Religioznawstwo
Zagadnienia Religijne
Europa Pogańska
Azja
Hinduizm i odłamy
Judaizm i odłamy
Chrześcijaństwo i odłamy
Islam i odłamy
Afryka
Ameryka
Australia i Oceania

Grecja - Dionizje

Dionizje
Cała przyroda jest pełna cudów. Cudowny jest rozwój źdźbła w ziarnie, posianem w rolę; cudowne jest wyrastanie pędu spoza liścia zielonej łozy; cudowne jest kwitnienie i dojrzewanie owocu. Gdy jednak dla wszelkich roślin szereg cudów zamyka się dojrzałością owocu, krzew winny ma swój nowy, najwyższy cud dopiero przed sobą. Z gron bursztynowych lub ciemnoczerwonych wytłaczamy sok mętny i słodki, wlewamy go do beczki, zakopujemy beczkę w ziemi — tam, niby w grobie, pozostaje on przez zimę. I w tym czasie, gdy drzemie w łonie Matki-Ziemi, dzieje się z nim cud nowy, zwany fermentowaniem. Budzą się jakieś siły tajemnicze, burzą się i kłębią; długo toczy się ich walka, lecz oto, na koniec ustaje.

Znów cisza, spokój, jasność. Wydobywamy z ziemi beczkę, zakopaną w jesieni, jakże odmieniła się jej zawartość. Była mętna, a teraz jest przezroczysta; była słodka, a stała się ognista i iskrząca. Próbujemy napoju: jakiś ogień płynny wlewa się w nasze żyły. Pierwszy puchar nie szkodzi, a nawet drugi i trzeci. Ale biada temu, kto dotknie czwartego! Puchar czwarty jest pucharem krzywdy!

Tak, oczywiście: przyroda pełna jest cudów. Gdzie zaś jest cud, tam jest i bóg. Cud wina starożytni przypisywali swemu Dionizowi — temu, który narodził się z królewny tebańskiej Semeli; temu, który przyjął od Tezeusza uwieńczoną przezeń królewnę kreteńska Arjadnę i, obdarzywszy ją nieśmiertelnością, uczynił swoją boską małżonką. Szereg uroczystości, ciągnących się przez całą zimę, poświęcono w Atenach temu właśnie bogu.

Nasamprzód przypadało święto ofiarowania winorośli: ponieważ obciążona gronami gałązka nazywała się po grecku «oschos», więc i całemu świętu nadano imię «oschoforjów». Obchodzono je po winobraniu, wedle naszego kalendarza — w pierwszych dniach października. Winorośl była darem Dioniza dla Aten — czyli, co na jedno wychodzi, dla bogini, orędowniczki tego miasta, Pallady-Ateny: wypadało więc dostarczyć szczególniej pięknych i ciężkich gałązek ze świątyni Dioniza w Atenach do świątyni Pallady w starej przystani ateńskiej, Faleronie. Odległość była dość znaczna — około ośmiu naszych kilometrów.

Na «oschoforów» czyli tych, którzy nieśli kiści winogron, wybierano pięknych chłopców z dobrych rodzin, których oboje rodzice byli jeszcze przy życiu — tego ostatniego warunku przestrzegano w imię szczęśliwej wróżby. Wyznaczano po dwóch chłopców z każdej <-fili» t. j. z każdego pokolenia. Ponieważ takich pokoleń, na które dzieliła się obywatelska ludność Aten, było z czasem dziesięć, przeto wszystkich oschoforów bywało dwudziestu. Wszelako Grecy kochali się w zawodach i zwycięstwach: obaj chłopcy, do tej samej należący fili, współzawodni czyli ze sobą o to, kto szybciej kiść swoją doniesie. Zwycięzców— było ich, jak widać, dziesięciu—czekała w Faleronie nagroda: witały ich czcigodne staruszki, „szafarki obiadów" i podawały im, przedewszystkim, napój odświeżający... Spytacie jaki? Nam, zapewne, nie przypadłby do smaku, w skład jego wchodziły: wino, miód, ser, prócz tego jeszcze nieco mąki i oliwy. Ale i smak także odmienia się z biegiem stuleci, i w owe czasy ten trunek «pięcioraki» tak nazywany z uwagi na jego skład — smakował przednio... zwłaszcza tym, którzy pili go, przewędrowawszy i niemal przebiegłszy osiem kilometrów, dzielących Ateny od Faleronu.

Ale był to dopiero początek: po uśmierzeniu pragnienia następowała uczta, a po tem odpoczynek. Odpoczynek, atoli, nie próźniaczy; te same staruszki, które szczęśliwych zwycięzców ugościły obiadem, bawiły ich potem bajkami... Spytacie jakimi? Ależ takimi samymi, jak i nasze: o babie-jadze (po grecku: o Lamji), o smokach, o śmiałych witeziach i pięknych królewnach. Ale opowiadały one także i o tem, jak królewicz ateński Tezeusz z pomocą królewny kreteńskiej Arjadny ocalił dwakroć siedem pacholąt i dziewcząt, wysłanych na pożarcie potwornemu Minotaurowi; jak Arjadnę wziął odeń Dionizos, jak wszyscy oni szczęśliwie wrócili do Faleronu, jak ich radośnie tam witano, i jak radość owa była zmroczona śmiercią starego króla Egeusza, który przez nieporozumienie uznał syna swego za straconego.

I otóż, młodzieńcy wypoczęli: teraz muszą powracać. — Tak, ale nie tak poprostu, krok za krokiem. Teraz po zwycięstwie, po posiłku i bajkach, sami oni czują się owemi pacholętami, które ongi były ocalone. W takiem samopoczuciu kroczą oni ku miastu. Na ich czele herold z wieńcem, za nim dwaj chłopcy z kiśćmi winogron, przyczem jeden przebrany za dziewczynę — to Dionizos i Arjadna; pozostaje siedmiu — tylu właśnie być powinno: owych młodzieńców ocalonych także było siedmiu. Radość, pieśni, tańce. Chwałą rozbrzmiewa imię Dioniza, Arjadny, Tezeusza — ale słyszeć się dają też i głosy żałoby, tony płaczu po zgonie posępnym starego króla Egeusza. Cieszą się młodzieńcy, cieszą się obywatele i obywatelki, spotykając ich na progu swych domostw: im także miło jest wspomnieć o Tezeuszu, o Arjadnie i o cudownym ocaleniu pięknej młodzi ateńskiej.

Ukończywszy winobranie, należało z jagód winnych wycisnąć, „wytoczyć” za pomocą „tłoczni” (lenos) ich sok i zakopać go w ziemi. „Święto tłoczni” (Lenaje) było przeto drugiem w szeregu świąt Dioniza; miało to wszakże swe strony niedogodne. Święta tego nie można obchodzić zbyt prędko po oschoforjach, później zaś, w listopadzie, pogoda bywała słotna. Przeniesiono tedy to święto na jasne dni stycznia, i z drugiego stało się ono trzecim; drugie zaś miejsce w szeregu zajęło święto grudniowe, t. z w. „Dionizje Wiejskie”.

Sok winny o tej porze nie zdążył jeszcze sfermen tować: w beczkach, spoczywających w ziemi, mieściło się przeto nie wino, lecz moszcz winny, słodki, musujący i z lekka jedynie upojny. Dobywano go i w takiej postaci pito, ale po wsiach, upatrzywszy dzień pomyślny, nie ryzykując niepewnej podróży do miasta. Raczenie się moszczem szło w parze z wesołymi igrzyskami, właściwymi wiejskiemu otoczeniu...

Szczególnem uznaniem cieszyły się zawody z miechem winnym... Była to skóra koźla, ale szerścią obrócona nawewnątrz; jej stronę zewnętrzną i bez tego gładką, jeszcze smarowano oliwą, nadymano powietrzem i kładziono na ziemi. Zawodnik obowiązany był rozzuć się i jedną nogą skoczyć na śliski wór skórzany; przeważnie nie udawało mu się na nim utrzymać, i padał śród głośnego śmiechu widzów. Temu zaś, kto skacząc na jednej nodze, dłużej od innych zdołał utrzymać się na miechu, otrzymywał jako zwycięzca, w nagrodę, sam ów miech, nie wydęty oczywiście powietrzem, ale napełniony słodkim moszczem.

Tak bawili się mężczyźni — i parobcy i chłopi. Inne, lecz nie mniej szumne były zabawy dziewcząt. Zgromadziwszy się w pobliskim gaju, urządzały one huśtawki i dla swych lalek i, prawdopodobnie, dla siebie. W obyczaju tym pielęgnowano pamięć o pierwszym wytwórcy wina Ikarjuszu i córce jego Erigonie.

Ikarjusz od samego Dioniza nauczył się sztuki robienia wina z soku winnego; pragnąc podzielić się nowym wynalazkiem z włościanami innych wsi, wziął z sobą miech tęgiego napoju i zaczął ich ugaszczać. Jednakowoż pierwsi jego towarzysze nie zdołali zachować miary: sięgnęli po czarę Krzywdy głowa się zmąciła, nogi się pod nimi podcięły, wydało się im, że zostali otruci, i zabili Ikarjusza. Czekała Erigona dzień, czekała drugi — i wreszcie poszła  szukać swego ojca, wziąwszy ze sobą wierną sukę Merę. Błądziła, błądziła — i nakoniec odnalazła nie ojca, ale jego grób. Z rozpaczy na grobie tym się powiesiła.

Ale Dionizos nie pozostawił bez kary rozpaczy za swoim wybrańcem: za przykładem Erigony, dziewczęta tej wsi, gdzie zabito jej ojca, ogarnęła jakaś zaraza samobójstwa, sprawiająca, że jęły wieszać się jedna po drugiej. Przerażeni włościjanie zwrócili się do wyroczni i za jej wskazaniem urządzili święto Dionizjów Wiejskich, z jego igrzyskami i huśtawkami. Jak ongi z urazą zbrodniczą w duszy padali upici włościanie, tak samo teraz, lecz bez szkody, padają niefortunni zawodnicy z oślizgłego miechu; jak ongi w pętlicy śmiercionośnej kołysała się nieszczęsna Erygona, tak samo teraz, lecz bez szkody, kołyszą jej równolatki swe lalki i siebie.  Przy tym śpiewają też pieśni — „pieśni błądzenia”— na pamiątkę tejże Erigony i jej daremnych, dręczących poszukiwań.

W styczniu pogoda się wyjaśnia; nastają ciche dni „alcjomkie”, kiedy bóg morza Posydon uspokaja fale, aby swej ulubionej ptaszynie alcjonie (zimorodkowi) dać możność wylężenia piskląt w jej plywającem gnieździe. Na te właśnie dni słoneczne przeniesiono święto Lenajów, które w ten sposób, jak widzieliśmy, z drugiego stało się trzecim w szeregu świąt dionizyjskich.

Zaczynało się to święto wieczorem. Starszy kapłan wznosił do góry swą płonącą pochodnię,— na znak ten zgromadzony lud intonował pieśń, wzywając Dioniza, syna Semeli, dawcy bogactw. Niedarmo nazywano go w tej pieśni synem Semeli; wierzono, że wyrósłszy udał się do królestwa cieniów po duszę matki, od pioruna Zeusowego spalonej niegdyś na zamku tebańskim, i poniósł ją w niebiosa.

Wzniesionej w niebo Semeli poświęcona była właśnie uroczystość Lenajów. Uroczystość główna wypełniała dni następne. Ze wsi zjeżdżali się miejscowi bałaguli; z wozów swych, poprzebierani, śpiewali żartobliwe pieśni o tych, z którymi mieli na pieńku; tworzono pochód ze zwierzęty, przeznaczonemi na ofiarę, poczem, po zabiciu ofiar, palono części wybrane na chwalę bogów, resztą zaś mięsa ugaszczano biedotę miejską. Następnie inscenizowano śpiew hymnów, tragedje tudzież komedje. Ponieważ jednak w dziedzinie tej Lenaje były potem zaćmione przez Wielkie Dionizje, przeto tutaj o inscenizacjach tych mówić nie będziemy.

Jeszcze bardziej malownicze w swej obrzędowości było święto lutowe, prarodzic naszych zapustów, Antesterje, jak je nazywano, czyli „święto kwiatów”. W lutym, na południu, ziemia pokrywa się kwiatami — traw ani liści jeszcze nie widać, wiosna bywa tam błękitna i czerwona, nie zaś zielona. Wrowe to dni ziemia się otwiera: wydaje na świat kwiaty z pod powierzchni, ale wysyła także i dusze umarłych, pozwalając im niewidzialnie bujać w powietrzu i odwiedzać swe dawne domostwa.

Bywało i wesoło i trwożnie: świątynie zamykano, gdyż sądzono, że zbłąkana dusza mogła była je zbezcześcić,— życie ludu kipiało na placach, ale przeważnie po domach. Wszelako, oprócz kwiatów wiosennych i dusz umarłych, jeszcze rzecz jedna wyzwalała się ze snu zimowego w dniach Antesterjów: było to młode wino.

Teraz, sfer mentowawszy ostatecznie, naprawdę było już winem. Wydobywano je z pod ziemi, otwierano beczki — stąd to pierwszy dzień trzydniowego święta nazywano „otwarciem beczek”. I każdy częstował swych domowników, żywych i umarłych. Wieczorem zaś osobny odbywał się obrzęd, wysoce znamienny. Jak ongi Arjadnę wziął od Tezeusza, króla Aten, bóg Dionizos i poślubił ją, tak teraz rokrocznie święcono wesele żony archonta-króla z tymże Dionizem. Otoczona świtą kobiet „czcigodnych” udaje się ona do osobnego gmachu, gdzie oczekiwał na nią prastary posąg łaskawego boga. „Czcigodne” zostawały nazewnątrz i sławiły nowożeńców pieśnią weselną.

Następnego dnia wożono oboje po ulicach Aten z towarzyszeniem wesołego tłumu, przebranego za satyrów, bachantki, nimfy i t. d. Posąg boga potem znów powracał do świątyni. Wierzono, że teraz, spokrewniwszy się z narodem ateńskim przez jego królowę, będzie mu sprzyjał w dwójnasób,

Lecz ten dzień drugi nazywał się,,świętem kielichów”, i oto dlaczego. Mężczyźni zbierali się przy ogólnych stolach, aby zabawić się, robiąc ucztę składkową: każdy zasiadał z własnym kielichem, pełnym wina. Na znak, dany przez herolda, zaczynano pić: kto pierwszy kielich wypróżnił, ten w nagrodę otrzymywał wór wina, tak samo jak podczas Dionizjów Wiejskich.

Powagi w obrzędzie tym było niewiele, ale uciechy dużo. Wreszcie, słońce chyliło się do zachodu; święto kie lichów dobiegało kresu; biesiadnicy zdejmowali swe wieńce, ozdabiali niemi kielichy i dawali je kapłance, sami zaś rozchodzili się do domów. Nadciągał trzeci dzień Antesterjów, pełen zadumy i żałoby —,,święto garnków”— jak go nazywano, gdyż w garnkach stawiano posiłek dla umarłych.

Do umarłych dzień ten należał w całości aż po zachód słońca. Wraz z zachodem umarli wracać musieli do podziemnych siedzib. Aby zaś o tej powinności powrotu nie zapomnieli, następowało istne rozpędzanie dusz. Biegano po domach oraz ulicach z krzykiem: ,,Precz za drzwi,dusze! Już po Antesteryach!” I oto żywi znów zo stawali między sobą; umarli otrzymywali swoją dań czci — i nie będą już niepokoili nikogo.

Takie było owo święto lutowe. Ale jak już nadmieniono wyżej, i to i wszystkie pozostałe zaćmiła blaskiem uroczystość marcowa Wielkich Dionizjów, trwająca cały tydzień — od pierwszej kwadry do pełni książyca. Co prawda, blask ów rozpłonął już w czasach nieco późniejszych — w wieku V — gdy Ateny stały na czele związku morskiego. Niedarmo uroczystość ta zbiegała się z początkiem żeglugi: sojusznicy ateńscy przybywali do stolicy z ratami, należnemi skarbowi związkowemu wypadało tedy pokazać im gród Pallady w całym jego uroku.

Rankiem dnia pierwszego obywatele gromadzili się przed starożytną świątynią Dioniza, stojącą obok teatru, pod południowym stokiem Akropolu. Należy przenieść posąg ulubionego boga ze świątyni do teatru — odległość była nieduża, ale właśnie dlatego wskazana była uprzednia, dłuższa wycieczka z Aten do Akademji, ażeby bóg spędził tam dzień cały i potem dopiero wrócił do miasta i zajął miejsce w swym teatrze. Akademja — był to gaj «herosa» Akademosa w odległości mniej - więcej pół tora kilometra od granicy miejskiej, którą taka sama w przybliżeniu odległość dzieliła od świątyni i teatru Dioniza.

 I oto zgromadzili się wszyscy: kapłani, władze, oby watele, obywatelki; zaczyna się procesja. Powszechną uwagę skupia na sobie śliczna i strojna grupa: są to chłopcy, synowie obywatelscy, główne postaci, działające w uroczystości dzisiejszej; jeszcze śliczniejsza dla oka jest druga grupa— dziewczęta—,,nosicielki koszów” — złote koszyczki dźwigające na głowie.

Na samym przedzie kroczą młodzieńcy, niosąc prastary drewniany posąg Dioniza. Procesja sunie przez najpiękniejsze ulice miasta, śród kolumn i pomników, przystając w świątyni i ołtarzy bogów rodzimych, aby i ich uczcić także pieśnią i tańcem; oto procesja jest już pod bramą, dalej wiedzie droga przed miejska, pylna i skwarna, dopóki świeży wietrzyk nie oznajmi celu procesji — zielonego gaju Akademji.

Posąg Dioniza stawiano przed ołtarzem; zaczyna się nabożeństwo. Grupami, każda pod przewodnictwem swego wychowawcy, podchodzą pacholęta ku swemu bogu i śpiewają pieśni na jego chwałę. Obywatele i obywatelki patrzą i słuchają — wszak to są ich synowie, duma i na dzieja przyszłych Aten.

Przez cały dzień rozbrzmiewają pieśni; potem wypada orzec, który chór najpiękniejszy i najgodniej wyśpiewał chwałę wielbionego boga. Wyróżnionemu chórowi oraz jego mistrzowi przysądzano na grodę zwycięstwa. Słońce zaszło, rozpłonął księżyc, młody lecz już promienny; czas powracać.

Teraz już surowy porządek nie obowiązuje; ludzie idą grupami, ale tak, jak komu przyjemniej. Rozbłyskują pochodnie, aby wespół z księżycem rozproszyć mrok nocy wiosennej; przy ich blaskach występują młodzi w przebraniach — satyry, bachantki; żarty, śmiech, zabawa. Bogaci obywatele zawczasu zarządzili aby przed ich domami nasypano posłanie z liści bluszczowych; tu odbywały się poczęstunki; częstowano się, rzecz jasna, winem, darem Dioniza...

Do świtu niemal trwała zabawa: była to noc Dionizjów, najweselsza z pośród nocy ateńskich. Dzień następny gromadzi wyznawców Dioniza w jego teatrze u stoków Akropolu, widzowie siedzą na stopniach, półkolem ogarniających «orchestrę», na której toczy się akcja przed namiotem, w którym przebierają się aktorzy.

Obywatele zebrali się, aby patrzeć — ale na co? Po takiej nocy szalonej tragedja była widowiskiem zbyt poważnem; nie; pierwszy dzień przeznaczano na komedje. Grano ich trzy, jedna po drugiej. Poeta, którego sztuka podobała się najwięcej, otrzymywał nagrodę. Jakiego rodzaju były te komedje, jak dalece do naszej niepodobne— opowiemy w innym rozdziale. Tu wystarczy stwierdzić, że śmiechu było moc, i że widzowie w wyśmienitem usposobieniu rozchodzili się do domów, aby wyspać się dobrze i ze świeżemi siłami stawić się na zawody tragiczne dni następnych.

Teraz żarty odkładano na stronę — nastrój był bardzo poważny. Znów przed widzami występowali trzej poeci, lecz każdy wystawiał po trzy tragedje i dopiero na zakończenie po wesołej sztuce z chórem satyrów. Każdemu poecie wyznaczano po jednym dniu: przedstawienie trwało od rana do wieczora. Jakie to bywały tragedje i ,,dramaty satyrowe", to również opowiemy w innych rozdziałach; najlepsi wszakże ludzie Aten w przedstawieniach tych widzieli prawdziwą szkołę dla ludu.

Późniejsze wieki jeszcze bardziej doniosłość ich rozszerzyły: dramat ateński stał się mistrzem naszego, który zrodził się i wyrósł, mając jego przykład przed sobą. Teraz dawno już umilkł ostatni odgłos dionizyjskich igrzysk; w gruzach legła świątynia łaskawego boga; znikł jego posąg, wielbiony niegdyś pieśniami pacholąt przed ołtarzem Akademji. Ale dramat dionizyjski jest nieśmiertelny.

Żyje on po dzień dzisiejszy; żyje nie tylko w owych nielicznych wzorach, które ocalały po dwudziestu z górą  wiekach; żyje i w naszym dramacie, swoim dziedzicu i następcy. I jeżeli z przyjemnością bywacie w teatrze, albo u siebie w domu rozczytujecie się w komedjach Moliera lub Fredry, w tragedjach Szekspira, Słowackie go i Wyspiańskiego — nie zapominajcie, że nie byłoby skarbów tych, gdyby pod jasnem niebem Aten nie wykwitły pierwowzory tych dramatów podczas radosnych świąt Dioniza.  

 

Fragment książki: Tadeusz Zieliński - Grecja niepodległa

Czytaj całą książkę w bibliotece Polona


Data utworzenia: 09/12/2019 @ 06:49
Ostatnie zmiany: 24/05/2020 @ 03:12
Kategoria : Grecja
Strona czytana 15467 razy


Wersja do druku Wersja do druku

 

Komentarze

Nikt jeszcze nie komentował tego artykułu.
Bądź pierwszy!

 
Trzecie Oczko
meteora_monastery.jpgjericho-st-georges-monastery.jpgOrvieto.jpgmonastery-picture03.jpgjvari.jpgmonastery-picture01.jpgIonaAbbey.jpgsantuario-tokio-japon.jpgCamedolite-Monastery.jpgmonastery-picture08.jpgManastirea_Sinaia.jpggreek.jpgmonastery-mont-saint-michel.jpgbud101.jpgSofia.jpgmonastery-picture05.jpgmonastery-picture06.jpg0-Jvari Monasteri-Georgia.jpgmonastery-picture02.jpgpoblet.jpgjasna-gora.jpgmonastery-picture07.jpgdiveevo.jpgneamt-monastery-moldova.jpg0-bhutan.jpgbahaisquare.jpeg0-armenia.jpgdracula_mnsnagov.jpgmonastery-picture04.jpgthiksey-gompa-in-ladakh.jpg
Rel-Club
Sonda
Czy jest Bóg?
 
Tak
Nie
Nie wiem
Jest kilku
Ja jestem Bogiem
Ta sonda jest bez sensu:)
Prosze zmienić sondę!
Wyniki
Szukaj



Artykuły

Zamknij => WISZNUIZM <<==

Zamknij - Japonia

Zamknij BUDDYZM - Lamaizm

Zamknij BUDDYZM - Polska

Zamknij BUDDYZM - Zen

Zamknij JUDAIZM - Mistyka

Zamknij NOWE RELIGIE

Zamknij NOWE RELIGIE - Artykuły Przekrojowe

Zamknij NOWE RELIGIE - Wprowadzenie

Zamknij POLSKA POGAŃSKA

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Archeologia

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Bałtowie

Zamknij RELIGIE WYMARŁE - Manicheizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Konfucjanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Satanizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Sintoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Taoizm

Zamknij RELIGIE ŻYWE - Zaratustrianizm

-

Zamknij EUROPA I AZJA _ _ JAZYDYZM* <<==

Nasi Wierni

 8232437 odwiedzający

 221 odwiedzających online