Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

Kościół od 800 do 1500r. - Kościół średniowieczny

KOŚCIELNY SYSTEM ŚREDNIOWIECZNY

Kościół wobec pogańskich wierzeń. - Astrologia i alchemia. - Czarna śmierć w świetle przesądów. - Biczownicy i tanecznicy. - Zwyrodnienie pielgrzymek do miejsc świętych. - Dziwaczne formy ascezy.

Przejście  najwyższej władzy nad światem chrześcijańskim od niemieckiego cesarstwa na rzymskie papiestwo stanowi  wielkiej wagi punkt zwrotny w historii średniowiecznej. W miejsce barbarzyńców germańskich młode romańskie społeczeństwa nadają ton średniowieczu; państwa weszły w Kościół i przeto idea o Państwie Bożym stała się niemal rzeczywistością.  Od chwili stworzenia tego problemu przez św. Augustyna, poprzez rządy Merowingów, Karolingów i poprzez cesarstwo niemieckie,  Państwo Boże chrześcijańskiego kościoła zostało ostatecznie przez papiestwo ugruntowane. Czasy te zaś, kiedy idea o Państwie Bożym odniosła zwycięstwo, stanowią  klasyczną epokę  średniowiecza; cechuje ją z jednej strony pogarda dla świata, a z drugiej owładnięcie światem. Kościół bowiem głosi rezygnację  z dóbr i uciech światowych, a równocześnie dąży do zdobycia potęgi materialnej i politycznej.

Przez wyrzeczenie się świata rozumiano zaś nie tylko wyrzeczenie się majątku i uciech życiowych, ale nawet miłości ojczyzny i miłości rodziny. Bo przecież Chrystus mówił do uczniów: "jeśli kto idzie do mnie, a nie ma w nienawiści ojca swego i żony i dzieci i braci i sióstr, jeszcze też i duszy swojej, nie może być uczniem moim". I przeto św. Bernard z Clairvaux każe mnichom zapomnieć o swym narodzie, o domach rodzicielskich, wyrzec się wszelkich ziemskich pożądań.  

Inocenty III Inocenty III Najpełniej to wyrzeczenie się świata określił papież Inocenty III w swym piśmie De contemptu mundi, które napisał jeszcze jako kardynał. Czytamy w nim: "Umieramy, kiedy żyjemy, i wtedy dopiero przestajemy umierać, kiedy rozstajemy się z życiem". Dlatego też prawdziwie pobożnych ludzi klasycznego średniowiecza cechowała tęsknota za śmiercią, wybawicielką z ziemskiego padołu. Cieszył się więc pobożny mnich ze swej choroby, bo zbliżała go ona do żywota pełnego szczęśliwości wiecznej; smucił się, gdy do zdrowia wracał, bo znowu oddalał się od życia zaziemskiego. W jakżeż pięknych barwach przedstawiano sobie śmierć samą. Legendy opowiadają, że zakwitają kwiaty w czasie śmierci świętego, z jego ust wyrasta symbol niewinności - lilia, a z serca, wraz z ciałem spoczywającego już w grobie, wznosi się ku niebu drzewo, którego liście szemrzą słowami Ave Maria!

Pogarda doczesnych marności była podstawą średniowiecznego pojęcia o obyczajach w Państwie Bożym. Ascetę - bohaterskiego bojownika z własnymi namiętnościami, uważano za wzór doskonałego człowieka. Dążeniem zaś prawdziwego ascety było: zabić w sobie wszystko, co ziemskie i cielesne, zniszczyć ten przedział, jaki go oddzielał od drugiego świata i od owego lepszego, zaziemskiego życia. Przede wszystkim stan mniszy urzeczywistniał ideał doskonałego człowieka, bo kto wstąpił do klasztoru, ten zrywał wszelkie węzły z prywatną własnością, z rodziną i ojczyzną, naśladował w ubóstwie Chrystusa. "Niebieskimi ludźmi lub ziemskimi aniołami" nazywano mnichów. Klasztor w pismach ówczesnych, to ziemia obiecana i biblijny Kanaan, podczas gdy życie świeckie za dom niewoli, za Egipt się uważa.

Asceza, nie uznająca świata, zakopująca się w murach klasztornych, stworzyła świecką potęgę kościoła. Papieże, jako zastępcy Chrystusa tu na ziemi, roszczą sobie pretensje do urządzania stosunków ziemskich. Wszystkich władców pragną sobie poddać, całą społeczność Iudzką i wszystkie jej twory, a zatem państwo, rodzinę, prawo, sztukę i naukę w myśl wskazań Państwa Bożego urządzić. Mnisi zaś, gardzący doczesnymi sprawami, stali się najlepszymi organami w służbie polityki kościelnej.

Im większą była asceza kleru zakonnego, tym większe jego znaczenie w społeczeństwie: więc nowe życie, rygoru, karności i pobożności pełne, w zakon benedyktynów wprowadzają klunjaci (910) , klunjatów w ascezie starają się prześcignąć kartuzi (1084) i cystersi (1098), a jednych i drugich i wszystkich innych, w międzyczasie powstałych, prześcigają zakony żebracze. Benedyktyni, osiadający w dzikich ustroniach, ziemię dziką na urodzajną zamieniają, a przez to do wzbogacenia kościoła się przyczyniają, a kiedy w w. XI występuje on do walki z władzą świecką o wolność, to klunjaci właśnie, karni i wykształceni, stają na czele tego ruchu.

Wyzwolenie Kościoła od państwa świeckiego to dzieło w pierwszym rzędzie klunjatów. I znowu, kiedy bogactwa duchownych i zdobycie potęgi świeckiej przez Kościół spowodowały ogromny rozwój sekt, żądających powrotu do ubóstwa pierwszych chrześcijan, to cystersi a za nimi zakony żebracze  prowadzą zaciętą walkę z kacerzami w obronie potęgi kościoła, cysterski opat kieruje walką z Albigensami (1209), tępiąc wszystkich bez litości, bez względu na wiek i płeć.

Miłość bliźniego nie obowiązywała względem kacerzy, pogan i innowierców; jeżeli nawrócić się nie chcieli, zginąć powinni. I stąd to wyprawy krzyżowe przeciw Islamowi tak ogromne rozmiary przybrały, obydwa miecze biorą udział w walce - miecz władzy świeckiej i miecz kościelny. Nie była to bowiem walka ludzka ale boska i nie kto inny, jeno sam Chrystus był w niej wodzem; krzyżowcy więc występowali jako bojownicy Boga, Saraceni zaś, jako wrogowie Chrystusa, byli bojownikami diabła. Prawie półtora wieku wyprawy krzyżowe elektryzowały społeczeństwa chrześcijańskie. Mężowie opuszczali żony, wasalowie swych seniorów, poddani panów; nawet zbrodniarze, uwalniani od kar, szli za morze, a na czele wszystkich duchowieństwo z krzyżem w ręku. Na tych, co krzyża nie brali, patrzono z pogardą, powstawały legendy, że nawet Karol Wielki wstał z grobu, aby odzyskać Ziemię Świętą.

Wyprawy krzyżowe wzniosły Kościół na szczyt potęgi politycznej, wysunęły papiestwo na czoło świata chrześcijańskiego.  Papieże przecież rozsyłali wezwania do podjęcia wyprawy, oni nakładali podatki na duchowieństwo w całym chrześcijaństwie, uwalniali wasalów od przysięgi lenniczej, zbrodniarzy od kar, a dobra tych, którzy się na wyprawę udali, zostawały pod opieką kościoła. Nigdy papiestwo nie rozporządzało taką potęgą.

Uznawano je w całym świecie chrześcijańskim jako najwyższego sędziego, a nawet w zastępstwie Chrystusa papieże byli uważani za właściwych naczelników wszystkich sił zbrojnych chrześcijaństwa. Wyżej potęga Kościoła wznieść się nie mogła, a w tych samych czynnikach, które jego potęgę zbudowały, znajdowały się zarodki upadku. Zanim to się jednak stało, poglądy średniowiecznego kościoła przeniknęły wszystkie urządzenia społeczne i polityczne wywarły wpływ na pojęcia o rodzinie i państwie, na literaturę i sztukę, na prawo i obyczaj, na pojmowanie zjawisk przyrodniczych.

Pojęcie średniowieczne o państwie ma swój początek w nauce religii o początku i celu ludzkości. Początkowo wszyscy ludzie żyli pod bezpośrednim kierownictwem Boga, nieznaną im była inna władza i poddaństwo; człowiek panował, ale tylko nad przyrodą, nad zwierzętami na lądzie, nad rybami w morzu i rzekach, nad ptactwem w powietrzu. Zarówno na ziemi jak w niebie istniało tylko Państwo Boże - Civitas Dei: aniołowie i ludzie obcowaIi z Bogiem, odnosząc się do niego z miłością. - amor Dei.

Jedni i drudzy posiadali wolną wolę, którą pierwszy z aniołów Lucyfer na złe obrócił. Zaślepiony bowiem w miłości własnej - amor sui, owładnięty bezmierną pychą, wyrzekł się miłości Boga i wypowiedział mu posłuszeństwo. Strącony do piekieł, jako diabeł, zazdrością patrzył na szczęście ludzkie w raju, a ponieważ i człowiek miał wolną wolę, podstępnie skłonił go do nieposłuszeństwa względem Boga; przez grzech pierworodny upodobnił się człowiek do diabła i w ten sposób powstało państwo szatana na ziemi: Civitas Diaboli. Nie oddał jednak Bóg w zupełności człowieka na pastwę diabelską, bo drugi z synów Adama był wolnym od wpływów władcy piekieł, wskutek czego społeczeństwo ludzkie podzielonym zostało na tych, którzy żyją według Boga, i na tych, którzy żyją według upodobań swego ciała. Aż przyszedł drugi Adam-Chrystus, by umocnić Państwo Boże na ziemi przez powołanie do życia kościoła i odtąd każdy, kto chciał być obywatelem Państwa Bożego, musiał przedtem stać się członkiem kościoła.

Tak tłumaczy św. Augustyn powstawanie społeczeństw ziemskich i niebieskich, wyliczając ich cały szereg, a wszystkie oparte są o dwa państwa: Civitas Dei z Bogiem na czele i Civitas Diaboli z szatanem. Obywateli Państwa Bożego cechują cnoty takie, jak pokora, miłość Boga, dobra wola, sprawiedliwość, posłuszeństwo i prawda. Pod panowaniem bożym zażywają oni pokoju i prawdziwej wolności; natomiast członkowie państwa diabelskiego zdani są, na łup wszelkiego rodzaju występków w następstwie grzechu pierworodnego, jak pycha i wyniosłość, miłość własna i niesprawiedliwość, nieposłuszeństwo i fałszywa obłuda.

Cechą, panowania szatana jest ciągły niepokój i zamieszanie, przynosi ono nie wolność, ale ciężką, niewolę. Pokój wśród bezbożnych to pokój pozorny, to pokój zbójców; rzekoma wolność wśród bezbożnych, to wolność fałszywa, bo tkwi ona w więzach grzechu i niewiary. A zatem władca zły, to pyszny i pełen egoizmu tyran, który nie rządzi w posłuszeństwie do Boga, lecz przeciw Bogu, zastępuje on władzę szatana tu na ziemi, podczas gdy władca dobry jako rex iustus lub imperator felix jest zastępcą, Chrystusa, prawdziwego władcy Państwa Bożego.

Poglądy św. Augustyna rozwijali i uzupełniali późniejsi pisarze, jak papież Grzegorz W., następnie  zw. Pseudo-Cyprjan w swym piśmie De duodecim abusivis saeculi, Hincmar z Reims, a zwłaszcza pisarze, stojący po stronie papieskiej w okresie walk papiestwa z cesarstwem. Pretensje władzy kościelnej do panowania nad władzą świecką, właśnie na tych poglądach się opierały.

Każdy wykształcony człowiek klasycznego średniowiecza znał je bardzo dobrze i przejął się ich sposobem myślenia. Uzbrojony w poglądy św. Augustyna Kościół rozpoczął walkę z władzą świecką, walkę, która najpierw dążyła do uwolnienia  kościoła od przewagi państwa świeckiego, czyli do uzyskania tego, co się nazywało libertas ecclesiae, następnie do zapanowania nad państwem, aby wreszcie znieść je zupełnie i zastąpić Państwem Bożym.

Walka ta była prowadzona bardzo systematycznie. Więc Grzegorz VII, rozpocząwszy ją, z cesarzem Henrykiem IV, wyprowadza władzę świecką, na podstawie poglądów św. Augustyna i Grzegorza W. od diabła, jako "księcia tego świata", ze "królowie i książęta pochodzą, od tych, którzy Boga nie znają, i przez pychę, rabunek, wiarołomstwo, mord i wszelkiego rodzaju zbrodnie z pomocą szatana, jako księcia tego świata, w ślepym i namiętnym pożądaniu dążyli do panowania nad sobie równymi". Wprawdzie pożyteczność istnienia władzy świeckiej uznawali pisarze kościelni, uznawali nawet papieże, bo "miecz duchowny często jest w pogardzie, o ile go nie wesprze miecz materialny" - pisał Inocenty III w r. 1202 do książąt niemieckich, ale ta władza, to coś drugorzędnego.

Jan z Salisbury (zm. 1182) wyznacza państwu rolę kata, a Bertold z Ratysbony władzom świeckim każe bronić chrześcijaństwa "przed złodziejami, rabusiami i podpalaczami, przed żydami, przed poganami i kacerzami, przed krzywoprzysięzcami i bezprawnymi gwałtami". Książęta świeccy powinni spełniać tę część obowiązków, których nie godzi się spełniać kapłanom.

Po odłączeniu się kościoła od państwa (1122) Kościół stale dąży do zapanowania nad nim. Papież Inocenty IV w r. 1245 cesarza Fryderyka II nazywa smokiem a innych królów i książąt wężami i wyraźnie cel walki określa, kiedy pisze: "Musimy się z tym smokiem pogodzić, albo go zmiażdżyć, a wtedy już te małe węże, tych ohydnych królików, łatwo pokonamy". Chytrze postawił kwestię św. Tomasz z Aquino, mówiąc o powstaniu państwa świeckiego. Uznawał on je jako zło konieczne, wywołane następstwem grzechu pierworodnego. Wskutek grzechu powstał niepokój, który zmusił słabszych do zawarcia związku celem zapewnienia sobie spokoju przed gwałtownikami,  przeto oddano władzę w ręce jednego. Ten kontrakt więc stał się początkiem władzy państwowej.

Rządy książąt polegały na dobrowolnym poddaniu się społeczeństwa pod ich wolę, ale to dobrowolne poddanie się mogło by cofnięte, jeżeli panujący nie spełniał obowiązków swego powołania. Pogląd ten zaś na powstanie władzy świeckiej był wyzyskiwany w czasach walki papiestwa z cesarstwem, bo przeciwnicy cesarstwa głosili konieczność rozwiązania owego kontraktu poddanych z cesarzem, Manegold z Lanteubach w piśmie wymierzonym przeciw Henrykowi IV pisze: "Czyż nie jest jasne, że tego, który układ pierwszy złamał, musi się z powierzonej godności złożyć i lud od jego władzy uwolnić"? Uczynić to zaś powinien Kościół. Bo jeżeli władza świecka na skutek grzechu pierworodnego, jakkolwiek z dopuszczenia bożego, ale przecież przez lud została powołana, to Kościół bezpośrednio od Boga został ustanowiony.

O różnicy powstania władzy świeckiej i kościelnej tak pisał Inocenty IV: "Obydwie władze, zarówno królewska jak i kościelna, tkwiły w ludzie bożym; władza kościelna przez boże powołanie, królewska przez ludzki nieodparty przymus". Nie wystarcza to jednak do wykazania wyższości władzy kościelnej nad świecką, więc sięga się do autorytetu Chrystusa. Już Inocenty III podnosił, że Chrystus, jako pan nieba i ziemi, oddał rządy swemu zastępcy św. Piotrowi nie tylko nad Kościołem ale nad całym światem, a zatem papież w swym ręku "łączy najwyższą władzę kapłańską z nieograniczoną władzą królów", a jeszcze w wyższym stopniu podkreśla to Innocenty IV w liście do cesarza Fryderyka II, powiadając, że Chrystus ustanowił nie tylko kapłańską, ale także królewską władzę i zarówno nad ziemskim jak i niebieskim państwem oddał rządy św. Piotrowi, wręczając mu nie jeden lecz dwa klucze. Na tej samej zaś podstawie również św. Tomasz z Aquino udowadnia, że papieżowi jako najwyższemu kapłanowi, następcy Piotra, zastępcy Chrystusa, rzymskiemu biskupowi, wszyscy królowie chrześcijańscy winni być posłusznymi, jak samemu Chrystusowi.

Nie brakowało najskrajniejszych porównań na określenie władzy duchownej i świeckiej, na udowodnienie wyższości pierwszej nad drugą. Więc Kościół to dusza, a państwo świeckie to ciało, i jak dusza rządzi ciałem, tak i Kościół państwem rządzić powinien. Grzegorz VII w liście do Wilhelma Zdobywcy (r. 1080) porównuje władzę królewską ze światłem księżyca, duchownej  ze światłem słonecznym. Słońce świeci we dnie, księżyc w nocy.

Inocenty III dodaje, że słońce świeci własnym światłem, a księżyc tylko odbiciem słonecznego; podobnie więc władza królewska jest tylko odblaskiem władzy kościelnej. Dołącza się teoria o dwóch mieczach, świeckim i kościelnym; obydwa zdaniem Bonifacego VIII zostały złożone w ręce kościoła do jego rozporządzenia: "jeden musi być dzierżonym dla kościoła, drugi przez Kościół: jeden przez duchowieństwo, drugi przez królów i wojowników, ale według woli i wskazań kapłana".

Zawsze zaś Kościół w walce z władzą świecką głosił wolność. Wolność swoją własną najpierw a następnie tych, którzy się mu poddali: bo prawdziwa wolność w myśl wskazań św. Augustyna tylko w Kościele - Państwie Bożym na ziemi się  znajduje. Głosząc i konsekwentnie przeprowadzając swe idee, przeprowadził najpierw swe odłączenie czyli uwolnienie od władzy świeckiej, następnie podporządkowuje ją sobie. Po kolei różne państwa poddawały się stolicy św. Piotra, stawały się jej lennem. Najgroźniejszego swego wroga, cesarza, zdołało papiestwo pokonać, a następnie do swych stóp go rzucić.

Kiedy w roku 1298 wbrew woli papieża wybrano w Niemczech na króla Albrechta, Bonifacy VIII sam sobie włożył na głowę koronę cesarską , mówiąc: "Ja jestem cesarzem, ja imperatorem, mnie należy dbać o interesy imperium". W czasie jubileuszu w roku 1300 przywdziewa insygnia władzy papieskiej i cesarskiej, oświadczając, że jako zastępca Chrystusa jest głową świecką i duchowną świata. A kiedy król Albrecht  się upokorzył, uznał lennikiem papiestwa, nadszedł czas na ostatnie stadium walki, mającej na celu zniesienie władzy świeckiej. Nie udało się to jednak; wprost ze szczytu potęgi stoczyło  się papiestwo w przepaść upadku.

We wszystkie szczeliny życia  społecznego i państwowego wdzierał się Kościół. Pod jego wpływem kształtowało się prawo, kształtowało się życie gospodarcze i rodzinne. Ogólnym celem przyrodniczym ludzkości jest rozmnażanie się. Zarówno jednak sama przyroda jak i ludzka wola od najdawniejszych czasów dopuszczały wyjątki od tej reguły. Stąd już w starożytnym świecie i we wszystkich religiach spotyka się ludzi, których życie  rodzinne nie zadowalało i przeto wyrzekali się  go dla ascezy.

Tym bardziej musiało się to zdarzać w świecie chrześcijańskim, skoro religia chrześcijańska przecież początek rodziny z grzechem pierworodnym łączy, podobnie jak powstanie państwa tak samo i powstanie małżeństwa od upadku grzechowego pierwszych rodziców wyprowadza. Wprawdzie małżeństwo powołał do życia w raju sam Bóg, ale było ono inne od tego po upadku grzechowym.

Według ojców kościoła (Grzegorz z Nazjansu, Jan z Damaszku), gdyby nie ów grzech, mnożenie się ludności nie odbywałoby się za pośrednictwem płciowych stosunków, a poglądy te o tyle podziela również Tomasz z Aquino,  że wprawdzie, zdaniem jego, dla zrodzenia potomka także wówczas niezbędnym byłoby cielesne obcowanie, ale miało ono być wolne od wszelkich zmysłowych pożądań. Z tego też powodu powściągliwość w stosunkach małżeńskich w owych rajskich  czasach nie byłaby chwalebną, natomiast jest chwalebną od czasu upadku grzechowego, bo powściągliwość w zmysłowych  namiętnościach przynajmniej częściowo przenosi człowieka do owego dawnego rajskiego, bezgrzesznego stanu.

Jakżeż odmiennymi są zapatrywania na miłość w starożytności a w średniowieczu. Pogańscy bogowie używa ją w całej pełni radości życia, Wenus jest boginią zmysłowej, ziemskiej miłości, podczas gdy N. M. P. występuje jako uzmysłowienie jej negacji. Nie miłość zmysłowa, ale niewinność i dziewictwo czyni życie człowieka podobnym do życia aniołów. Człowiek czysty, tylko co do szczęścia od nich się różni, nie co do cnoty - mówi sw. Bernard z Clairvaux, a ci co na ziemi czystości przestrzegali, w niebie dostają się do najwyższego chóru aniołów.

Ileż przepięknych opowieści i legend wielbi owo rozmiłowanie się  w czystym i niewinnym życiu, które w zmysłowej rozkoszy widzi tylko grzech i śmierć! Cnota czystości to prawdziwy brylant poetycki w owym wyrafinowanym systemie średniowiecznego rzymskiego kościoła; to cudownej piękności wonne kwiaty, które czarowną i różnobarwnej, pełną naiwnej wiary i uczucia wstęgą przewijają się poprzez przepaści fanatyzmu religijnego i w ślad za nim idącej - zbrodni.

Gdyby jednak wszyscy ludzie żyli w czystości, w takim razie zaginąłby rodzaj ludzki, czego nie mogli sobie życzyć nawet ci, co czystość głosili. Kościół ze zwykłym sobie sprytem umiał w wątpliwości znaleźć drogę. Dobrowolne dziewictwo ceni jako stan wyższy wprawdzie, ale małżeństwa przecież za grzech nie uważa. Święty Tomasz z Aquino wyrażał się o małżeństwie, że co prawda nie jest ono grzechem, ale niższego rzędu dobrem,  bo chociaż obcowanie płciowe męża z żoną nie odciąga ducha od cnoty, ale nie pozwala na doskonałość w cnocie. Inny zaś teolog, Wincenty z Beauvais, głosił, że małżeństwo nie pozwala człowiekowi w całości oddać się Bogu, bo żonaty ma za dużo do czynienia z ziemskimi sprawami.

"Kto bez żony jest, stara się o to, co Pańskiego jest, jakoby się podobał Bogu. A który z żoną jest, stara się o to, co światu należy, jakoby się podobał żonie; i rozdzielony jest".

Kościół, godząc się na małżeństwo, wymaga zgody obydwóch stron, wymaga błogosławieństwa kościelnego, które jednak początkowo nie było niezbędne do uważania małżeństwa za ważne. Utrudnia je przez przejęcie z prawa rzymskiego stopni pokrewieństwa i rozszerzenie ich na pokrewieństwo duchowe, więc rodziców chrzestnych i ich chrzestników, dzieci rodziców chrzestnych i t. d. Przez błogosławieństwo kościelne nabiera małżeństwo religijnego charakteru i staje się sakramentem nierozerwalnym. Skoro zaś zostało uświęcone, przeto cielesne obcowanie małżonków nie mogło być grzechem, ale duch ascezy domagał się powściągliwości, usunięcia zmysłowych pożądań, bo  inaczej nie mogłoby być sakramentem. Był to zresztą sakrament niższego stopnia, uważano małżeństwo jako zło konieczne, mające na celu powstrzymanie od rozpusty, bo przez nie człowiek ograniczony był do obcowania z jedną niewiastą, obcował zaś z nią nie dla rozkoszy, lecz dla płodzenia dzieci (actus meritorius); po osiągnięciu zadowolenia zmysłowego (reddere debitum), nie wolno było mężczyźnie pod ciężkim grzechem do innej niewiasty się udawać.

Niektórzy asceci jednak nie zadowalali się słowami św. Pawła: "i który daje w małżeństwo pannę  swoją, dobrze czyni, i który nie daje, lepiej czyni", ale w dalszym ciągu małżeństwo uważali prawie za grzech przeciw czystości. Jeszcze około r. 1430 dominikanin, Jan Nider, nie wahał się małżeństwa  nazywać "trądem moralnym: lepra moralis.

Pomimo zawarcia związków małżeńskich małżonkowie mogli żyć w czystości, a kościół tego rodzaju właśnie małżeństwa gorliwie popierał, według legendy bowiem chrześcijańskiej wzorem  powinno być małżeńskie pożycie N. M. P. Wiele też małżeństw znają wieki średnie, w których małżonkowie, za obopólną zgodą, zachowali do końca życia czystość i dziewiczą niewinność.

Rodzina święta powinna być wzorem i przykładem dla pobożnej średniowiecznej rodziny. Więc sprawy boże dla dzieci stać winny przed obowiązkami względem rodziców. Wszak Chrystus, kiedy, mając lat dwanaście, w świątyni nauczał, a rodzice po długich poszukiwaniach, znalazłszy go tam, wyrzuty mu czynili, odpowiedział: "Cóż jest, żeście mnie szukali? Nie wiedzieliście, iż w tych rzeczach, które są Ojca mego, potrzeba żebym był?" A kiedy indziej , gdy mu oznajmiono; "Matka twa i bracia twoi stoją przed domem, chcąc cię  widzieć", rzekł: "Matka moja i bracia moi ci są, którzy słowa Bożego słuchają i czynią". Nie uznawał zatem rodziców, kiedy chodziło o sprawy boże.

Za przykładem Chrystusa właśnie  postępowali średniowieczni asceci: nie uznawali oni obowiązków względem ojca i matki, którym zawdzięczali tylko grzeszne ciało i ludzką niedoskonałość. Święty Bernard tak pewnemu młodzieńcowi, pragnącemu zostać mnichem, każe przemawiać do rodziców: "Co mam od was prócz grzechu i nędzy? To marne ciało jeno, przyznaję i uznaję, że mam je od was. Czyż nie wystarczy wam, że wy, nędzni, mnie - nędznego - w nędzę świata wypchnęliście, że wy - grzeszni, mnie, grzesznego, w waszym grzechu spłodziliście, żeście urodzonego w grzechu grzechem karmili?  Czyż nie zechcecie mieć nade mną litości, o którą, prosiłem Tego, który nie żąda śmierci grzesznika i pragniecie synem czarta uczynić"?

Nie znaczy to, żeby Kościół nie nakazywał miłości dzieci do rodziców. Jak jednak bezżeństwo dla bożych celów wyżej cenił aniżeli małżeństwo, tak samo rezygnację z miłości rodzicielskiej wyżej stawiał, opierając się na słowach Chrystusa: "Kto miłuje ojca albo matkę więcej niż mnie, nie jest mnie godzien; a kto miłuje syna albo córkę nade mnie, nie jest mnie godzien".

Te pozaziemskie, ascetyczne pojęcia o rodzinie i małżeństwie stały się, prawdziwym źródłem potęgi kościoła, bo wielu wyrzekało się  przyjemności życia rodzinnego, zostawało mnichami i ascetami, oddanymi służbie bożej. Mnich ascetyczny, nie uznający obowiązków względem ojczyzny i rodziny, czuł się silnie związanym z Kościołem i dla niego w myśl jego poleceń pracował.

Na tych bezżennych, ascetycznych mnichach zbudował Kościół swą potęgę. Wiedział Grzegorz VII, jaką wartość dla kościoła stanowiła armia bezżennych, silnie i bezwzględnie z nim związana, oderwana od reszty świata - i przeto celibat na duchownych świeckich rozciąga. A z drugiej strony także instytucję małżeństwa, dla którego błogosławieństwo kościelne nie było nieodzownym, pragnie Kościół w ścisłe karby ująć. Papież Aleksander III małżeństwo bez błogosławieństwa kościelnego już zbrodnią, nazywa, a synody XIII wieku zakazują, zawierania związków małżeńskich przez ludzi świeckich  poza kościołem.

Skoro cel ludzkiego bytu według religijnej metafizyki wieków średnich znajdował się w życiu pośmiertnym, skoro ziemskie życie o tyle tylko miało wartość, o ile było przygotowaniem do przyszłego, przeto również pracę ludzką i zdobywanie dóbr doczesnych kościół w myśl swoich ideałów pojmował i regulował.

Praca niemniej, jak państwo, jak rodzina, była następstwem grzechu pierworodnego, następstwem owej klątwy, jaką rzucił Bóg na pierwszego rodzica: "Przeklęta będzie ziemia w dziele twoim; w pracach jeść z niej będziesz po wszystkie dni żywota twego... w pocie oblicza twego będziesz pożywał chleba".

Przed grzechem pierworodnym nie wiedzieli pierwsi rodzice, co to jest praca, ani co troska o chleb codzienny. Również Chrystus nie stworzył instytucji pracy, a do Marty, która dla niego skrzętnie posiłek przygotowywała, powiedział: "Marto, Marto! krzątasz się około wiela, jednego tylko potrzeba". I przeto Kościół pierwszych wieków więcej cenił życie, poświęcone Bogu, aniżeli pracy. Stan mniszy, prowadzący życie kontemplacyjne, uważanym był za najdoskonalszy.

Późniejszy jednak Kościół, chociaż uznawał wyższość życia kontemplacyjnego, rozumiał także, że brak zajęcia się jakąkolwiek pracą naraża duszę ludzką na niebezpieczeństwa, bo budzi grzeszne myśli: poleca więc i nakazuje pracę jako środek ochronny przeciwko zmysłowej i do grzechu skłonnej naturze ludzkiej.

Wszyscy więc założyciele zakonów na Zachodzie, w przeciwieństwie do stosunków, panujących na Wschodzie, uznawali wartość pracy, uważając ją za najlepszy środek do stłumienia popędów zmysłowych. Próżniactwo to "wróg duszy ludzkiej", nauczał św. Benedykt i dokładnymi przepisami określił, co brat zakonny przez cały dzień i przez całą noc ma robić. Św. Bernard zaś tymi słowy wzywa siostry zakonu cysterskiego do pracy: "Sługa Chrystusa musi zawsze się modlić, czytać i pracować, aby umysłu, niczym nie zajętego, nie opanował znienacka duch nieczystości.

Żądze cielesne pracą tylko się zwalcza. Jeżeli przestaniesz czytać, to musisz pracować, byś nigdy nie była bezczynną, bo próżniactwo jest wrogiem duszy". Nie polecał więc kościół pracy dla niej samej, ale uważał ją raczej za pewnego rodzaju ćwiczenie ascetyczne, za dobrą szkołę karności. Jeżeli więc założyciele takich zakonów, jak benedyktyni, kameduli, kartuzi, cystersi lub premonstratensi, polecali zakładać klasztory w dzikich puszczach leśnych, wśród bagnisk i trzęsawisk, to czynili to w tym celu, aby praca nad ich uprawą była jak najcięższą, aby pracowite ćwiczenia ascetyczne stały się prawdziwym umartwieniem ciała.
 
Ale ta praca powinna być w ten sposób wykonywaną, żeby mnich nigdy nie tracił z oczu swego głównego powołania - religijnej kontemplacji i modlitwy. Natomiast pracę dla korzyści materialnej uważał Kościół za grzech; polecały ją synody, polecali biskupi i opaci nie ze względu na jej wartość gospodarczą, ale ze względu na wysokie znaczenie, jakie miała dla wychowania religijnego.

Podobnie jak praca, tak samo i własność prywatna przed upadkiem grzechowym nie była znana. Według nauki ojców  kościoła, od św. Ambrożego począwszy aż do Tomasza z Aquino, własność powinna być wspólna, bo, jak wspólna jest  ziemia dla wszystkich ludzi, tak wspólne być winno używanie jej plonów. Pierworodny grzech zrodził chciwość, a ta, wbrew naturze, wywołała podział na moje i twoje. Chrystus nie tylko sam żył w ubóstwie, ale także nakazywał tym, którzy chcieli go naśladować, rozdać majętność swą między ubogich.

Naśladowanie zaś Chrystusa w ubóstwie prowadziło do negowania prywatnej własności, człowiek bowiem, dążący do nadziemskich ideałów, winien być wolnm od ziemskich spraw i trosk. Do pogardy więc doczesnych bogactw wzywał Bernard z Clairvaux, do gardzenia majętnościami wzywał sw. Franciszek z Asyżu, dobrowolne ubóstwo zalecał św. Tomasz z Aquino, bo ubóstwo to warunek osiągnięcia doskonałej miłości Boga.

Pogardzano przede wszystkim w sferach ascetycznych pieniądzem i głośno rozlegały się  wśród społeczeństwa średniowiecznego słowa Chrystusa: "Nie możecie Bogu służyć i mamonie".  Cysters Cezary z Heisterbach w swych homiliach powiada: "Każdy bogacz jest albo złodziejem lub spadkobiercą złodzieja", a św. Bonawentura w Żywocie św. Franciszka pisał: "Pieniądz nie jest niczym innym dla sług bożych, jeno jako szatan i jadowity wąż" .

Zwłaszcza mnisi winni się trzymać z dala od prywatnej własności. Rodzice mnicha, wstępującego do zakonu sw. Benedykta, musieli przysięgą się zobowiązywać, że nie oddadzą majątku synowi, jeno konwentowi. "Niech nikt nie uważa szat lub czegokolwiek za swoją własność. Mamy przecież prowadzić życie apostołów"  - powiada regula augustjanów. "Mnich nie śmie niczego za swą własność uważać, ani książki, ani zeszytu, ani nawet pióra... wszystko ma być dla wszystkich wspólnym" - czytamy w regule cysterskiej. W zakonie benedyktynów nie wolno było używać wyrazów moje i twoje, jeno nasze. Doszło do takiej przesady, że nawet powstał spór, czy mnich członki swojego ciała może nazywać swoimi, czy raczej naszymi. Założycielom zakonów żebraczych już tego rodzaju pogląd nie wystarczał, bo jeżeli dawniejsze zakony, negując własność prywatną poszczególnych mnichów, dopuszczały własność konwentu, to św. Franciszek i św. Dominik nie pozwalali na posiadanie dóbr klasztorom a nawet całemu zakonowi. Bracia zakonni żebraniem powinni starać się o swe utrzymanie.

Ewangelia ubóstwa w zasadzie była także wzorem dla świeckich. Wprawdzie nie wymagała ona od nich zupełnego wyrzeczenia się posiadania własności, ale w każdym razie zmuszała ich do ograniczania się w powiększaniu swych majętności. Już w pierwszych czasach chrześcijaństwa posiadanie prywatnej własności było dopuszczalne, ale tylko w takiej mierze, jaka była niezbędnie potrzebną do utrzymania życia. Wszystko, co ponad niezbędną potrzebę pozostawało, uważano za własność ubogich. Św. Augustyn nazywał taką nadwyżkę "własnością cudzą", a wieki średnie szły za zdaniem tego ojca kościoła.

Św. Tomasz z Aquino uznawał wprawdzie, że człowiek daleko Iepiej pracuje, jeżeli pracuje dla siebie, ale jeżeli posiadł więcej, aniżeli mu do życia było niezbędnie potrzebne, uważał to już za chciwość.  A chciwość to grzech, przez który ponad konieczną potrzebę stara się ktoś nabywać, względnie otrzymywać bogactwa. Kościół przyjmował tę formę ograniczenia prawa własności, bo zupełny zakaz odwróciłby od nauki Chrystusa i od kościoła wielu  bogatych, ale dobrowolne ubóstwo zawsze uważał za prawdziwe naśladowanie Chrystusa.

Jak zaś ascetyczne pojęcie o pracy stało się przyczyną ogromnej twórczości mnichów w różnych kierunkach, tak znowu stanowisko kościoła, negujące Iub ograniczające prywatną własność, stało się przyczyną rozwinięcia się dobroczynności w wiekach średnich. Skoro bowiem Chrystus był wzorem ubóstwa, przeto każdego ubogiego uważano niejako za wizerunek ubóstwa Chrystusa, który nieraz według ówczesnej wiary postać żebraka przybierał, aby się przekonać, jak z ubogimi postępowano.

Rozwinęło się więc na wielką skalę jałmużnictwo, święte królowe i pobożne księżniczki miały trwonić wprost majątki na rzecz ubogich ku wielkiemu niezadowoleniu i utrapieniu swych małżonków, a równocześnie rozwinęła się miłość i litość dla chorych, jako wizerunków nie tylko ubogiego, ale i cierpiącego Chrystusa. Święte niewiasty pielęgnują chorych na zaraźliwe choroby, pokonują swój naturalny wstręt, całując owrzodzone części ciała, a św. Katarzyna Sienejska swoje bohaterstwo posunąć miała do tego stopnia, że wypiła materię z wrzodów chorego, twierdząc, że nic jej jeszcze tak nie smakowało.

Pieniądz w wiekach średnich uważany był za towar, który przez używanie ulega z czasem zniszczeniu, jak każdy inny przedmiot: ubywało go więc, a nie przybywało, i przeto powiększanie się kapitału pieniężnego przez przyrost procentów było niezrozumiałe. Przyrost może powstać przez wykonanie pracy lub przez przychówek z bydlęcia, a przecież pożyczanie nie jest pracą i pieniądz pieniądza nie rodzi. Procent byłby niejako nagrodą za ubiegły czas, a ten, co czas - boże urządzenie - na swoją korzyść a szkodę bliźniego wyzyskuje, popełnia grzech przeciw Bogu, jest lichwiarzem. Zakazują więc brania procentów już pierwsze sobory, zakazują  go również kapitularze Karola W., a sobór wienejski jeszcze w r. 1311 ogłasza za nieważne postanowienia statutów miejskich odnośnie do brania procentów.

To samo odnosiło się do cen produktów rolnych. Kapitularze Karola W. uważały podwyższanie ceny zboża w czasie głodu i przednówków za niedopuszczalne, bo rolnik tylko raz pracę wykonał, więc i cena nie mogła być wyższą, aniżeli zaraz po zebraniu produktu rolnego z pola. Z tego samego powodu również wysokość zapłaty bez względu na termin płatności nie powinna ulegać zmianie i przeto różni papieże kontrakty kupna, które sumę jakąś, zależnie od czasu jej zapłacenia, naznaczały wyższą, wprost uznawali za nieważne.

Naturalnie, że podobnych zasad nie można było zastosować do handlu: żeby kupiec sprzedawał towar za taką samą cenę, za którą go kupił, ale też handel w oczach kościoła był czymś pogardy godnym. Św. Tomasz z Aquino w tym tylko wypadku uważa go za usprawiedliwiony, jeżeli obydwie strony, t. j. kupujący i sprzedający, były zadowolone. Wszelkie czynsze, wszelkie spekulacje i handle pod wpływem kościoła podciągają wieki średnie pod nazwą lichwy, a kapitularz Karola W. z r. 808 tak określa pojęcie lichwiarza: "Lichwiarzem jest ten, kto więcej żąda aniżeli dał."

Piękne to były teorie kościoła o ubóstwie i pogardzie doczesnych bogactw, ale niestety w stosunku do samego kościoła pozostały tylko teoriami. Słusznie powiadał Seneka, że "najkrótszą drogą do majątku jest pogarda bogactwa". Na nikim ta prawda tak dosłownie się nie spełniła, jak właśnie na Kościele. Nauka o ubóstwie stała się źródłem jego bogactw i potęgi materialnej.

Ubogie kościoły, ubóstwo głoszące klasztory otrzymują jałmużny w formie bogatych fundacji, stają się bogatymi, bogatszymi z czasem, aniżeli ci, którzy je obdarowywali. "Ubodzy" porastali w majętności, bogaci zbliżali się do ewangelicznego ubóstwa. Przychodzi więc do reakcji z ich strony, reakcji chwilowej zresztą , bo każdy nowy zakon, głoszący i praktykujący ubóstwo, znajdował zawsze hojnych protektorów, dbałych o zbawienie swej duszy. Na bogactwa kleru świeckiego i zakonnego sami duchowni zresztą narzekają.

Więc cysters, św. Bernard z Clairvaux, z oburzeniem opisuje bogactwa i życie rozwiązłe klunjatów. "Skłamałbym", powiada: "gdybym nie widział opata, który 60 koni a nawet i więcej w swym orszaku nie prowadził.  Na widok przeciągających możnaby sądzić, że nie ojców klasztornych, ale panów zamkowych, nie kierowników dusz, jeno książąt ma się przed sobą". Wnet jednak wzbogaceni cystersi nie lepiej w oczach późniejszych krytyków się przedstawiają. Tym bardziej duchowieństwo świeckie zasługiwało na surową naganę. "Są synami Chrystusa a służą Antychrystowi",  gromi ich ten sam św. Bernard. Stąd ów przepych królewski, stąd szaty bogate, stoły w wspaniałe jadła i napitki zastawne, uczty przy dźwięku fletów, cytry i liry. "Nie pasą oni trzody Pańskiej, ale zabijają ją i pożerają".

Naukę o naśladowaniu w ubóstwie Chrystusa tylko niewielu wprowadziło w czyn. Daleko od niej pozostawał przede wszystkim sam urzędowy Kościół.

Niemniej cały ustrój Prawny wieków średnich kształtował się pod wpływem przemożnym teorii kościeInych. Podstawy ustroju prawnego stanowiły prawo rzymskie i prawa narodowościowe; przenikał go jednak pogląd religijny i przyczyniał się do jego rozwoju, bo w myśl swoich idei jednych zasad bronili, przeciw innym występował. Wytworzyło się w ten sposób prawo kościelne, którego podstawą był stosunek człowieka do Boga, a prawu temu winno podlegać świeckie. Ekskomunikowany  bowiem nie mógł sprawować żadnych urzędów, nie był zdolnym do sądowego zeznania jako świadek, nie mógł skarżyć, ani się bronić, nie mógł ważnego testamentu sporządzić, ani dziedziczyć. Wszystko to władza świecka uznawała i przeto wpływ poglądów religijnych na prawo świeckie, zarówno cywilne jak zwłaszcza karne, musiał być znacznym.

Wierzono, że Bóg stoi po stronie prawdy, stąd przyjmuje się przysięga na dowód prawdy lub sądy boże, przeciwko tym ostatnim zresztą powoli Kościół poczyna się zwracać, uważając, że są one wyzwaniem Boga do czynienia cudów. Prawo kościelne w tym wypadku tylko przyjmowało zbrodnię, jeżeli była zamierzoną. Sam już zamiar popełnienia zabójstwa jest według niego zbrodnią, bez tego zamiaru zbrodnią nie był. Chrystus nauczał, "iż wszelki, który patrzy na niewiastę, aby jej pożądał, już ją zcudzołożył w sercu swoim", i przeto prawo kanoniczne przyjmuje, że kto spojrzeniem pożąda cudzej niewiasty, ten już popełnił cudzołóstwo. Dziewczyna natomiast, która siłą została zniewolona, nie przestaje być dziewicą. Zbrodnia powinna być popełniona świadomie, a zatem pijany nie może być karany za zbrodnię, ale za pijaństwo.

Kościół pojmował zbrodnię jako obrazę Boga, nie państwa, religijne zaś pojęcie zbrodni prowadziło do religijnego poglądu na zastosowanie środków karnych, jak ekskomunika, pokuta kościelna, Kary te nie miały na celu zniszczenia zbrodniarza, ale chciały skłonić go do poprawy. "Surowość kary winna być środkiem leczniczym, aby złoczyńcę naprawić i do dobrego doprowadzić" - mówią dekrety Gracjana. Teoria ta jednak, jak zobaczymy, nie pokrywała się z praktyką.

Z innego punktu widzenia występowało prawo świeckie przeciw zbrodni; nie z pobudek religijnych, ale w imię dobra państwa i społeczeństwa, nie zawsze przeto mogło się godzić z poglądami kościoła. Coraz częściej i silniej występuje cesarz, książęta i miasta w myśl interesów świeckich przeciw mieszaniu się sądów kościelnych w sprawy świeckie, aż przychodzi wreszcie do podziału ich na takie, które należały do kompetencji jednego lub drugiego prawa.
 
Może jeszcze w większym stopniu, aniżeli stosunki praktycznego życia, nauka i wiedza były uzależnione od poglądów kościelnych. Ponieważ całe życie doczesne dla idei życia pozagrobowego, dla idei Państwa Bożego miało służyć, przeto nauka o tyle tylko miała wartość, o ile temu celowi służyła. Wyłączenie  więc wszelkich wniosków, sprzecznych z teoriami kościoła, było zadaniem nauki średniowiecznej, bo przedstawiały one niebezpieczeństwo dla duszy ludzkiej.

Nie podziela Kościół starożytnych maksym o nauce i ludziach nauki jak: "Nikt nie jest mędrcem jeno silny", lub: "Niecierpliwość rośnie z wiedzą i trudnym jest wielką wiedzę zadowolić", bo nauka powinna prowadzić "do nadziemskich, świętych tajemnic, do skrytych i słodkich przepaści mądrości, do owego światła niedosięgalnego, gdzie Bóg przebywa". O ile się do tej mądrości nie zwraca, każda nauka jest nie tylko próżną, ale i zgubną. Zgubną więc jest nauka świecka: "głupstwem i błazeństwem" nazywa ją Piotr Damiani, kanclerz Grzegorza VII, Tomasz z Aquino dążenie do poznania innych zagadnień a nie Boga samego piętnuje wprost jako grzech, a nawet Roger Bacon wyraża się o takiej nauce, że prowadzi "do piekielnych czeluści".

Nic dziwnego, że studia nad literaturą starożytną, tym świeckim źródłem pokus naukowych,  były początkowo niemile widziane, że mnichom wzbraniano zajmować się studiami nad prawem i medycyną, skoro bez uwzględnienia dzieł starożytnych nie dały się one nawet pomyśleć. Aż do drugiej polowy XII w. (1163) wiele w tym kierunku zapadało uchwał soborowych i wiele wychodziło dekretów papieskich.

Ze względu przecież na same wzory literackie musiano na studia starożytnych autorów się zgodzić, a kiedy poczęto zwracać uwagę, że bez znajomości filozofii starożytnej trudno zrozumieć Pismo Święte, że niewierni znają  nie tylko pogańskie ale i chrześcijańskie dzieła i tem właśnie górują  nad chrześcijanami, to wreszcie (za pap. Grzegorza IX) sam wielki Arystoteles znalazł łaskę w oczach kościoła. Niewątpliwy był to wpływ zakonu kaznodziejskiego, nakazującego studia naukowe swym członkom. Inny zakon bowiem, również zasłużony około nauki, mianowicie cysterski, początkowo był zdania, że studia odciągają mnichów od właściwego celu życia zakonnego, i przyjmował na nowicjuszów nawet nie umiejących czytać.

Kiedy zaś kapituła  generalna dowiedziała się w roku 1198, że jakiś mnich u żyda uczył się języka hebrajskiego, poleciła go przenieść do innego klasztoru; dopiero, kiedy rywalizujący w kaznodziejstwie z cystersami zakon dominikański nakazał swym klerykom studia nad językami wschodnimi, a nawet w jednej ze swych szkół kreował katedrę hebraistyki, uchwalają cystersi, że opatem może zostać tylko ten, kto posiada wykształcenie naukowe (1234), aż wreszcie opat z Clairvaux, Stefan I, założył w Paryżu Collegium s. Bernardi.

Jakkolwiek zresztą było, nauka i wiedza w wiekach średnich opanowaną była przez duchowieństwo; świeccy ludzie, oddający się nauce, należeli do rzadkości. W w. XI w Niemczech, według zdania rocznikarza, Wipona, uważano nawet za poniżające posyłać chłopca do szkoły jeżeli nie chciało się mieć z niego księdza. Celom kościelnym zresztą służyły ówczesne szkoły. Miały one za zadanie wykształcić księży i wychować religijnie Iud. Pierwsze zadanie spełniały szkoły katedralne i klasztorne, drugie parafialne. Rzecz naturalna, że nauczycielami w nich byli sami księża, bo nawet szkoły miejskie, jakie poczęły powstawać od XIII wieku, przez długie czasy jeszcze świeckich nauczycieli nie posiadały. Przedmioty religijne stanowiły w nich ośrodek nauczania i wychowania.

W myśl także poglądów kościelnych patrzano na świat i cel jego istnienia. Albertus Magnus powiada, ze został on stworzony dla człowieka, aby przez oglądanie go doszedł do poznania jego Stwórcy. We wszelkich zjawiskach przyrodniczych widziano tylko objawy potęgi Bożej, widziano w nich objawy dobroci Boga lub złośliwości czyhającego na zgubę duszy ludzkiej szatana.

Święci obcują bardzo blisko z przyrodą, ze światem zwierzęcym i roślinnym. Wytwarza się symbolika religijna. Więc jagnię i jednorożec są symbolami Chrystusa - gołąb Ducha Świętego, pelikan, krwią swoją karmiący własne dzieci, wyobraża ofiarną śmierć  Chrystusa, smok, wąż i niedźwiedź diabła oznaczają. Również cnoty lub występki przedstawiano sobie symbolicznie. Jagnię wyobrażało czystość i niewinność, kogut pokutę  i czujność, świnia, zając i hiena rozwiązłość i rozpustę, łabądź śmierć, feniks zmartwychwstanie.

Z roślin krzew winny oznaczał Chrystusa, drzewo oliwne miłość bożą, lilia niewinność, cyprys pokorę, cedr stałość w wierze, jabłoń grzech pierworodny etc. Szczególniej jednak symbolika religijna wieków średnich z lubością zwracała się do drogich kamieni, niewątpliwie pod wpływem św. Jana, który w swym Objawieniu wymienia 12 drogich klejnotów, na których mają być zbudowane mury nowej Jeruzalem. Symbolika ta zaś przypisywała kamieniom pewne wewnętrzne siły, w co ówczesna sztuka lekarska wierzyła.

Jak więc "żywa wiara przez dobre uczynki przemaga wszelkie pokusy diabelskie", tak "jaspis senne widziadła rozprasza"; szafir przeciwdziałał jadowi trucizny, szmaragd zaś leczył chorych na padaczkę i febrę. Ale szmaragd w wierze ówczesnej posiadał jeszcze inne właściwości, był bowiem do pewnego stopnia symbolem czystości i jeżeli ktoś w pobliżu niego dopuścił się przeciwko niej grzechu, w szczątki się rozsypywał. Albertus Magnus przypisywał mu tak daleko idącą czułość w tym kierunku, że nawet u małżonków nie znosił obcowania płciowego. Wszelkie kamienie jednak traciły swą moc, jeżeli dotknęły ich ręce nieczyste, i trzeba było dopiero przeprowadzać specjalne ceremonie oczyszczające w Kościele, aby swe pierwotne właściwości mogły odzyskać. Wiara ta zaś w wewnętrzne siły pewnych kamieni i roślin niemało wpłynęła na rozwój alchemii i nauk medycznych.

Najbardziej może poglądy ascetyczno-religijne wieków średnich przejawiały się w sztuce ówczesnej. Sztuka klasycznej starożytności polegała na naśladowaniu i studium zmysłowej natury, natomiast średniowieczna gardziła nią i potępiała w zasadzie, chociaż w czasach upadku życia zakonnego dostawała się nawet w mury klasztorne. Klunjaci np. z początkiem XII wieku ozdabiali swoje ubikacje figurami, zaczerpniętymi z mitologii, ku wielkiemu oburzeniu Bernarda z Clairvaux, który, wyszydzając owe centaury, syreny i pegazy, wołał zgorszony: "Na Boga, jeżeli się już nie wstydzą tych błazeństw, rozrzutności swej powinni żałować". Nie wierzył św. Bernard, żeby mnich, który takie obrazy miał przed oczyma, mógł przestrzegać przykazań bożych.

Przedmiotem malarstwa i rzeźby przez całe wieki średnie stają się tylko sceny z życia Chrystusa, ze Starego Testamentu lub z żywotów świętych. Podobnie zresztą miała się rzecz w literaturze epicznej i dramatycznej tych czasów. Wszystko powinno przemawiać do zmysłów o rzeczach nadzmysłowych, nadziemskich: jeżeli spotyka się figury zwierząt, to chyba jako symbole cnoty lub występku. W myśl ideii ascetycznych średniowiecze nie uznaje estetycznych ideałów starożytności, bo zmysłowa piękność form starożytnych podniecała zmysłowość, odciągała  od naśladowania Chrystusa. Gardzono pięknością.

Klemens z Aleksandrii wyraził się o piękności niewieściej, że jak piętno zdradza zbiegłego niewolnika, tak błyszczące pięknością oblicze zdradza nierządnicę. Bernard z Clairvaux nazywał niewiasty, szczycące się pięknością ciała, córkami Babilonu, a Ricardus Hampole piękność ciała uważał za pokrywkę występku i zarzewie zepsucia. Estetyce świeckiej starożytności wieki średnie przeciwstawiły swoją estetykę. Ponieważ starożytność bogów swoich wyobrażała sobie jako ideały zmysłowej piękności, przeto chrześcijańskie średniowiecze przeciwstawia jej  brzydotę Chrystusa. Różni ojcowie kościoła dowodzili, że był on najbrzydszym z ludzi, aż artyści bizantyjscy w czasie zamarcia i skostnienia sztuki stworzyli typ brzydkiego Jezusa. Byli jednak i przeciwnicy tego poglądu, jak św. Hieronim, św. Ambroży, Jan Chryzostom i Jan z Damaszku. Dla udowodnienia piękności Zbawiciela skomponowano nawet list prokonsula Judei, Lentulusa, pisany rzekomo do senatu rzymskiego, który specjalnie się zajmuje opisem idealnej wprost urody Chrystusowej. Czytamy w nim:

"W tych czasach zjawił się człowiek... obdarzony mocą cudowną, nazywa się Jezus Chrystus. Powiadają o nim, że jest wielkim prorokiem, uczniowie zaś jego uważają go za syna bożego. Zmarłym przywraca on życie i z wszelkich cierpień uzdrawia. Jest wysokiego wzrostu, a twarz ma tak łagodną i razem mocy pełną, że kto go zobaczy, musi go pokochać i bać się równocześnie. Włosy jego są koloru wina, po uszy gładkie i bez połysku, od uszu po ramiona kędzierzawe i lśniące, od ramion zaś po plecy przedzielone na dwie części zwyczajem Nazareńczyków. Czoło jego czyste i jasne, twarz bez najmniejszej skazy, okraszona lekkim rumieńcem, wyraz jej otwarty i łagodny, nos i usta doskonałej piękności, broda pełna i spiczasta koloru włosów, oczy błękitne i bardzo błyszczące. W gniewie i groźbie jest straszny, w nauczaniu i upominaniu łagodny, pełen miłości, czar i dostojność jego postaci są zniewalające. Nigdy nie widziano, by się śmiał, nieraz natomiast płacze. Trzyma się prosto, ręce jego są spokojne, o kształtach szlachetnych, ramiona doskonałe piękne. Potężny i poważny w mowie, mało używa słów. Jest on najpiękniejszym z ludzi".

Dopiero jednak właściwie sztuka odrodzenia według tego opisu typ Chrystusa pojęła. Starochrześcijańska i późniejsza, aż do czasów Ottonów włącznie, przedstawia go albo w postaci młodzieńczej, jako dobrego pasterza lub jako władca na tronie, otoczonego chórem aniołów. Czasy klasycznego średniowiecza, kiedy ascetyzm doszedł do punktu kulminacyjnego, wyobrażają sobie Chrystusa przede wszystkim, jako cierpiącego za grzechy ludzkie, a zatem ukrzyżowanego o rysach ascety. Początkowo nawet na krzyżu raczej stoi, niż wisi, nie uwidocznia się w jego postaci boleści, zamiast korony ciemiowej koronę królewską ma na głowie, ręce i nogi nie są przebite gwoździami, a ran na ciele nie widać. Obraz to dobrowolnej ofiary, która nie może znać bólu. Dopiero z wiekiem XIII, w sztuce gotyckiej, widzi się już wszystkie znamiona męki: ciało się w bólu pręży i wygina, głowa pochyla ku ramieniu, a cała postać ocieka potem i krwią.

Postać N. M. Panny natomiast od samego początku przedstawia się jako najpiękniejszą niewiastę, bo ta piękność miała odzwierciedlać piękno duszy Matki Chrystusa, wolnej od grzechu i niepokalanie poczętej. W czasach starochrześcijańskich pod wpływem posągów matron rzymskich pojmuje się N. M. Pannę, jako matronę w wieku od 40-50 lat, epoka zaś romańska wyobraża ją sobie w różnych latach i stale stara się jej wdzięk podwyższyć, aż sztuka gotycka stworzyła ten typ nigdy nie starzejącej się Madonny, zawsze jednako błyszczącej młodością i uduchowioną urodą, bez względu na to, czy artysta maluje ją jako dziewicę w chwili Zwiastowania, czy jako bolejącą Matkę. Czar ideału kobiecego wionie od niej, nie budząc zmysłowych podniet.

W N. M. Pannie sztuka średniowieczna, a wraz z nią i literatura religijna, wyidealizowała typ kobiety, w którym jednoczy się i czar etyczny i piękno godności kobiecej.  "Ten typ idealny stworzył w epoce brutalnej ciemnoty i obałamucenia umysłów pojęcie takiej czystości i subtelności, jakich nie znały najdumniejsze cywilizacje przeszłości". Z obrazami Madonny poczęto łączyć lilię, najpierw jako symbol czystości i niewinności, kiedy zaś powstała wiara, że przez spożycie lilii kobiety zachodzą w ciążę bez ingerencji mężczyzny, "waza, uwieńczona liliami, stała się godłem macierzyństwa Świętej Dziewicy". Kult zaś dla N. M. P. wszedł w krew i żyły społeczeństwa średniowiecznego: obrazy jej witano wybuchami namiętnej pobożności. Kiedy Cimabue wymalował jedną ze swych sławnych Madonn, lud florencki zgromadził się w wielkiej ilości, aby wśród modłów i dziękczynień uczestniczyć w przeniesieniu świętego obrazu do kościoła.

W przeciwieństwie do sztuki starożytnej, średniowieczna nie znosiła nagiego ciała. W starożytności klasycznej z pięknością jego łączyło się raczej uczucie godności aniżeli wstydu. Młodzieńczy Narcyz zdumiewa się nad własną urodą, kiedy się w zwierciadle wody przeglądał, anachoreci zaś średniowieczni szczycili się tym, że przez ciąg wielu lat nie spojrzeli na własne ciało, kaleczyli je nawet rozmyślnie i wszelkimi sposobami dręczyli, aby zniszczyć jego piękność, uważając ją za zło i pokusę do grzechu.

Pod wpływem ascezy urabia się specjalne pojęcie piękności, której ideał w ten sposób św. Bernard z Clairvaux w piśmie do mniszek zakonu cysterskiego zaleca:
"Najukochańsza siostro! Poskramiaj swoje ciało powściągliwością : pościć powinnaś i wstrzymywać się  od jedzenia. Bladym a nie rumieńcem zdobne niech będzie twoje oblicze, ciało twe  chude ma być, nie bujne. Tyle tylko jeść winnaś, aby zawsze być głodną".

Takimi są też przeważnie postacie mężczyzn i kobiet klasycznego średniowiecza, które na obrazach czy pieczęciach z owych czasów widzimy. Człowiek bowiem, Bogu oddany, zrywa ze światem i życiem doczesnym, tym prawdziwym polem pokus diabelskich, kuźnicą zła i występków, brudną drogą wszelkich sprośności, domem utrapienia i bagnem niedoli.
 

*

Fragment książki: Jan Ptaśnik - Kultura wieków średnich - t.1 - Życie religijne i społeczne


Data utworzenia: 25/03/2019 @ 00:57
Ostatnie zmiany: 14/06/2019 @ 21:59
Kategoria : Kościół od 800 do 1500r.
Strona czytana 5342 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
0-lararium2.jpgarval.jpg0-bacchus.jpg0-sol-invictus-1.jpg0-panteon.jpg0-janus.jpg0-august.jpg0-Suovetaurile_Louvre.jpg0-cupid-pom.jpgpontifex-coin.jpgdiana-efeska-coin.jpg0-scul.jpg0-nimes-the-maison-carree.jpgvenus-genetrix-coin.jpg0-maisone-carree-2a.jpg0-Clipeus_Helios_Terme.jpg0-lupa.jpg0-ap6.jpgvespasan-caduceus.jpgnero-coin.jpg0-TempioVesta.jpg0-maison-carree.jpgTemplo_de_Augusto_Pula.jpg0-Baalbek-Bacchus.jpg0-garni.jpg0-satiro-danzante.jpg0-aura_velificans_su_cigno.jpgcaracalla-serpent-coin.jpg0-Memento mori-Naples.jpgdivus_julius-coin.jpgjuno.pngbocca.jpgluk-konstantyna.jpg0-La_Maison_carree.JPG0-meduza.jpgmaxim-pontif-coin.png0-ara-p.jpgdivus-augustus-Gold_Coin.jpg0-Ara_Pacis_Rom.jpg0-westalka.jpgA_HIRTIUS-coin.jpgswiatynia-saturna-rome.jpgClipeus_Selene_Terme.jpgmoneta-rzym-caduceusz.jpgcaesar-flamin-coin.jpg0-Columns-Nimes.JPG0-tempio_di_minerva_assisi.jpg0-telllus.jpeggenii_2.jpgAugus-Pontifex Maximus.jpgpanteon-capitel-bm.pngforum_romanum.png0-Tempio_di_Iside.JPGkybele.jpgmatri-magnae-coin.jpg0-Vestal_Palatino.jpg0-panteon2.jpg0-lararium.jpg0-mitra.jpgdivina-augusta-coin.pnghades.jpgDenarius-Volteia-Roman-coin.jpg0-lar.jpg0-Mitreo_Ostia.jpg0-Apollo Sol.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 6500497 odwiedzający

 59 odwiedzających online