Izaak Luria Levi
W ostatnich trzech dziesięcioleciach wieku szesnastego zdobyła Kabała w Palestynie władzę niepodzielną, urządzała wywoływania duchów i egzorcyzmy, rozszerzyła się stąd po całej Turcji, Polsce, Niemczech i Włoszech, tu maniła i bałamuciła głowy, psuła nawet serca, głuszyła wszelką myśl zdrową lub piętnowała ją jako grzech i kacerstwo. Znowu, jak w dobie pierwocin chrześcijaństwa, stała się Galilea, a zwłaszcza okolica Safedu, widownią złych duchów i opętańców, z których zaklęcia mistyczne wydobywały głębokie tajemnice, i nie wiadomo, kto komu był właściwie potrzebny, zaklinacz opętańcowi, czy też odwrotnie.
Grób Izaaka Lurii w Safed, Izrael Nastał okres szału kabalistycznego, który szedł ręka w rę-kę ze swawolą i upadkiem obyczajów i lekce sobie ważył nie tylko nauki świeckie, ale i wdrażający do trzeźwości Talmud. Dla żydostwa zaczęło się dopiero w tej dobie ja-kieś swoiste, zabobonne średniowiecze, podczas gdy w świecie europejskim rzedły już ostatnie ślady mroków nocnych. Kierunek ten zapoczątkowali dwaj mężowie, którzy swym marzycielstwem i ekstazą zarażali coraz to szersze koła, Izaak Luria i jego uczeń Chaim Vital Cala-brese.
Izaak Luria Levi (ur. w Jerozolimie 1534, um. 1572) po-chodził z rodziny niemieckiej. Wcześnie straciwszy ojca, udał się do zamieszkałego w Egipcie bogatego wuja, Mardochaja Francisa, dzierżawcy podatków, i tu kazano mu przysiąść fałdów nad Talmudem, lecz wprowadzono go też w tajemnice Kabały, którego z czasem tak opano-wała, że omroczyła mu umysł. Suche studia talmudy-czne, które zapychają mózgi masową erudycją, jałowymi subtelnościami i formułami, a w sercach zostawiają pus-tkę, obrzydły widać Lurii i pchnęły go do fantazji misty-cznych.
Nad hałaśliwą uczelnię przełożył pełną zgrozy samotnię w okolicach Nilu, a nad operowanie formułami rozumowymi pogrążanie się w światy tajemnicze i ekstatyczną modlitwę. Zohar, ogłoszony podówczas po raz pierwszy drukiem i dzięki temu wszędzie rozpowszechniony i każdemu dostępny, ciągnął go potężnie do siebie.
Zohar - wydanie z 1558r. Im więcej oswajał się z Kabałą przez zagłębianie się w brz-miącej nicości Zoharu, tym bardziej stronił od ludzi, zaniedbał nawet swoją młodą żonę, odwiedzał dom swój tylko w sobotę, mówił mało i tylko po hebrajsku. Kilka lat spędził ponoć tym trybem w cichej pustelni i stał się tam nieznającym hamulca myśli marzycielem, jak to bywa zawsze, kiedy siły rozumu nie mogą sprostać fantazji.
Mocno przekonany o autentyczności kłamliwego Zoharu, jako dzieła Szymona Ben-Jochaj, i o boskości objawionych w nim dziwów i bredni, szukał tam Luria wyższych aluzji i głębszych mądrości. W rozgorączkowanej wyobraźni widział nawet twarzą w twarz proroka Eliasza, mistrza tajemnic.
Co mu objawił prorok Eliasz, czy też Zohar, a raczej jego wła-sna fantazja? Przede wszystkim w chaos i zamęt systemu zoharowego usiłował tchnąć ład i porządek, podobny w tym do człowieka, który by się w gadaninie półobłąkanego doszukiwał ścisłej następczości myśli.
Pustelnik kairski starał się wydedukować, jak Bóg za pomocą istot liczbowych (sefirot) stworzył i urządził świat lub jak się Bóstwo objawiło w postaciach jestestw jak się skurczyło, by z swej nieskończoności rozwinąć skończoność istot.
W rezultacie otrzymał niezmiernie pogmatwaną sieć sił i przeciw sił, działań i przeciwdziałań, postaci i szczebli w czterech sferach: rozdziału, tworzenia, kształtowania i przeobrażania, i tym czczym pojęciom ponadawał tak dziwaczne nazwy, że później mógł się słusznie użalać, iż nikt nie jest w stanie zrozumieć jego systemu.
Ale ta mocno skomplikowana teoria stworzenia świata służyła Lurii tylko za wstęp do praktycznej części Kabały, którą uważał za daleko ważniejszą, gdyż mogłaby sprowadzić świat porządku bożego. Kabała praktyczna Lurii polega na cudacznej nauce o duszy, zawsze na podłożu snów zoharystycznych.
Dusze odzwierciadlają ścisły związek nieskończoności ze skończonością. Cały komplet dusz, które mają wejść do życia doczesnego, stworzony został wraz z Adamem, ale każda dusza, zależnie od swego wyższego lub niższego stopnia, ukształtowała się z wyższych lub niższych organów i form na pierwszym człowieku, z niego lub z nim. Istnieją przeto dusze mózgowe, oczne, uszne, ręczne i nożne. Na każdą z nich zapatrywać się należy jako na emanację, czyli iskrę (nizuz) z Adama.
Kabalistyczne Drzewo życia
z dziesięcioma sefirot:
Keter, Chochma, Bina, Chesed, Gewura, Tiferet, Necach, Hod, Jesod i Malchut Przez pierwszy grzech pierwszego człowieka — bo i Kabała potrzebuje grzechu pierworodnego dla swoich urojeń — wysokie i niskie, naddusze i poddusze, dobro i zło splątały się z sobą i zmie-szały. Najczystsze nawet istoty otrzymały dzięki temu domieszkę złego lub demonicznego „łupi-ny“ (kelipha).
Moralny porządek świata, czyli oczyszczenie pierworodnego człowieka, nie może jednak dopó-ty nastąpić, dopóki skutki grzechu pierworodne-go, plątanina dobrego i złego, nie będą zniwe-czone i usunięte. Z najgorszej części kompletu dusz pochodzi świat pogański, z dobrej natomiast naród izraelski; ale jak tamten nie jest pozba-wiony cząstki pradobrego, tak i ten ma w sobie przymieszkę zepsucia i demoniczności. To wła-śnie daje wieczny pochop do grzechu i prze-szkadza wybranemu odłamowi rodu ludzkiego w przestrzeganiu ustaw boskich, Tory.
Doba mesjańska zniesie ten przewrót porządku przez grzech pierworodny i sprowadzi przebó-stwienie świata lub zastanie je jako fakt już do-konany. Musi więc przedtem nastąpić zupełny rozdział dobrego od złego, co się stać może je-dynie przez Izraela, jeżeli wszyscy jego człon-kowie wydzielą z siebie pierwiastki złego. W tym celu muszą dusze (zrazu Izraelitów) odbywać wę-drówki przez ciała ludzi i zwierząt, a nawet przez rzeki, drzewa i kamienie.
Nauka o wędrówce dusz stanowi środek ciężkości Kabały luriańskiej; rozsnuł on jednak swoiście dalej jej wątek. Według jego teorii muszą i dusze pobożnych odbywać wędrówki, bo i one nie są wolne od przymieszki demonicznej: nie masz sprawiedliwego na ziemi, który by tylko dobrze czynił a nie grzeszył, którego dusza byłaby próżna szlaków nieczystych. Tą drogą rozwiązał Luria, jak mniemał, trudność, z którą się nie mogli uporać starsi kabaliści.
Ten rozdział złych i dobrych pierwiastków w komplecie dusz, ta ekspiacja i zmazanie grzechu pierworodnego, czyli przywrócenie porządku w Adamie, wymagałyby przecież bardzo długiego czasu wobec ustawicznych podniet do grzechu. Są jednak środki na przyśpieszenie tego procesu i one to właściwie stanowią oryginalny wynalazek Lurii.
Obok wędrówki dusz grzesznych, czyli obciążonych domieszką demoniczną, istnieje jeszcze inny rodzaj, wzlot duszy, czyli zapłodnienie duszy. Jeżeli nawet oczyszczona dusza zaniedbała na ziemi jakich praktyk religijnych lub nie miała sposobności do spełnienia jakiego obowiązku, to musi powrócić do życia ziemskiego, przylgnąć do duszy żyjącego człowieka, połączyć się i zewrzeć z nią ściśle, by powetować zaniedbane sprawy.
Zjawiają się też od czasu do czasu na ziemi duchy ludzi pobożnych, oczyszczone z grzechu, by wesprzeć, pokrzepić i do celu doprowadzić dusze słabe i chwiejne, które o własnych siłach nie zdołałyby cnoty osiągnąć.
Te czyste duchy zrastają ze zmagającymi się z sobą duszami i tworzą z niemi jedność, o ile oczywiście są z sobą do pewnego stopnia spokrewnione, t. j. pochodzą z tych samych iskier adamowych, czyli organów, jak też w ogólności tylko dusze jednorodne (homogeniczne) przyciągają się nawzajem, gdy natomiast dusze niejednorodne (heterogeniczne) się odpychają.
Według tej teorii wygnanie i rozproszenie Izraela mają cel światozbawczy, czyli duszozbawczy. Oczyszczone duchy pobożnych Izraelitów połączą się z duszami ludzi z innych narodów, przyciągną je do siebie, aby je oczyścić z brudów demonicznych, które do nich przylgnęły.
Izaak Luria wyśnił cały system wędrówek i zdwojenia dusz. Ważną mu się też wydawało rzeczą poznawanie płci dusz; istnieją bowiem również dusze kobiece w męskich ciałach, jak i na odwrót, zależnie od pociągu i wędrówki. Ma to zwłaszcza znaczenie przy zawieraniu małżeństw, czy dusze pary przystają lub nie przystają do siebie pochodzeniem i stopniem; w pierwszym wypadku wynikiem będzie harmonia i tęgie potomstwo, w drugim niezgoda i ród zwyrodniały.
Obok tej tajemnicy mniemał fantastyk kairski, że posiada jeszcze inną: jak ściągać zaklęciami dobre duchy, zmuszać je niejako do wejścia w ciała żyjących ludzi i w ten sposób wyciskać z nich objawienie z tamtego świata. Sądził, że ma tym samem w ręku klucz do państwa Mesjaszowego i przywrócenia porządku świata.
Sobie samemu przypisywał duszę Mesjasza z linii Józefa i posłannictwo mesjaniczne. Wszędzie widział duchy i słyszał ich szept: w szmerze wód, szeleście drzew i traw, śpiewie lub krzyku wesołych ptaków, blasku płomienia. Widział, jak się dusze odrywają przy rozłące z ciałem, jak się unoszą w górę lub wy chodzą z grobów.
Wejście do grobowca rabina Jochaja
na górze Meron, Izrael W najzażylszych pozostawał stosunkach z duchami pobożnych z okresu biblijnego, talmudycznego i ra-binicznego, a szczególnie z Szymonem Ben-Jochaj, rzekomym autorem Zoharu. Słowem, Luria był zde-cydowanym duchowidzem i zaklinaczem umarłych, drugim Abrahamem Abulafią, czy też Salomonem Molcho, i bredniami kabalistycznemi zamierzał wzbudzić nadzieje mesjańskie, co mu zresztą nie przeszkadzało być trzeźwym sofistą; wprowadził do Kabały mędrkowanie talmudyczne.
Zapewne dla przeprowadzenia dzieła zbawienia przeniósł się z żoną i dziećmi do Safetu, owej Jero-zolimy kabalistycznej, gdzie nauka tajemna dosięgła największego rozkwitu i gdzie Zohar, szalbierczy utwór Mojżesza de Leon, był równie ubóstwiany, jak księga praw Mojżesza, syna Amrama.
Prawie całe kolegium rabinackie i wszyscy wodzireje safetańscy byli kabalistami, a całe miasto zaludnione było tylko Żydami. Mogli tedy sobie kabaliści używać tutaj do woli. Pod osłoną łaski, którą sułtan darzył żydowskiego księcia Naksosu, czuli się jak we własnym państwie, którego byli wyłącznymi prawodawcami i panami.
Dopiero dzięki znajomości i stosunkom z większym jeszcze, acz może nie tak uczciwym, marzycielem, stał się Luria osobistością poszukiwaną i zarażał wszystkich swymi snami na jawie. Tym jego towarzyszem był Włoch Chaim Vital Calabrese (ur. 1543, um. 1620), którego ojciec wywędrował z Włoch do Palestyny.
Za młodu nie nauczył się Vital niczego porządnie, liznął tylko nieco Talmudu i nauki tajemnej. Natomiast posiadał wybujałą fantazję oraz wielką skłonność do rzeczy nadzwyczajnych i szarlatanerii. Przez półtrzecia roku zaprzątał się alchemją i sztuką robienia złota. Z tej sztuki tajemnej przerzucił się na Kabałę Lurii, z jednej niedorzeczności wpadając w drugą.
To rzecz niewątpliwa, że obaj mimo woli oszukiwali się nawzajem. Zwiedzali razem pustynie i groby. Były to ulubione miejsca Lurii, tam bowiem, jak mniemał, mógł przyciągać do siebie ducha Szymona Ben-Jochaj, tego rzekomego pramistyka. Od czasu do czasu wysyłał Luria swego ucznia dla odprawienia egzorcyzmów i przekazał mu w tym celu pewne formułki z przestawionych liter imion bożych. Złe duchy uciekały naturalnie na widok Vitala, dobre zaś przystawały doń i udzielały mu tajemnic.
Vital to właśnie roztrąbiwał z ogromnym hałasem nadzwyczajne, niby - boskie zdolności swego mistrza, a czynił to, jak się zdaje, nie bez pewnych kombinacji szarlatańskich. Samotny z początku Luria ujrzał się nagle w otoczeniu roju wielbicieli. Przyłączyło się do niego grono adeptów, a on dzielił się z nimi dziwotwornemi majakami swojej chorej głowy i pouczał każdego, jaka w nim mieszka pradusza adamowa, jakie odbyła wędrówki przed obecnym wcieleniem i jakie ma zadanie na ziemi. Z uczniów, którzy się skupili dokoła niego, utworzył Luria dwie klasy, wtajemniczonych i nowicjuszów. Rozmowy i zapiski kabalistyczne, duchowidztwo i egzorcyzmy stanowiły przedmiot działalności Lurii i jego koła.
Zanosiło się na powstanie nowej sekty żydowskiej. W sobotę ubierał się biało w barwę czystych dusz i nosił szatę poczwórną, reprezentującą czterogłosowe Imię boże. Tłem wszelkich jego objawień i działalności było przeświadczenie, że jest on Mesjaszem z pokolenia Józefa, poprzednikiem Mesjasza z rodu Dawidowego. Napomykał o tym zresztą swoim adeptom tylko w sekrecie. Uroił sobie, że doba mesjańska zaczęła się z początkiem drugiej połowy drugiego tysiąclecia od zburzenia świątyni (1568).
Niespodziewana śmierć trzydziestoośmioletniego mistyka przyczyniła się niemało do rozpowszechnienia jego sławy. Takich ludzi opromienia zazwyczaj dopiero śmierć aureolą. Ze wschodnią przesadą uważali go jego uczniowie za coś większego jeszcze niż cudotwórca; nazywali go „świętym i boskim.“ Zapewniali, że gdyby Luria pożył był jeszcze pięć lat, to przeistoczyłby świat tak gruntownie, że czasy mesjańskie nastałyby niechybnie.
Abrahama Abulafję, który banialuki kabalistyczne snuł z własnej głowy, prześladowano jako kacerza. Izaaka Lurię, który czynił to samo na podłożu Zoharu, niemal ubóstwiano.
Po śmierci Izaaka Lurii wystąpił na pierwszy plan Vital Calabrese. Przywłaszczył on sobie natychmiast godność swoich dawnych kolegów, pod pretekstem, że Luria w ostatnich chwilach życia mianował go swoim następcą, i odebrał im na mocy zmyślonej ostatniej woli zmarłego zapiski, które posiadali od niego. Dał im nadto do zrozumienia, że jest Mesjaszem z pokolenia Józefa. Pomimo to niektórzy uczniowie, nie zwracając na niego uwagi, głosili sami w różnych krajach naukę, przekazaną przez Lurię; czynił to zwłaszcza Izrael Saruk we Włoszech i Amsterdamie.
Niewymowne zrządziła szkody w kołach żydowskich Kabała luriańska. Powlekła ona judaizm tak grubą warstwą pleśni, że po dziś dzień nie udało się jej całkiem usunąć. Z łaski Lurii powstał obok judaizmu talmudyczno-rabinicznego judaizm zoharystyczno-kabalistyczny. Za jego to dopiero sprawą oszukańcza księga Zoharu stanęła na stopniu równym z Pismem Świętem Talmudem, a nawet urosła w większą od nich powagę.
Kabała luriańska dopatrywała się na podstawie Zoharu w każdym drobiazgu i błahostce czegoś wzniosłego i nader ważnego dla świata, wycisnęła też na judaizmie piętno miałkości w większej jeszcze mierze, niż to czyniła dotychczas skrupulatność rabiniczna. „Zwyczaje” (minhagim) Lurii nastrajają do śmiechu, lecz jednocześnie przejmuje nas smutkiem widok rzeczy tak wzniosłych, nurzanych niemiłosiernie w błocie i prochu.
Wprawdzie mistyka luriańska przywiązywała wagę do pewnego szczegółu, którego, rzecz dziwna, nie dostawało w kołach żydowskich, do pobożnego skupienia ducha przy modlitwie, ale i ta pobożność wyrodziła się w igraszkę kabalistyczną. Każdy wyraz i każdą zgłoskę w poszczególnych modlitwach należało rozważyć z wielkim przejęciem i myśleć przy tym o światach sefirot, o znaczeniu mistycznym imion bożych i wielu jeszcze innych rzeczach. Wprawdzie Kabała luriańska zalecała pogodny nastrój i zakazywała wszelkiego smutku i wszelkiego wybuchu gniewu i niechęci. Ale w tej wesołości brzmiała dzięki domieszce mistycznej jakaś nuta przykra i ciężka, jak w śmiechu obłąkańca.
Punktem środkowym Kabały luriańskiej jest sabat z jego nabożeństwem i ucztami. W dniu tym całe postępowanie człowieka, wszystko, co uczynił i czego zaniechał, oddziaływa na wyższy świat. Śpiewaniną zagajało koło luriańskie sobotę „oblubienicę mistyczną.“ Luria ułożył w tym celu pieśni chaldejskie, pełne ciemnych, bezsensownych formułek. Kabała łuriańska wprowadziła nawet drugi dzień Odpuszczenia.
Siódmy dzień święta Szałasów uchodził w czasach dawniejszych za dzień radosny. Józef Karo nie odważył się jeszcze w swym kodeksie przypisać mu wyższej, mistyczno-religijnej świętości. Dopiero kierunek luriański podniósł go do godności małego dnia Odpuszczenia, wydał przepis, aby w noc poprzednią odprawiano straż mistyczną i dopatrywał się w każdym listku gałązki wierzbowej, tudzież w siedmiokrotnym okrążaniu Rodałów jakichś wyższych aluzji mistycznych.
Zgubnie też odbiła się mistyka luriańska na moralności. Ustanowiła ona dla małżeństwa coś w rodzaju harmonii dusz. Gdy więc w małżeństwie ujawni się niezgoda, świadczy to, że związek nie był predestynowany.
Kabaliści — a któż nie był kabalistą w tej dobie? — rozwodzili się tez z żonami po najbłahszym nieporozumieniu małżeńskim, aby poszukać harmonijnej, przeznaczonej im z góry połowicy. Stąd więc rozwody często się zdarzały wśród kabalistów. Nieraz porzucali żony i dzieci na Zachodzie, udawali się na Wschód i zawierali tam jedno lub kilka nowych małżeństw, tak iż dzieci z różnych związków nie znały się zupełnie. W ten sposób zgubne mamidła kabalistyczne nie rozwiewały się bynajmniej jak złudne obrazy, lecz za sprawą zwolenników Lurji wcielały się w życie.
*
Fragment książki: Henryk Graetz - Historia Żydów; tom 7, wydanie Warszawa 1939
Pisownia lekko uwspółcześniona, ilustracje z Wikipedii
Całą książkę można przeczytać w bibliotece Polona pod adresem:
https://polona.pl/item-view/fcdac9e7-b370-45aa-bd18-f991be08c23b?page=0