modłów za siebie, ale również rady i pomocy.
Dla wygody też przede wszystkim fundatorów biskupi zezwalali owym kapelanom na pełnienie niektórych posług duszpasterskich dla pana, jego rodziny i jego ludzi. Chodziło zwłaszcza o udzielanie chrztów nowo narodzonym dzieciom i odprawianie modłów pogrzebowych.
W ten sposób w ciągu XII wieku kraj zapełnił się kościołami pozakatedralnymi, pełniącymi przecież zleconą przez właściwego biskupa pieczę nad okoliczną ludnością. Według nowych obliczeń, z konieczności co prawda szacunkowych, gdyż źródła są szczupłe, miało być w końcu stulecia na Śląsku około 100 takich kościołów, w diecezji krakowskiej może nawet ponad 200. Na całym obszarze Polski byłoby ich, według jednych, 500; inni skłonni są podwoić tę liczbę.
Część historyków Kościoła średniowiecznego nazywa te kościoły parafialnymi. Niewątpliwie miały one pewne cechy takich kościołów. Brakowało im jednak ustalonych podstaw prawnych, ich zasięg oddziaływania był chwiejny, nie regulowany aktami normatywnymi władz kościelnych. Nie znano jeszcze w Polsce pojęcia okręgu parafialnego innego niż diecezja; jurysdykcja nad wiernymi pozostawała wciąż w rękach biskupów.
Kanonicy
Nie wszystkie też kościoły pozakatedralne służyły ludności opieką duszpasterską. Nie wykonywali jej mnisi ani — jak się zdaje — kanonicy. Ci ostatni skupiali się zaś nie tylko przy katedrach, lecz także przy innych kościołach, zwanych później kolegiatami; dlatego okresu możemy ich wyliczyć 19, nie mając pewności przecież, o ilu jeszcze zaniknął wszelki ślad źródłowy. Nie były to zgrupowania tak liczebne, jak kapituły katedralne; często obsada kolegiaty nie przekraczała liczby 3 osób, normą zaś było 4—5 kanoników wraz z przełożonym — prepozytem. Zadaniem ich było śpiewanie psalmów, a nie funkcje duszpasterskie.
Kanonicy polscy XII wieku żyli przeważnie według reguły akwizgrańskiej, ale już przed połową stulecia pojawili się także kanonicy regularni starszego typu, jak zwykło się nazywać wspólnoty regularne nie związane z żadną kongregacją (Trzemeszno, Ślęża, Czerwińsk). Nieco później w Miechowie osiedlili się bożogrobcy sprowadzeni z Jerozolimy w 1163 roku.
Kanonicy ze Ślęży, przeniesieni następnie do klasztoru Panny Marii na Piasku we Wrocławiu, przed rokiem 1193 przystąpili do kongregacji arrowezyjskiej. Około połowy XII wieku powstały też pierwsze domy norbertanów i norbertanek; w następnych dziesięcioleciach ta właśnie kongregacja krzewiła się najbujniej (Kościelna Wieś koło Kalisza, Zwierzyniec krakowski, Brzesko, Płock, Strzelno, Witów, Wrocław, Żukowo).
Kanonicy regularni nowszego typu upodabniali się coraz bardziej do zakonników i, tak jak cystersi, nie byli związani organizacyjnie z całością Kościoła polskiego, lecz podlegali zagranicznym władzom swych kongregacji. Toteż postępy cystersów i norbertanów w Polsce przygotowywały ściślejsze związanie polskiej prowincji kościelnej z Kościołem papieskim.
Stosunki Kościoła polskiego z Rzymem
Jak dotąd związek ten był nikły. Za wiązany przez pierwszych Piastów, znalazł swój wyraz w postanowieniach lat 999—1000, a zapewne też w koronacjach Chrobrego i jego syna oraz nowych fundacjach kościelnych Mieszka II. Później jednak ustał na wiele lat i dopiero legaci Grzegorza VII na pewien czas go przywrócili. Przejściowy triumf cesarstwa nad papiestwem, a w Polsce upadek Bolesława Śmiałego, przyczyniły się do ponownego zerwania bezpośrednich stosunków Gniezna z Rzymem.
W pierwszej ćwierci XII wieku dwukrotna legać ja papieska w Polsce (biskup Walo — 1104 r., kardynał Idzi — 1124 r.) i ślady znoszenia się Bolesława Krzywoustego z papiestwem nie zapobiegły łatwej decyzji Innocentego II z roku 1133 o likwidacji metropolii gnieźnieńskiej.
Dopiero od 1136 roku stosunki Kościoła polskiego z kurią rzymską normalizowały się stopniowo. Po arcybiskupstwie gnieźnieńskim także inne biskupstwa polskie uzyskały od papieży bulle protekcyjne (Włocławek 1148 r., Wrocław 1155 r.). Legaci zaczęli systematycznie nawiedzać Polskę, odbywać tu synody. Episkopat polski nie zawsze jednak honorował ich zalecenia. Zależność od Rzymu istniała formalnie, w praktyce była jeszcze dość luźna.
*