Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

=>> ART. PRZEKROJOWE - Jerozolima w roku 30

Co się zdarzyło w Jerozolimie w 30 roku?

Nasze źródła pozabiblijne dotyczące Jezusa z Nazaretu są bardzo ubogie. A zatem, czy chcemy, czy nie chcemy, musimy budować naszą wiedzę o Nim na tekstach chrześcijańskich. Co w tej sytuacji historyk może powiedzieć o Jezusie? Niewątpliwie bardzo niewiele. Żyd palestyński, mieszkał w Relief Męki i Zmartwychwstania - Rzym, ok. 420-430 r./ National Gallery, LondonNazarecie w Galilei. Zapewne w 28 r. (daty podawane bez bliższego określenia odnoszą się zawsze do czasów po narodzeniu Chrystusa) zaczął nauczać i głosić bliskość królestwa Bożego. Gromadziły się wokół Niego tłumy pełne entuzjazmu, lecz wszyscy Go opuścili, gdy tylko władze żydowskie wypowiedziały się zdecydowanie przeciw Niemu. Umarł ukrzyżowany z rozkazu rzymskiego prefekta Judei Poncjusza Piłata.

Relief Męki i Zmartwychwstania - Rzym, ok. 420-430 r./ National Gallery, London

Skąpe dane, dostarczane głównie przez Ewangelie, znajdują w tym przypadku potwierdzenie w świadectwie Tacyta, wybitnego historyka rzymskiego piszącego swe Roczniki na początku II w. Wszystko to pozwala być może na ustalenie dokładnej daty śmierci Jezusa. Według powszechnie przyjętej tradycji Jezus umarł w piątek, a jak dowiadujemy się z Ewangelii św. Jana: „był to dzień Przygotowania Paschy”, to jest dzień 14 miesiąca nisan (marzec/kwiecień). Wiemy też, iż skazał go na śmierć Poncjusz Piłat, rządzący Judeą w latach 26–36. Otóż z obliczeń astronomicznych wynika, że w tym okresie 14 nisan przypadał trzykrotnie w piątek, mianowicie w latach 27, 30 i 33. Rok 27 jest nazbyt wczesny (Jezus nie zaczął jeszcze wtedy działalności publicznej), rok 33 może zbyt odległy, choć nie można go całkowicie wykluczyć. Wydaje się zatem najprawdopodobniejsze, że Jezus umarł w 30 r., po przeliczeniu na nasz kalendarz 7 kwietnia 30 r. (raczej niż 3 kwietnia 33 r.).

Pozostali Ewangeliści komplikują nieco całą sprawę. Według nich bowiem Jezus spożywa wieczerzę paschalną w czwartek nie wieczorem, a mówiąc dokładniej: po ukazaniu się pierwszej gwiazdy, oznaczającym początek dnia 15 nisan. Umarłby w takim razie również w piątek, ale 15 nisan, najuroczystszy dzień święta Paschy. Większość biblistów przyjmuje obecnie mimo wszystko chronologię św. Jana, przede wszystkim dlatego, iż wydaje się całkiem nierealne, żeby cały proces iNiewierny Tomasz, Bernardo Strozzi, ok. 1620 r./ National Gallery, London egzekucję można było przeprowadzić w Jerozolimie w sam dzień święta Paschy. Warto tu przy okazji może dodać, iż również Talmud Babiloński wspomina o straceniu Jezusa „w przeddzień Paschy”. Dodatkowym argumentem jest i to, że – jak wiemy dzisiaj – Ewangelia według św. Jana dokładniej niż pozostałe przestrzega na ogół chronologii. A jeśli Jan ma rację, Ostatnia Wieczerza była ucztą pożegnalną, a nie paschalną, choć niewątpliwie odbywała się tuż przed Paschą, w paschalnej atmosferze, specjalnie podkreślanej, jak się zdaje, przez samego Jezusa.

Niewierny Tomasz, Bernardo Strozzi, ok. 1620 r./ National Gallery, London

Wiele pytań pozostaje jednak bez odpowiedzi. Na dokładne odtworzenie całej działalności Jezusa w czasie i przestrzeni Ewangelie nam nie pozwalają. Historyk ma wszakże do swej dyspozycji dwa fakty niezaprzeczalne: wie mianowicie, że działalność ta zakończyła się śmiercią Jezusa na krzyżu, najprawdopodobniej w dniu 7 kwietnia 30 r., oraz że bardzo niedługo po tej haniebnej śmierci rodzi się nagle i zaczyna nader szybko rozwijać się Kościół chrześcijański, który wyrasta z niezłomnego przekonania uczniów Jezusa, że Mistrz ich zmartwychwstał i żyje.

Dwa fakty historyczne. W jaki sposób drugi z nich wynika z pierwszego? Co przemieniło garstkę zagubionych, wystraszonych uczniów Ukrzyżowanego w nie cofających się przed niczym Apostołów Chrystusa-Mesjasza? Historyk jest tu bezradny. Może co najwyżej stwierdzić, że w życiu tych ludzi zaszła jakaś niepojęta przemiana, całkowite „odwrócenie” ich dotychczasowego sposobu myślenia. A przemiana ta znalazła swój wyraz w ich własnej niewzruszonej pewności, że przeżyli coś niesłychanego, że spotkali się ze Zmartwychwstałym i że o tym właśnie mają teraz świadczyć wobec całego świata.


W jakikolwiek sposób będziemy tę ich pewność oceniali, nie ulega żadnej wątpliwości, iż dla uczniów Jezusa czas podzielił się nieodwołalnie na to, co wydarzyło się przedtem, i to, co przyszło potem. Tacy, jakimi byli przedtem, nie będą już nigdy potem. Cały rozwój wczesnego Kościoła opiera się na tym ich przekonaniu, które samo w sobie jest faktem w pełni sprawdzalnym i historycznym. Bez tego, co zmieniło bezpowrotnie ich życie, nie byłoby chrześcijaństwa ani Kościoła.



Chrystus św. Jana od Krzyża, Salvador Dali, 1951 r./ National Gallery, London


Wszystko, co dotyczy zmartwychwstania Jezusa, było już od samego początku kwestionowane i podawane w wątpliwość. Jedni oskarżali apostołów o zwykłe oszustwo: ukradli ciało Ukrzyżowanego i sfabrykowali cudowną historię zmartwychwstania. Inni podejrzewali ich o zbytnią łatwowierność: Jezus nie umarł, ale był w letargu, albo groby zostały pomylone, halucynacje zaś wzięto za rzeczywistość. Jest jednak rzeczą charakterystyczną, że uczniowie najwyraźniej wcale nie oczekują powrotu do życia swego Mistrza i nie dają się przekonać wieściom, przynoszonym im przez kobiety, a pusty grób nie odgrywa żadnej roli w najstarszych świadectwach o zmartwychwstaniu. W Ewangelii według św. Mateusza zarzut wykradzenia ciała przypisany jest kapłanom i faryzeuszom (Mt 28,13), co każe przypuszczać, że nieco później w taki sposób władze żydowskie próbowały przeciwstawić się rosnącej popularności chrześcijaństwa.

Większość formułowanych aż do dzisiaj teorii wypływa zresztą z mało dokładnej znajomości świadectw chrześcijańskich i środowiska Nowego Testamentu, jak również z nieporozumień dotyczących religioznawstwa porównawczego. Ta właśnie dyscyplina dostarczyła w początkach XX w. najsilniejszych, jak się zdawało, argumentów przeciw realności zmartwychwstania. Wysunięto hipotezę, że pierwsi chrześcijanie, świadomie lub nieświadomie, kształtowali historię Jezusa według legend i kultów misteryjnych takich bóstw jak np. Attis, Adonis czy Ozyrys. Corocznie schodzili oni do krainy umarłych, by corocznie powracać znowu do świata żywych (były to na ogół bóstwa związane przynajmniej pierwotnie z wegetacją, cyklicznie obumierającą i budzącą się do życia). Sądzę, że warto tu przytoczyć zdanie wybitnego historyka religii greckiej, profesora Uniwersytetu Genewskiego Jeana Rudhardta. Zasługuje on tym bardziej na uwagę, że właśnie badania nad religią grecką IV w. przed Chr. skłoniły go do porzucenia zdecydowanego ateizmu na rzecz bliżej jeszcze nie określonego deizmu. Powiedział mi przy ostatnim naszym spotkaniu, że „dostrzegł za tym wszystkim jakąś rzeczywistość”. Chrześcijaninem wszakże, przynajmniej wówczas, jeszcze nie był, ale przeszedłszy na emeryturę zaczął studiować Nowy Testament. I tutaj zafascynowało go właśnieŚwiatłość świata, William Holman Hunt, 1900-1904 r./ National Gallery, London zmartwychwstanie Jezusa. Oczywiście jako religioznawca wiedział doskonale, że nie brak bóstw pogańskich, które zstąpiwszy do krainy zmarłych, potem z niej powracają. Zawsze jednak, jak stwierdził w rozmowie ze mną, dzieje się to na płaszczyźnie mitu, całkowicie ahistorycznej. Jezus jest natomiast konkretnym, historycznym człowiekiem, żyjącym w określonym środowisku i czasie. I to właśnie – zdaniem szwajcarskiego historyka religii – jest zjawiskiem całkiem niezwykłym i fascynującym.


Należałoby do tego jeszcze dodać, że dla chrześcijanina zmartwychwstanie Jezusa nie jest – jak w micie – Jego powrotem do dawnego życia. Jest przejściem przez śmierć w rzeczywistość całkiem nową. Co więcej, to przejście dotyczy także nas samych, obiecując również nam zmartwychwstanie. Taka jest przynajmniej treść wiary wierzących, choć wielu z nich nie zdaje sobie z tego sprawy, nie rozumiejąc najczęściej do końca, o co naprawdę chodzi.


Światłość świata, William Holman Hunt, 1900-1904 r./ National Gallery, London



Uczniowie Jezusa nieśli swym współrodakom i poganom niewzruszoną pewność, że spotkali się ze Zmartwychwstałym. Temu, że taką pewność mieli, niemal żaden z poważnych badaczy dzisiaj już nie zaprzecza i to bez względu na to, jak będzie to „spotkanie” interpretować, czy uzna je za zjawisko obiektywne, czy też za czysto subiektywne przeżycie. Trzeba tu uświadomić sobie, że nie wszystko co rzeczywiste można stwierdzić lub udowodnić. Jeśli mój znajomy opowiada mi fantastyczne przygody, jakie przydarzyły mu się na przykład w Afryce, mogę mu tylko wierzyć lub nie wierzyć. Zależy to przede wszystkim od zaufania, jakim tego człowieka darzę. Udowodnić mi swoich przeżyć nie może. Podobnie uczniowie Jezusa nie udowodnią nam niczego w sposób naukowy. Pozostaje otwarte pytanie: wierzyć czy nie wierzyć?

Chrześcijanin podchodzi do tego problemu nieco inaczej. I dobrze, jeśli o tej inności podejścia będzie pamiętał również ten, kto chrześcijaninem nie jest. Jeżeli człowiek nie może nieraz dowieść swojemu przyjacielowi prawdy tego, co sam przeżył, to niewątpliwie tam, gdzie mamy do czynienia z Bogiem (jeśli tylko przyjmiemy Jego istnienie choćby tylko jako hipotezę roboczą), to co rzeczywiste musi niejednokrotnie przekraczać granice tego, co można historycznie stwierdzić. Moje zaufanie do opowiadającego mi o swoich przygodach podróżnika opiera się na tym, co o nim samym wiem, co zostało mi już niejako „historycznie udowodnione”. Trochę podobnie (choć porównanie tu kuleje) w pełni historyczne przesłanki pomagają chrześcijaninowi przyjąć tajemnicę zmartwychwstania. Właśnie: przyjąć! bo tajemnicy się nie dowodzi, można ją tylko przyjąć albo odrzucić.

Jakkolwiek będziemy patrzeć na to, co przeżyli uczniowie Jezusa, było to jakieś doświadczenie wstrząsające. Nie mieli odpowiednich słów, żeby przekazać światu to, co – jak sądzili – muszą przekazać. W tej sytuacji istniały tylko dwie możliwości. Trzeba było albo stworzyć jakiś całkiem nowy „język” (wtedy jednak rozumieliby go tylko „wtajemniczeni”), albo posłużyć się językiem tradycyjnym (wtedy jednak od dawna znane słowa nie odpowiadałyby w pełni nowej rzeczywistości). Uczniowie wybrali tę drugą możliwość, przemawiając językiem biblijnym. Nie starali się przy tym trzymać ściśle jednego sposobu wyrażania tego, co do końca wyrazić się nie dawało. Dzisiaj najczęściej nie zdajemy sobie z tego sprawy i może dlatego tak trudno jest nam wiele rzeczy zrozumieć. My mówimy zazwyczaj jedynie o „zmartwychwstaniu”, nie zauważając w ogóle, że autorzy Nowego Testamentu używali również słowa „wywyższenie” i czasownika „wywyższyć”.

Listy św. Pawła są najprawdopodobniej najstarszą częścią Nowego Testamentu (najwcześniejszy z nich, 1 List do Tessaloniczan, został napisany w 50 lub 51 r.). Zapewne niewiele później powstał List do Filipian, w którego drugim rozdziale znajdujemy piękny hymn na cześć Chrystusa. Jest to, jak się zdaje, śpiewany już w tych czasach hymn liturgiczny, włączony przez Pawła do jego Listu. Głosi on „ogołocenie”, „uniżenie” Chrystusa, Jego posłuszeństwo „aż do śmierci i to śmierci krzyżowej”, by od tej haniebnej śmierci przejść od razu do Jego niepojętej chwały: „Dlatego też Bóg nad wszystko Go wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych, i aby wszelki język wyznał, że Jezus Chrystus jest Panem ku chwale Boga Ojca”.


Jest to – według przeważającej obecnie opinii – jeden z wcześniejszych Listów św. Pawła, a hymn – jeśli rzeczywiście przejęty z liturgii – stanowi świadectwo jeszcze przedpawłowej myśli teologicznej. I rzecz charakterystyczna: nie ma tu mowy o „zmartwychwstaniu” (może dlatego, by nie zostało ono zinterpretowane jako powrót do zwykłego życia). Jezus zostaje natomiast „nad wszystko wywyższony” i cały wszechświat oddaje Mu cześć jako Panu (a słowo „Pan” w tym czasie zastępowało imię Boga), wszystko to zaś „na chwałę Boga Ojca”. Można zatem śmiało powiedzieć, że wywyższenie, o jakim mowa w tym hymnie, to nie tylko niewspomniane tu zresztą zmartwychwstanie, lecz zarazem wejście Chrystusa w chwałę Boga, czyli – posługując się naszym tradycyjnym językiem – wniebowstąpienie.

Jeśli List do Filipian jest prawdopodobnie jednym z najwcześniejszych pism Nowego Testamentu, Ewangelia według św. Jana należy niewątpliwie do najpóźniejszych. I właśnie jej autor, zwłaszcza we wszystkich zapowiedziach śmierci Jezusa, używa ze szczególnym upodobaniem czasownika wywyższyć, obejmując nim i wywyższenie na krzyżu, i zmartwychwstanie, i wejście w chwałę. Kiedy czytamy uważnie, staje się coraz bardziej oczywiste, że dla Ewangelisty wszystko to jest jedną tajemnicą i że to, co nazywamy wniebowstąpieniem, stanowi niejako drugie oblicze zmartwychwstania.

Ludziom nie wierzącym często właśnie wniebowstąpienie zdaje się przeszkadzać najbardziej. I nic dziwnego. Wyrażenie to należy przecież do całkiem nam obcego obrazu wszechświata, gdzie „sfera boska” znajdowała się gdzieś wysoko w górze, ponad księżycem. Jeszcze pierwszy kosmonauta radziecki Gagarin był zdziwiony (a może i rozczarowany), że krążąc „w niebie” ponad ziemią nigdzie nie napotkał Boga. A i wielu pobożnym chrześcijanom trudno bywa czasem zrozumieć, że „niebo” nie jest „miejscem” i nie znajduje się „w górze”.

„Czterdzieści dni”, o jakich mowa na początku Dziejów Apostolskich (Dz 1,3), to – podobnie jak gdzie indziej w Biblii – symboliczne określenie dłuższego czasu przygotowania. Przecież sam autor Dziejów, św. Łukasz, w swojej Ewangelii przedstawia Jezusa „uniesionego do nieba” już w Niedzielę Zmartwychwstania (Łk 24,50). Ów „czas przygotowania” to zatem zapewne okres, kiedy Zmartwychwstały częściej i w jakiś szczególny sposób ukazywał się swoim uczniom.

Dopiero późniejsza interpretacja pierwszych zdań Dziejów Apostolskich doprowadziła do przekonania, że Wniebowstąpienie nastąpiło czterdzieści dni po zmartwychwstaniu. Jeszcze św. Paweł najwyraźniej nic o tym nie wie, kiedy w Pierwszym Liście do Koryntian mówi o Zmartwychwstałym ukazującym się swoim uczniom: „Ukazał się Kefasowi (Piotrowi), a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom jednocześnie (większość z nich żyje dotąd, niektórzy pomarli), potem ukazał się Jakubowi, potem wszystkim apostołom, w końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi” (1 Kor 15,5–8). Paweł uważa się za „poroniony płód”, gdyż, jak sam to mówi, „prześladował Kościół Boży”, aż do chwili, gdy spotkał się ze Zmartwychwstałym. Miało to miejsce nie wcześniej niż parę lat po śmierci Jezusa, a przecież Paweł nie widzi żadnej cezury, nie ma dla niego pojawień przed i po Wniebowstąpieniu. Jego słowa mają dla nas tym większe znaczenie, że jest on jedynym świadkiem naocznym, który w swoich listach sam osobiście mówi o tym, co przeżył. Warto też zwrócić uwagę, że to spotkanie odróżnia on zdecydowanie od później doznanych „widzeń i objawień”. To wydarzenie, nie dające się porównać z niczym, podzieliło jego życie nieodwołalnie na przedtem i potem, podobnie jak stało się to z życiem innych uczniów Jezusowych.

Przytoczone powyżej słowa Pawła stanowią zakończenie najstarszego ze znanych nam chrześcijańskich wyznań wiary. W latach 51–52 Apostoł założył w Koryncie pierwszą w tym mieście greckim gminę chrześcijańską, a gdzieś ok. 55–57 r. pisze z Efezu do tych swoich korynckich dzieci duchowych, przypominając im przekazaną poprzednio naukę: „Przekazałem wam przede wszystkim to, co sam otrzymałem, że Chrystus umarł za nasze grzechy zgodnie z Pismem, że został pogrzebany, że zmartwychwstał dnia trzeciego zgodnie z Pismem i że ukazał się Kefasowi itd.” (1 Kor 15,3–5; tu następuje przytoczona poprzednio lista pojawień Zmartwychwstałego).


Nauka, którą Paweł przekazał Koryntianom, nie stanowi jednak jego własności. On sam ją „przejął”. Zapewne przy własnym chrzcie, a więc zaledwie kilka lat po śmierci Jezusa, najpóźniej zaś ok. 40 r., przed rozpoczęciem swoich podróży misyjnych. W polskim przekładzie mamy cztery czasowniki w czasie przeszłym dokonanym: umarł, został pogrzebany, zmartwychwstał, ukazał się. Jest to przekład w pełni poprawny, choć z konieczności niedoskonały. W oryginale greckim są tu bowiem tylko trzy formy czasu przeszłego: umarł, został pogrzebany, ukazał się – trzy fakty, należące już bez reszty do przeszłości. Trzeci natomiast z kolei czasownik (zmartwychwstał) to po grecku bynajmniej nie czas przeszły, lecz coś w rodzaju pogłębionego czasu teraźniejszego. Wyraża się w nim trwający w teraźniejszości skutek czynności dokonanej w przeszłości. Właściwie należałoby go oddać po polsku całym zdaniem: „jest zmartwychwstały, bo zmartwychwstał”. Dla Pawła zmartwychwstanie Jezusa nie będzie nigdy należało do przeszłości. Dobrze wyrazi to prokurator rzymski Festus, który rozmawiając z królem Agryppą II powie mu, iż przekonał się, że w sporze Pawła z jego rodakami chodzi „tylko o ich wierzenia i o jakiegoś zmarłego Jezusa, o którym Paweł twierdzi, że żyje” (Dz 25,19).

Paweł nie był wyjątkiem. Dla młodych gmin chrześcijańskich pytanie o „historyczność” zmartwychwstania nie miałoby żadnego sensu. Ludzie ci byli pewni, że spotykają się ze Zmartwychwstałym codziennie, choć „spotykają” nie znaczy tu bynajmniej „widzą”. Obecność ta była jednak dla nich całkiem realna, a potwierdza to właśnie owe króciutkie najstarsze wyznanie wiary.

W Ewangeliach znajdujemy opowieści o wielu wydarzeniach z życia Jezusa, o tym, co robił i co mówił. Nigdzie jednak nie ma opisu zmartwychwstania. Autorzy Ewangelii pozwalają nam uczestniczyć w pospiesznym pogrzebie (zaraz zaczynał się wielki Szabat Paschalny), a Mateusz dodaje jeszcze wzmiankę o straży, o jaką arcykapłan miał poprosić Piłata. A potem jest już zaraz „świt pierwszego dnia tygodnia” (tj. niedzieli), kamień wielki odwalony i grób pusty.

Ewangelie przynoszą następnie sześć różnych opowiadań o znalezieniu tego pustego grobu i pojawianiu się Zmartwychwstałego. Pusty grób znajdują zawsze kobiety, co wskazuje na historyczność tradycji. Nikt by tego nie wymyślił w świecie, gdzie świadectwo kobiety nie miało żadnej wartości. Obraz wszystkiego, co dzieje się po zmartwychwstaniu, jest jednak jakby nieostry i wszelkie próby uzgodnienia przekazów ze sobą prowadzą na manowce. Przy tym zarówno kobiety, jak i uczniowie mają trudności w rozpoznaniu Zmartwychwstałego. Wystarczy tu przypomnieć tylko jedną scenę. Pod sam koniec Ewangelii św. Mateusza jesteśmy świadkami uroczystego spotkania uczniów z pełnym chwały Chrystusem, który za chwilę powie: „Została mi dana wszelka władza na niebie i na ziemi”. Tymczasem uczniowie, „ujrzawszy złożyli pokłon, lecz niektórzy wątpili” (Mt 28,16–18). Jakże mogli wątpić? A jeżeli już znaleźli się tacy słabej wiary, po co o nich wspominać? Niewątpliwie, gdyby Ewangeliści pisali po to, żeby dowieść, iż Jezus naprawdę zmartwychwstał, usunęliby wszelkie tego rodzaju wzmianki. Wzmianki te wszakże miały i nadal mają bardzo ważną rolę do spełnienia: Zmartwychwstały Jezus to ten sam Jezus, z którym Jego uczniowie chodzili po drogach Palestyny, lecz zarazem, w jakiś niepojęty sposób, inny. To Ten, który przeszedł przez śmierć i żyje już całkiem odmiennym życiem. Dlatego Maria Magdalena usłyszy od Niego: „Nie zatrzymuj Mnie!” (J 20,17). Wszyscy muszą zrozumieć, że nie jest to powrót do przeszłości, że od tej chwili wszystko będzie nowe.

Ewangeliści, tak często niezgodni w szczegółach, wspólnie podkreślają tę powracającą często niepewność uczniów. A jeśli tak to wyglądało nawet po zmartwychwstaniu, skąd się zatem wziął Kościół? E. Charpentier, biblista francuski, odpowiada: „Spotkało ich coś, co ich zmusiło do przekroczenia własnego zwątpienia. Powstanie pierwszej gminy chrześcijańskiej jest zatem pierwszym znakiem historycznym wskazującym na tajemnicę paschalną. Chodzi tu o jedyne w swoim rodzaju doświadczenie, z którego narodził się Kościół”. Doświadczenie to stało się jednak dla nich w pełni zrozumiałe dopiero w dzień Pięćdziesiątnicy, kiedy nastąpił niespodzianie ów przełom, który przemienił ich raz na zawsze w nieustraszonych świadków zmartwychwstania. Chrześcijanie wierzą, że przełomu tego dokonał zapowiedziany przez Jezusa Duch Święty, który pozwolił im wreszcie pojąć wiele z tego, czego wcześniej „nie mogli udźwignąć” (J 16,12). Niechrześcijanin tego wyjaśnienia przyjąć nie potrafi, staje zatem twarzą w twarz z nierozwiązaną zagadką, a może – powiedzmy lepiej – tajemnicą?

Żydowski biblista Pinhas Lapide w swej książce „Zmartwychwstanie, żydowskie doświadczenie wiary” (Stittgar-Munchen, 1977) nie mówi oczywiście o Duchu Świętym, stwierdza jednak: „W tym, co trzeciego dnia wydarzyło się w Jerozolimie, chodzi ostatecznie o doświadczenie Boga, które – jak sam Bóg – sięga w to, czego dowieść nie można, otwiera się zaś jedynie dla wiary”. A nieco dalej pisze: „W jakikolwiek sposób będziemy patrzeć na to, musiało tu zajść coś takiego, co możemy nazwać wydarzeniem historycznym, ponieważ historyczne są jego skutki”, s. 9,76).

Anna Świderkówna

Anna Świderkówna jest profesorem Uniwersytetu Warszawskiego. Dokładniejsze omówienie problematyki przedstawionej w artykule znajdzie czytelnik w książce autorki „Rozmowy o Biblii: Nowy Testament”, PWN, Warszawa 2000.

Fotografie: the National Gallery, London

więcej przeczytasz
w POLITYKA
NUMER 17/2000 (2242)

Data utworzenia: 10/09/2007 @ 20:17
Ostatnie zmiany: 01/01/2014 @ 12:56
Kategoria : =>> ART. PRZEKROJOWE
Strona czytana 16996 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze


Komentarz #5 

autor : 57KerenOr 06/03/2008 @ 17:55

Zakończenie


Nie patrzę na nich jakna `` papieży ``. W tamtych czasach papiestwo nie istniało, a Kościół katolicki uzurpuje sobie prawo do wielu nazwisk, by udowodnić kontynuację apostolską. Patrzę na świadków tamtych czasów, jako na ludzi, którzy będąc u wrót, u źródeł zostawili po sobie dziesiątki zapisków traktujących o Moim Panu Bogu i Zbawicielu, Jezusie Chrystusie. Jedni listy swe pisali z miłością i szacunkiem, jeszcze inni z nienawiścią. Wszyscy jednakktórzy pisali o moim Panu Bogu, są świadkami Jego Bytności na planecie, którą Stworzył Swoim Słowem, na Ziemi.

Pozdrawiam serdecznie


Komentarz #4 

autor : 57KerenOr 06/03/2008 @ 17:52

Ciąg dalszy:

Na koniec tego wątku:

Załóżmy, że jak mówią historycy, ów fragment nie jest autentyczny. Załóżmy, że jakiś zagorzały pismak wtręt ten uczynił przepisując jakąś kopię dzieła Flawiusza, co wcale nie musi być prawdą, lecz założeniem. Z tego bynajmniej nie wynika, że Postać o Której rozmawiamy nie istniała! Ponieważ ten nieznany `` historyk `` żył niemalże u wrót dziejów Nowego Przymierza. Może okazać się lepszym świadkiem niż nawet Józef Flawiusz a na pewno miał do dyspozycji wiarygodniejsze źródła niż dzisiejsi uczeni i historycy.

Wymieniony wcześniej Orygenes, w swojej książce pt: `` Przeciw Celsusowi ``, wielokrotnie udowadnia istnienie i Obecność Pana Jezusa w historii ludzkości. Jego Pisma są więc niepodważalnym historycznym dowodem, który być odrzuconym nie może, ponieważ pisarza tego dzieliło ledwie półtora wieku od czasów o których pisze autorka artykułu.

Dlaczego cesarz Trajan ( 107 ) pomimo, że był oskarżycielem ludzi wierzących w Pana Jezusa, nie ma stanowić historycznego dowodu Istnienia Postaci, Której całym sercem zaufali bracia i siostry tamtych czasów? Dlaczegóż nie, przecież to historyczny dowód.

`` Nie należy ich wyszukiwać, jeżeli są doniesienia i oskarżenia, należy ich karać, tak jednak, aby ten kto oświadczy, że uczniem Chrystusowym nie jest i zamanifestuje to czynem, to jest modlitwą do naszych bogów, uzyskał przebaczenie z powodu skruchy, choć w przeszłości był podejrzany. A anonimowe listy w żadnym wypadku nie powinny być uwzględniane. `` ( Na podstawie: `` Przeciw Celsusowi ``, str. 9 ).

Pliniusz Młodszy jako namiestnik Bitynii i Pontu w 111 roku pisze do cesarza Trajana:

`` Zapewniali, że to było z ich strony największą winą, czy też błędem, iż w oznaczonym dniu przed świtem schodzili się i na przemian śpiewali pieśń ku czci Chrystusa jako Boga i zobowiązywali się przysięgą nie do jakiejś zbrodni, ale że nie będą popełniać rozboju, ani cudzołóstwa, nie będą oszukiwać i wypierać się powierzonego im mienia, gdyby wzywano ich do zwrotu. Po dokonaniu tego mieli zwyczaj się rozchodzići znowu się zbierać dla spożycia pokarmu, ale całkiem zwykłego i niewinnego. ``

Czego obawiał się Neron prześladując ludzi wierzących w Pana Jezusa?

Czego obawiał się cesarz Domicjan ( 95 ) gdy pałał wielką nienawiścią do tych, którzy wierzyli w Zbawiciela?

Dlaczego dowodem w naszych poszukiwaniach nie ma być Lukian, który, Pana Jezusa Chrystusa nazywa `` wielkim człowiekiem `` i `` ukrzyżowanym mędrcem ``?

A Fronton z Cyrty ( 100 – 180 ) polemista i przeciwnik Pana Jezusa, dlaczego i z kim miałby polemizować, gdyby Postać Człowieka z Nazaretu nie istniała, gdyby w tamtych czasach nie była tak znana że zafascynowała swoją osobowością rzesze wyznawców?

http://pl.wikipedia.org/wiki/Ojcowie_Ko%C5%9Bcio%C5%82a

Na wyżej wymienionej stronie widnieją dziesiątki nazwisk, które mogłyby zaświadczyć o Człowieku z Nazaretu. Ne patrzę na nich jako na papieży,kontynuatorów kościoła katolickiego. Wielu z nich było pisarzami, inni opiekunami, czy starszymi gmin Chrystusowych.

Nie patrzę na nich jak na `` papieży ``. W tamtych czasach papiestwo nie istniało, a Kościół katolicki uzurpuje sobie prawo do wielu nazwi


Komentarz #3 

autor : 57KerenOr 06/03/2008 @ 17:42

Witam serdecznie

Z zaciekawieniem przeczytałem wypowiedź autorki artykułu. Jej własne myśli `` przelane na papier `` są zwięzłe i czytelne, ale też trochę stronnicze. Przejdę więc do meritum.

Już na początku czytam:

`` Nasze źródła pozabiblijne dotyczące Jezusa z Nazaretu są bardzo ubogie ``.

Powyższe zdanie już na początku trochę ma narzucić tok rozumowania autorki. Oczywiście, że źródeł pozabiblijnych, dotyczących osoby Pana Jezusa jest mało, dla tego, kto nie dopatruje się w Zbawicielu Mesjasza i Boga, a jeśli już nie Pana Boga, to choćby udowodnionej dokumentami osoby, Która żyła dawno temu w Izraelu.

Najpierw sugestia: Dlaczego mam porzucić udokumentowanie Nowotestamentowe? Przecież dla wielu naukowców, zapisane Karty Nowego Przymierza mają tło tylko i wyłącznie historyczne. Powinno dla nich być podstawą i niepodważalnym dowodem Postaci, Która istniała i żyła.

Na chwilę odniosę się więc do Nowego Testamentu, jako do książki tylko historycznej.

Jego fragmenty i wielkie całości znajdowane były przez wiele lat. Całkiem niezależne od siebie części, potwierdzały się wzajemnie i mówiły o człowieku, który istniał na przełomie tysiącleci, o człowieku, który nauczał i dokonywał rzeczy niemożliwych. Nowy Testament mówi o świadkach tego człowieka i nazywa ich apostołami. Załóżmy, że ci panowie, co jest absurdem, umówili się, że wywyższą człowieka o którym piszą. Jednak ci ludzie nie tylko o tym piszą, ale i przedstawiają swoje upadki i popełniane błędy. Piszą, że jeden z nich po trzykroć się mistrza zaparł. To nietypowy opis tamtych czasów, gdzie autorzy starali się pokazywać siebie w samych superlatywach. Mamy więc kilku świadków, którzy niezależnie od siebie umieścili w swoich listach opis postaci. Co ważne, ich opisy są zbieżne, rzekłbym, niemal identyczne. Mamy zatem 27 dowodów Istnienia Pana Jezusa. 27, ponieważ załóżmy, że tylko tyle
istnieje ksiąg Nowego Przymierza.

Historia Pana Jezusa jest więc opisana przez szereg postaci historycznych i przypomnę, że kiedyś nie było Księgi zwanej Nowym Testamentem. Każdy papirus traktujący o Zbawicielu był dokładany, dokładany, dokładany, aż powstała Święta Księga. Czy to się niektórym naukowcom podoba, czy też nie, w zasadzie nie mają prawa podważać wiarygodności Postaci, ponieważ historyczne dowody są tutaj niepodważalne.

Dowyżej wymienionych przeze mnie świadków Postaci Pana Jezusa, dołączyć może kilku, którzy dla wielu powinni być również bitymi dowodami na istnienie tzw. Mistrza z Nazaretu.

-Józef Flawiusz, historyk izraelski ur. 37, zm. po 94 – pochodzący z rodu kapłańskiego.

W `` Dawnych Dziejach Izraela `` 18/3,3, pisze:

`` W tym czasie żył Jezus, człowiek mądry, jeżeli w ogóle można go nazwać człowiekiem. Czynił bowiem rzeczy niezwykłe i był nauczycielem ludzi, którzy z radością przyjmowali prawdę. Poszło za nim wielu Judejczyków, jako też pogan. On to był Chrystusem. A gdy wskutek doniesienia najznakomitszych unas mężów, Piłat zasądziłgo na śmierć krzyżową, jego dawni wyznawcy nie przestali go miłować. Albowiem trzeciego dnia ukazał im się znów jako żywy, jak to o nim oraz wiele innych zdumiewających rzeczy, przepowiadali Boscy prorocy. I odtąd, aż po dzień dzisiejszy, istnieje społeczność uczniów Chrystusowych, którzy od niego otrzymali tę nazwę. ``

Historycy próbują podważyć autentyczność powyższego tekstu, pomimo, że posługuje się nim równieżhistoryk Euzebiusz ( 263 – 340 ), oraz co ważne Orygenes ( 185 – 254? 255? ).


Komentarz #2 

autor : Paulina_____ 17/09/2007 @ 12:47

Mnie zastanawia co to za badacz religii, ktory NT zaczyna studiowac dopiero na emeryturze

Komentarz #1 

autor : PEPSI 16/09/2007 @ 15:16

Hmm zastanawia mnie postawa tego profesora,którego zafascynowała odmienność "faktu" zmartwychwstania Jezusa jako odmiennego od innych tego typu zjawisk. Według niego te wczesniejsze miały charakter ahistoryczny, a zmartwychwstanei Jezusa było umiejscowione w perspektywie historycznej. Otóż tak się składa, że wiele opowieści zawiera w sobie zarówno wątki mityczne jak i prawdę historyczną. Niekiedy elementów fantastycznych jest tak dużo, iż trudno wyodrębnić w nich prawdę (tak jak to jest np w legendach), niekiedy zaś elementy fantastyczne lub mityczne są jedynie "dodatkiem" to pewnych historycznych faktów (jak to ma miejsce w przypadku tzw. "objawień maryjnych"), które można dokładnie umiejscowić w perspektywie czasu i przestrzeni. Nie rozumiem również skąd u autora tekstu taka pewność co do postawy uczniów Jezusa. Nic o nich w praktyce nie wiadomo, a najwięcej o Jezusie mówił ten, który go nie widział czyli św. Paweł....: )
 
Trzecie Oczko
monastery-picture03.jpgmonastery-picture01.jpgOrvieto.jpgmonastery-picture08.jpgmonastery-mont-saint-michel.jpgIonaAbbey.jpgmonastery-picture05.jpg0-Jvari Monasteri-Georgia.jpgsantuario-tokio-japon.jpgmonastery-picture06.jpgjasna-gora.jpgneamt-monastery-moldova.jpggreek.jpgmonastery-picture04.jpg0-armenia.jpgdracula_mnsnagov.jpgmonastery-picture02.jpgbahaisquare.jpegpoblet.jpgCamedolite-Monastery.jpgManastirea_Sinaia.jpgjvari.jpgjericho-st-georges-monastery.jpg0-bhutan.jpgthiksey-gompa-in-ladakh.jpgdiveevo.jpgmeteora_monastery.jpgbud101.jpgSofia.jpgmonastery-picture07.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 8232441 odwiedzający

 221 odwiedzających online