Ludzie chyba zawsze mitologizowali swoje otoczenie, nadawali życiu znaczenie przez uświęcanie i tradycję oraz przypisywali konkretnym zdarzeniom symboliczne sensy, i robią tak nadal. Mimo sukcesów nauki w fizycznym poznawaniu tego, co dzieje się we wszechświecie, gazety wciąż pełne są wiadomości o domniemanych cudach lub oznakach nadprzyrodzonej interwencji. Dla wielu ludzi zdarzenia takie oznaczają kontakt z
sacrum i transcendentalną rzeczywistością, nie powinno więc nas dziwić, że towarzyszą im stare i sprawdzone wyobrażenia nadnaturalnej mocy.
Na przykład 22 września 1994 roku (zbiegiem okoliczności tego dnia przypadała równonoc jesienna, czyli jeden z kluczowych momentów sezonowej zmiany) gazeta „Los Angeles Times” doniosła o narodzinach na farmie w południowej części stanu Wisconsin białego cielęcia bizona płci żeńskiej. Otóż zgodnie z tradycją Siuksów, polujących niegdyś na bizony na północnych preriach, takie białe cielę jest posłannikiem ze świata duchów, symbolizuje ono bowiem Kobietę Białą Krowę Bizona. Dawno temu ukazała się ona Siuksom i podarowała im Świętą Fajkę, którą odtąd palą w ofierze dla Ducha Świata.
Kobieta Biała Krowa Bizona
autor: Frithjof Schuon (1959)Życie Siuksów na preriach koncentrowało się wokół bizonów. Jako czworonogie stworzenia były one sym-bolami czterostronnego kosmosu, dostarczały żywno-ści, skór na namioty i odzież oraz innych niezbędnych surowców. W tym sensie wszystko, co wiązało się z bizonami, było darem, a Święta Fajka podarowana przez Kobietę Białą Krowę Bizona wzmacniała więź między Siuksami a stwórcą.
Sławny szaman Siuksów, Czarny Łoś z plemienia O-glala, rozpoczyna historię swego życia w książce
Bla-ck Elk speaks od opowieści o Kobiecie Białej Krowie Bizona. Po przybyciu do Siuksów ze Świętą Fajką po-została wśród nich przez cztery dni, by uczyć ich życia. Wytłumaczyła im, że 12 orlich piór na Świętej Fajce oznacza 12 księżyców i że są one związane źdźbłem trawy, które nigdy się nie zerwie.
Według Czarnego Łosia, cztery wstążki, zwisające z jego własnej fajki, oznaczały cztery ćwiartki świata. Każda z nich była innego koloru, dodał on jednak, że „te cztery duchy i tak są na prawdę tylko jednym Du-chem”. Orle pióro przy jego fajce było „Tym, który jest jak ojciec”. Otóż ojcem jest niebo, ziemia matką, a wszystko, co żyje, to ich dzieci.
W 1947 roku, trzy lata przed śmiercią Czarnego Łosia, odwiedził go historyk religii, Joseph Epes Brown, który spisał dalsze szczegóły opowieści o Kobiecie Białej Krowie Bizona i opublikował je w książce
Sacred Pipe. Kobieta Biała Krowa Bizona nauczała, że główka Fajki jest ziemią. Przedstawione na niej były symbolicznie wszystkie rośliny, czworonożne stworzenia i ptaki. „Kiedy modlicie się za pomocą tej fajki - mówiła im - modlicie się za wszystkich i ze wszystkimi”.
Oś świata, biegnąca w kierunku północ-południe jest „czerwoną drogą” czystości i życia. „Każdy wstający świt jest świętym wydarzeniem i każdy dzień jest święty...”. Gdy zakończyła nauczanie Siuksów świętej wiedzy Fajki, napomniała ich, że świat będzie musiał trwać jeszcze cztery epoki, a u ich końca ona powróci. Następnie wyszła z ceremonialnego szałasu i zaczęła okrążać go zgodnie z ruchem Słońca. Po chwili zatrzymała się, a Siuksowie ujrzeli, że zamieniła się w bizona. Ruszała jeszcze dwukrotnie, zmieniając kolor za każdym przystankiem, na koniec zaś, gdy stanęła po raz ostatni, pokłoniła się czterem stronom świata i zniknęła.
Pierwsze ukazanie się Kobiety Białej Krowy Bizona było przełomowym momentem w duchowym życiu Siuksów, nic więc dziwnego, że obecnie witali pojawienie się białego bizona z wielkim zainteresowaniem i czcią, Kiedy rozeszła się wieść o narodzinach cielęcia, wielu Indian udało się do Wisconsin, aby je zobaczyć.
Amerykanie spod znaku New Age, na swój sposób starając się odbudować utraconą duchowość, są rozmiłowani w wierzeniach kultur tradycyjnych i chętnie przywłaszczają je sobie, toteż wielu ludzi nie będących Indianami również podjęło pielgrzymkę do białego bizona. Między innymi o możliwość odbycia wizyty dopytywała się znana aktorka Shirley MacLaine, autorka kilku książek o duchowości New Age.
Dave Heider, właściciel farmy i białego bizona, nadał cielęciu imię Miracle (Cud). Okazał on szacunek dla indiańskich wierzeń, odrzucając oferty kupna zwierzęcia i zwracając się do Arvola Patrzącego Konia, duchowego przywódcy Siuksów i opiekuna Świętej Fajki, o radę, co począć z ofiarami, składanymi przez ludzi u jego bramy, kiedy ten przybył z Green Grass w Dakocie Południowej, aby również zobaczyć małego białego bizona. Patrzący Koń doradził mu wówczas, by co cztery dni zbierał wszystkie dary i palił je na stosie, a „dym zaniesie je duchom”.
Łatwo zauważyć, że rada ta opiera się na prastarym kosmologicznym sensie liczby cztery. Według wyobrażeń Siuksów, liczba ta zasila życie mocą kosmicznego porządku dzięki jej kierunkowej symbolice. Pogląd ten podziela wiele innych plemion, wcale nie spokrewnionych z Siuksami, należy on bowiem prawdopodobnie do pierwotnej tradycji północnoamerykańskich Indian. Jednakże w dzisiejszych czasach nawet najbardziej lokalne tradycje z łatwością przekraczają granice międzyplemienne, bo na przykład „Los Angeles Times” zacytował opowieść o Kobiecie Białej Krowie Bizona w wersji Indian Winnebago, w której mówi ona jednemu z dwóch pierwszych napotkanych mężczyzn, że po czterech dniach powróci z darem od stwórcy. Wprawdzie oryginalna opowieść pochodzi od Siuksów, ale, jak widać, znaczenie liczby cztery jest powszechne.
Czwórka to nie jedyna liczba, uważana przez ludzi za podstawę porządku kosmicznego, ale rzeczywiście występuje ona na całym świecie i jest obecna również w europejskich wierzeniach i tradycjach. Co prawda nie ma ona nic wspólnego z naukowym poglądem na Wszechświat, odnaleźć ją jednak można w kulturze popularnej, tym rezerwacie mitologii w naszych czasach.
Nie wiadomo na przykład, czy L. Frank Baum, pisząc
Czarodzieja z krainy Oz (wydane go po raz pierwszy w 1900 roku), sięgał po informacje dotyczące sakralnej kosmografii, niemniej opis krainy nad tęczą, do której cyklon przeniósł Dorothy Gale, pasuje doskonale do zasad mitycznej geografii i kosmicznego porządku, rządzących licznymi tradycyjnymi wizjami świata. Była to kraina o kształcie prostokąta, odizolowana od reszty świata pustynią o nazwie Wielkie Piaszczyste Pustkowie. Kraina Oz wraz ze Szmaragdowym Grodem znajdowała się dokładnie w środku, granicząc z każdej strony z czterema odrębnymi krajami. Na północy zamieszkiwali Gilikinowie, których ulubionym kolorem była purpura, południe zajmowali Kwadlingowie, wielbiciele czerwieni, na wschodzie leżał kraj Manczkinów, zwolenników błękitu, a kolorem Winków z zachodu był żółty.
Okazuje się, że również Walt Disney, opracowując topografię „najszczęśliwszego miejsca na ziemi”, dziwnym trafem posłużył się zasadami tradycyjnej kosmologii. Ulica Główna, serce Ameryki, prowadzi gości jak pępowina od bramy Disneylandu aż do „pępka” parku, gdzie stykają się granice jego czterech terytoriów: krainy Pogranicza, Przygód, Fantazji i Jutra. Dzielą one razem na ćwiartki kosmos wyobraźni Disneya, wiążąc teraźniejszość z przyszłością przez marzenia i poszukiwania.
Archaiczne struktury myślenia wciąż przejawiają się w naszym życiu, jeśli nawet nie potrafimy ich rozpoznać.
(...)
Szamani Czejenów i niebiańskie wilki
Prawdziwymi renegatami wiedzy ezoterycznej są ci, którzy działają poza systemem wierzeniowym, któremu owa wiedza służy. Tacy niepobożni oszuści, oferujący towar o wątpliwej wartości, pojawiają się oczywiście w każdej kulturze i w dowolnym momencie, jednakże samo posiadanie ezoterycznej wiedzy nie musi zawsze pociągać za sobą nadużywania związanych z nią przywilejów i władzy, wbrew temu, co można by wywnioskować z oglądania całonocnych programów informacyjno-reklamowych.
Kiedy szamani za pomocą rytuałów i mitów mobilizują swe społeczności, ich wyróżniona rola uzasadnia i wzmacnia wierzenia i zachowania służące utrzymaniu spójności i etnicznej tożsamości grupy. Dlatego też, choć ich wyjątkowe umiejętności i wiedza przysparzają im z reguły dobrej reputacji i korzyści materialnych, szamani działają przede wszystkim dla dobra ogółu, a nie w prywatnym interesie. Dobroczynne skutki obeznania z kosmicznymi mocami przyrody, z wiedzą astronomiczną włącznie, odczuwają oni jedynie dzięki służbie dla swych współplemieńców.
Właśnie taka szamanistyczna wiedza o niebie i wynikająca z niej koncepcja porządku kosmicznego była zaprzęgnięta do pracy na rzecz utrzymania jedności plemiennej w dorocznych obrzędach Czejenów z Dakoty. Znawca tego plemienia, antropolog Karl Schlesier, przebadał funkcje owego składnika ich obrzędowości w powiązaniu z teoriami o przybyciu proto-Czejenów na północne równiny w czasach prehistorycznych. W swojej książce
The Wolves o f Heaven - Cheyenne Shamanism, Ceremonies, and Prehistorie Origins tropił dzieje czejeńskich tradycji - a w szczególności rytuału dawania ziemi, który symbolicznie odtwarza stworzenie świata - aż do czasów około 500 roku p.n.e., kiedy to miało dojść do wyodrębnienia się ich kultury.
Przeprowadzona przez Schlesiera rekonstrukcja początków formowania się Czejenów, czy też Tsistsistów, jak sami siebie nazywają, odbiega od konwencjonalnych relacji historyków i archeologów o dziejach Wielkich Równin. Według dotychczasowych poglądów Czejenowie stosunkowo późno przybyli do tej krainy, ponieważ jeszcze w XVIII wieku mieszkali na wschód od rzeki Missouri, Oni sami wszakże uważają prerie Dakoty i Montany za swą najprawdziwszą ojczyznę, a o swoich przodkach powiadają, że przebywali w krainie położonej daleko na północ od terenów, na których stali się Tsistsistami.
Otóż Schlesier stara się dowieść, że ów wcześniejszy lud, który dopiero miał przemienić się w Tsistsistów, tworzyły grupy algonkińskich myśliwych, wędrujące po tajdze prehistorycznej Kanady. Badacz ten jest głęboko przekonany, że ów lud przechował liczne tradycje religijne i wyobrażenia kosmograficzne, które jego odlegli przodkowie przynieśli wraz z sobą z Syberii w czasach około 8000 roku p.n.e. Kiedy następnie owe algonkińskie grupy przesunęły się z Saskatchewan na południe, na terytorium Dakoty, zaczęły stopniowo łączyć się w jedno plemię, którego wierzenia i obrzędowość, odziedziczone po północnosyberyjskim szamanizmie, odróżniały je od innych mieszkańców Wielkich Równin i pozwoliły mu wyodrębnić się już jako Czejenowie.
W bliżej nie określonym czasie pomiędzy połową pierwszego tysiąclecia p.n.e. a wiekiem XVIII musieli oni wprawdzie wyemigrować do środkowo-zachodniej Minnesoty, ale Schlesier jest głęboko przekonany, że badania archeologiczne mogą ujawnić ślady ich wcześniejszego pobytu na preriach.
Budowa wszechświata według Czejenów pokrywa się z tym, co spotykaliśmy już w wielu tradycyjnych kulturach na całym świecie. My, tak samo jak oni, zamieszkujemy świat pośredni, którym jest powierzchnia ziemi, stanowiąca przejście pomiędzy niebem a światem dolnym. Ów dolny poziom zaczyna się pod trawiastymi równinami, „w głębi ziemi", gdzie kończą się korzenie drzew, natomiast Maheo, czyli Stwórca, zamieszkuje najwyższą strefę, zwaną „chatą błękitnego nieba". Stamtąd jego moc, która ożywia świat, promieniuje przez dziedziny Słońca, Księżyca i gwiazd, a następnie przez „przestrzeń bliskiego nieba” , gdzie znajdują się chmury, grzmoty i deszcze oraz fruwają wędrowne ptaki, by wreszcie dotrzeć do stałego gruntu, miejsca pobytu roślin, zwierząt i ludzi.
Szczyty gór sięgają do najwyższej strefy bliskiego nieba, stanowiącej królestwo powietrza, wiatru i tchnienia życia, a ponieważ ułatwiają one głębiom ziemi kontakt z bliskim niebem, są szczególnie uświęconymi miejscami na drodze mocy kosmicznej. W głąb ziemi sięgają natomiast jaskinie, na przykład takie, jakie służą za schronienie duchom zwierzęcym, oraz inne, w których szamani mogą nawiązywać kontakty z opiekuńczym i duchami-przewodnikam i wszystkich żywych stworzeń.
Terminologia tej sakralnej geografii wchodzi w skład tajemnego języka, znanego tylko szamanom i innym osobom zajmującym się odprawianiem rytuałów, i stanowi część szamańskiej wiedzy, umożliwiającej nadanie obrzędowo-magicznego charakteru polowaniu na bizony czy też rytuałom kosmicznej solidarności.
Według Schlesiera, z genezą Czejenów najściślej wiąże się Massaum, szamanistyczny rytuał plemienny, w którego ramach odgrywano akty stworzenia świata oraz powstania Tsistsistów jako odrębnego i niepodległego ludu. Uroczystość ta była w gruncie rzeczy podstawą do ukonstytuowania instytucji społecznych Czejenów, a jako symboliczne wyliczanie „artykułów plemiennej umowy zjednoczeniowej” była zarówno środkiem zapewnienia trwania ich społeczności, jak i jej uczczeniem.
W książce Schlesiera zrekonstruowany przebieg uroczystości Massaum został przedstawiony bardzo szczegółowo, tu jednak skupimy się wyłącznie na jej astronomicznych aspektach oraz obowiązkach, które spadały na szamanów. Pięciodniowe obchody rozpoczynały się po zwołaniu wszystkich grup Czejenów z obozowisk rozproszonych po całym ich łowieckim terytorium. Najpierw ścinano wysoką topolę, usuwano gałęzie, poza siedmioma u samego szczytu, i ustawiano ją pionowo pośrodku ceremonialnego obozu. Słup ten, symboliczna oś świata Czejenów, stanowił łącznik pomiędzy jego siedmioma strefami - głębią ziemi, czterema strefami świata pośredniego oraz dwoma poziomami niebios.
Stawianie słupa - zdjęcie z ok. 1900 roku
Schlesier dodaje, iż liczba siedem nawiązywała również do Siedmiu Braci z czejeńskiego mitu kosmologicznego, których identyfikuje z Plejadami. Jest to o tyle zastanawiające, że inne algonkińskie ludy Wielkich Równin także znają mit o siedmiu niebiańskich braciach, ale w ich roli występuje siedem gwiazd Wielkiego Wozu; Wielki Wóz jako konstelacja północnego nieba zazwyczaj wiązany jest z osią świata i północnym biegunem nieba, krąży bowiem wokół niego w stosunkowo niewielkiej odległości.
Po wzniesieniu centralnego słupa ustawiano wokół niego cztery dalsze na kierunkach pośrednich między kardynalnymi i przyginano je do środka, tworząc coś w rodzaju szkieletu tipi, o którego szczyt opierano 24 żerdzie, a następnie całą konstrukcję przykrywano, po zostawiając odsłonięty tylko dymnik, przez który wystawał centralny słup, czyli oś kosmiczna. Wokół niego we wnętrzu zdejmowano darń na tyle głęboko, by odsłonić dostęp do górnej powierzchni głębin ziemi, a dokładnie na wschód od słupa rozpalano małe ognisko.
Schlesier twierdzi, że budowla ta była chatą wilka. Wilk jest blisko związany z duchem rządzącym światem podziemnym, a także z duchem bliskiego nieba, i oczywiście jest on też drapieżnikiem, podobnie jak łowcy Czejenów. Potwierdzeniem sensu jego roli w obrzędzie Massaum może być mit o początkach Czejenów.
Wedle tej opowieści Mężczyzna Wilk i Stara Kobieta uratowali niegdyś życie szamanowi Motseyoef (Słodkie Lekarstwo) i jego towarzyszowi podróży. Wyruszyli oni bowiem na sakralne poszukiwania dla dobra swego ludu i w trakcie wędrówki dotarli do krain bardzo odległych od ich rodzinnych stron. Ponieważ zwierzęta w tym obcym kraju nie dawały się upolować, obaj młodzi mężczyźni cierpieli straszny głód, kiedy zaś skierowali się ku górskiemu szczytowi, by tam umrzeć, towarzysza szamana pochwycił ogromny wodny wąż z rogami. Na szczęście pojawili się właśnie Mężczyzna Wilk i Stara Kobieta i pomogli szamanowi wydostać przyjaciela z wężowych wód oraz zabić potwora.
Następnie wszyscy czworo udali się do chaty Mężczyzny Wilka, gdzie ofiara napaści wielkiego węża została uleczona dzięki rytualnej parówce w łaźni. Opiekuńcze duchy odkarmiły obu wędrowców, a następnie pokazały im zwierzęta w czterech świętych kierunkach i odprawiły w drogę powrotną w towarzystwie córki Mężczyzny Wilka, pięknej młodej kobiety, która została później żoną młodzieńca, pochwyconego przez węża. Ta żółtowłosa kobieta była ludzkim wcieleniem ducha bizona, prawdopodobnie więc stanowi prototyp Kobiety Białej Krowy Bizona, którą spotkaliśmy już wcześniej, w rozdziale pierwszym, podczas naszej podróży do centrum świata.
Kiedy stwórca Maheo podarował Tsistsistom, czyli Czejenom, przestwory północnoamerykańskich prerii, jego dar obejmował również zwierzynę łowną, która zgodziła się służyć im za pożywienie. Bizon, jedno z najważniejszych zwierząt w kulturze Czejenów, był potężnym duchem i głównym symbolem ich szamanistycznych rytuałów. Czaszka bizona w chacie, wznoszonej na święto Massaum, symbolizowała wnętrze ziemi, które było wielkim rezerwuarem potencji życiowej. W darze od duchów-opiekunów zwierzyny na pół-nocnych równinach Żółtowłosa Kobieta przyniosła Tsistsistom-Czejenom prawo do życia na prerii i polowania na bizony. Dzięki swemu pochodzeniu od Mężczyzny Wilka, który był zarazem duchem gromu, i Starej Kobiety, będącej duchem ziemi, nadała ona Czejenom tożsamość kulturową, gdyż przez jej małżeństwo stali się oni krewniakami duchów i weszli w bliski związek z ziemią i zwie-rzętami. Niestety, Żółtowłosa Kobieta nie zdołała dostatecznie znieczulić swego serca, by nie współczuć każdemu bizoniemu cielęciu, przyno-szonemu przez Czejenów do obozowiska, toteż zgodnie z umową zawartą ze swymi nadnatural-nymi rodzicami musiała po ośmiu latach powrócić do Mężczyzny Wilka i Starej Kobiety.
Długość jej pobytu wśród Czejenów jest bardzo in-teresująca, albowiem z prostego zliczenia miesięcy synodycznych wynika, że właśnie po ośmiu la-tach uzyskuje się stosunkowo dobrą zgodność fa-zy Księżyca z porą roku słonecznego; osiem lat trwa również cykl konfiguracji Wenus. Nie mamy wprawdzie żadnych dowodów zainteresowania Czejenów takim i zbieżnościami zjawisk niebies-kich, ale znaczące jest samo wzmiankowanie ośmiu lat.
Odejście Żółtowłosej Kobiety postawiło porozumienie Czejenów z duchami pod znakiem zapytania i dlatego też szaman, który pomógł ją do nich sprowadzić, zdecydował się powrócić na Niedźwiedzi Pagórek u północno-wschodniego krańca Czarnych Wzgórz w południowej Dakocie, gdzie według czejeńskiej sakralnej geografii miała znajdować się chata Mężczyzny Wilka i Starej Kobiety i gdzie Żółtowłosa Kobieta została oddana swemu ludzkiemu małżonkowi.
Tam właśnie, w towarzystwie kilku członków swego plemienia, szaman odprawił obrzęd Massaum, stanowiący uroczyste odtworzenie i upamiętnienie czasów, gdy świat po raz pierwszy został podarowany Czejenom. Aby móc zawrzeć jakąkolwiek umowę z duchami, niezbędne jest poczucie tożsamości i kulturowej jedności, a zatem uroczystość Massaum była swego rodzaju podpisem pod tekstem kontraktu. Odprawiając ją, Czejenowie za każdym razem dokonywali samookreślenia siebie i własnych aspiracji, a ponieważ sam obrzęd był wyrazem ich kulturowej tożsamości, służył on wzmocnieniu więzów społecznych i trwałości kultury. To zresztą w istocie jest podstawową funkcją każdego sakralnego rytuału, który jako odzwierciedlenie wspólnego światopoglądu przyczynia się do wzmocnienia spójności społeczeństwa.
Pod koniec pierwszego dnia obrzędu Massaum struktura chaty wilka stanowiła więc obraz porządku kosmicznego, był to jednak kosmos w stanie oczekiwania, albowiem nadal pozostawał pusty i musiał go dopiero ożywić sam Stwórca Maheo. Drugiego dnia zatem do chaty wchodził samotnie szaman, siadał po zachodniej stronie drzewa-osi świata i rozpoczynał symboliczne czynności, pozwalające mu wcielić się w Maheo. Najpierw odciskał w odsłoniętej ziemi ślad prawego kciuka, dając tym samym własną ręką początek światu przez uczynienie znaku środka, po czym w podobny sposób oznaczał cztery kierunki pośrednie, znacząc kciukiem cztery dołki w odległości równej mniej więcej szerokości dłoni od dołka centralnego. Następnie przesypywał ziemię, wyciśniętą ze środka, do czterech dołków kierunkowych, a na powierzchni gruntu kreślił białym pyłem gipsowym ramiona krzyża, przecinające się w środkowym dołku i wskazujące kierunki kardynalne.
Małe kopczyki, które utworzyły się na kierunkach pośrednich, szaman posypywał sproszkowanym i pigmentami - czerwonym leżące na południowym wschodzie i południowym zachodzie, a czarnym te północne - każdy z nich bowiem symbolizował świętą górę jednego z czterech opiekuńczych duchów naroży świata. Po wyjściu na zewnątrz szaman, w dalszym ciągu występujący w roli Stwórcy, malował na pokryciu chaty czerwone koło i niebiesko-czarny półksiężyc Jako symbole duchów Słońca i Księżyca, a następnie wykonywał jeszcze wiele innych rysunków, wieszając ponadto w istotnych punktach pęczki bylicy. Dokonując tych i jeszcze innych rytualnych czynności, szaman symbolicznie stwarzał na nowo cały wszechświat. W tym czasie przygotowywał on również czaszkę bizona, zatykając jej oczodoły i nozdrza pęczkami związanej trawy i malując na niej różne linie i barwne plamy, oznaczające dzień, noc, ziemię, Słońce, Księżyc oraz „niebieską gwiazdę".
Odprawiający Massaum szaman naśladował w tych czynnościach Motseyoefa - mitycznego pierwszego szamana, który zainaugurował ten obyczaj - i odtwarzał postać Stworzyciela Maheo. Rzeczywista odpowiedzialność za organizację całego obrzędu spa dała jednak na barki odtwórczyni roli Żółtowłosej Kobiety. To ona pomagała wybrać i wyszkolić uczestników rytuału, naradzała się z mistrzami ceremonii i ustalała miejsce całej uroczystości; ona też na drugi dzień w nosiła do chaty pomalowaną bizonią czaszkę i układała ją na ziemi po zachodniej stronie.
W dalszym ciągu uroczystości do chały wkraczały trzy osoby od grywające role duchów. Pierwsza z nich przybrana była w skórę rudego samca wilka, druga nosiła skórę białej wilczycy, przyozdobioną czubkami bizonich rogów i naszytym z tyłu pasem bizoniej skóry z włosami, trzecia zaś miała na sobie skórę preriowego lisa, częściowo pomalowaną na żółto. Każdy z tych duchów był niebiańskim strażnikiem zwierzyny i każdy miał przydzieloną sobie gwiazdę. Rudy wilk reprezentował zatem zarówno Mężczyznę Wilka, jak i czerwoną gwiazdę Aldebaran, Stara Kobieta, występująca tu pod postacią białej wilczycy, była zarazem białą gwiazdą Syriuszem, natomiast Źółtowłosa Kobieta, która zjawiała się jako lis, na niebie występowała pod postacią Rigela, zwanego przez Czejenów gwiazdą niebieską. Widoczność niebieskiej gwiazdy decydowała o wyborze term inu obrzędu Massaum przez biegłych w astronom ii szam a nów, ponieważ piątego, ostatniego dnia tego święta, tuż przed świtem wypatrywali oni na niebie je j ponownego pojawienia się nad horyzontem. Aktorzy, grający role duchów-gwiazd, odtwarzali scenę polowania z udziałem większej liczby statystów, przebranych za zwierzęta, które były przepędzane rytualnym korytarzem do świętej zagrody, gdzie je symbolicznie zabijano.
Podczas każdej ceremonii Massaum świat wraz ze zwierzętami był ponownie dawany Czejenom; by jednak go dać, należało najpierw stworzyć, co osiągano za pomocą charakterystycznych składników architektury kosmicznej, takich jak oś świata, miejsce początku oraz kierunki kardynalne i pośrednie. Dopiero wtedy wszechświat ożywał i był również w stanie zapewnić przeżycie ludzkim Istotom dzięki usankcjonowanym dorocznym łowom, których terminem i przebiegiem kierowały gwiazdy.
Schlesier uważa, iż rytualnym sezonem łowieckim starożytnych Tslstsistów rządziły te same trzy gwiazdy, które grają główne role w micie o kulturowych początkach Czejenów i rekapitulującym je obrzędzie. Sezon ten zaczynał się w czerwcu, w czasie letniego przesilenia, w momencie pierwszej porannej widoczności Aldebarana, a kończył się mniej więcej po 56 dniach, w połowie sierpnia, wraz z takim samym wschodem Syriusza. Co więcej, 28 dni po powrocie Aldebarana na nocne niebo, a zarazem 28 dni przed powrotem Syriusza, w trzecim tygodniu czerwca, następuje heliakalny wschód Rigela, wyznaczający termin zakończenia obrzędu Massaum, a symbolika tej niebieskiej gwiazdy rzeczywiście odgrywa w nim ważną rolę, przejawiając się w malowidłach na czaszce bizona, na twarzach dziewięciu uczestników uroczystości oraz w niebieskich liniach, wymalowanych na twarzy aktora w lisiej skórze.
Karl Schlesier nie pominął również wyników astronomicznych badań kamiennych konstrukcji, zwanych magicznymi kręgami (medicine wheels). Badania takie robił w siedemdziesiątych latach XX wieku John A. Eddy, który wykrył orientację na wschód Słońca w dniu letniego przesilenia w kręgu Bighorn, położonym wysoko ponad granicą lasu na Magicznej Górze (Medicine Mt.) w pobliżu miejscowości Sheridan w stanie Wyoming, a następnie stwierdził, że linie przeprowadzone między kopcem na zachodnim skraju kręgu a trzema innymi kopcami, leżącymi po jego północnej, wschodniej i południowo-wschodniej stronie, wskazują wschody odpowiednio: Aldebarana, Rigela i Syriusza.
Położony około 2893 m n.p.m. magiczny krąg Bighorn jest wolny od śniegu tylko przez mniej więcej dwa miesiące lata, którego początek, środek i koniec wyznaczają hellakalne wschody Aldebarana, Rigela i Syriusza. Te same trzy gwiazdy odgrywały ważną rolę w święcie Massaum u Czejenów, toteż niektórzy badacze sądzą, że w kręgu Bighorn szamani przywoływali na ziemię niebiańskie duchy.
Podobny zestaw orientacji gwiezdnych łącznie z linią solstycyjną stwierdzono również w kręgu na Moose Mountain (Łosiowa Góra), leżącym w południowej części kanadyjskiej prowincji Saskatchewan. Wiek kręgu Bighorn nie został ustalony, ale prawdopodobnie nie ma on więcej niż paręset lat, natomiast krąg z Moose Mountain datowany jest na V wiek p.n.e.
Wiedząc o istnieniu jeszcze ponad 130 podobnych magicznych kręgów, w większości na obszarze Wielkich Równin, Eddy i inni uczeni postanowili przebadać ich możliwe związki z obrzędowością Indian prerii. W rezultacie otrzymano wiele rozmaitych interpretacji, wśród których jednak często powtarzało się domniemanie, iż krąg Bighorn, z jego solstycyjną orientacją i 28 „szprychami” (prawdopodobnie z początku było ich 27), może być symbolicznym obrazem chaty.
Wiele z tych plemion wznosi takie chaty w celu odprawienia obrzędu Tańca Słońca, związanego z pełnią Księżyca w okresie letniego przesilenia. Czejenowie nazywają go Oxheheom, czyli uroczystość Nowego Życia, gdyż wiąże się ona z odnową świata.
Na podstawie danych, uzyskanych do 1990 roku z badań wszystkich 135 znanych magicznych kręgów, kanadyjski astronom David Vogt stwierdził, że nie stanowią one spójnego zbioru obiektów wykazujących wspólne cechy strukturalne, które pozwalałyby na wyciąganie jakichkolwiek sensownych wniosków. Być może niektóre konstrukcje kamienne, takie jak kręgi z Moose Mountain i Bighorn, rzeczywiście odzwierciedlają astronomiczne zainteresowania ich twórców, nie da się jednak tego powiedzieć z całkowitą pewnością. Mimo to Vogt uznał, że większość kręgów była świadomie orientowana w celach ceremonialnych lub symbolicznych. Zdecydowanie jednak odrzucił hipotezę, by mogły one służyć do obserwacji astronomicznych w celach kalendarzowych.
Z całego katalogu magicznych kręgów Schlesier do swych celów ostrożnie wybrał tylko kręgi Bighorn i Moose Mountain, włączając je w obręb obrzędu Massaum, gdyż według niego są one tym, co Czejenowie nazywają oxzemeo, czyli kręgami duchów wykonanymi z kamieni. Co więcej, jako obiekty położone na górskich szczytach są one skierowane ku niebu, szamani mogli więc poprzez nie sprowadzać na ziemię opiekuńcze duchy niebiańskie.
Kręgi te, jako dzieło rąk ludzkich, mogły być też dobitnym potwierdzeniem praw ich budowniczych do danego terytorium, czyli pełnić funkcję podobną do obrzędu Massaum - dla Schlesiera zatem jest to argument, oprócz orientacji gwiezdnych, aby łączyć je z pojawieniem się Tsistsistów na tych ziemiach. Jednocześnie jednak odrzuca on orientację solstycyjną, ponieważ uważa, iż wiąże się ona z obrzędem Oxheheom i jako taka nie ma nic wspólnego z formowaniem się kultury Tsistsistów.
Rzeczywiście, orientacje prehistorycznych obiektów są z natury rzeczy tylko przybliżone, a ich interpretacja zazwyczaj bywa dość problematyczna, nic więc dziwnego, że i realność linii solstycyjnej w kręgu na Moose Mountain była przedmiotem poważnej krytyki. Chodzi o to, że linia ta, przebiegająca pomiędzy południowo-zachodnim kopcem (domniemanym punktem obserwacyjnym) a kopcem centralnym (celownikiem), jest wprawdzie prawidłowo zorientowana, jednakże obserwator z powodu wysokości centralnego kopca oraz nachylenia stoku nie mógłby dostrzec w tym kierunku pierwszych promieni Słońca, które staje się dla niego widoczne dopiero na prawo od centrum, a więc znacznie w bok od linii.
Oczywiście, nie musi to mieć większego znaczenia, jeżeli linia ta spełniała jedynie symboliczną, a nie obserwacyjną funkcję. Niezależnie jednak od tego, czy Słońce nad Moose Mountain wschodzi w dniu letniego przesilenia na wyznaczonym kierunku, czy też nie, sytuacja w kręgu Bighorn przedstawia się zupełnie inaczej. Konstrukcja tego kręgu podkreśla szczególnie mocno orientację solstycyjną, ponieważ rozpoczynający tę linię kopczyk jako jedyny leży na zewnątrz jego obwodu, a wybiegająca z niego linia („szprycha”) kieruje wzrok ku północno-wschodniem u horyzontowi. Ponadto krąg Bighorn ma kształt spłaszczonego koła, którego oś symetrii dokładnie pokrywa się z przebiegiem linii solstycyjnej.
Oczywiście, nic nam nie wiadomo, by jakikolwiek magiczny krąg był dziełem przodków historycznych Czejenów. Jeżeli jednak przyjmiemy punkt widzenia Schlesiera i uznamy je za dowody pobytu Tsistsistów na preriach - co jest bardziej prawdopodobne w wypad ku kręgu z Moose Mountain, jako położonego w pobliżu terenów zamieszkiwanych przez prehistorycznych Algonkinów - to nie widać powodów do odrzucania orientacji solstycyjnych. Bądź co bądź, w obiekcie, którego przeznaczeniem była ochrona interesów plemiennych, mogło się znaleźć więcej niż jedno odniesienie do niebiańskich mocy.
Nie można wykluczyć, że przodkowie Czejenów istotnie sprowadzali niebiańską moc na ziemię w magicznych kręgach i że naprawdę traktowali Niedźwiedzie Wzgórze jako duchowe centrum swego kosmosu, skąd ich plemię wzięło początek. Niemniej, jako koczowniczy myśliwi, wędrujący w ślad za stadami bizonów i Innej zwierzyny, Czejenowie środek świata zabierali ze swym dobytkiem, by odpakować go za każdym razem, gdy należało odprawić Massaum. Czynili to dla nich szamani, którzy od najdawniejszych czasów oddawali specyficzne umiejętności oraz ezoteryczną wiedzę o kosmosie i gwiazdach na służbę swojemu ludowi.
*