KOBIETA W CHRZEŚCIJAŃSTWIE
Jezus narodził się w czasach, gdy kobiety w świecie żydowskim miały już ściśle wyznaczone miejsce. Istniała już Księga Rodzaju, znano i nauczano opowieści o stworzeniu świata i upadku Edenu – rajskiego ogrodu.
Adam i Ewa
Peter Paul Rubens (1577–1640) Kobieta żydowska to postać drugorzędna i przepeł-niona poczuciem winy. Było tak na mocy tekstów opowiadających o jej pojawieniu się na ziemi. W Księdze Rodzaju znajdujemy dwie opowieści o narodzinach kobiety, co dowodzi, że na tę Księgę składają się dwie wersje: jedna wywodząca się ze środowiska kapłanów, druga – z mniej elitarnych kręgów. Te dwa teksty mają zupełnie różne znaczenia.
W pierwszym znajdujemy opinię, iż kobieta zrodziła się jednocześnie z mężczyzną i że jest tyle samo warta co on: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył męż-czyznę i niewiastę” (Rdz 1, 27).
Drugi tekst, bardziej szczegółowy, miał znaczące reperkusje w chrześcijaństwie. Widzimy w nim Boga osądzającego surowo, że skoro mężczyzna jest sam, należy mu znaleźć „pomoc”. Pan pokazuje więc pierwszemu mężczyźnie wszystkie istniejące już stworzenia, jednak, jak się wydaje, bez powo-dzenia. Adam nadaje im imiona, „ale nie znalazła się pomoc odpowiednia dla mężczyzny” (Rdz 2, 20).
„Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: «Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą [isza w języku hebrajskim – dop. G.B], bo ta z mężczyzny [isz – dop. G.B.] została wzięta” (Rdz 2, 21-23).
Dzisiaj Kościół Katolicki dokonał wyboru między tymi dwoma tekstami. W nowym Katechizmie Kościoła Katolickiego, wydanym w 1992 r., cytuje się tylko pierwszą opowieść, w której mężczyzna i kobieta, być może w androgynicznej formie, zostali stworzeni wspólnie, nie można więc mówić, że któreś z nich miało prawo pierwszeństwa. Stąd nieco zadziwiające wnioski Katechizmu..., zważywszy, co przez wieki mówiono w Watykanie:
Mężczyzna i kobieta są stworzeni, to znaczy chciani przez Boga, z jednej strony w doskonałej równości jako istoty ludzkie... (369).
Mężczyzna i kobieta, stworzeni razem, są chciani przez Boga jako jedno dla drugiego (371).
W rzeczywistości jednak długo za podstawowy uważano drugi tekst, w którym kobietę traktuje się jako istotę stworzoną z boku mężczyzny. Komentowało go wielu chrześcijańskich teologów. W tekście tym ustalono, że kobieta, stworzona jako prosta „pomoc” dla pierwszego mężczyzny i wybrana przez niego, gdyż zadania tego nie spełniało żadne zwierzę, została stworzona po mężczyźnie. Co więcej, powstała z kawałka mężczyzny, z rodzaju narośli. W XVII w. Bossuet mógł, w swych Élévations sur un mystère („Wyniesieniach do tajemnicy”) rzucić kobiecie w przejmującej formie najgorszą obelgę, traktując ją jako „wytwór dodatkowej kości”.
Najbardziej przebiegli teolodzy posuwali się nawet do stwierdzenia, że ta kość, bok, była krzywa, co zapowiadało charakter kobiety, daleki od prawości, podstępny i niepewny.
Ostatecznie istota stworzona po mężczyźnie i tylko z kawałka mężczyzny nie mogła być taka sama jak on, stworzona „na obraz Boga”, lecz tylko „na obraz człowieka”, czyli fragmentu człowieka.
Powyższa opowieść o stworzeniu kobiety – przynajmniej ta spośród dwóch możliwych, która miała się później rozpowszechnić – czyniła z niej istotę dodatkową. Przypisanie jej winy wynikało z egzegezy fragmentu następującego w Księdze Rodzaju zaraz później, opowieści o Adamie i Ewie, wygnanych z raju z powodu grzechu kobiety.
Ta opowieść, którą pokolenia teologów, a nawet prostych chrześcijan traktowały jak gdyby zawierała wieczną prawdę, jest tak znana, że wystarczy ją tylko streścić.
W rajskim ogrodzie mężczyzna i kobieta żyli szczęśliwie, nie wiedząc, że są nadzy. Nie mogli jedynie jeść owocu z pewnego drzewa. W przeciwnym wypadku, jak powiedział Bóg, umrą. Lecz oto wąż „bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe” (Rdz 3, 1) przekonywał kobietę: „Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz 3, 4-5).
Było to kuszenie. Ewa zjadła owoc z tego drzewa, drugi dała swemu mężowi. A wtedy ich oczy otwarły się i zobaczyli, że są nadzy. Przybył Bóg i zapytał: „Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?” Winowajcy wyglądali na skruszonych. Mężczyzna odpowiedział: „Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi owoc z tego drzewa i zjadłem”. Kobieta nie miała nic na swoje usprawiedliwienie: „Wąż mnie zwiódł i zjadłam”, powiedziała.
Więc Bóg ukarał winnych, bez wątpienia stosownie do stopnia ich winy. Wąż miał się odtąd czołgać na brzuchu, w kurzu. Kobiecie Bóg powiedział: „Obarczę cię niezmiernie wielkim trudem twej brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie panował nad tobą”. Adam zaś będzie pracował w trudzie, w pocie czoła uprawiał ziemię zamiast żywić się owocami, która same rosły w rajskim ogrodzie. Będzie też, podobnie jak jego towarzyszka, śmiertelny: „Bo prochem jesteś i w proch się obrócisz!” Tak oto nasi przodkowie zostali wygnani z rajskiego ogrodu (Rdz 3, 1-23).
Kobieta nigdy nie uwolni się całkowicie od tej legendy, która obarcza ją winą za wszelkie zaistniałe zło. W rzeczywistości właśnie ona była w tej historii nieposłuszna. Wąż nie zwrócił się do dzielnego i wiernego mężczyzny, który z pewnością by mu odmówił (taki jest podtekst). Wiedział, że kobieta przyjmie jego propozycję. Ją właśnie skusiła myśl, iż stanie się taka jak Bóg, ona nie uszanowała nakazanego prawa. Ona też pociągnęła za sobą mężczyznę, który mógł tylko pójść w tym nieposłuszeństwie jej śladem: Adam non est seductus, mulier autem seducta, jak powiedział święty Paweł. Aby osiągnąć te cele, kobieta kłamie lub pomija pewne sprawy. Oszukuje swego towarzysza, nie relacjonuje swej wcześniejszej rozmowy z wężem.
Nadejście grzechu
Ewa sprowadziła na świat grzech wraz ze strasznymi konsekwencjami. Będzie cierpiała w czasie ciąży, będzie podporządkowana mężczyźnie, podczas gdy on, odtąd śmiertelny i pełen wstydu, będzie musiał ciężko pracować. Katastrofę spowodował grzech popełniony przez kobietę.
Zauważmy, iż tekst nie wspomina o seksualności. Adam i Ewa tworzyli jedno ciało już wcześniej. Mówił o tym święty Tomasz: ludzie spółkowali, nim Ewa zgrzeszyła. Jednak w czasach Jezusa najpierw Filon, następnie Klemens Aleksandryjski około 200 r. uznali, że grzech polegał na odkryciu seksualności. Mimo że Kościół Katolicki oficjalnie nigdy nie uznał tej naiwnej interpretacji nieposłuszeństwa Ewy, w popularnym odbiorze było to jednak rozumiane przesadnie: nieposłuszeństwo Adama i Ewy polegało na tym, że nauczyli się uprawiać seks. Pierwszy grzech, który nie mógł sprowadzać się do skonsumowania owocu zakazanego, był właśnie grzechem cielesnym.
Wierzono, że za pomocą kłamstwa kobieta wciągnęła mężczyznę w rozkosze ciała, w cykl narodzin i śmierci. Dlatego chrześcijaństwo nie szanowało matki. Macierzyństwo nie przynosiło kobiecie szczególnego honoru, lecz – jak czytamy w Księdze Rodzaju – było bezpośrednią konsekwencją grzechu pierworodnego, grzechu Ewy. W IV w. święty Ambroży podkreślił, że jej grzech był cięższy niż grzech Adama: „Kobieta była przyczyną grzechu pierworodnego mężczyzny, a nie mężczyzna kobiety”.
Upadek człowieka
Hugo van der Goes (ok. 1440 - 1482) Ludowe opowieści uzupełniają wzmianki o wężu. Nie mówi się w ogóle o tym, co się mu w rzeczy-wistości przydarzyło. Bez wątpienia, skazany na pełzanie na brzuchu, miał pędzić życie, jakie wy-znaczył mu Bóg: będzie czołgał się po ziemi, sta-rając się kąsać każdego, miażdżony obcasami. Lecz kim był naprawdę: diabłem, złym duchem?
Tekst tego nie wyjaśnia. Ilustratorzy średniowiecza i renesansu uzupełniali te lukę wizerunkiem złośli-wego i perwersyjnego stworzenia, któremu często nadawali wygląd kobiety o wielkich piersiach. Wi-dzimy to na pierwszych stronach ilustrowanych Biblii, w Dyptyku o kuszeniu Hugona van der Goe-sa (1440-1482) czy w Godzinkach księcia de Berry Paula z Limburgii w XV w. Z pewnością trzecia część Księgi Rodzaju przyczyniła się znacznie do mizoginii, a później do antyfeminizmu. Wąż kusiciel i Ewa, która uległa pokusie, to w rzeczywistości dwie oszukańcze istoty, podobne do wiecznie oszu-kujących kobiet.
Wydarzenie w rajskim ogrodzie nie jest zresztą je-dynym wrogim kobietom tekstem w Starym Testa-mencie. Wymienia się tam około 200 kobiet. W tym poligamicznym świecie panowała dość swobodna atmosfera, nie szanowano ani dziewictwa, ani żony swego bliźniego. Miłość stanowiła źródło przyjem-ności.
Niektóre kobiety obdarzone były wyjątkowymi zaletami: Judyta, Estera, Sara, Rachela, Rebeka, Debora. Nie dotyczyło to jednak większości niewiast, o których wspominano jedynie z okazji problemów i kłopotów. Kobiety nie pełnią żadnych ważnych funkcji, lecz ważna jest ich liczba (jak wiemy, król Salomon żył w otoczeniu siedmiuset żon i dwóch tysięcy trzystu konkubin) lub istotami sprowadzającymi katastrofy jak żona Hioba, Batszeba czy Tamar (2 Sm 11-13).
W Księdze Kapłańskiej ustalono zasadę kobiecej nieczystości (Kpł 12; 15; 18). W Mądrości Syracha [Eklezjastyku] czytamy, że: „Małe jest wszelkie zło wobec przewrotności kobiety” (Syr 25, 19), a do wydarzenia w rajskim ogrodzie powraca się w następujących słowach: „Początek grzechu przez kobietę i przez nią też wszyscy umieramy” (Syr 25, 24). Stary Testament, w odróżnieniu od Nowego, nie narzuca na seksualność ogólnego tabu, dotyczy to jedynie czynów występnych, takich jak homoseksualizm czy sodomia. W Pieśni nad pieśniami wychwala nawet miłość małżeńską, lecz interpretacja jest trudna. Jednak wraz z pierwszymi tekstami chrześcijańskimi ustalono jeden ze składników myśli chrześcijańskiej. Chociaż kobieta może dawać przyjemność, jest przyczyną naszych nieszczęść. Ewa i jej córki na wieczność pozostaną pełnymi winy uwodzicielkami.
Nawet jeśli Jezus nigdy nie nawiązał do opowieści o wygnaniu z rajskiego ogrodu, ograniczając się do mówienia jedynie o „grzechu świata” i nie określając go dokładnie, otwarto drogę dla antyfeminizmu. Święty Paweł i święty Augustyn będą się upierać, że grzech powstał z winy Ewy. Kobieta od początku była gorszą częścią ludzkości, gdyż świadectwo jej niższości jest zapisane na pierwszych stronach świętych tekstów.
Dwuznaczności u świętego Pawła
Czy święty Paweł przyczynił się do pogorszenia losu kobiety? Nie – gdyż zawsze zarówno o mężczyźnie, jak i o kobiecie mówił ogólnie. Tak – ponieważ ostatecznie wyraźnie podporządkował kobietę mężczyźnie, czego nigdy nie czynił Jezus, mimo że w Jego czasach w społeczeństwie obywatelskim posłuszeństwo małżonek wobec mężów było sprawą oczywistą.
Święty Paweł twierdził, i jest to godna podziwu część jego przesłania, że wszyscy chrześcijanie są równi: „Bo wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa. Nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety, wszyscy bowiem jesteście kimś jednym w Chrystusie Jezusie” (Ga 3, 26-28). Nie znajdujemy więc w jego słowach śladu rasizmu czy antyfeminizmu.
Święty Paweł głosił nawet równość małżonków w łożu. Znamy jego doktrynę: małżeństwo nie jest stanem idealnym, ale lepiej jest „żyć w małżeństwie, niż płonąć” (1 Kor 7, 9). Po ślubie każde z małżonków musi spełniać „obowiązek” należny drugiemu, na zwykłą prośbę. Innymi słowy, mimo że zmysłowość nie jest niczym dobrym, małżonkowie nie powinni powstrzymywać się od kontaktów seksualnych, gdyż wzgardzona osoba może szukać satysfakcji gdzie indziej. Stosunek seksualny można uzasadnić jedynie wygaszeniem pożądania współmałżonka, gdyż jeszcze nie nadeszły czasy świętego Augustyna, kiedy spółkowanie uzasadnione będzie koniecznością poczęcia dziecka.
Doktryna świętego Pawła wyraża w błyskotliwej formie treści dotyczące równości, co w tamtych czasach było dowodem dużej odwagi.
Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża. Mąż niech oddaje powinność żonie, podobnie też żona mężowi. Żona nie rozporządza własnym ciałem, lecz jej mąż; podobnie też i mąż nie rozporządza własnym ciałem, ale żona (1 Kor 7, 2-4).
Jednakże owa wspaniała zasada równości nie sięgała daleko poza małżeńską łożnicę. Przede wszystkim święty Paweł niezbyt sprzyjał małżeństwu jako takiemu, a nawet płodności. Wierzył głównie w zalety dziewictwa, a przynajmniej wstrzemięźliwości seksualnej. Na jego poglądy wpływ miała filozofia grecka, w której kobietę zawsze traktowano jako przyczynę problemów. Wrogość wobec rozwiązłości to u świętego Pawła zwiększenie nieufności wobec kobiety podżegaczki.
Święty Paweł domagał się porządku na świecie. Pragnął, by istniała hierarchia. Kobieta nie powinna w niej zajmować miejsca równego mężczyźnie, gdyż społeczeństwo to nie łoże. Jego najważniejsza wypowiedź na ten temat jest jasna: „Chciałbym, żebyście wiedzieli, że głową każdego mężczyzny jest Chrystus, mężczyzna zaś jest głową kobiety, a głową Chrystusa – Bóg” (1 Kor 11, 3).
Tak wzniesiono piramidę; na jej dole pozostało miejsce jedynie dla posłuszeństwa. „Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu”, mówi dalej święty Paweł (Ef 5, 22). Powód? Zawsze ten sam, płynący ze Starego Testamentu, księgi, która dla wielu kobiet na Zachodzie stała się przekleństwem. Ewę stworzono po Adamie, powinna więc być mu podporządkowana: „To nie mężczyzna powstał z kobiety, lecz kobieta z mężczyzny” (1 Kor 11, 8).
W konsekwencji kobieta, jako stworzenie niższe, nie może nauczać. Święty Paweł odmówił jej prawa do urzędu: „Kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić” (1 Kor 14, 34). Te teksty tchną niekiedy taką powagą, że warto się zastanowić, czy nie stanowią średniowiecznych „uzupełnień” myśli świętego Pawła.
I tak oczywista początkowo równość z czasem przekształca się w całkowite podporządkowanie. Ponieważ z powodu niebezpieczeństwa pokus cielesnych małżeństwo jest tylko ostatecznością, gdyż ideałem byłoby takie życie jak brata z siostrą – oczywiście siostra miałaby usługiwać bratu – kobieta w społeczeństwie stanowi tylko mały trybik; należy na nią mieć baczenie.
Święty Paweł nie był prawdziwym antyfeministą, mówił nawet, że kobieta może być chwałą mężczyzny (tak jak mężczyzna jest chwałą Chrystusa). W hierarchii bytów wszystko jednak zostało ustawione w zależności od porządku społecznego i religijnego, w którym kobieta jest stworzeniem słabym, podporządkowanym ojcu, małżonkowi, Bogu. Jezus nigdy tego nie powiedział. Odnajdujemy tutaj idee odziedziczone przez świętego Pawła po Starym Prawie oraz te, które przeszły bezpośrednio ze świata grecko-rzymskiego.
Nieufność filozofów
„Tak więc strach przed kobietą nie jest wymysłem ascetów chrześcijańskich”. Jest to całkowita prawda. Ani strach, ani umniejszanie roli kobiety nie są wynalazkiem chrześcijańskim, lecz chrześcijaństwo miało wnieść dużo dodatkowej pogardy. W Rzymie słabość ducha (imbecillitas mentis) kobiety uważano za naturalną.
W Atenach, w których poważanie wobec kobiety nie przestało maleć od Homera do czasów demokracji, Perykles stwierdził, że największą cnotą kobiety jest umiejętność milczenia. Platon uważał, że dusza jest uwięziona w ciele i należy wystrzegać się miłości fizycznej. Tales postanowił, że nie wstąpi w związki małżeńskie, gdyż nie byłoby to dobre dla wiedzy. Skąd płynęły w okresie starożytności te banalne idee? Z założeń, które uważano za całkowicie obiektywne i których jednocześnie nauczały mitologia, nauka i moralność.
Pandora - John William Waterhouse, 1896 Z religijnego punktu widzenia Grecy mieli w swej teologii odpowiednik wydarzenia z Edenu. Pandora od początku była kobietą zawodną. Jej historię opowiedział jeden z najstarszych poetów, Hezjod (około połowy VIII w. przed Chrystusem).
Od Pandory wywodziły się wszystkie kobiety, lecz także – z woli bogów – wszelkie nieszczęścia. Zeus, pragnąc ukarać ludzi, przekazał im ten dwuznaczny dar. Pandora była piękna, bowiem jej ciało ukształ-tował Hefajstos; zręczna w pracach domowych, ponieważ Atena nauczyła ją tkactwa, dzięki Afrodycie gotowa do miłości; jednak była również gadatliwa i kłamliwa, gdyż Hermes wyposażył ją w dar wymowy, cynizm i podstępne serce.
Ponadto w puszce miała zamknięte wszystkie nie-szczęścia świata: biedę, słabość, wojnę, nienawiść. Ta dwuznaczna kobieta, ta piękna plaga, delikatna pułapka, przyjemna kara, krótko mówiąc to „piękne zło” (kalon kakon), została zesłana na ziemię przez Zeusa. Natychmiast doszło do katastrofy. Pandora otworzyła puszkę i nieszczęścia rozeszły się po świecie. Od tego dnia ludzie zaczęli cierpieć i pła-kać. Ewa wprowadziła zło w tradycji judeo-chrze-ścijańskiej, Pandora zaś w tradycji greckiej. Nauka, przede wszystkim arystotelesowska, ukazywała zresztą, że rodzaj żeński wszystkich gatunków, to istoty gorszej jakości, słabsze, delikatniejsze:
Samica ma muskuły mniejsze i słabiej zaznaczone, jej włosy (u gatunków, które je posiadają) są delikatniejsze, względnie to, co zastępuje włosy (u gatunków, które nie mają włosów). Samice mają także ciało bardziej miękkie niż samce, ich kolana w czasie chodzenia w większym stopniu niż u samców ocierają się o siebie, a stopy są drobniejsze u zwierząt, które je mają. Co do głosu, samice mają zawsze słabszy i wyższy u wszystkich zwierząt, które mają głos – z wyjątkiem bydła, gdzie samice ryczą niżej niż samce. Organy, które natura dała dla walki, np. zęby, kły, rogi, ostrogi i tym podobne należą u pewnych rodzajów zwierząt do samców, a nie do samic. [...] U niektórych gatunków zwierząt te organy znajdują się u obu płci, lecz są więcej rozwinięte i większe u samców, np. rogi byków są silniejsze od rogów krów.
Często więc uważa się, iż stworzenia rodzaju męskiego pochodzą wyłącznie od stworzeń rodzaju męskiego, zaś narodziny dziewczynki to przypadek, wynik dysfunkcji w rozmnażaniu. Nic nie znacząca kobieta nie może wytworzyć niczego dobrego. „Natura kobiet jest niedoskonała z natury – zauważa historyk Giulia Sissa – dotykamy ostatecznej przyczyny tych wad, które gromadzą się w ciele kobiety. Sama kobieta jest defektem.”
Ta wizja kobiety jako zdeprawowanej istoty umieszczonej na dole drabiny stworzeń, ewidentnie wpłynęła na chrześcijańskich uczonych z okresu średniowiecza, którzy oddawali się obserwacjom z natury – Izydora, Alberta Wielkiego czy Tomasza z Akwinu. Twierdzili oni, że kobieta w pewnym stopniu jest nieudanym produktem Stwórcy. Bardziej niż w naukach naturalnych myśl chrześcijańska znajdzie powody do umniejszania roli kobiety, do trzymania jej z dala od świętości u filozofów pierwszych wieków, między innymi stoików. Obfitość defektów fizycznych w przypadku kobiety świadczy jedynie o podobnej obfitości defektów moralnych.
Oczywiście, w filozofii i literaturze okresu antycznego znajdziemy fragmenty przychylne kobietom. Jednakże są one rzadkie i wychwalają raczej konkretną niewiastę, a nie zalety całego gatunku. Platon uważał, że w państwie idealnym kobiety powinno się kształcić tak samo jak mężczyzn, jednak wątpliwe, aby darzył je wielkim szacunkiem. Owidiusz, autor Sztuki kochania, cenił kobiety o wiele bardziej niż Wergiliusz czy Cyceron (którzy mieli skłonności homoseksualne), jednak nie oznacza to, iż uważał je za istoty wartościowe.
Praktykowano więc podział na gatunki dobre i złe. Pitagoras (około 580-500) uważał, że dobra zasada stworzyła porządek, światło i człowieka, zła zaś chaos, ciemności i kobietę. W tych warunkach kobieta mogła zajmować jedynie poślednie miejsce w domu. Ksenofont (430-355) przestrzegał swą żonę, aby była gorliwa, cnotliwa i skromna. „Poświęcaj wszystko twoim troskom i oddaniu się sobie samej, twoim dzieciom oraz ognisku domowemu, a twoje imię będzie szanowane.”
W czasach Jezusa rozpowszechnił się ideał stoicki, od którego zapożyczyło swe idee rodzące się chrześcijaństwo. Stoicyzm to nurt sięgający filozofów z III i II w. przed Chrystusem, jak Zenon z Kition i Chryzyp; w pierwszych latach naszej ery przedstawicielami nurtu stoickiego w Rzymie byli Seneka, Epiktet i Marek Aureliusz.
Sednem tej idei, w przeciwieństwie do wychwalającego przyjemności życia epikureizmu, było panowanie nad własną naturą. Trzeba kontrolować swe apetyty, jeść powściągliwie, niewiele pić, a przede wszystkim powstrzymywać się od wszelkich namiętności. Kobieta jest dla mężczyzny niebezpieczeństwem, jest ona źródłem miłości oraz wszelkiego rodzaju komplikacji, które mogą przeszkodzić życiu bez emocji, o czym marzyli filozofowie. Plutarch (50-125) mówił żartobliwie: „Pragnąłbym, aby moi wrogowie miłowali kobiety, a moi przyjaciele chłopców”. Z kobietą można się kontaktować cieleśnie jedynie w celu reprodukcji. Oto wielka idea, która z czasem stanie się coraz bardziej popularna, nawet wśród Żydów, którzy, tak jak Filon z Aleksandrii, w coraz większym stopniu zaczną podkreślać niszczącą siłę miłości.
Chrześcijanie przekształcili stoickie umiarkowanie w prawdziwą nienawiść seksualności. W 165 r. święty Justyn napisał: „Jeśli my, chrześcijanie, zawieramy śluby, czynimy to, by wychować dzieci”. Powszechnie podzielano ten punkt widzenia. Wprowadził go silny nurt ascetyzmu. Podkreślając zbieżność poglądów chrześcijan i niechrześcijan, stoików, esseńczyków, platoników, lekarzy i filozofów z obszaru basenu Morza Śródziemnego, dotyczącą tego samego pragnienia ascetyzmu, Paulette L’Hermite-Leclercq sugeruje nawet, że kobieta stała się „ofiarą zbiorowej neurozy”.
Święty Augustyn i trzy rodzaje dobra
Święty Augustyn, którego możemy nazwać ostatnim filozofem okresu starożytnego i pierwszym filozofem chrześcijańskim, stanie się ojcem chrzestnym syntezy, która uporządkuje tę ideę umiarkowania. W rzeczywistości poszukiwał on równowagi w czasach, w których przesadnie wychwalano ideę dziewictwa, a jednocześnie potrzebowano dzieci, by chrześcijaństwo mogło przetrwać. Wiadomo, jak się do tego zabrał. Augustyn w swej doktrynie usankcjonuje – nareszcie – związek małżeński i stosunki seksualne w małżeństwie.
Zdaniem Augustyna małżeństwo uzasadniają trzy funkcje: proles, fides, sacramentum, które nazywa „trzema dobrami”. Proles: płodzenie dzieci. Fides: wierność, która powinna łączyć parę małżeńską i chronić ją przed zewnętrzną pożądliwością. Sacramentum: Boży sakrament, który czyni małżeństwo nierozerwalnym. Czy kobieta jest szlachetna i godna czci? Nie wydaje się, aby Augustyn tak uważał.
Święty Augustyn jest mizoginem wstydliwym, lecz nieprzejednanym. Jest to dość zaskakujące u człowieka wielkiej wrażliwości, który, zanim został biskupem Hippony (395), wiódł życie swobodne i bez wątpienia grzeszne. Opowiada o tym w swoich Wyznaniach. Kiedy był młodzieńcem, wraz z innymi rzymskimi studentami biegał za dziewczętami, poszukując czystej przyjemności. Zwierza się, że lubił uprawiać miłość (amare amabam). Żył z kobietą. „...znalazłem sobie inną kobietę i żyłem z nią bez ślubu”. Kochał prawdziwie, jeśli wierzyć opisowi jego gwałtownych niepokojów: „W pętach mocy cielesnej wlokłem z rozkoszą zaprawioną śmiertelnym jadem moje kajdany”. I jeszcze: „Rozłąka z kobietą, z którą przyrzekłem dzielić łoże, gdy oderwano mnie od niej, by mi nie była przeszkodą w małżeństwie, zraniła boleśnie me serce. Byłem do niej bardzo przywiązany, więc rana krwawiła obficie”.
Trudno sobie wyobrazić, że ten sam kochliwy mężczyzna nieco później zakazał na wieki małżonkom czerpać przyjemności z łoża, a przede wszystkim, że to on pisał okropne zdania o kobiecie.
Dla niego kobieta była i zawsze będzie istotą niebezpieczną, należało więc zająć ją rolą matki. Kobieta wyzwala namiętność, stanowi więc wielkie niebezpieczeństwo dla wolności ducha. Już w chwili stworzenia była bytem niższym, gdyż stworzono ją jako prostą „pomoc” dla mężczyzny. Od chwili swego stworzenia nic nie znaczyła, nawet przed popełnieniem grzechu pierworodnego (który święty Augustyn interpretuje w sposób bardzo seksualny, jako grzech ciała związany z pożądliwością). Niższość kobiety jest dla niego wystarczającą przyczyną, aby traktować ją jak niewolnicę.
Mężczyzno, jesteś panem, kobieta jest twoją niewolnicą; tak chciał Bóg. Jak mówi Pismo, Sara była posłuszna Abrahamowi i nazywała go swym panem... Tak, wasze żony są waszymi sługami, wy zaś jesteście ich panami.
Bez wątpienia święty Augustyn, podobnie jak święty Paweł, zakładał pewną równość kobiety, jednak, jak w przypadku wszystkich stworzeń, jedynie w obliczu Boga. W obliczu ludzi zaś on, który zamierzał wprowadzić prawdziwy porządek społeczny, nie mógł przyznać stosownego miejsca tej, której jedyną rolą jest rodzenie dzieci. Twierdził, że kobieta z racji płci jest podporządkowana mężczyźnie.
Zdaniem Augustyna i wielu jego następców mężczyzna nie powinien kochać swej żony, chyba że powoduje nim pewnego rodzaju miłosierdzie. Miłość innego rodzaju byłaby przykładem niezdrowej namiętności i zapomnienia Boga. Można z kobietą umiarkowanie kopulować, uczynić ją matką, pozostać jej wiernym, ale to wszystko. Nie należy jednak mówić o miłości.
W jednym z najbardziej mizoginicznych tekstów wszechczasów współczesny Augustynowi święty Hieronim potępił miłość jako zapomnienie rozsądku, prawie szaleństwo, obrzydliwy nałóg nieszczególnie stosowny dla świętego umysłu. Pisał on, że nie ma niczego bardziej niesławnego niż kochać małżonkę jak kochankę. Święty Augustyn mówi otwarcie, że towarzystwo kobiet nie jest interesujące: „O ileż lepiej żyć i obcować razem dwóm przyjaciołom niż mężczyźnie i kobiecie? ...Dlatego nie wyobrażam sobie, w jakim innym celu stworzona została niewiasta jako pomoc dla mężczyzny, jeśli usuniemy rodzenie”.
Chcąc ustalić swą koncepcję drugiej płci, święty Augustyn raz jeszcze wykorzystał stare idee Księgi Rodzaju, która widziała w kobiecie istotę drugorzędną i niestałą. Wszystko wyrażają trzy litery, według sposobu, w jaki układają się w języku łacińskim. Kobieta to grzesznica Ewa (Eva), która prowadzi jednocześnie do wspaniałej matki Maryi Dziewicy (Ave) i do nieszczęścia (Vae). Kobieta prowadzi ku życiu i śmierci. Posłużmy się nią w życiu, które niesie, uciekajmy od niej w śmierci, którą nam zagraża.
Idee świętego Augustyna, uzasadniające małżeństwo i akt miłosny jedynie prokreacją, bardzo szybko rozpowszechnią się w Kościele na piętnaście stuleci. Jednogłośnie przyjęto i powtarzano ideę stosunku związanego z rozmnażaniem się. Arcybiskup Cezary z Arles powiedział na przykład w VI w.: „Dobry chrześcijanin obcuje ze swą żoną jedynie dlatego, że pragnie dzieci”. Biskup Orleanu Jonasz oznajmił około 840 r., że małżeństwo zostało ustanowione przez Boga. Nie należy więc do niego dążyć z rozwiązłości, lecz dla prokreacji. Święty Tomasz (1225-1274), największy teolog katolicki, twierdził, że miłość nie jest grzechem, gdy praktykuje się ją z umiarem i w nakazanym porządku, szczególnie w celu płodzenia dzieci.
Przed pierwszymi dziesięcioleciami XX w. nic nie zdołało zmodyfikować doktryny Augustyna w tej kwestii, oprócz oświadczeń teologów (jak Tomasz Sanchez w 1602 r.), których Kościół nigdy nie chciał uwzględnić.
Nawet po 1935 r., kiedy pod wpływem niemieckiego teologa Herberta Domsa, profesora teologii katolickiej z Wrocławia, doktryna zostanie stopniowo zmodyfikowana, początkowo postęp będzie skromny. Coraz częściej zacznie się mówić, że akt miłosny ma dwa cele: płodzenie dzieci oraz konsolidację pary małżeńskiej, utrwalenie wzajemnej miłości małżonków. Tak dzisiaj twierdzi Watykan. Postęp idei, który w danym momencie wydawał się mało znaczący, doprowadził jednak ostatecznie do uznania, iż funkcja biologiczna nie jest jedynym celem aktu miłosnego. W rzeczywistości, dopóki w Kościele panowała doktryna ściśle augustyńska, osoby dostrzegające rzeczywistą sytuację kobiet – a takich w Kościele nigdy nie brakowało – nie mogły mówić o ich równości wobec mężczyzn.
Przez piętnaście stuleci antyfeminizmu Kościół, przy pomocy swych niezbyt oświeconych przedstawicieli, często posuwał się do poniżani towarzyszki mężczyzny, łaskawie tłumacząc jej wady słabością i głupotą. Była tylko ciałem, zwierzęciem, stworzeniem niższym. Oto mały spis niezliczonych wad przypisywanych kobiecie.
Kobiece braki
Konsekwencją kobiecej niższości, której etapy od Starego Testamentu do świętego Augustyna właśnie prześledziliśmy, była sugestia, iż kobieta jest nosicielką wielu cech i wad całkowicie odróżniających ją od mężczyzny. Oczywiście dzisiaj w oficjalnym Katechizmie, niedawno przygotowanym przez Watykan, nie wspomina się o minionych niesprawiedliwościach. Czytamy w nim: „Członkowie rodziny są sobie równi”. Jednak nie zawsze tak było. Na kobietę spadał deszcz oskarżycielskich epitetów: cielesna, zwierzęca, nierozsądna, wątła, melancholijna, kłamliwa, nieczysta, niebezpieczna itd.
Kobieta cielesna
Czy kobieta ma duszę? Nieco później, w czasach podboju Ameryki, to pytanie zadawano w stosunku do Indian. Istnieją na ten temat dwie legendy. Watykan nigdy nie kwestionował, że istoty ludzkie, a więc i te rodzaju żeńskiego, a nawet zamieszkujące odległe kraje, są dziećmi Boga.
W Historii Franków Grzegorz z Tours[20] relacjonuje, że na synodzie w Mâcon (593) pewien biskup stwierdził, że kobieta (mulier) nie może być nazwana człowiekiem (homo). Ale chodziło tu o dostojnika kościelnego, który pomylił znaczenie słów. Jego towarzysze w długim wykładzie gramatycznym, dotyczącym znaczenia łacińskich słów vir (mężczyzna) i homo (człowiek, tak kobieta, jak i mężczyzna), sprowadzili biskupa na dobrą drogę, odsyłając go do lepszego słownika. Instancje oficjalne Kościoła nigdy nie utrzymywały, że kobieta nie jest istotą ludzką.
Istnieje jednakże kilka sygnałów świadczących, że teologiczna mizoginia była bliska takiemu stwierdzeniu. Kobietę postrzegano jako istotę znajdującą się na granicy człowieczeństwa, bardzo odległą od mężczyzny (vir). Jakub z Voragine, biskup Genui w 1292 r. i autor słynnej Złotej legendy, utrzymywał, że u małej dziewczynki dusza pojawia się później niż u chłopca. Opierał się tutaj na fragmencie Księgi Kapłańskiej (Kpł 12, 1-5), w której powiedziano, że czas nieczystości
Wywnioskował z tego, że dusza wchodzi do ciała małego chłopca w czterdziestym dniu życia, zaś do ciała małej dziewczynki w osiemdziesiątym; jest też bez wątpienia gorszej jakości. Duchowość u dziewczynki musiało więc przeniknąć więcej zła. Święty Tomasz uważał, że kobieta i mężczyzna nie są tej samej jakości. Sądził, że kobietę stworzono jako istotę bardziej niedoskonałą niż mężczyzna, nawet jeśli chodzi o duszę.
U kobiety opisywano raczej jej ciało niż umysł. Uważano, że żyje intensywniej swym ciałem, jest jego niewolnicą w większym stopniu niż mężczyzna. Ponieważ ciało uosabia namiętności, niewiasta nie może wymknąć się jego pożądaniom, apetytom, pragnieniom, miłościom, nienawiściom, wszystkim uczuciom uważanym za cielesne. Mężczyzna jest umysłem (mens), jak mówił święty Ambroży, kobieta zaś zmysłem (sensus).
Kobieta do tego stopnia utożsamiała się z ciałem, że stawała się podobna do zwierzęcia, z definicji pozbawionego duszy i rozumu. Raz jeszcze bardzo zaciążyła tu opowieść o stworzeniu Ewy, gdyż Bóg początkowo pokazał Adamowi wszystkie zwierzęta. Gdy jednak okazało się, że żadne z nich nie będzie mogło służyć Adamowi wystarczającą pomocą, wtedy Bóg stworzył w tym celu nową istotę. Adam nazwał ją „kobietą”, narzucając jej miano (isza) w taki sposób, w jaki wcześniej postępował ze zwierzętami.
Wielu teologów uważało, że ten podstawowy tekst pozwala im na używanie w stosunku do kobiety nazw zwierząt. W XI w. Piotr Damiani nazywał kobiety „tygrysicami” i „wężycami”, Roger z Caen zaś „drapieżnymi wilczycami”. W XII w. Piotr Komestor, dziekan Troyes, następnie kanclerz w Paryżu, widział w nich „niepokojące zwierzęta”, w następnym stuleciu Wincenty z Beauvais kilkakrotnie wyraził się o kobietach jako o „klaczach”. Idzi Bellemère, w XV w., uważał je za „okresowe muszki”, młodo umierające z powodu słabej budowy ciała.
Podkreślając ich zwierzęcość, zamierzano przede wszystkim wykazać, że kobiety były wrogami mężczyzn, prawdziwym ogniem gotowym ich spalić. Wynika to z tekstu Hildeberta z Lavardin (zm. 1133), biskupa Mans, który przedstawił kobietę jako stworzenie „pożerające wszystko w złym przyzwyczajeniu, pożerane przez wszystko”. Marbod, biskup Rennes, wyrażał się w podobnym tonie: „Głowa lwa, ogon smoka, jest to jedynie żarliwy ogień”.
Utożsamiając ją ze zwierzęciem, usiłowano wykazać, jak bardzo jest niebezpieczna. Kobiety miały być nawet trujące, gdyż Arnold z Villeneuve, kataloński medyk (1238-1311), omawiał po kolei problem damskiej fizjologii i ukąszenia węża. Uzasadnił to twierdząc, że „przez większość czasu kobiety są złośliwymi bestiami”.
Utożsamienie kobiety ze zwierzęciem stało się toposem męskiej filozofii literatury, która przez wszystkie epoki, a szczególnie w XIX w., kiedy antyfeminizmowi zaczęło towarzyszyć uwielbienie dla kobiety, służyła autorom nie tylko katolickim. Wszyscy połączyli się przeciw zwierzęciu. Prawie tysiąc lat później odnajdziemy używane na określenie kobiety słowo „suka”, u Cesare’a Lombroso i Octave’a Mirbeau, „koczkodan” u P.-J. Proudhona w jego Pornokracji, „papuga” w Dziennikach braci Goncourt, „pajęczyca”, czy „pijawka” u Wiktora Hugo.
✣ ✣ ✣
Fragment książki: Guy Bechtel - Cztery kobiety Boga. Ladacznica, czarownica, święta, głupia gęś